Reklama

Przemysł Zbrojeniowy

Krab Waleczne Serce. Artyleryjskie koło historii [ANALIZA]

Krab
Krab
Autor. J. Reszczyński

Wielka Brytania zdecydowała się skierować na Ukrainę w ramach pomocy wojskowej haubice samobieżne AS-90, z których wywodzi się dzisiejszy Krab, już od miesięcy walczący z powodzeniem w tej wojnie. Warto przypomnieć, jak przebiegał proces ewolucji brytyjskiego działa w jedną z najnowocześniejszych haubic na świecie.

Reklama

Analizę haubicy AS-90 przedstawiliśmy w I części artykułu.

Reklama

Czytaj też

Reklama

W nowym wariancie AS90/52, wyposażona w lufę o długości 52 kalibrów i znacznie poprawionych charakterystykach bojowych, czasami oznaczana także jako AS52, została opatrzona – także z myślą o operacjach marketingowo-eksportowych – nazwą własną „Braveheart", co na język polski można przetłumaczyć jako „Waleczne serce" lub „Odważne serce".

Fiasko brytyjsko-niemiecko-włoskiego programu SP70, w którym haubicę FH70 połączono z czołgiem Leopard, sprawiło, że od tej pory Brytyjczycy i Niemcy poszli własnymi drogami, które doprowadziły ostatecznie do powstania PzH2000 i AS90
Fiasko brytyjsko-niemiecko-włoskiego programu SP70, w którym haubicę FH70 połączono z czołgiem Leopard, sprawiło, że od tej pory Brytyjczycy i Niemcy poszli własnymi drogami, które doprowadziły ostatecznie do powstania PzH2000 i AS90
Autor. Fot. ze zbiorów J. Reszczyńskiego

W tej wersji przede wszystkim do 40 km wydłużono donośność działa. Producent deklaruje, że w przypadku użycia nie zdefiniowanej pod określoną nazwą „nowej amunicji wspomaganej" donośność armaty przekracza 50 km. W tym wariancie minimalna odległość strzelania wynosi 4 km (z pociskiem L151A1 i ładunkiem 2 one 1 MCS). Błąd trafienia w cel określany jest na poniżej 0,25 proc. dystansu. Pojazd, oczywiście, wyposażony jest w systemy filtrowentylacji i ochrony przed skutkami użycia broni masowego rażenia. Wersja z dłuższą lufą, co zrozumiałe, charakteryzuje się wyższą masą, 45,5 tony.

Parametry systemu wieżowego w tym wariancie zasadniczo odpowiadają tym, którymi charakteryzował się polski Krab w swej najwcześniejszej formule, w której 1:1 wykorzystane zostały dostarczone przez Brytyjczyków dwie kompletne wieże AS90, które w 2000 r. zostały zabudowane w prototypach nr 1 i 2, przeznaczonych do badań kwalifikacyjnych.

Zaprojektowano go z myślą o możliwości zabudowy m.in. na czołgach Challenger, T-54/55, M60, Centurion, Chiefftain, Vickers Mk III i Va-liant oraz Leopard. Niektóre z jego rozwiązań znalazły się następnie w AS90, a w konsekwencji także w naszym Krabie.
Zaprojektowano go z myślą o możliwości zabudowy m.in. na czołgach Challenger, T-54/55, M60, Centurion, Chiefftain, Vickers Mk III i Va-liant oraz Leopard. Niektóre z jego rozwiązań znalazły się następnie w AS90, a w konsekwencji także w naszym Krabie.
Autor. Fot. ze zbiorów J. Reszczyńskiego

W czasie, jaki od tej pory upłynął do decyzji o wznowieniu programu (o tym kilka zdań w dalszej części artykułu), a następnie – do podjęcia produkcji seryjnej, sh Krab zachowała z oryginalnego systemu wieżowego praktycznie tylko część mechaniczną, a więc pancerną skorupę, działo z napędami wieży i armaty, natomiast system kierowania ogniem i celowniczy oraz oprzyrządowanie elektroniczne i jego oprogramowanie zostało wymienione na rozwiązania całkowicie nowe, bazujące w swoich zasadniczych rozwiązaniach już na krajowych systemach, funkcjonujących już w środowisku opracowanym na potrzeby Topaza i Fonetu. Oczywiście, co warto tylko przypomnieć, Krab od AS90 różni się już zasadniczo „dołem", czyli podwoziem.

