Reklama

Geopolityka

Izraelskie uderzenia na cele w Jemenie [KOMENTARZ]

Izraelski F-15I
Izraelski F-15I, najnowszy obecnie izraelski samolot z rodziny F-15
Autor. TSGT KEVIN J. GRUENWALD (Public Domain)

Izraelskie Siły Powietrzne (IAF) dokonały uderzeń odwetowych na cele zlokalizowane w Jemenie. Wcześniej, dron wysłany przez jemeńskich Huti (Al-Husiun) doprowadził do śmierci jednego Izraelczyka, a co najmniej 10 zostało rannych w Tel Awiwie.

Reklama

Tak jak zakładano, Izrael dokonał odpowiedzi na niedawny atak dronowy na Tel Awiw, za który odpowiedzialność wzięły struktury należące do Huti, kontrolujących znaczną część Jemenu. Dotychczas, strona izraelska pozostawała bardzo defensywna względem proirańskich Huti, ale śmierć obywatela i ranni w Izraelu zmieniły ten stan rzeczy. Zauważając, że Cahal tłumaczył się nieokreślonym błędem ludzkim, który miał wpłynąć na system obrony powietrznej (lecący i monitorowany bsp miał być uznany za nie stanowiący zagrożenia). Uderzenie izraelskiego lotnictwa zostało skoncentrowane na kluczowym, wręcz strategicznym dla regionu, a nie tylko samego Jemenu porcie Al-Hudejda. Zacznijmy od tego, że przede wszystkim sam komunikat prasowy Izraelskich Sił Obronnych (Cahal) nie pozostawia żadnych złudzeń, jak to miało miejsce w przypadku znacznej części wcześniejszych ataków powietrznych (lotniczo-dronowo-rakietowych) np. na cele terrorystów Libanie czy Syrii.

Czytaj też

Sygnał dla Iranu i całego regionu

Izrael niewątpliwie chciał więc przekazać sygnał nie tylko wojskowy, ale również w zakresie przestrzeni działań komunikacji strategicznej. Ma on de facto dwie warstwy – wewnętrzną, a więc utwierdzającą obywateli w przekonaniu o aktywności państwa i jego systemu obronnego; oraz zewnętrzną odnoszącą się do Jemenu, ale i szeregu innych państw regionu. W tym ostatnim przypadku mowa oczywiście o wspierających Huti Irańczykach, ale także państwach arabskich ściśle monitorujących sytuację wokół Jemenu, Gazy i Libanu. Wróćmy jednak na moment, do wspomnianego komunikatu z platformy X (dawniej Twitter). Czytamy w nim, że „po 9 miesiącach ciągłych ataków powietrznych na Izrael ze strony Huti w Jemenie, myśliwce IAF (Izraelskich Sił Powietrznych -dop. Defence24) przeprowadziły rozległe operacyjne uderzenia w odległości ponad 1800 km (od swoich baz – dop. Defence24) przeciwko terrorystycznym celom wojskowym Huti w rejonie portu Al-Hudejda w Jemenie. Port ten służy jako wejście dla irańskiej broni dla terrorystycznego reżimu Huti. IDF (Izraelskie Siły Obronne) są w stanie działać wszędzie tam, gdzie jest to wymagane i uderzyć w każde siły, które zagrażają Izraelczykom”.

Czytaj też

Z punktu widzenia wojskowego, zakłada się, że ciężar operacji wzięły na siebie izraelskie maszyny F-15I (będące jednym z filarów tamtejszego lotnictwa wojskowego). Lecz pojawiły się również sugestie o użyciu izraelskich F-35, a więc maszyn piątej generacji pozyskanych od USA. Za takim rozwiązaniem przemawiać mogłoby przetestowanie tych maszyn w realnych warunkach bojowych, na dużym dystansie. Dając niezbędny bagaż doświadczeń dla strony izraelskiej, gdyby zaistniała potrzeba dokonania skomplikowanych operacji wojskowych wymierzonych w Iran. Szczególnie, że ten ostatni przeprowadził już bezpośrednie uderzenia na Izrael, które zostały w znacznym stopniu powstrzymane wysiłkiem koalicji międzynarodowej. Stąd też, scenariusz uderzeń izraelskich współcześnie jest już o wiele bardziej prawdopodobny niż chociażby rok temu. Dlatego, każda operacja wymagająca synergii samolotów różnych typów, interoperacyjności wojska i służb specjalnych oraz dyplomatów, gwarantujących zachowanie relacji z sojusznikami i partnerami regionalnymi jest niejako na wagę złota.

