Reklama
  • Komentarz
  • Wiadomości
  • Analiza
  • Polecane

Prawda o uzbrojeniu dla FA-50 [KOMENTARZ]

W sejmowym wystąpieniu wiceminister MON Cezary Tomczyk skrytykował sposób zakupu samolotów FA-50, w tym przede wszystkim brak uzbrojenia dla tych maszyn. Czy rzeczywiście miał rację? Przyjrzyjmy się faktom.

FA-50 odpalający kierowany pocisk Maverick
FA-50 odpalający kierowany pocisk Maverick
Autor. Republic of Korea Armed Forces/flickr

Wiceminister wyraził się, że FA-50 są „chyba pierwszymi na świecie samolotami szkolno-bojowymi, które nie są bojowe (…) W związku z tym mamy samolot szkolno-bojowy, który jest szkolny, ale nie jest bojowy”. Miałoby wynikać z tego, że samoloty zakupiono bez uzbrojenia.

Reklama

To samo uzbrojenie co F-16

Czy rzeczywiście jest to wielkie niedopatrzenie? Modele zakupu samolotów bojowych są różne. Nasze najlepsze samoloty, F-35A, zostały zakupione w 2020 roku bez uzbrojenia (decyzja została podjęta za rządów tego samego ministra, Mariusza Błaszczaka, który później podpisał zakup FA-50). Za to F-16C/D Jastrząb zostały zakupione kompleksowo, wraz z lotniczymi środkami bojowymi, zasobnikami celowniczymi i rozpoznawczymi. Potem domawiano do nich dodatkowe pakiety uzbrojenia. Zintegrowano Jastrzębie z pociskami manewrującymi JASSM i JASSM-ER, które zamówiono osobno.

Kiedy prześledzimy zakupy lotnicze prowadzone przez różne państwa na świecie, to samoloty także nie zawsze kupowane są wraz z uzbrojeniem. Środki bojowe bywają zamawiane osobno. Np. niedawna zgoda Stanów Zjednoczonych na sprzedaż Izraelowi 50 samolotów F-15IA nie obejmuje uzbrojenia, a tylko belki do jego przenoszenia. Oczywiście można powiedzieć, że Izrael ma już uzbrojenie lotnicze do F-15. Tak, ale Polska… ma uzbrojenie do FA-50.

Zobacz też

Wbrew informacjom rozpowszechnionym w polskiej opinii publicznej Polska jest dzisiaj w stanie uzbroić samoloty FA-50GF w kilka systemów uzbrojenia, ponieważ to ta sama broń, którą kupiliśmy do naszych F-16. Chodzi tutaj o: naprowadzane laserowo pociski rakietowe AGM-65 Maverick, klasyczne bomby lotnicze Mark 82, bomby precyzyjnego rażenia JDAM i amunicję do 20 mm armaty lotniczej M61A2. Ta ostatnia jest odchudzoną wersją armaty lotniczej M61 Vulcan stosowanej w F-16. I wykorzystuje taką samą amunicję.

W wypowiedzi dla Defence24 z jesieni ubiegłego roku ppłk Polak, rzecznik Agencji Uzbrojenia tłumaczył: „Siły Powietrzne posiadają zapas amunicji dla samolotów F-16, której wybrane typy mogą być zamiennie wykorzystane w FA-50”. Kilkanaście lat wcześniej z zakupem F-16 było inaczej – Jastrzębie były pierwszymi samolotami bojowymi zachodniej produkcji wprowadzonymi do służby w Siłach Zbrojnych. Zakup środków bojowych zintegrowanych z amerykańską maszyną był więc koniecznością.

Reklama

Oczywiście zapasy amunicji, które Polska zakupiła dla trzech eskadr F-16, nie są wystarczające dla sześciu eskadr samolotów bojowych (trzech F-16 i trzech FA-50) i należy je zwiększyć. Dokupienie takiej amunicji na rynku nie jest jednak problemem, choćby dlatego, że należy ona do najpopularniejszej na świecie.

