Geopolityka
Wojna czy pokój na Bliskim Wschodzie? [OPINIA]
Amerykanie wysyłają sygnały, że może dojść do przełomu w zakresie rozmów o wstrzymaniu ognia w Gazie.Widać jednak sceptycyzm co do tego, czy jednak rzeczywiście na horyzoncie pojawi się w kolejnych dniach możliwość prawdziwego obniżenia napięcia w całym regionie Bliskiego Wschodu?
W poszukiwaniu sukcesu negocjacyjnego
Prezydent USA Joe Biden stwierdził niedawno, w rozmowie z dziennikarzami, że widoczny jest progres w pracy dyplomatów działających na rzecz ustabilizowania sytuacji w Gazie. Jednocześnie jednak asekurował się przy tym sformułowaniem, że cyt. „jeszcze tam nie jesteśmy”. Mówił w tym przypadku oczywiście o końcowym porozumieniu. Nie da się ukryć, że amerykańskiej administracji bardzo zależy na osiągnięciu sukcesu (przynajmniej polityczno-medialnego) i to najlepiej w przeciągu kolejnych dni. I wszyscy o tym dobrze wiedzą na Bliskim Wschodzie. Dla obecnie rządzących w USA byłoby to narzędzie z jednej strony do deeskalacji w szerszym ujęciu napięć bliskowschodnich (polityka międzynarodowa), ale i do wykorzystania w polityce krajowej. Zauważyć należy , że bardzo problematyczna jest obecnie pozycja administracji Joe Bidena, a szczególnie Kamali Harris, która zastąpiła przecież urzędującego prezydenta w kandydowaniu w zbliżających się wyborach prezydenckich. I właśnie w kontekście spraw związanych z Izraelem i Bliskim Wschodem Demokraci potrzebują wyciszenia emocji politycznych.
Mowa oczywiście o niestabilnej postawie elektoratu samych Demokratów. Uwidoczna się to w w sposób szczególnie znaczący w przypadku amerykańskiej polityki wobec regionu bliskowschodniego, która coraz bardziej dzieli Demokratów na zwolenników utrzymania klasycznej strategicznej relacji z Izraelem (klasyczni Demokraci) oraz przeciwników, wręcz radykałów (np. zwolennicy wewnętrznej frondy w partii, szczególnie spod znaku tzw. „The Squad”), wzywających do czegoś w rodzaju państwowego bojkotu tego wieloletniego amerykańskiego bliskowschodniego sojusznika. Nie da się pominąć również tego, że działania zbrojne w Gazie napędzają również stronę republikańską. Może ona, a nie tylko sam Donald Trump czy J.D. Vance, dowolnie krytykować politykę Białego Domu z różnych pozycji. Od słabości pomocy dla Izraela, aż po brak możliwości wypracowania właśnie jakiegoś konstruktywnego porozumienia między walczącymi. Zaś zbliżające się wybory mogą być bardzo skomplikowane, jeśli chodzi o uzyskanie przewagi na szczeblu decydujących stanów z ich elektorami. Stąd też, sukces w polityce bliskowschodniej jest wręcz niezbędny obecnie Demokratom i to również, jeśli chodzi o wybory do Kongresu USA.
Czytaj też
USA chcą wyważyć akcenty względem Izraela
Powagę i skomplikowaną misję Joe Bidena oraz jego administracji można zauważyć szczególnie w przypadku wyważenia akcentów względem Bliskiego Wschodu. Chodzi o to, by przypadkiem nie zdemobilizować jakiejś części swojego elektoratu przed listopadowymi głosowaniami i jednocześnie nie dać się zaatakować ze znanych pozycji „klęski wobec Bliskiego Wschodu”. W tym ostatnim przypadku wśród Demokratów musi przewijać się w pamięci chociażby kazus fatalnych konsekwencji rewolucji w Iranie oraz wzięcia Amerykanów za zakładników dla próby reelekcji Jimmy’ego Cartera. Kwestie zawieszenia broni, uderzenie w tony odnoszące się do spraw humanitarnych, a jednocześnie niedawny duży pakiet pomocy wojskowej mogą uzmysłowić ten format na kolejne tygodnie oraz miesiące. Biały Dom, a raczej administracja i jej organy szukają złotego środka i niestety na Bliskim Wschodzie może to nie być ostatecznie efektywne. Przede wszystkim dlatego, że inni aktorzy dobrze o tym wiedzą i będą pragmatycznie to wykorzystywać. A kalendarza wyborczego w USA nie da się oszukać.
Czytaj też
Co więcej, nie mówimy, jak to zostało już wskazane wcześniej, o potrzebach jedynie polityki wewnętrznej w samych USA. Dla Amerykanów utrzymywanie się działań zbrojnych w Gazie przekłada się na szerszy obraz napiętych relacji regionalnych, wykraczających daleko poza sprawę samego Hamasu. Zacznijmy od tego, że Huti (Al-Husiun) w Jemenie, swoją kampanię ataków na cele morskie na Morzu Czerwonym wspierają propagandowymi tezami o reagowaniu na to, co dzieje się właśnie w Gazie. To zaś cały czas, choć może jest o tym mniej w mainstreamowych mediach międzynarodowych, bezpośrednio angażuje amerykańskie siły zbrojne oraz ich zasoby, wpływając na ich zdolności choćby zapasy efektorów do zwalczania celów powietrznych i morskich. Wiąże to de facto przede wszystkim siły morskie w działania, które nie przynoszą szybkich i relatywnie widocznych sukcesów polityczno-wojskowych. Chociaż to było oczywiście do przewidzenia już w momencie, gdy ogłaszana była operacja pk. Prosperity Guardian.
Czytaj też
Dlatego też, właśnie ustabilizowanie Gazy (używając eufemizmu), choćby na pewien umowny moment może być więc kartą przetargową w rozmowach o Jemenie i działaniach Huti. Szczególnie, gdy pomyślimy o relacjach USA i państw arabskich na czele z Królestwem Arabii Saudyjskiej oraz Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi. Oba państwa nie zaangażowały się we wspomnianą operację przeciwko Huti, a przecież bez nich nie można wywierać żadnego prawdziwego wpływu na sytuację w Jemenie. Jednakże, wykazanie, że USA są w stanie stonować emocje w regionie może ich przekonać do pewnej pomocy Amerykanom w Jemenie. Biały Dom w pewnym sensie musi próbować wykorzystać kartę deeskalacji w Gazie również w kategorii remedium na uwiązanie się w działania na Morzu Czerwonym. Pamiętaj c trzeba, że tamtejsza sytuacja jest także już o wiele bardziej skomplikowana z racji wykonania przez sam Izrael rajdu powietrznego na Huti. Tak czy inaczej, stabilizacja Gazy może być postrzegana poprzez efekt domina względem stabilizacji także Jemenu, aby wrócił dogmat interesów nie zaś permanentnego i rozlewającego się kryzysu.
Iran narzędziowo wykorzystuje walki w Gazie
Do tego dochodzi polityka Iranu, który również od początku kryzysu narzędziowo wykorzystuje Gazę do realizacji własnych celów wobec Izraela oraz całego regionu. Z tym zastrzeżeniem, , że mówimy o dość zróżnicowanej wewnętrznie sytuacji politycznej oraz ośrodkach władzy w Iranie. Na potrzeby niniejszej analizy posłużono się pewnym uproszczeniem. Nie zmienia to jednak faktu, że cały czas pojawiają się pogłoski o kolejnej „zbrojnej odpowiedzi” ze strony Iranu bezpośrednio wobec Izraela. Przypominieć należy ile międzynarodowej współpracy i aktywności wojskowej wymagała operacja wsparcia ochrony Izraela za pierwszym razem, gdy Irańczycy z zaatakowali Izrael bezpośrednio ze swojego terytorium. Przy drugim uderzeniu mogłoby być z tym o wiele więcej problemów.
Czytaj też
Oczywiście obecnie, mówimy o odpowiedzi na wyeliminowanie lidera Hamasu Isma’ila Hanijja, który przebywał w Teheranie na zaproszenie tamtejszych władz i w trakcie oficjalnych uroczystości. Widać więc kolejny łącznik z sytuacją w Gazie. Tym samym, chociaż nawet bardzo chwilowa i prowizoryczna deeskalacja tamtejszych walk ma potencjalnie oferować możliwości zastopowania lub zmniejszenia napięć w relacji z Iranem. I znów trzeba dodać, przynajmniej do wyborów w USA. Wszyscy bowiem, a USA przede wszystkim obawiają się scenariusza wymknięcia się spod kontroli serii uderzeń i kontruderzeń na linii Izrael-Iran. Mogą one bowiem wykroczyć poza skalę form oddziaływania wywiadowczo-wojskowego, które są akceptowalne w wymiarze bliskowschodnim.
Dlatego taką wagę ma chociażby wizyta sekretarza stanu Antony’ego Blinkena w Izraelu, już dziewiąta od czasu wybuchu konfliktu. W jej agendzie znalazły się spotkania z najważniejszymi decydentami izraelskimi. Pamiętajmy, że - w pewnym uproszczeniu USA, we współpracy z Katarem i Egiptem, chciałyby osiągnąć sześciotygodniowe zawieszenie broni, uwolnienie minimum kilkudziesięciu Izraelczyków i jednoczesne zwolnienie więźniów palestyńskich, przy wycofaniu się sił należących do Cahalu (Izraelskie Siły Obronne) z największych skupisk ludzkich w Gazie. To ostatnie miałoby zagwarantować przede wszystkim, w teorii, możliwość transferów pomocy humanitarnej oraz zwiększenie aktywności struktur pomocowych i medycznych.
Czytaj też
Szczególnie, że już teraz mówi się wprost o zagrożeniu wybuchem chorób zakaźnych. W tym mowa jest o wysoce niebezpiecznym pojawieniu się polio, które może być olbrzymim wyzwaniem dla służby zdrowia w toku walk. Dlatego ONZ, którego agendy są m.in. szeroko zaangażowane w walkę z polio apeluje do walczących o osiągnięcie porozumienia. W toku walk nikt bowiem nie jest w stanie zagwarantować bezpieczeństwa niosącym pomoc, szczególnie w trakcie działań w przestrzeni zurbanizowanej oraz wysoce nasyconej ludnością cywilną. Szczególnie, że Hamas (jak i Hezbollah) od lat kamuflują własne zasoby paramilitarne przez lokalizowanie ich w mocno zaludnionych przestrzeniach. Przypomnijmy, że znalezione przez Cahal obiekty podziemne w Gazie częstokroć były wręcz idealnie wkomponowane w naziemne obiekty związane z infrastrukturą niezbędną do bytowania ludności cywilnej.
Nie tylko USA zainteresowane wstrzymaniem walk w Gazie
Wola, aby porozumienie pojawiło się jest w USA, tak jak stwierdzono powyżej, ale nie tylko tam. Dla Egiptu to również ważna, wręcz kluczowa sprawa z racji dalszych obaw o sytuację na granicy z Gazą i szerzej rozlewanie się emocji skrajnych w tamtejszym społeczeństwie. Decydenci w Egipcie muszą również pamiętać doświadczenia Jordanii (tzw. czarny wrzesień) oraz widzieć obecną sytuację w Libanie, jeśli chodzi o możliwość wystąpienia turbulencji w przypadku rozlania się aktywności Hamasu et consortes na ich własne terytorium.