Grupa konstruktorów z Huty Stalowa Wola przy sh AS90 w zakładach Royal Ordnance, 1999 rok
Grupa konstruktorów z Huty Stalowa Wola przy sh AS90 w zakładach Royal Ordnance, 1999 rok
Autor. Ze zbiorów J. Reszczyńskiego

Początkowo planowano, że wszystkie wcześniej zamówione i wyprodukowane AS90 zostaną zmodyfikowane i wyposażone w lufę L52. Podjęto nawet kroki w kierunku wykonania partii ponad 100 takich luf, które ok. roku 2000 miały być zamontowane w miejsce L39 – w miarę ich zużywania się podczas strzelań. Zaplanowano także serię innych ulepszeń, dotyczących m.in. także amunicji. Nie doszło jednak do realizacji tych planów, za to w 1988 r. wdrożono kilka znaczących udoskonaleń, podnosząc walory AS90 (m.in. zmodyfikowano osprzęt elektroniczny i wprowadzono system wojskowego GPS, automatyczną kompensację ugięcia lufy, dostosowano działo do eksploatacji w warunkach arktycznych i tropikalnych).

Nieznana jest liczba sh AS90, wyposażonych w armaty z dłuższą lufą, ale wysoce prawdopodobne jest, że nie była ona większa od liczby...prototypów tego wariantu.

AS-90 idzie na eksport, Polska szuka działa

Wobec rezygnacji Brytyjczyków z dalszego rozwijania tego wyrobu na potrzeby własnych sił zbrojnych, całą uwagę skupiono na poszukiwaniu klientów eksportowych. W latach 1994-1997 haubica gościła na prezentacjach i testach w Norwegii, USA, Indiach, Kuwejcie i Arabii Saudyjskiej, w latach 1994-1999 jednostki artylerii British Army uzbrojone w AS90 bazowały w Niemczech, w tym też okresie wielokrotnie uczestniczyły we wspólnych manewrach z armią kanadyjską, w 1998 r. – w manewrach z armią jordańską. W 1999 r. haubice wykorzystywane były w misjach wojskowych IFOR w dawnej Jugosławii, w ściślej – w Bośni, Macedonii i w Kosowie, a na początku 2000 r. testowano je w Finlandii. Ta ofensywa nie przyniosła praktycznie żadnych efektów komercyjnych.

Taki wariant, AS90/52 Braveheart, został zaoferowany Polsce, kiedy kierownictwo MON ostatecznie zdecydowało się wejść w fazę realizacji planów dalszej modernizacji artylerii. Dalszej, jako że prace koncepcyjne nad takim planem podjęto w Hucie Stalowa Wola nieomal natychmiast po zakończeniu produkcji samobieżnej haubicy 122 mm 2S1 Goździk i osiągnięciu gotowości operacyjnej przez wyposażone w nią jednostki. Ta broń, jak niedawno obszernie pisaliśmy, produkowana była przez HSW w latach 1983-1991. Inicjatywa HSW spotkała się – co nie było i nie jest takie powszechne – z inicjatywą kierownictwa MON. Praktycznie w 1994 r., po konsultacjach pomiędzy ekspertami MON a HSW w sprawie przezbrojenia polskiej armii w nowoczesny system artyleryjski, zapadła strategiczna decyzja co do wybory przyszłego systemu.

Już wówczas, w bardzo wstępnej fazie opracowywania takiego planu, postanowiono, że kolejną samobieżną haubicę Wojsko Polskie otrzyma „skrojoną" według standardów NATO, czyli w kalibrze 155 mm i uwzględniającą Joint Ballistic Memorandum of Understanding (porozumienie standaryzujące parametry dział i amunicji 155 mm - red.). W grę wchodził bądź kosztowny import dział, bądź uruchomienie ich produkcji w kraju. Polski, mającej po bolesnej transformacji ustrojowej pilniejsze potrzeby społeczne i gospodarcze, na import nie było stać. Postawiono na rozwiązanie zakładające produkcję nowej samobieżnej haubicy w kraju. Wybór MON, dla którego Huta Stalowa Wola stała się naturalnym partnerem w rozwiązywaniu tego problemu, był oczywisty. Żadna firma w Polsce nie miała takiego doświadczenia w produkcji artyleryjskiej jak HSW. Starano się jednak znaleźć rozwiązanie będące rodzajem kompromisu: z zagranicznym partnerem opracować system wieżowy, a siłami polskiego przemysłu – system jezdny, czyli podwozie. To był wariant „zdecydowanie budżetowy", pozwalający pozyskać nową haubicę przy ograniczonym do niezbędnego minimum imporcie.

Teoretycznie ten tok myślenia był racjonalny. W ówczesnych możliwościach polskiego przemysłu zbrojeniowego nie leżało opracowanie od podstaw tak złożonej konstrukcji siłami wyłącznie własnego potencjału przemysłowego i naukowo-badawczego cywilnych i wojskowych instytutów. O ile bowiem przemysł mógł się poszczycić doświadczeniami w wielkoseryjnej licencyjnej produkcji wyrobów artyleryjskich (HSW) oraz czołgów (ośrodek gliwicki), posiadał cenny zasób doświadczeń technologicznych związanych z tą produkcją, a także posiadał niezły potencjał techniczny i kadrowy w kilku ośrodkach produkcyjnych, o tyle nie miał praktycznie żadnych doświadczeń w prowadzeniu prac badawczych i projektowych nad tak dalece zaawansowanymi wyrobami. Stąd uznano, że nieuniknione jest i tym razem sięgnięcie po wsparcie licencyjne, ale już nie szukano oparcia na Wschodzie lecz na Zachodzie. To było naturalne w ówczesnej sytuacji, kiedy w 1991 r. Układ Warszawski przestał istnieć, podporządkowanie Kremlowi od 1989 r. było tylko złym snem przeszłości, a aspiracje Polski względem NATO, zdefiniowane już w 1993 r. jako priorytet polskiej polityki zagranicznej, zostały jednoznacznie wyartykułowane, a następnie, w 1994 r., potwierdzone „Partnerstwem dla Pokoju" i umową partnerską z NATO.

Formalne zapytanie ofertowe trafiło z MON do HSW w 1996 r., i ono zainicjowało procedurę opracowania założeń techniczno-taktycznych oraz projektu koncepcyjnego nowej broni. Wojskowi optowali za maksymalizacją parametrów nowego działa, co sprawiało wrażenie – co nie bez złośliwości konstatowali konstruktorzy z HSW – że przy opracowywaniu WZTT (Wstępne Założenia Taktyczno-Techniczne) po prostu spisywano dane techniczne z prospektów reklamowych różnych najlepszych ówczesnych konstrukcji, nie bacząc na to, iż czasami stawia się sprzeczne z sobą wymagania. Takie jak np. to, aby nowa haubica zabierała na pokład 60 szt. amunicji (bo tyle miała PzH2000), miała automat ładowania, charakteryzowała się identyczną jak PzH donośnością, ale jednocześnie posiadała odpowiednio niską masę i zdolność pokonywania terenu takie, jak inne, najlepsze pod tym względem działo, które ustępowało PzH2000 pod innymi względami... Takie sytuacje powtarzały się zresztą i później, dość przypomnieć, jakie wymagania postawiono Borsukowi (pływalność i jednocześnie wysoka odporność balistyczna i przeciwminowa) oraz Krylowi (wysokie osiągi balistyczne i trakcyjne w połączeniu z wymogiem aeromobilności ze wszelkimi ograniczeniami, masowymi i gabarytowymi, wynikającymi ze wskazanego przez wojsko typu samolotu transportowego...). Niemniej – podjęto się tego zadania, bo alternatywą dla odmowy była rezygnacja z programu. Dla HSW byłby to dramat, pozostałaby praktycznie bez żadnego wyrobu dla wojska.

Tak obecny Krab był lansowany w 1999 r. przez brytyjskiego partnera. Na użytek polskich emocji historyczno-militarnych nazwę Braveheart przez jakiś czas tłumaczono jako „Chrobry”.
Tak obecny Krab był lansowany w 1999 r. przez brytyjskiego partnera. Na użytek polskich emocji historyczno-militarnych nazwę Braveheart przez jakiś czas tłumaczono jako „Chrobry”.
Autor. J. Reszczyński

Już wtedy było jasne, że – podobnie jak w przypadku transportera opancerzonego, co zaowocowało ostatecznie Rosomakiem – związanie się z zachodnim partnerem i przyspieszy opracowanie działa, i dostarczy polskiemu przemysłowi nowych technologii. HSW zorganizowała w 1997 r. wewnętrzny przetarg, w wyniku którego wyłonione zostały najdojrzalsze technicznie i najnowocześniejsze oferty, spośród których powinien zostać dokonany ostateczny wybór: niemiecka PzH2000, południowoafrykańska Denel T-6, brytyjska AS90/52 oraz „unatowiona" (zmiana kalibru ze 152 na 155 mm oraz unowocześnione wyposażenie) wersja znanej w WP słowackiej armatohaubicy wz. 1977 Dana – Zuzana. To działo właśnie wprowadzali (1998 r.) na swe uzbrojenie Słowacy. Było ono pokrewne cenionej przez artylerzystów Danie, znanej w WP od 1983 r. Rozważano koncepcję postawienia jej systemu wieżowego na polskim podwoziu z OBRUM Gliwice, ale pomysł zarzucono.

Czytaj też

Porażką zakończyły się także prowadzone przez Słowaków prace nad połączeniem systemu wieżowego Zuzany z oczekiwanym przez Polaków podwoziem typu czołgowego z rodziny T-72/PT-91, kiedy – chwilowo, jak się okazało – obowiązywała decyzja polskiego MON, że przyszłościowa haubica ma bazować na tym nośniku. W czasie testowych strzelań na słowackim poligonie działo wywróciło się. Ostatecznie do końcowej rozgrywki Zuzana nie weszła. Najprawdopodobniej najpoważniejszy wpływ na to miał wynik pokazowych strzelań tego działa dla m.in. polskiej delegacji wojskowej. Zuzana po oddaniu jednego strzału zacięła się, i... było po wszystkim, jak wspominają członkowie polskiej delegacji. Później wyjaśniło się, że przyczyną awarii o potężnych konsekwencjach było niezamontowanie drobnego elementu ceramicznego w mechanizmie automatu ładowania.

Ustalono nawet, kto ten mechanizm przygotowywał do pokazu, ale nie było już sprawą polskiej delegacji dociekać, czy uznano to ostatecznie za sabotaż, czy tylko za błąd. Po jakimś czasie rozeszła się informacja, że sprawca tej wpadki nie został aresztowany przez słowackie specsłużby, ale zginął w tajemniczym wypadku samochodowym. W każdym razie po tym falstarcie Zuzana wypadła z gry, choć miała spore szanse zainteresować polską armię. Także dlatego, że, jako jedyna, dysponowała doskonałym automatem ładowania, a system wieżowy jeździł na popularnym podwoziu kołowym Tatry 815. Wojsko jednak zdecydowanie optowało wówczas za gąsienicowym „dołem", co niektórzy wiążą z wielkim „zamiłowaniem do gąsienic" ówczesnego szefa Sztabu Generalnego, który był czołgistą po pierwszym wojskowym wykształceniu...

Pierwszy i drugi prototyp Kraba posiadały kompletne wieże wyprodukowane i dostarczone przez BAE Systems, identyczne jak AS90/52, od egzemplarza nr 3 wieże były już produkowane w HSW, do egzemplarza nr 8 – z lufami firmy Nexter.
Pierwszy i drugi prototyp Kraba posiadały kompletne wieże wyprodukowane i dostarczone przez BAE Systems, identyczne jak AS90/52, od egzemplarza nr 3 wieże były już produkowane w HSW, do egzemplarza nr 8 – z lufami firmy Nexter.
Autor. J. Reszczyński

Zresztą – koncepcje samego podwozia też ulegały ewolucji; od podwozia SPG-1M typu Kalina, mającego w sobie jeszcze „geny" radzieckiego ciągnika artyleryjskiego oraz polsko-enerdowskiego ciężkiego układacza min SUM z 1989 roku, usiłowano przejść do zmodyfikowanego podwozia czołgu T-72, by ostatecznie wybrać jednak zmodyfikowaną Kalinę z siedmioma parami kół nośnych, w której zaimplementowano niektóre rozwiązania z podwozia czołgowego. O tym wyborze przesądzili specjaliści z MON wraz z konstruktorami z HSW. Jedni i drudzy zaufali zapewnieniom ośrodka gliwickiego, że doświadczone w produkcji ciężkich pojazdów pancernych Bumar i OBRUM podołają zadaniu. Wstępne próby podwozia przyszłego Kraba odbyły się już w 1999 r. na poligonie Ośrodka Szkolenia Poligonowego Wojsk Lądowych w Nowej Dębie.

