Reklama
  • WIADOMOŚCI
  • OPINIA
  • KOMENTARZ
  • ANALIZA

Ile mamy czasu do wojny z Rosją? [OPINIA]

Koniec roku może budzić wiele optymistycznych scenariuszy rozwoju sytuacji w Europie związanych z negocjacjami pokojowymi wokół rosyjskiej agresji na Ukrainę. Jednakże nadal odpowiednim pytaniem pozostaje, na ile Władimir Putin czy jego następcy zaakceptują długookresowy „pokój” z Zachodem. Dlatego też właśnie na zakończenie 2025 r. i początek 2026 r. Adam Jawor i Jacek Raubo zastanawiają się nad możliwościami dalszych agresji rosyjskich w obrębie przestrzeni europejskiej.

Drony szkolenie NATO
Zdjęcie ilustracyjne. Nowe technologie wykorzystywane na Ukrainie przeobrażają również procesy szkoleniowe w innych państwach.
Autor. NATO, nato.int
Reklama

Kontekst strategiczny i horyzont czasowy potencjalnej wojny Rosja–NATO

Adam Jawor zauważa, że jak pisze Johanna Urbancik, powołując się na wspólne oceny zagrożeń w NATO, niemiecki Inspektor Generalny Bundeswehry Carsten Breuer wskazuje, że Rosja może być militarnie gotowa do ataku na państwo NATO około 2029 r., a niemieckie siły zbrojne mają być „zdolne do wojny” właśnie do tego roku (Ready for war in 2029: Is a Russian attack on NATO a real possibility?, 03.12.2025). Podobnego zdania jest Simon Saradzhyan – wiele służb i ekspertów NATO umieszcza potencjalną gotowość Rosji do ataku na sojusz w przedziale 2027–2032, przy czym Breuer w jego tekście także pojawia się jako jeden z tych, którzy mówią o roku 2029 jako najwcześniejszym terminie (Would Russia Attack NATO and, If So, When?, 05.06.2025).

Z kolei jak zauważa Arne O. Holm, większość „wojskowych i politycznych” analiz wskazuje lata 2028–2029 jako okres, kiedy Rosja może być zdolna do rozszerzenia wojny w Europie; jednocześnie NATO zakłada, że będzie w pełni gotowe dopiero w tym samym czasie (Arne O. Holm says Why November 2028 is Crucial for Europe’s Security, 01.12.2025). Z rosyjskiej strony, jak piszą Florence Gaub i Andrew Monaghan, minister obrony Andriej Biełousow stwierdził w grudniu 2024 r., że siły zbrojne muszą być gotowe na możliwą wojnę z „NATO w Europie w ciągu następnej dekady”, a Władimir Putin łączy obecne zmiany ładu światowego z „łańcuchem intensywnych lokalnych konfliktów” (How Russia sees the next war, 28.10.2025). W efekcie – jak podsumowują Gaub i Monaghan – zarówno Zachód, jak i Moskwa zakładają możliwość wojny w ciągu najbliższych 10 lat (How Russia sees the next war, 28.10.2025).

Jacek Raubo dodaje, że nie można zapominać, iż wszelkie analizy tego rodzaju – co do możliwości strony rosyjskiej – są dostępne również dla strony rosyjskiej. Powoduje to, że tamtejsi analitycy oraz stratedzy mogą jednak doradzać wykorzystanie elementu zaskoczenia, jeszcze przed dojściem do umownego punktu krytycznego w sferze zbrojeń. Szczególnie że największym zagrożeniem dla nas jest obecna nieprzejrzystość procesów decyzyjnych w Rosji. Mówiąc dokładniej, nie możemy zakładać, że cykl wywiadowczy (informacyjny) nie jest zaburzony po stronie rosyjskich służb specjalnych. Co więcej, należy również zachować ostrożność względem procesów wewnątrz samej wierchuszki rosyjskich elit polityczno-wojskowych. Nie wspominając nawet o tym, na ile stabilne są emocjonalnie poszczególne osoby odpowiadające za decyzje.

Szczególnie, gdy mowa o pewnego rodzaju osłabieniu wpływów i pozycji części z nich, przede wszystkim pod kątem nieumiejętnego prowadzenia zbrojnej agresji na Ukrainę po 2022 r. Historia wojen udowadniała wiele razy, że nie zawsze konflikty zbrojne rozpoczynały się zgodnie z symulacją osiągnięcia wszystkich zdolności przez państwo agresora, pod kątem takich indykatorów jak zdolności produkcyjne, stany osobowe wojsk, zapasy i rezerwy materiałowo-sprzętowe itp. Dlatego też, konkretne daty wysuwane obecnie przez analityków i dowódców są pewnego rodzaju punktami odniesienia i sprawują dwojaką rolę. Raz, pozwalają wykazać zdolność do obserwacji potencjalnego przeciwnika i sygnalizują mu, że dokonywane są zmiany w zakresie odstraszania i obrony po naszej stronie. Dwa, jest to sygnał do wewnątrz w ramach strategicznego komunikowania się ze społeczeństwami. W tym ostatnim przypadku należy bowiem pamiętać, że w przypadku tego rodzaju zagrożeń militarnych niezbędne są inwestycje długookresowe, których nie można wykonać, bazując jedynie na mocnej, skrajnej emocji, np. strachu. Raczej mowa jest o stworzeniu refleksji strategicznej, pozwalającej na akceptację nawet skrajnych scenariuszy, przy niezbędnym przygotowaniu się do tego. Zauważmy, że podobne szacunki od wielu lat są widoczne względem sytuacji w Indo-Pacyfiku, na czele z możliwością wybuchu konfliktu zbrojnego o Tajwan.

Obaj analitycy zauważają, że istnieją pewne główne kierunki potencjalnego uderzenia Rosji na NATO. Są nimi: Bałtyk i północna flanka NATO, ale także chociażby Arktyka.

Reklama

Bałtyk i północna flanka – „słaby punkt" sojuszu

Adam Jawor wskazuje, że Florence Gaub i Andrew Monaghan, w ponad 35 oficjalnych zachodnich deklaracjach i scenariuszach przyszłego konfliktu z Rosją jako najbardziej prawdopodobny teatr wojny wskazują inwazję na państwa bałtyckie do 2030 r., często z użyciem coraz większej liczby dronów (How Russia sees the next war, 28.10.2025). Stefan Hedlund opisuje konkretną rosyjską rozbudowę sił przy granicy z Finlandią – nowe garnizony Lupche-Savino i Sapyornoye, planowany nowy korpus armijny w Karelii oraz perspektywę zwiększenia liczby żołnierzy w Leningradzkim Okręgu Wojskowym z ok. 30 000 do nawet 100 000, w tym z kilkuset czołgami (Baltic security: Keeping an eye on the Kremlin, 30.07.2025).

Według Hedlunda oznacza to, że Rosja jest w stanie równocześnie prowadzić wojnę na Ukrainie i wzmacniać potencjał na północnej flance NATO (Baltic security: Keeping an eye on the Kremlin, 30.07.2025). Opisuje on również serię incydentów na Morzu Bałtyckim: rosyjsko-powiązane statki Eagle S i Vezhen, które „przypadkowo” przecinają podmorskie kable łączące Finlandię z Estonią oraz Szwecję z Łotwą, a także przelot rosyjskiego Su-35 naruszającego przestrzeń powietrzną Estonii (Baltic security: Keeping an eye on the Kremlin, 30.07.2025). Według autora jest to świadome testowanie odporności państw NATO i przygotowanie do większych prowokacji, które mogą obejmować działania przeciwko infrastrukturze, cyberataki i użycie „zielonych ludzików” we współpracy z lokalnymi sympatykami (Baltic security: Keeping an eye on the Kremlin, 30.07.2025). The Week, podsumowując szereg źródeł, wskazuje z kolei, że niemiecki szef obrony gen. Breuer uważa przesmyk suwalski za najbardziej „wrażliwy” obszar, który mógłby stać się miejscem rosyjskiego ataku na państwo bałtyckie, potencjalnie prowadzącego do większej wojny z USA (Russia vs. Nato: who would win in a war?, 03.12.2025).

Jacek Raubo podkreśla przy tym, że rzeczywiście położenie strategiczne Litwy, Łotwy i Estonii poprawiło się wraz z rozszerzeniem NATO na Finlandię oraz Szwecję. Jednakże nie można traktować obecnie w sposób nonszalancki Bałtyku i tego obszaru w roli tzw. natowskiego jeziora. Przede wszystkim, nadal zasoby wojskowe w państwach nadbałtyckich i kontyngentów sił innych państw NATO są niewystarczające względem możliwości sił rosyjskich (wspieranych potencjalnie przez Białoruś) stojących umownie po drugiej stronie granicy. Co więcej, Finlandia ma ponad tysiąckilometrową granicę z Rosją, która może być podatna na wszelkiego rodzaju działania dywersyjne i nie tylko. Obecnie dopiero trwa zwiększanie zdolności innych państw NATO do prowadzenia operacji we współpracy z Finami w tym trudnym obszarze (zarówno dla ludzi, procedur, jak i sprzętu).

Co ważne, należy zgodzić się z tym, iż niejako od Norwegii do Litwy (a nawet w mniejszym stopniu również Polski) najbardziej wymagające mogą być scenariusze nie tyle pełnoskalowych inwazji, co raczej działań poniżej progu wojny. Dlatego tak ważne są wszelkie manewry i ćwiczenia zakładające np. scenariusze odbijania lotnisk/portów lotniczych, portów morskich (w tym promowych), walki w miastach (szczególnie tych istotnych z racji położenia granicznego, ale też jako miejsca koncentracji procesów decyzyjnych w skali państw lub regionów). Najważniejszym byłoby dla Rosji podważenie znaczenia reakcji państw NATO, wysoce umownie nazywanego działaniem w ramach Art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego. Nawet umowne kilka kilometrów kwadratowych okupowanego/przejętego przez prorosyjskie siły (w stylu agresji na Ukrainę z 2014-15) może mieć kolosalne znaczenie dla przyszłości NATO. Co najważniejsze, strona rosyjska ma jeszcze zdolność do skrycia się za gardą odstraszania jądrowego i negocjowania z tej właśnie pozycji. Trzeba więc zaznaczyć, że nie ma przestrzeni na rozluźnienie w sensie postrzegania zagrożeń w obrębie Bałtyku. Co ważne, Morze Czarne jest dziś stabilizowane przez Turcję, którą Rosjanie postrzegają na innych zasadach niż państwa leżące nad Bałtykiem. To jeszcze bardziej może sprzyjać woli dokonania próby sił na tym akwenie.

Reklama

Arktyka i północno-zachodnia Rosja

Adam Jawor podkreśla, że jak podaje Vladimir Marakhonov, po przystąpieniu Finlandii i Szwecji do NATO oraz zawarciu przez kraje nordyckie umów o współpracy obronnej z USA, Amerykanie uzyskali dostęp do 47 baz w regionie, m.in. w fińskim Ivalo – ok. 40 km od granicy z Rosją i poniżej 200 km od Murmańska (The looming missile crisis in the Arctic, 04.12.2025). Autor wskazuje, że umożliwia to szybkie rozmieszczenie rakiet krótkiego zasięgu (np. ATACMS/PrSM), które mogłyby zagrozić bazom Floty Północnej i strategicznym okrętom podwodnym na Półwyspie Kolskim (The looming missile crisis in the Arctic, 04.12.2025). Jego zdaniem rozmieszczenie takich systemów może doprowadzić do kryzysu porównywalnego z kubańskim, tym razem w Arktyce, i podnieść ryzyko bezpośredniej konfrontacji NATO–Rosja (The looming missile crisis in the Arctic, 04.12.2025).

Jacek Raubo dodaje, że rzeczywiście dziś Arktyka nie powinna być zapomniana z racji wydarzeń mających miejsce na Ukrainie. Przede wszystkim dlatego, że NATO i USA są coraz bardziej asertywne w swych działaniach w tym regionie. Rosja rozumie, że nie jest już w stanie narzucać swoich zasad na bazie zastraszania i militaryzacji regionu. Co więcej, np. zmiany w obrębie amerykańskich zdolności wojskowych w Arktyce są aż nadto widoczne i zmieniają zasady dotychczasowej gry między mocarstwami.

Możliwe więc, że słabnąca pozycja strony rosyjskiej spowoduje, że będą oni chcieli wykonać działania niejako wyprzedzające – z racji nadal istniejących elementów przewago-twórczych, ale także zaskoczenia. Co więcej, Arktyka jest ważna dla Amerykanów, Brytyjczyków, państw nordyckich, ale też wielu innych państw NATO. I generuje również pytania o rolę Chińskiej Republiki Ludowej w tej przestrzeni. Możliwość odpowiedniego rozegrania „nowego kryzysu kubańskiego” właśnie w przestrzeni arktycznej może stanowić łakomy kąsek dla władz na Kremlu, pozwalając na ugruntowanie pozycji (jeśli nie dominującej, to przynajmniej ograniczając ilość innych podmiotów i ich władztwo) i realizację przynajmniej części swojej agendy regionalnej (szczególnie względem USA, ale także i ChRL). Możliwym byłoby np. próbowanie dokonania erozji roli części państw europejskich w oparciu o dążenie do stworzenia relacji z USA lub USA i ChRL.

W tym, miejscu należy zastanowić się w pewnej skróconej i uproszczonej formule jak Rosja mogłaby walczyć z NATO. Potencjalny agresor ma bowiem obecnie dostęp do dość dużego wachlarza możliwości, nawet jeśli weźmie się pod uwagę ograniczenia wynikłe ze strat poniesionych na Ukrainie.

Reklama

Krótkie, intensywne uderzenie i „fait accompli"

Adam Jawor zauważa, że Fabian Hoffmann, cytowany w analizie periodyku Foreign Policy, opisuje scenariusz, w którym Rosja przeprowadza ograniczone uderzenie lądowe na „słaby punkt” NATO (np. państwa bałtyckie), równolegle:

  • wykonuje głębokie uderzenia rakietowe i dronowe na zaplecze logistyczne i infrastrukturę krytyczną NATO,
  • prowadzi intensywną kampanię informacyjną,
  • używa groźby eskalacji nuklearnej, by zmusić Zachód do szybkiego zawieszenia broni na warunkach Moskwy (How Russia Might Attack, 23.06.2025).

Jak podkreśla, założeniem takiego planu jest krótka kampania wysokiej intensywności, w której Rosja stara się narzucić fakt dokonany i uniemożliwić NATO odzyskanie inicjatywy (How Russia Might Attack, 23.06.2025). Także The Week przytacza podobne rozważania: możliwy atak na państwa bałtyckie mógłby nie obejmować ani jednego czołgu, lecz polegać na komunikacyjnych blackoutach, atakach dronów na infrastrukturę oraz pojawieniu się konwojów uzbrojonych ludzi bez oznaczeń – tak, że Estonia, Łotwa i Litwa „mogłyby się obudzić jako część Rosji” (Russia vs. Nato: who would win in a war?, 03.12.2025).

Zaś Jacek Raubo dodaje, że rzeczywiście ograniczone uderzenie może być wymagające dla NATO, ale także poszczególnych państw członkowskich. Nie musimy mieć dostępu do wielu indykatorów przygotowań do działań lub będą one zakamuflowane naturalnymi przygotowaniami wojskowymi. Pamiętając, że właśnie dlatego każde rosyjskie (rosyjsko-białoruskie) ćwiczenia oraz manewry znajdują się zawsze w orbicie szczegółowej obserwacji środkami ISR, a także coraz częściej stosuje się inne narzędzia w postaci np. własnych manewrów wojskowych i sprawdzeń gotowości bojowej. Przy czym ten model działania wobec państw nadbałtyckich zakłada ich ograniczoną przestrzeń terytorialną, a także np. skoncentrowanie szeregu procesów decyzyjnych w jednym, dwóch kluczowych miastach. Innym wątkiem jest kwestia relatywnie małej ludności tych państw, a więc istnieje zdolność do wysłania sił rosyjskich nie tylko zdolnych do porażenia sił zbrojnych obrońców, ale także prowadzenia „zaczystek” na obszarach okupowanych. Nie ma więc zdolności do manewrowania, a także szybkiej ewakuacji części zasobów i ich odtworzenia w innym miejscu. A to było przecież jednym z najważniejszych atutów strony ukraińskiej.

Tego rodzaju model jest więc wysoce niebezpieczny dla Litwy, Łotwy i Estonii, a w mniejszym stopniu dla chociażby Finlandii. Przy czym, szef wywiadu estońskiego w wywiadzie dla ERR podkreślił, że obecnie nie ma żadnych przesłanek wskazujących na to, że Rosja zamierza zaatakować którekolwiek z państw bałtyckich lub szerzej NATO. Dodając jednocześnie, że Estonia musi zadbać o to, aby sytuacja się nie zmieniła (za Epp Ehand, Estonia’s spy chief: Russia not planning to attack a Baltic country at this time, ERR.ee, 29.12.2025).

Reklama

Wojna rakietowo-dronowa i lekcje z Ukrainy

Adam Jawor zauważa, że Mitchell A. Sobieski, streszczając ocenę ISW, podaje, że Rosja planuje do 2028 r. znacząco zwiększyć produkcję czołgów T-90M/M2 i zmodernizować duży park T-72, przy jednoczesnym ograniczaniu użycia czołgów na froncie i szerszym wykorzystaniu lżejszych formacji oraz dronów (Russia outlines plan to rebuild its armored forces in preparation for large-scale war with NATO, 04.12.2025). Według ISW, na które powołuje się Sobieski, Rosja stara się prowadzić operacje bez masowych zgrupowań pancernych i bez pełnej przewagi w powietrzu, zastępując te atuty zmasowanym użyciem pocisków, dronów i walki elektronicznej do uderzeń w głębokie zaplecze przeciwnika (Russia outlines plan to rebuild its armored forces in preparation for large-scale war with NATO, 04.12.2025). Natomiast Elena Davlikanova i Jewhenii Malik zwracają uwagę, że Rosja w przyszłym konflikcie z NATO prawdopodobnie nie będzie dążyła do klasycznej wojny konwencjonalnej, lecz do kombinacji ograniczonych działań lądowych, ataków dronowo-rakietowych i hybrydowych operacji przeciwko infrastrukturze krytycznej (NATO is unprepared for the growing threat posed by Putin’s Russia, 21.07.2025).

Jacek Raubo zauważa, że Rosjanie po latach walk na Ukrainie poznali swoje słabości w przestrzeni operacyjnej i taktycznej. Konflikt zbrojny planowany przez nich z użyciem większych zasobów sił konwencjonalnych musi zakładać sięgnięcie po tamtejsze lessons learned (wynikłe z obserwacji poszczególnych dowódców lub instytucjonalne). Można oczywiście mieć wątpliwości co jakości implementacji wniosków, jakości kształcenia w oparciu o nie, a także jeśli chodzi o jakość zasobów ludzkich. Jednego można być pewnym, przygotowanie Rosji będzie o wiele mniej „optymistyczne” niż przed 2022 r., a więc należy spodziewać się szukania słabości w zdolnościach obronnych państw NATO a nie próby narzucenia im własnych zasad prowadzenia działań, zgodnie z podręcznikami sprzed 2022 r. Tutaj rzeczywiście narzuca się wizja prób wykorzystania przewag ilościowych w nowych systemach bezzałogowych, WRE, ale też używania działań grup dywersyjno-sabotażowych.

Szczególnie, że dość mocno Zachód cały czas akcentuje swoje braki w zakresie zdolności do masowego przerzutu wojsk, a także radzenia sobie z presją dronową lub dronowo-rakietową wobec własnych miast. Pytaniem otwartym pozostaje w tym zakresie zdolność obywateli do wytrzymania tego rodzaju kampanii paraliżujących ich normalne bytowanie, gdyby porażone zostały zasoby infrastruktury krytycznej. W Europie toczy się również cały czas dyskusja o skali akceptacji strat osobowych we własnych siłach zbrojnych (ważna była m.in. szeroko komentowana wypowiedź gen. Fabiena Mandona z Francji). W tym starciu możliwe byłoby celowanie właśnie w zadanie strat nieakceptowalnych dla Zachodu z perspektywy pewnych wartości polityczno-społecznych, a nie klasyczne pokonanie w bitwie lub kilku decydujących bitwach.

Reklama

Hybrydowa „wojna wiecznej fazy przygotowawczej"

Adam Jawor podkreśla, że według Eitvydas Bajarūnas, rosyjska wojna hybrydowa – obejmująca dezinformację, cyberataki, sabotaż i prowokacje poniżej progu wojny – nie jest epizodem, ale stałym elementem strategii Kremla, zakorzenionym w tradycji „środków aktywnych” (The Hybrid Threat Imperative: Deterring Russia Before it is Too Late, 02.12.2025). Wskazuje on, że Rosja wykorzystuje hybrydowe działania szczególnie przeciwko państwom bałtyckim i Polsce: od cyberataków i kampanii dezinformacyjnych po incydenty z dronami, sabotaż infrastruktury kolejowej i energetycznej czy tajemnicze uszkodzenia infrastruktury podmorskiej (The Hybrid Threat Imperative: Deterring Russia Before it is Too Late, 02.12.2025). Stefan Hedlund opisuje, jak tego typu operacje – od „tajemniczych” awarii infrastruktury po „niewyjaśnione” zachowania statków i pojazdów – mają służyć zebraniu informacji o słabościach, czasie reakcji i procedurach kryzysowych państw NATO, a następnie mogą zostać wykorzystane w zmasowanej operacji podczas kryzysu (Baltic security: Keeping an eye on the Kremlin, 30.07.2025). W tym sensie, jak zauważa Atlantic Council, Rosja już dziś prowadzi coś w rodzaju „przedwojny” z NATO, testując odporność i spójność sojuszu (NATO is unprepared for the growing threat posed by Putin’s Russia, 21.07.2025).

Jacek Raubo dodaje, że w jego ocenie pojęcie działań hybrydowych samo w sobie jest wysoce problematyczne. Z jednej bowiem strony rzeczywiście strona rosyjska, nawet przy jakiejś formie porozumienia „pokojowego” z Ukrainą, w żadnym razie nie zaprzestanie odwoływania się do nich względem innych państw. Szczególnie tych państw, które są kluczowe na północno-wschodniej flance NATO, w tym Polski. Co więcej, zakończenie pełnoskalowych działań na Ukrainie może wręcz zwiększyć ilość rosyjskich (i prowadzonych pod fałszywą flagą) operacji w domenach cyber-info-kognitywnej, nie mówiąc o skali działań dywersyjnych i sabotażowych. Nastawiając się na próbę zaakcentowania własnej dominacji, ale też swoistego „ukarania” największych przeciwników Rosji. Jednakże z drugiej strony jest problem wewnętrzny w aspekcie definiowania pojęć z określeniem hybrydowy w części.

Mamy bowiem regularne stosowanie „wojny hybrydowej”, „operacji hybrydowych”, itd., szczególnie w przestrzeni debaty publicznej i medialnej. Przez co sama formuła stała się wysoce nieostra, pełna uproszczeń i stosowana do niemalże wszystkiego. Może więc wystąpić problem z przestrzenią narracyjną, który będzie przekładał się na różne problemy praktyczne. Same podejście rosyjskie (w tym przypadku) zakłada poruszanie się po szarościach w kontekście bezpieczeństwa i obronności, a przesyt „wojen hybrydowych” na Zachodzie może to jeszcze bardziej im ułatwić. Nie zmienia to jednak faktu, że działania poniżej progu wojny Rosjanie będą prowadzili i to niezależnie czy finalnie będą dążyć do eskalacji (celowej lub przypadkowej) w kierunku konfliktu czy też otwartej wojny. Tak czy inaczej, należy założyć wysoki poziom aktywności szpiegowskiej strony rosyjskiej, jej zdolność do prowadzenia zróżnicowanych tajnych operacji, a także prób poszukiwania narzędzi pozwalających na podważanie poczucia bezpieczeństwa wybranych państw. Zauważając, że udało się osiągnąć znaczne sukcesy w tym przypadku wywołując od 2021 r. sztuczny kryzys migracyjny, a obecnie zmuszając np. Polskę do zmasowanych kontroli własnej linii kolejowej. Istotnym jest także zaobserwowanie obciążeń jakie wiążą się z zagrożeniem przestrzeni powietrznej przez BSP, a ostatnio również aerostaty.

Reklama

Wymiar nuklearny – ryzyko eskalacji

Adam Jawor zauważa, że  w The Week, zestawiając analizy m.in. Al Jazeery i innych ośrodków, wskazuje, że mimo przewagi konwencjonalnej NATO, właśnie ta przewaga rodzi ryzyko użycia przez Rosję taktycznej broni jądrowej, jeśli seria porażek groziłaby jej całkowitą klęską (Russia vs. Nato: who would win in a war?, 03.12.2025). Marakhonov dodaje, że potencjalne rozmieszczenie systemów rakietowych USA w północnej Norwegii czy Finlandii, dających możliwość szybkiego uderzenia w strategiczne okręty podwodne Rosji, mogłoby zostać w Moskwie odebrane jako groźba „rozbrajającego uderzenia” i wywołać reakcję na poziomie kryzysu kubańskiego (The looming missile crisis in the Arctic, 04.12.2025).

Jacek Raubo ma inne podejście i artykułował to wielokrotnie, wskazując, że dla Rosji działania z użyciem BMR-A (również jeśli chodzi o środki taktyczne) są przede wszystkim nastawione na efekty psychologiczne. Szczególnie, że w przypadku broni jądrowej Rosjanie nie mają tylko przeciwko sobie USA, Wielkiej Brytanii czy też Francji, ale innych użytkowników w stylu Chińskiej Republiki Ludowej, Indii, a nawet Pakistanu. Albowiem użycie przez Rosjan BMR-A może oznaczać osłabienie zdolności odstraszania jądrowego innych posiadaczy tego rodzaju broni. Oczywiście, w toku agresji pełnoskalowej na Ukrainę Rosja w swym artykułowaniu gróźb jądrowych zbliżała się raczej do postawy Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej, ale nadal widać przede wszystkim przestrzeń zastraszania lub chowania się za gardą jądrową w polityce międzynarodowej. Co ważne, trudno jest w pełni odpowiedzieć, jaki jest stopień przygotowania i gotowości sił użytkujących BMR-A po stronie rosyjskiej. Tak czy inaczej, rosyjskie zabiegi, aby finalnie stawiać na broń jądrową, są już nader dobrze dekodowane przez inne państwa i w coraz mniejszym stopniu nie wywołują spodziewanych na Kremlu reakcji innych podmiotów, w tym tych z Europy. A chciałoby się dodać, że jeszcze niedawno panikę i strach budziły same zapowiedzi jakiegokolwiek działania z użyciem BMR-A, pamiętając np. zastraszanie państw wschodniej flanki NATO przemieszczaniem się głowic i nosicieli broni jądrowej na Białoruś czy też do Obwodu Królewieckiego.

Reklama

Konkludując, obaj analitycy wskazują, że istnieje zagrożenie dla północno-wschodniej części NATO. Szczególnie, gdy uwzględni się rosyjskie zdolności do działań poniżej progu wojny, a także jeśli chodzi o możliwość ograniczonej konfrontacji, skierowanej na próbę testowania lub wręcz dekompozycji zdolności odstraszania i obrony państw NATO. Przy czym, najgorszym rozwiązaniem z punktu widzenia bezpieczeństwa naszego regionu byłoby uznanie, że klasyczny potencjał rosyjski został uwiązany/ograniczony wojną w Ukrainie i nie stanowi żadnego zagrożenia w obecnej rzeczywistości. Współcześnie na północnej, wschodniej i południowej flance NATO należy brać pod uwagę (niestety, gdyż zwiększa to koszty inwestycji w bezpieczeństwo i obronność) każdy scenariusz rozwoju sytuacji. W tym także te obejmujące ryzyko wystąpienia dużego konfliktu zbrojnego w przeciągu kilku kolejnych lat. Niezależnie czy wynikającego z planowanych założeń strategicznych Rosji, czy też eskalacji jakiegoś incydentu poza ramy wcześniej brane pod uwagę, czy też za sprawą ponownej złej oceny wywiadowczo-analitycznej środowiska transatlantyckiego przez Rosję.

Autorzy: Adam Jawor i Jacek Raubo

PROGNOZA 2026 | Jakie drony na Ukrainie? | Flota cieni na Bałtyku | Defence24Week #142
Reklama