Wyjątek stanowią jedynie pociski powietrze-powietrze krótkiego zasięgu AIM-9 Sidewinder. FA-50GF jest bowiem w stanie wykorzystywać ich stare, nieprodukowane już wersje tej broni (AIM-9L oraz M). I prawdopodobnie to te środki bojowe miał na myśli wiceminister Tomczyk, mówiąc, że broni do FA-50 „nie da się już kupić”.

Autor. Mirosław Mróz Defence24.pl

Trzeba jednak pamiętać, że FA-50GF to samolot przejściowy, który z czasem ma zostać zmodernizowany do wariantu PL. Na razie służy do szkolenia kadr, która mają w przyszłości latać na docelowym wariancie FA-50PL. Na FA-50GF szkoli się dzisiaj personel naziemny i latający. Kolejne 32 maszyny wariantu FA-50PL będą mogły wykorzystywać najnowszą wersję Sidewindera AIM-9X, a zatem broń dostępną na rynku i obecną w Polsce, ponieważ kupiliśmy ją dla naszych F-16.

Oprócz tego FA-50 będą mogły wykorzystywać kierowane laserowo bomby GBU-12 (używane na Jastrzębiach) i otrzymają wiele innych dodatkowych zdolności niezwiązanych z rozwojem dostępnych zasobów uzbrojenia (chodzi m.in. o radiolokator PhantomStrike, zdolność do tankowania w powietrzu, a także kompatybilność z zasobnikiem rozpoznawczo-celowniczym Sniper XR oraz większymi podwieszanymi zbiornikami paliwa).

Reklama

Grzech AMRAAM-a

Osobny problem stanowi integracja FA-50PL z pociskami powietrze-powietrze średniego zasięgu AIM-120 AMRAAM. Przypomnijmy, że umowa z września 2022 r. opiewała na kwotę 3 mld dolarów, z czego 700 mln zapłaciliśmy za 12 samolotów wersji GF a 2,3 mld za 32 maszyny FA-50PL. Jednak kwota ta nie objęła dwóch rzeczy: podniesienia pierwszego tuzina samolotów ze standardu GF do PL oraz integracji maszyn w standardzie PL z pociskami AMRAAM. Pomimo deklaracji… że pociski te mają trafić na FA-50PL.

AIM-120 AMRAAM, czyli pociski powietrze-powietrze średniego zasięgu, to broń która radykalnie zwiększy zdolności FA-50PL, sprawiając, że będą one mogły w defensywie atakować samoloty i śmigłowce nieprzyjaciela z dużej odległości. Dopiero broń tej klasy umożliwia walkę o przewagę w powietrzu. Tymczasem pocisk krótkiego zasięgu AIM-9X Sidewinder to właściwie broń do samoobrony albo prowadzenia działań typu air policing, gdy przed podjęciem decyzji o zniszczeniu zagrożenia niezbędne jest wizualna identyfikacja wrogiego statku powietrznego.

Zobacz też

Tak o integracji AMRAAM-a odpowiedział niedawno na pytanie Defence24 Chongho Yoon, wiceprezes KAI:

To wymaga zgody USA. Trwają prace nad studium wykonalności, ma to nastąpić za 3-4 lata. Technicznie da się to zrobić, ale istnieją inne obszary, którymi należy się zająć. KAI obecnie prowadzi takie badania i sprawa ma zostać wyjaśniona za 2-3 lata. KAI wie, że to ważne.

W ocenie autora tego artykułu sprawa pocisków AMRAAM jest w zasadzie jedynym dużym niedopatrzeniem strony polskiej przy zakupie FA-50 (plus brak inwestycji w część potrzebnej infrastruktury). Bez tego pocisku FA-50PL nigdy nie stanie się lekkim samolotem wielozadaniowym, a będzie raczej maszyną wsparcia pola walki. Mówiąc krótko, popularny „Fafik” bez AIM-120 będzie de facto następcą Su-22 ze zdolnością do uderzania na cele lądowe i możliwością samoobrony przy pomocy pocisków krótkiego zasięgu.