Reklama

Międzynarodowa koordynacja działań

Przy czym, nawet bez udziału izraelskich F-35I samo wprowadzenie takiej informacji do obiegu może być celowym elementem operacji psychologicznych. I w tym przypadku również odnoszącym się do strony irańskiej. Albowiem, obrona powietrzna Huti nie stanowiłaby w tym przypadku kluczowego argumentu. Szczególnie, że jest ona pod ciągłą presją ze strony Amerykanów oraz Brytyjczyków, którzy też od wielu miesięcy już starają się oddziaływać kinetycznie na Huti. Zauważmy, właśnie w tym miejscu, że operacja izraelska musiała być wpięta i koordynowana w działania koalicji międzynarodowej w ramach operacji pk. Prosperity Guardian. Zapewne wykorzystane były wypracowane rozbudowane kanały koordynacji z US CENTCOM. Przede wszystkim dlatego, żeby uniknąć problemów w rejonie silnej aktywności morsko-powietrznej wspomnianej koalicji.

Jeśli chodzi o dobór celów, to tutaj spekulacje odnoszą się przede wszystkim do porażenia zapasów paliw i zapasów zgromadzonych przez Huti w porcie Al-Hudejda. Jest on najważniejszym portem Huti, umożliwiającym im w miarę sprawną komunikację ze światem zewnętrznym. Oficjalnie, nie ma jego międzynarodowej blokady, gdyż uznano wymóg utrzymania ciągłości dostaw pomocy humanitarnej dla Jemeńczyków znajdujących się pod kontrolą Huti. Lecz oczywiście pod tym parasolem ochronnym kwitnie transfer kontrabandy irańskiej, a także możliwe jest istnienie zdolności morskich samych Huti. Można więc domniemywać, że Izraelczycy mogli sobie pozwolić na więcej w zakresie uderzenia na cele zakazane/ograniczone dla koalicji pk. Prosperity Guardian. Tym samym, skutki mogą być o wiele bardziej odczuwalne dla Huti niż np. punktowe zniszczenia ich systemów radarowych. Przede wszystkim dlatego, że zapasy paliw są niezbędne dla każdej przestrzeni funkcjonowania ich quasi-państwowego aparatu władz i usług dla ludności. Trzeba pamiętać chociażby o bardzo rozpowszechnionych agregatach prądotwórczych, z racji już i tak mocno upośledzonej infrastruktury energetycznej.

Czytaj też

Reklama

Port kluczem dla wywarcia presji na Huti

Co więcej, wielki pożar sygnalizuje ludności cywilnej wrażliwość reżimu Huti na tego rodzaju ataki, mogąc oddziaływać na podejście do szerzonej przez nich propagandy wojennej. Zauważmy, że Izraelczycy swoimi uderzeniami wskazali, gdzie jest zlokalizowana największa wrażliwość Huti i umowny punkt ciężkości nie znajduje się w kontrolowanej przez nich stołecznej Sanie. Szczególnie, że właśnie tam topografia pozwala Huti na w miarę dużą odporność na uderzenia z powietrza, mając na uwadze naturalne miejsca schronienia wokół samego miasta. Dlatego, tak istotnym operacyjnie aspektem izraelskiego uderzenia jest również strona wywiadowcza. Przy zawiązaniu się, a następnie atakach ze strony koalicji (op. Prosperity Guardian) najwięcej wątpliwości budziła zdolność do identyfikacji oraz wyboru celów (TA - target acquisition). Raz, dlatego, że jej operacje są nastawione na wspomniane ograniczenie presji politycznej oraz medialnej. Dwa, bowiem zachodnie służby specjalne mają relatywnie mniejsze zdolności na kierunku jemeńskim niż Izraelczycy lub(i) ich regionalni partnerzy.

Czytaj też

Zaś obecność Irańczyków w Jemenie z natury rzeczy pozycjonowała i pozycjonuje to państwo w roli jednego z priorytetów dla izraelskiej wspólnoty wywiadowczej. Dla zachodu był to niewątpliwie interesujący i ważny kierunek przede wszystkim wtedy, gdy walczono tam z obecnością AQAP (Al-Kaida Półwyspu Arabskiego, swego czasu jedna z najgroźniejszych jaczejek całej Al-Kaidy) i podobnych struktur terrorystycznych. Tym samym, Izrael może obecnie mieć relatywnie większy wachlarz danych wywiadowczych niezbędnych do uderzeń na Huti. Lecz przede wszystkim wolę polityczną przeprowadzenia ich w sposób efektywny, a tym samym przy akceptacji większego ryzyka (szczególnie politycznego). Co interesujące, władze Królestwa Arabii Saudyjskiej uznały za stosowane przekazać dementi odnoszące się do hipotez mówiących o pomocy w izraelskim uderzeniu na Jemen.

Rzecznik tamtejszego ministerstwa obrony, Turki al-Malki, podkreślił, że strona saudyjska nie partycypowała w targetingu celów w porcie Al-Hudejda, a także nie wykorzystano saudyjskiej przestrzeni powietrznej. Przy czym, mowa jest oczywiście o oficjalnym komunikacie i już jego pojawienie się dużo nam mówi o sytuacji bliskowschodniej oraz jej skomplikowanych wymiarach. Szczególnie, że dla Saudyjczyków taki „odstraszający” atak izraelski nie musi być problemem, z racji wcześniejszych ataków Huti na ich państwo, nie mówiąc o aspiracjach Iranu względem Jemenu. Dlatego też, należy podkreślić raz jeszcze, że było to oficjalne dementi. Zaś w sferze spekulacji można pozostawić pytania np. o intelligence sharing (wymianę danych wywiadowczych), a obejmujący wykorzystanie kanałów nieoficjalnych lub pośredników.

Huti ciągłym zagrożeniem dla bezpieczeństwa Morza Czerwonego i Izraela

Zauważmy, że strona izraelska podkreśliła ciągłość uderzeń lub raczej prób ataków ze strony Huti, które nie są jednostkowym incydentem. Pamiętając, że kontrolujący północno-zachodnie części Jemenu Huti rozpoczęli swoją kampanię terroru rakietowo, dronowego nie tylko wobec statków i okrętów operujących na Morzu Czerwonym (w tym również porwania), ale pierwotnym celem był właśnie Izrael. Propaganda Huti wskazywała i wskazuje nadal, że jest to wywołane izraelską operacją wojskową w Gazie. Lecz można również zakładać, że po wyciszeniu konfliktu wewnętrznego sami Huti oczekiwali jakiegoś dogodnego momentu do przetestowania własnych zdolności ofensywnych w regionie, które rosły skokowo po zawieszeniu broni.

Czytaj też

Szczególnie, że dotychczasowe fale ataków na Królestwo Arabii Saudyjskiej zostały również wstrzymane. Zaś Huti praktycznie muszą przypominać światu o swoim istnieniu, a przede wszystkim gwarantować sobie niezbędną pomoc irańską. Pamiętajmy, że administrują twardą ręką na obszarach zniszczonych wieloletnią wojną domową i interwencją międzynarodową (Jemen jeszcze przed II wojną domową był najbiedniejszym państwem w regionie). Dlatego, bez ciągłej pomocy nie tylko humanitarnej, ale i finansowej mogłyby pojawić się problemy z lojalnością ludności cywilnej (nie wszyscy popierają władze Huti). A w przypadku sytuacji bliskowschodniej, nic tak nie przyciąga pomocy dla podmiotów niepaństwowych, jak ich agresywne zachowania (co jest niestety smutną konstatacją).

Przy czym, dotychczas środki napadu powietrznego z Jemenu nie były w stanie porazić efektywnie (zniszczenia i przede wszystkim zagrożenie dla ludności cywilnej) celów izraelskich. Stąd też uwaga opinii publicznej koncentrowała się na właśnie zagrożeniu dla żeglugi cywilnej oraz międzynarodowej operacji pod wodzą USA pk. Prosperity Guardian. Szczególnie, że Huti niestety osiągają w tym zakresie sukcesy z dwóch przyczyn. Praktycznie zmuszają do zaangażowania USA i koalicjantów do zaangażowania zasobów w tym regionie (np. zużycie efektorów do zwalczania rakiet, bsp, itp. celów). A z drugiej strony, niestety są w stanie skutecznie razić statki. Obecna reakcja Izraela jest więc oczywiście bezpośrednią odpowiedzią na przełamanie systemu obrony powietrznej, ale można ją traktować również w rodzaju sygnału polityczno-wojskowego dla innych. Wskazano już sprawę sygnalizacji Iranowi, że Cahal cały czas przygotowuje narzędzia do potencjalnej operacji militarnej.

Czytaj też

Lecz nie zapominajmy o samym Jemenie i jego sprawach. Uderzenie właśnie na port w Al-Hudejda może sygnalizować, że pojawiła się silniejsza presja regionalna, odnosząca się do zwiększenia kontroli lub wręcz blokady tego węzła. Powiedzmy wprost raz jeszcze, niezbędnego dla utrzymania znacznej skali transferu środków bojowych dla Huti (w Jemenie nie ma przemysłu zbrojeniowego mogącego zaspokoić potrzeby długich kampanii dronowo-rakietowych). Izrael może być w tym zakresie głosem również innych państw, które w ten sposób dążą do zwiększenia nacisku na Huti via ich kluczowy port (inne nie mają tej przepustowości). Jest to oczywiście sygnał do uczestników operacji pk. Prosperity Guardian. Można to również potraktować za sygnalizację o niezbędności zmiany priorytetów, jeśli chodzi o cele uderzeń wspomnianej koalicji. I tym samym podjęcia większego ryzyka (szczególnie politycznego), przez Amerykanów i Brytyjczyków.

Konflikt ma potencjał rozwojowy

Na koniec musimy zauważyć również tekst z „The Wall Street Journal” o możliwości transferu zaawansowanych pocisków przeciwokrętowych z Rosji do Jemenu, w odpowiedzi na amerykańską pomoc wojskową dla Ukrainy (i akceptację uderzeń na wojskowe cele rosyjskiej na ich terytorium). Autorzy, a więc Michael R. Gordon oraz Lara Seligman, zauważają, że o podobnym scenariuszu rozwoju kryzysu miały mówić amerykańskie agencje wywiadowcze. Zaś z racji determinacji i akceptacji dla bardzo ryzykownych tajnych operacji po stronie władz na Kremlu taki rozwój wypadków nie musi być czystą teorią. Co więcej, Rosjanie mają narzędzia do szmuglowania broni na równi z Irańczykami, nie mówiąc o współpracy. Zauważmy, że od czasu rosyjskiej napaści na Ukrainę z 2022 r. na morzach i oceanach widoczna jest tzw. „flota duchów” (najbardziej znana z perspektywy ropy naftowej), szmuglujących dla Rosji kontrabandę i wykonujących inne tajne misje.

Czytaj też

Na razie, elementem hamującym zapędy Rosjan ma być postawa Królestwa Arabii Saudyjskiej. Lecz trzeba uznać, że bliskowschodnia dynamika wydarzeń w połączeniu z wojną w Ukrainie może być powodem przełamania oporów władz na Kremlu. Zaś wizja zatopienia jakiegoś okrętu U.S. Navy lub nawet jego uszkodzenia, dokonana przysłowiowymi rękami Huti musi być w Rosji bardzo kusząca. Dlatego, według wspomnianych autorów, gen. Erik Kurilla, dowódca geograficzny U.S. Central Command mający pod sobą obszar Jemenu (w ramach AoR – obszaru odpowiedzialności) już sugeruje przygotowanie się do zwiększenia skali uderzeń na Huti. Izraelskie uderzenie idealnie wkomponowuje się w ten sposób myślenia, stanowiąc dodatkową presję na amerykańską administrację prezydencką. Jednego możemy być pewni, napięcie w rejonie Jemenu nie osłabnie, a Huti będą atakować cele na Morzu Czerwonym i w Izraelu dalej. O tym ostatnim świadczy chociażby informacja o przechwyceniu pocisku balistycznego wystrzelonego z Jemenu przez izraelski system obrony przeciwrakietowej (Arrow 3).

Czytaj też

Reklama

Komentarze

    Reklama