Czytaj też
Dla Kataru jest to niewątpliwie gra o dalsze definiowanie tego państwa w roli najważniejszego moderatora czy brokera w relacjach między państwami oraz podmiotami niepaństwowymi, jak organizacje terrorystyczne. Wbrew pozorom daje to temu państwu coś w rodzaju alternatywnych surowców, mogących wzmacniać jego działania na arenie międzynarodowej. Zaś, możliwość kontynuacji walk lub ich rozlewania się w sposób niekontrolowany, wywoływałby tylko polaryzację, na której korzystać może tylko Iran. Ten ostatni przecież od dawna sygnalizuje, że jest w stanie przygarniać walczących z Izraelem oraz osłabiających pozycję USA i Zachodu. Kataru nie można więc postawić na tej samej pozycji co Egipt, gdyż nie mówimy o egzystencjonalnych wręcz problemach, ale raczej o państwie mającym interes w uczestniczeniu w mediacjach.
Obserwatorzy rzeczywistości bliskowschodniej są raczej ostrożni co do możliwości zbliżenia się stanowisk strony izraelskiej oraz Hamasu. Oczywiście, kluczowe punkty dzielące walczących to status kontroli granicy z Egiptem, przez którą przechodzi e pomoc humanitarna dla cywili w Gazie. Lecz jednocześnie tym samym szlakiem jest szmuglowana broń, amunicja i inne wyposażenie dla terrorystów. To ostatnie jest o tyle istotne, że izraelska ofensywa w Gazie naruszyła wiele z baz logistycznych Hamasu i odtwarzanie zasobów militarnych struktur terrorystycznych (batalionów, czy tym bardziej tzw. brygad) to nie tylko pozyskanie zasobów ludzkich, ale przede wszystkim niezbędnego wyposażenia. Stąd też, wątpliwości względem właśnie tego rejonu Gazy.
Czytaj też
Oczywiście, niezmiernie strategicznym (w ujęciu politycznym, nie wojskowym) aspektem jest los porwanych przez Hamas w toku zmasowanych ataków terrorystycznych z 7 października 2023 r. Chodzi zarówno o tych, którzy nadal żyją, ale i o osoby zabite przez Hamas (z racji doktryny państwa Izrael, która zakłada starania również o doczesne szczątki swoich obywateli, by móc je pochować). W trakcie operacji w Gazie zatrzymano również liczne grono również prawdziwych terrorystów z Hamasu i nie tylko Hamasu. Pytaniem otwartym pozostaje, jak podejść do nich w kontekście wszelkich potencjalnych umów o wymianie. Co więcej, 7 października 2023 i bestialstwo terrorystów pozostawiło niezatarty ślad emocjonalny w izraelskim społeczeństwie. To także musi być brane pod uwagę w przypadku analizowania problemów względem możliwych scenariuszy deeskalacji.
Jaka będzie postawa Izraela?
Kluczowe staje się też stwierdzenie, na ile obecny premier Izraela Binjamin Netanjahu będzie starał się grać na potencjalną zmianę władzy w USA, utrudniając tym samym osiągnięcie porozumienia. Chociaż i w tym przypadku należy być bardzo ostrożnym z łatwymi medialnymi tezami, sugerującymi, że Netanjahu będzie tylko torpedował pracę negocjatorów. Raz, dlatego, że nie wiadomo dokładnie jak potoczą się wybory w USA i stawianie na zmianę w Białym Domu nie musi oznaczać sukcesu. Dwa, dlatego, że oprócz wielkich partii w rozgrywkach międzynarodowych są jeszcze sprawy wewnętrzne. Oczywiście działania przeciwko Hamasowi mogą być ważne w zdobywaniu serc i umysłów własnych wyborców oraz utwardzaniu relacji z koalicjantami. Lecz jednocześnie każdy izraelski premier od czasów wejścia do Libanu w latach 80. musi pamiętać o utknięciu w martwym punkcie, niekończącej się i krwawej operacji wojskowej (w walkach typowo partyzanckich).
Czytaj też
Co więcej, Izrael ma dziś symultanicznie trzy operacyjne dylematy typowo wojskowe – sytuacja w Gazie, sytuacja na Zachodnim Brzegu (również wysoce napięta), sytuacja na granicy z Libanem oraz strategiczne pytanie o możliwość wystąpienia konfliktu o dużej skali z Iranem. Nie mówiąc już o możliwych atakach nękających ze strony wspomnianych wcześniej Huti. W dodatku, należy rozważać jeszcze front wewnętrzny, z możliwością powtórzenia lub próbą powtarzania ataków terrorystycznych (niskobudżetowych) lub bardziej skomplikowanych w samym Izraelu. To zaś będzie obciążeniem dla policji, Szabaku oraz również Cahalu. Kumulujące się konflikty przekładają się przy tym, co naturalne na stan gospodarki i ekonomię państwa. Tym samym, osiągnięcie porozumienia przy współpracy z Amerykanami, Egipcjanami czy Katarczykami może być kuszące.
Należy stanowczo stwierdzić, że zaprzestanie walk, a może raczej potencjalne wstrzymanie otwartych działań zbrojnych w Gazie nie oznacza w żadnym razie prostej drogi do swego rodzaju procesu pokojowego. Wydaje się, że dziś nawet te optymistyczne scenariusze nie zakładają powtórzenia czegoś w rodzaju Camp David 2.0 czy Oslo 2.0, ale raczej obniżenie poziomu walk do czegoś, co już nie będzie przebijało się do kluczowych mediów międzynarodowych. Pozwalając wszystkim na chwilę czegoś w rodzaju operacyjnej pauzy, być może rzeczywiście pozwalającej na nowo wymyślić rzeczywistość w skomplikowanej sytuacji regionalnej oraz globalnej, ale przede wszystkim dającej czas na przegrupowanie się i odpoczynek dla własnych sił.
Czytaj też
Hamas najwięcej straci na zakończeniu walk
Dlatego też, można zaryzykować, że najbardziej na kontynuacji walk może zależeć wbrew pozorom samemu Hamasowi. Przede wszystkim, w wymiarze Gazy chodzi o utrzymaniu kontroli nad systemem dystrybucji pomocy humanitarnej oraz wyeliminowaniu wszelkich alternatyw polityczno-ekonomicznych względem tej organizacji. Warunki wojenne mogą bowiem przyciągać kolejnych rekrutów i kanalizować radykalizm, bez potrzeby dbania np. o sprawy odbudowy Gazy. Hamas wielokrotnie udowadniał w przeszłości, że jeśli chodzi o produkcję rakiet i ostrzał Izraela jest o wiele efektywniejszy, niż w przypadku pomocy ludności w jej rozwoju ekonomicznym. Odkrywane olbrzymie i przede wszystkim kosztowne kompleksy (w tym podziemne) tej organizacji w Gazie jeszcze bardziej podkreślają taką ocenę. Co więcej, wojna lub raczej konflikt zbrojny są w stanie generować transfery finansowe na rozrzucone po świecie ukryte konta bankowe Hamasu (lub raczej jego wierchuszki).
Czytaj też
Największe obawy budzi więc polityka Hamasu, która będzie dążyła do symulowania udziału w negocjacjach międzynarodowych z jednoczesnym prawdziwym negocjowaniem kolejnych aktów terroru np. z Palestyńskim Islamskim Dżihadem oraz innymi strukturami poza samą Gazą. Nie mówiąc o dążeniu do osłabienia innych ośrodków władzy politycznej wśród Palestyńczyków, w tym również na Zachodnim Brzegu. Pytaniem otwartym pozostaje również postawa takich aktorów, jak Iran czy nawet Rosja wobec Hamasu i jego stanowiska negocjacyjnego. Nie wchodząc w konkretne spekulacje, należy jednak zastanawiać na ile te państwa oferowały lub oferują coś więcej za oddziaływanie na porozumienia pokojowe. Zauważmy też, że własną grę z Hamasem mogą prowadzić również Chińczycy. Każde ze wspomnianych państw bardzo dobrze zdaje sobie sprawę z tego, jak cennym byłoby dla USA wstrzymanie ognia i ogłoszenie jakiegoś formatu porozumień.
Dla Hamasu najbardziej tragicznym scenariuszem byłoby również ustabilizowanie się Bliskiego Wschodu, co ograniczyłoby znaczenie tej struktury niepaństwowej. Gaza jest tym samym narzędziem służącym do realizacji własnych zamierzeń strategicznych. A symbolem tego podejścia jest chociażby wybór momentu ataku 7 października 2023 względem ówczesnych szans na dalsze pogłębianie się normalizacji w relacjach polityczno-ekonomicznych między Izraelem oraz państwami Zatoki lub szerzej państwami arabskimi.
Czytaj też
Bliski Wschód uczy pokory względem pracy dyplomatów i negocjatorów
Jednakże, Bliski Wschód najlepiej uczy pokory względem łatwych hipotez czy raczej tez, stawianych w przypływie emocji. Przede wszystkim, nie da się pominąć, że zantagonizowane państwa (nie mówiąc nawet o aktorach niepaństwowych) posiadają i rozwijają tam scenariusze działań zbrojnych i wywiadowczych na skalę być może nieobecną w innych częściach świata. Nie jest przykładowo, wykluczona np. kwestia wielkiej wojny z mobilizacją całego potencjału.
Jednocześnie, jednak mamy do czynienia z olbrzymią siłą dyplomacji zarówno tej jawnej - jak rozmowy angażujące USA, Egipt i Katar właśnie w kontekście zatrzymania walk w Gazie. Lecz również tej dyplomacji niewidocznej, zakulisowej, gdzie prym wiodą chociażby kanały wypracowane przez służby wywiadowcze. I na Bliskim Wschodzie nie ma również i w tym aspekcie scenariuszy, które można z założenia wykluczyć. Przypomnieć tu trzeba znaczenie Porozumień Abrahamowych. Co więcej, nie wolno bagatelizować roli mniejszych państw. Istnieje nawet kategoria państw swego rodzaju brokerów kontaktów nawet między zwaśnionymi stronami, państwowymi oraz niepaństwowymi. Oprócz wspomnianego już Kataru warto zauważyć olbrzymią rolę chociażby Sułtanatu Omanu.
Czytaj też
Na horyzoncie jest więc cień szans, że rzeczywiście porozumienie jest możliwe przede wszystkim dla dobra porwanych z Izraela oraz ludności cywilnej z Gazy. Możliwe jest również obniżenie poziomu napięć w całym regionie, szczególnie, że chociażby ostatnie „cyber-problemy” irańskiego systemu bankowego mogły być pokazaniem, że nie ma w regionie bezkosztowych konfliktów na pełną skalę, w tym obejmujących wspieranie organizacji terrorystycznych. Zaś, wieszczone, częstokroć z wielką łatwością (również w Polsce) twierdzenie, że USA utraciły swoje zdolności do pozytywnych, stabilizujących działań na Bliskim Wschodzie nie musi być prawdziwe.
Jarosaki
Tam nie będzie żadnego pokoju bo wojna toczy się w celu fizycznej całkowitej eksterminacji i to jest cel obu stron.
Davien3
@jarosaki Hamas dązy do fizycznej ekstrminacji Żydów ale Izrael jakby chciał eksterminować Palestyńczyków to zrobiłby to dawni i bez najmniejszego problemu Ale jakos do tej pory tego nie zrobili.
Ależ
Jak tam ta słynna i nieodwołalna zemsta Iranu bo coś cicho w tym temacie jak na pogrzebie organisty ?