Reklama

Poprawa, nie anulowanie

Minister Tomczyk zapowiada nie zniszczenie programu FA-50, a jego poprawienie. To mądra deklaracja, biorąc pod uwagę, że FA-50PL mają zasilić Siły Powietrzne w ciągu 3-4 lat, a na ewentualną platformę kupioną w jego miejsce musielibyśmy czekać do lat 30., nie wspominając o ogromnych kosztach tego rodzaju roszady.

Program FA-50 zaszedł już za daleko, aby z niego rezygnować. 12 samolotów jest w kraju, wyszkolono już nań grupę pilotów, a część maszyn wersji PL już znajduje się w różnych stadiach produkcji w zakładach KAI.

Autor. U.S. Air Force

Wydaje się, że obecną sytuację można uzdrowić, wykonując kilka prostych działań. Po pierwsze, kupić środki bojowe dla FA-50GF (nawet formalnie jako pakiet uzbrojenia dla F-16). Po drugie, zamówić integrację AMRAAM-a i politycznie wymóc zgodę na tą integrację w Waszyngtonie. To niełatwe, ale Polska mogłaby tu wystąpić wspólnie z Republiką Korei czy innymi zainteresowanymi takim rozwiązaniem klientami eksportowymi (choćby Malezją).

W przypadku, gdyby okazało się to niemożliwe, trzeba pamiętać, że KAI ma dobre stosunki z europejskimi firmami produkującymi amunicję lotniczą klasy powietrze-powietrze (i nie tylko). Pociski MBDA Meteor i IRIS-T zostały np. zintegrowane z innym samolotem KAI – KF-21. Nikt nie będzie rozbił łaski, jeżeli chodzi o ich integrację na FA-50.

Reklama

Oddać sprawiedliwość

Dzisiaj oczywiście łatwo jest krytykować ministra Błaszczaka za to, że zakup został dokonany na „łapu capu”, bez uwzględnienia wszystkich czynników i w nie tak kompleksowy sposób jak choćby w przypadku F-16. Pamiętajmy, że Jastrzębie kupowaliśmy na początku stulecia, gdy wydawało się, że pokój będzie trwał wiecznie i wszystko powoli, na spokojnie można było planować.

Tymczasem FA-50 był zamawiany we wrześniu 2022 r., a proces decyzyjny był prowadzony w miesiącach poprzedzających, gdy nad Polską unosiło się widmo rychłej wojny. Czas dostaw odgrywał dużo większą rolę niż teraz, kiedy rosyjska armia utraciła większość sprzętu i mówi się nie o wojnie za 2-3 lata, ale za niespełna dekadę. Nawet w dzisiejszych „nieco lepszych” czasach trudno nie cieszyć się, że dzięki tamtemu zakupowi siły powietrzne mają dodatkową eskadrę samolotów, a w ciągu 3-4 lat wzbogacą się o kolejne dwie.

Zobacz też

Minister Błaszczak nie kupił też „gołych” samolotów. Zakup obejmował pozyskanie pełnego symulatora misji i trenażerów, szkolenie pilotów i członków personelu naziemnego, materiały eksploatacyjne i zapas części zamiennych. Maszyny pozyskane dla Sił Powietrznych pierwotnie miały trafić do Sił Zbrojnych Republiki Korei. To z tego wynika odsunięcie w czasie dostaw symulatorów – użytkownik koreański już nimi dysponuje, a wyprodukowanie tego specjalistycznego sprzętu zajmuje długie miesiące.

Warto też przypomnieć, że to nie tak, że infrastruktura, dokumentacja, certyfikacje, symulatory czy uzbrojenie dla FA-50 pojawiają się powoli. Czas ich dostawy mieści się w światowych standardach a nawet jest stosunkowo szybki. Np. symulator pojawi się w pierwszym kwartale 2025 roku – 2,5 roku po złożeniu zamówienia. To dostawy pierwszych 12 samolotów były ponadprzeciętnie szybkie. Rozpoczęły się niecały rok po złożeniu założenia i zakończono je po 14 miesiącach.

Reklama
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama