Reklama

Rosja straszy rakietami, a świat boi się coraz mniej [ANALIZA]

Iskander-M System.
Iskander-M System.
Autor. Wikimedia Commons

Rosja ogłasza na cały świat, że wychodzi z traktatu INF w związku z działaniami NATO oraz USA. Należy zastanowić się w tym kontekście, ile w tym jest gry na przyciągnięcie uwagi i ponowną debatę o rosyjskim potencjale jądrowym, a ile słabnącej już od pewnego czasu siły nuklearnego szantażu.

Reklama

Czytaj też

Rosyjska praca nad erozją środków budowy zaufania i rozbrojeniem

Na wstępie wszelkich rozważań musi wybrzmieć jedno podstawowe stwierdzenie odnoszące się nie tylko do samego Traktatu INF, ale szerokiego spektrum środków budowy zaufania oraz kontroli zbrojeń między Rosją i USA oraz innymi państwami. Mianowicie, grabarzem każdego z nich jest Federacja Rosyjska. Państwo agresor, które od lat podważa architekturę bezpieczeństwa w Europie zarówno werbalnie, propagandowo, ale także bezpośrednio pod względem ograniczania transparentności działań własnych sił zbrojnych i bezpośredniego angażowania się w działania zbrojne przeciwko innym państwom (nie wspominając już nawet o szeregu działań podejmowanych poniżej progu wojny i użycia siły). Uznając przy tym wprost, że wszelkie ustępstwa na rzecz Zachodu z końca zimnej wojny i okresu tuż po jej zakończeniu są powiązane z tym, co Władimir Putin określił jako największą geopolityczną katastrofę. Amerykańska decyzja o wycofaniu się względem obostrzeń INF z 2019 r., jeszcze w okresie pierwszej administracji Donalda Trumpa, była więc podyktowana bardzo realistycznym zauważeniem sposobu gry władz na Kremlu.

Czytaj też

Administracja Władimira Putina stawiała bowiem na dualne wykorzystywanie narracji wokół broni jądrowej i systemów rakietowych, ale też bardziej konwencjonalnych zbrojeń. Z jednej bowiem strony, samemu łamiąc np. INF, próbowała stworzyć przekonanie, że zły („kolektywny”) Zachód dąży do powrotu zasad zimnowojennych i wyścigu zbrojeń. To szczególnie działało i być może nadal najbardziej działa w regionach poza samą Europą, szczególnie w Azji, Afryce czy też Ameryce Południowej. W tym celu Rosjanie mocno angażowali swoje zasoby konwencjonalnej propagandy medialnej, ale także jeśli chodzi o działania z użyciem nowych składników domeny informacyjnej (np. media społecznościowe). Z drugiej strony, cały czas strona rosyjska stosowała wobec NATO, wschodniej flanki NATO i USA metodę kolejnych prowokacji. Służyć temu miały kłamstwa, ale jednocześnie bardzo łatwe do obnażenia przez służby wywiadowcze państw zachodnich, jeśli chodzi o konkretne systemy uzbrojenia. Najgłośniejsza była przecież sprawa dyslokacji pocisków manewrujących średniego zasięgu Novator 9M729 (SSC-8) o zasięgu ponad 2000 km (dodać trzeba, że strona rosyjska upierała się publicznie, iż żaden jej system nie łamie zapisów traktatowych).

iskander
Autor. Алексей Иванов/Wikimedia Commons/CC4.0
Reklama

Trump okazał się być asertywnym liderem

Do tego przecież dochodziły kolejne polityczno-wojskowe ruchy w zakresie manewrów wojskowych i wysyłanych sygnałów o możliwych uderzeniach jądrowych na cele na Zachodzie. Schemat jest, aż nadto widoczny i obejmuje element gry psychologicznej i wręcz prostackiego w swej istocie zastraszania, a także prowokowania i stawiania Zachodu w złym świetle. Największą skuteczność odnotować można w czasie, gdy część państw europejskich szukała porozumienia z Rosją nawet kosztem znacznych ustępstw w sferze bezpieczeństwa i obronności, a USA nie chciały nawet myśleć o większej asertywności w obrębie akcentowania własnych zdolności odstraszania strategicznego (zajęte m.in. globalną wojną z terroryzmem). Przy czym, pierwsze oznaki erozji rosyjskich możliwości zastraszania i prowokowania kartą jądrową pojawiły się już w trakcie trwania pierwszej kadencji Donalda Trumpa. Zaś jego ówczesna postawa wobec INF czy Open Skies (Otwarte Przestworza, z zobowiązań których USA wyszły w 2020 r.) była czymś symbolicznym. Lecz dopiero pełnoskalowa agresja Rosji na Ukrainę z 2022 r. dokonała pełnego przeobrażenia w omawianej tematyce.

Czytaj też

Używany przez Federację Rosyjską w lotach Open Skies samolot Tu-214/ Fot. Tupolew
Używany przez Federację Rosyjską w lotach Open Skies samolot Tu-214/ Fot. Tupolew

Po pierwsze, dlatego że przynajmniej werbalnie trudno znaleźć w NATO zrozumienie dla niuansowania rosyjskiego zagrożenia dla sojuszu obronnego Zachodu, przez co należy bardziej roboczo podejść do własnego odstraszania jądrowego. Stąd otwarte dyskusje o parasolu jądrowym, modernizacji własnych zasobów, a nawet ich zwiększaniu, odnosząc się do państw posiadaczy broni masowego rażenia – USA, Zjednoczonego Królestwa i Francji. Dotyczy to również konkretnych rozwiązań technologicznych, obejmujących środki zaradcze wobec potencjału rosyjskiego, a także wzmacniania własnych wielodomenowych środków rażenia i systemów je wspierających, np. z kompleksu ISTAR. Co więcej, sami Rosjanie przyczynili się do erozji swojej karty jądrowej (najbardziej łączonej z postrzeganiem INF – w pewnym sensie upraszczając jego zapisy i znaczenie), stosując ją w licznych momentach przed agresją z 2022 r. i w jej toku, zwiększając jednocześnie presję na dokładniejszą analizę ich realnego potencjału przez Zachód – i to nie tylko w przypadku analityków, ale także planistów wojskowych oraz wywiadowczych. Dlatego w zachodnich debatach społeczno-medialnych, toczonych już w formule otwartej, zaczęto zwracać uwagę na to, co naprawdę stoi za tysiącami głowic, które – według estymacji – mają Rosjanie do dyspozycji.

Reklama

Co z tą rosyjską gotowością bojową i liczbą głowic?

W tym miejscu warto zacytować fragment analizy autorstwa Hansa M. Kristensena, Matta Korda, Eliana Johns, Mackenzie Knight-Boyle z 13 maja 2025 r. pt. Russian nuclear weapons, 2025 (Maj 2025 r., w Bulletin of the Atomic Scientists), w której czytamy - cyt.„Szacujemy, że na początku 2025 roku Rosja dysponowała zapasami około 4309 głowic jądrowych przeznaczonych do użycia przez strategiczne wyrzutnie dalekiego zasięgu oraz taktyczne siły jądrowe krótszego zasięgu. Stanowi to spadek netto o około 71 głowic w porównaniu z ubiegłym rokiem, głównie ze względu na zmianę naszych szacunków dotyczących głowic przeznaczonych dla niestrategicznych sił jądrowych”. Autorzy wspomnianego opracowania zwracają uwagę, że „spośród zgromadzonych głowic około 1718 jest rozmieszczonych: około 870 na rakietach balistycznych wystrzeliwanych z lądu, około 640 na rakietach balistycznych wystrzeliwanych z okrętów podwodnych i prawdopodobnie nieco ponad 200 w bazach ciężkich bombowców. Kolejne około 1114 głowic strategicznych znajduje się w magazynach, wraz z około 1477 głowicami niestrategicznymi. Oprócz zapasów wojskowych przeznaczonych dla sił operacyjnych, duża liczba – około 1150 – wycofanych z użytku, lecz wciąż w dużej mierze nienaruszonych głowic oczekuje na demontaż, co daje łącznie około 5459 głowic”. Stąd nawet liczby nie są, powiedzmy szczerze, aż tak porażające, jak chcieliby to zaprezentować Rosjanie. Odejście z INF miało przecież nie tylko wzbudzić zainteresowanie rosyjskim arsenałem rakietowym, lecz także być łączone z bronią jądrową.

Czytaj też

ch-101
Bombowiec Tu-95MS uzbrojony w 8 pocisków manewrujacych Ch-101.
Autor. mil.ru

Zaś najbardziej wątpliwy jest stan nosicieli broni jądrowej i przygotowania samych wojskowych. Już wielokrotnie na łamach Defence24 zauważano, że siły obsługujące wojska strategiczne (oraz dysponujące bmr niestrategiczną) są trudne do sprawdzenia z racji braku ich widocznych testów bojowychOczywiście Rosjanie budują napięcie różnego rodzaju nagłaśnianymi pokazami, sprawdzeniami gotowości, przesunięciami nosicieli (przede wszystkim w domenie lądowej) itp., lecz co naturalne, jest to przede wszystkim pokaz medialny i propagandowy. Pytaniem, jakie nasuwa się w obliczu obserwacji działań wojsk konwencjonalnych w Ukrainie, jest to, na ile odstraszanie jądrowe w Rosji boryka się z podobnymi problemami systemowymi. Chodzi o trudnomierzalne w tym kontekście kwestie, takie jak stan korupcji, poziom dowodzenia i kontroli, jakość żołnierzy na niższych stanowiskach, jakość logistyki i zaopatrzenia, a nawet morale. Co więcej, należy zapytać, na ile przestawienie się Rosji na tryb gospodarki wojennej i mobilizacji konwencjonalnej nie uderza również w odstraszanie strategiczne oraz gotowość bojową sił dysponujących taktyczną bronią jądrową.

Reklama

Zauważając, że ważnym sygnałem dla nas była ukraińska operacja pk. Pajęcza sieć, polegająca na atakach na cele związane z bombowcami strategicznymi. Najbardziej widoczne jest porażenie maszyn w stylu Tu-95 (trudnych lub wręcz niemożliwych do odtworzenia przy obecnym stanie przemysłu lotniczego w Rosji), ale rodzi się też pytanie o ich zużycie poprzez udział w działaniach konwencjonalnych i przerzucanie między bazami ze słabszym przygotowaniem logistycznym. To ostatnie jest motywowane rosnącym zagrożeniem ze strony ukraińskich uderzeń odwetowych oraz dywersji. Wątpliwości rodzą się również w kontekście zdolności poszczególnych systemów rakietowych, mając na uwadze lessons learned z obserwacji ataków Ukrainy. Chodzi o umowne ścieranie się technologii rosyjskiej z potencjalnymi zachodnimi systemami obrony przeciwrakietowej. Rosjanie oczywiście nie są kolosem na glinianych nogach i amunicji oraz rakiet im na razie nie zabrakło, co wieszczono kilka razy. Jednakże, wysiłek wojenny generuje zapotrzebowanie na części zamienne, budowę nowych systemów dla wojsk konwencjonalnych i znów w tym kontekście można zastanowić się nad stanem faktycznym rosyjskich sił strategicznych.

Czytaj też

Groźby coraz mniej skuteczne

Stąd też, wszelkie ruchy Rosji wokół INF i szczególne łączenie tego z bronią jądrową nie dają obecnie większego efektu. Przede wszystkim przestał działać efekt strachu, szczególnie po tym, jak politycy pokroju Dmitrija Miedwiediewa zagrozili już chyba wszystkim europejskim stolicom zniszczeniem w wyniku rosyjskiego uderzenia jądrowego. Co więcej, po umownej drugiej stronie w USA stanął prezydent bardzo odporny na wszelkiego rodzaju formaty zastraszania jądrowego, a tym bardziej konwencjonalnego ze strony Rosji. Donald Trump wykazał to chociażby sugerując w ostatnich dniach dyslokację dwóch (dodatkowych) amerykańskich okrętów podwodnych Ohio o napędzie jądrowym bliżej Rosji. A przecież w tle są jeszcze jego wszystkie działania względem amerykańskiego potencjału jądrowego, myśląc o pozycjonowaniu jego roli oraz procesach modernizacyjnych. Można nawet przyjąć takie założenie, że gdyby Rosja zdecydowała się pójść dalej i wznowiła testy jądrowe lub przesunęła systemy z bronią jądrową ostentacyjnie na granicę NATO to właśnie administracja D. Trumpa mogłaby być jedną z najbardziej agresywnych w odpowiedzi od zakończenia zimnej wojny. Zauważając, że już w pewnych interwałach czasowych nad Europą widać dobrze misje U.S. Air Force Bomber Task Force (BTF). Nie wspominając o innych mniej nagłośnionych działaniach. Wobec czego Rosjanie sami zapędzają się na bardzo niekomfortową dla siebie pozycję strategiczną i robią to niemalże systematycznie. Uzyskują przy tym efekt odwrotny od zamierzonego, gdyż Zachód zaczął normalnie i na spokojnie rozmawiać o broni jądrowej bez skrajnych emocji pacyfistycznych. Zaś rosyjskie zastraszanie jądrowe staje się być czymś wręcz powszednimi nudnym i tym samym, sama strona rosyjska musi sięgać po nowe narracje. Obecna dyskusja o INF najprawdopodobniej jest właśnie czymś takim.

Czytaj też

Tzw. "marsz słoni" w wykonaniu amerykańskich B-2, 2022
Tzw. "marsz słoni" w wykonaniu amerykańskich B-2, 2022
Autor. US Air Force Tech. Sgt. Heather Salazar, domena publiczna
Reklama

Nie oznacza to jednak, że rosyjski potencjał jądrowy został zupełnie zmarginalizowany (choć to Rosjanie nad tym pracują najskuteczniej), gdyż nadal jest i będzie brany we wszystkich analizach strategicznych w wymiarze polityczno-wojskowym. Co więcej, nawet dyskusje o relacjach rosyjsko-chińskich są lokowane w tym zakresie, wiedząc o słabości konwencjonalnej Rosji względem granicy z Chińską Republiką Ludową (ChRL). Lecz zyskaliśmy niezbędny dystans do rosyjskich narzędzi operacji psychologicznych, które próbowały czerpać z różnych ujęć broni jądrowej – od strachu przed nową Hiroszimą, po zagrożenie kosztowym wyścigiem zbrojeń, a skończywszy na wybuchu III wojny światowej z przekroczonymi progami użycia właśnie broni masowego rażenia. Lecz oprócz zdolności do odpierania presji psychologicznej niezbędne jest zauważenie kilku elementów bardziej praktycznych. Przede wszystkim nie uciekniemy od inwestycji w kompleks ISR, pozwalający dokładniej i szczegółowo patrzeć na ruchy rosyjskich środków przenoszenia broni jądrowej. Istotnym jest uzyskanie przez USA i sojuszników również własnych środków precyzyjnego rażenia na każdym dystansie, od krótkiego do międzykontynentalnych zakresów. Dzieje się tak za sprawą chociażby nowych systemów pocisków manewrujących wracających do łask np. w U.S. Army, ale też myślenia o implementacji nowych rozwiązań hipersonicznych, jeśli chodzi o napędy.

Odstraszanie i jeszcze raz odstraszanie

Odstraszanie, także jeśli chodzi o stępienie rosyjskiej narracji wokół broni jądrowej, wymaga realnych narzędzi zdolnych do zagrożenia paraliżem rosyjskich miejsc startu pocisków krótkiego i średniego zasięgu, ale także niezbędnych środków do porażenia centrów dowodzenia i kontroli, łączności, a także samych baz w których są konkretne zasoby. Tym samym, praca winna być wykonana nie tylko po stronie USA, ale i innych zainteresowanych państw NATO. Mówiąc chociażby o zwiększeniu zdolności zwiadu satelitarnego i przezwyciężaniu systemowym (doktryna i środki techniczne) wszelkich barier stawianych przez rosyjską wersję A2/AD. Należy przy tym unikać narracji o powrocie do wyścigu zbrojeń, który będzie destabilizował bezpieczeństwo we współczesnym świecie, co więcej zwiększając ryzyko konfliktu nuklearnego. Szczególnie po stronie mediów niebranżowych, ale i często okołobranżowych. Pójście w tym kierunku będzie na rękę Rosji, która już dawno przestała być sprawdzalnym partnerem w zakresie jakichkolwiek działań rozbrojeniowych.

Autor. Steve Jurvetson/flickr/CC BY 2.0

Czytaj też

Reklama

Niestety na dziś wszelkie rosyjskie sugestie o zagrożeniu innych rozmów/traktatów rozbrojeniowych trzeba traktować w kategorii raczej teatralnej, a nie realnej. Jesteśmy w takim momencie relacji z Rosją, gdzie nie ma co liczyć na konstruktywne rozmowy o redukcjach danych systemów uzbrojenia i przywracania wzajemnego zaufania. Jedyną sensowną odpowiedzią jest tworzenie zdolności do wzajemnego odstraszania. Szczególnie że strona rosyjska nie zamierza odpuszczać w swojej agresywnej postawie względem innych państw w kolejnych latach i nie chodzi jedynie o samą Ukrainę. Kolejne decyzje i twarda postawa USA pod rządami Donalda Trumpa jeszcze bardziej ten fakt podkreślają. A więc, konkluzją powinno być uznanie, że jeszcze wiele razy usłyszymy o rosyjskich groźbach i zróżnicowanych sugestiach wobec ich potencjału broni jądrowej. Być może nawet już niedługo w kontekście manewrów Zapad 2025. Co więcej, nadal ludzie pokroju Dmitrija Miedwiediewa, będą stosować wrzutki medialne odnoszące się do tego rodzaju gróźb. Chociaż w przypadku wspomnianego Dmitrija Miedwiediewa zawsze istnieje ryzyko uznania, że są one pochodną innych czynników determinujących stan zdrowia tego rosyjskiego decydenta i byłego formalnego prezydenta przez okres przerwy w sprawowaniu urzędu przez Władimira Putina.

WIDEO: Czołgi na ulicach Warszawy! Nocna próba do defilady
Reklama

Komentarze (1)

  1. Jan z Krakowa

    Wyjście przez Trumpa z INF, to nie byl symbol tylko konkret.

Reklama