Po pierwszym postępowaniu ofertowym w 1997 r. rozpisano drugi przetarg, do którego zgłosiły się już tylko dwie firmy: niemiecki Krauss-Maffei Wegmann z PzH2000 i brytyjski GEC Marconi wchodzący w skład tworzącej się właśnie silnej struktury BAE Systems z działem AS-90/52 Braveheart.

MON zastrzegł sobie prawo ostatecznego wyboru dopiero po serii prób poligonowych. Strona polska postawiła warunek, aby odbyły się one na poligonach oferenta. Raz, że nie mieliśmy, i nadal nie mamy, w Polsce poligonu lądowego o dostatecznych rozmiarach, pozwalającego prowadzić badania artyleryjskie, a poza tym nie bez znaczenia było i to, aby te  próby odbyły się na koszt oferentów. Wyszło inaczej. Zapadły decyzje, że strzelania odbędą się w Polsce. Więc trzeba było opracować takie procedury i zasady, aby wszystko było aż do bólu przejrzyste i szczelne. Zadbano, aby jak najdalej trzymać od tych spraw niefachowców: żadnych polityków, żadnych postronnych uczestników i obserwatorów nie mających bezpośredniego związku z procedurą konkursu.

Czytaj też

Zanim doszło do rozstrzygających porównań, toczyły się – i na forach publicznych i poza nimi – będące absolutną nowością dla polskiego środowiska decydentów wojskowych lobbystyczne rozgrywki, w których wyraźnie wyczuwalne były nuty faworyzujące PzH2000, będącą wprawdzie „cudem techniki", ale też jednocześnie będącą działem nieprawdopodobnie skomplikowanym w budowie i w produkcji oraz eksploatacji. A wiadomo, co jest skomplikowane bardziej niż to jest niezbędne, musi mieć z samej natury rzeczy większą podatność na awarie bądź uszkodzenia (po latach, podczas wojny w Ukrainie, obawy te zdały się potwierdzać, PzH2000 ma się charakteryzować, eufemistycznie mówiąc, niezbyt imponującą bezawaryjnością, co należy odnotować z zastrzeżeniem, że nie są publicznie znane ani okoliczności występowania awarii, ani ich charakter, ani ich związek z wyjątkowo wymagającymi warunkami wojennej eksploatacji). W dodatku niemieckie działo miało jedną, ważną wadę: trudno było z niego „wyekstrahować" sam system wieżowy, a o to szło w polskiej grze.

W PzH2000 ważne i współdziałające z sobą ściśle systemy zabudowano zarówno w wieży, jak i w podwoziu. I nie było rzeczą prostą przenieść te podzespoły do innego, polskiego nośnika. Więc Niemcy w ogóle nie zaoferowali Polsce formalnie systemu wieżowego, bo on de facto nie jest autonomicznym systemem systemów. Problematyczne było również i to, że – nawet gdyby udało się ich jednak do tego nakłonić – wstępnie wytypowany polski nośnik nie udźwignąłby prawdopodobnie cięższej i większej niemieckiej wieży, zatem nieuchronnie prowadziło to i tak do koncepcji zakupienia też licencji na podwozie. W sumie – musielibyśmy wziąć wszystko, na co Polski nie było stać. Mimo to „tu i ówdzie" w pewnym momencie zaczęło się nawet mówić, że warunki przetargu się zmieni, i zamiast systemu wieżowego kupi się całość.

To jednak też nie było wcale takie proste: stronę niemiecką nie interesowała sprzedaż licencji, a co najwyżej bliska współpraca produkcyjna, nawet na zasadzie joint venture, przy czym porozumienie o współpracy miałoby dotyczyć wyłącznie dział w takiej liczbie, w jakiej zamierzała je kupić polska armia. Nie było mowy o jakimkolwiek eksporcie, prawach do wyrobu, jego modyfikacjach itp., a doprodukowanie dodatkowych haubic, jeśli stałoby się to konieczne, najprawdopodobniej wiązałoby się z wynegocjowaniem i zawarciem nowej umowy. Mimo to „ciśnienie" na PzH2000 było silne, także wśród niektórych decydentów w HSW.

Ostatecznie jednak do pełnych poligonowych prób porównawczych pomiędzy PzH2000 i AS90, czyli wspomnianego wcześniej „skrzyżowania szpad", nie doszło. Do tej części prezentacji swej oferty jednak nie zdecydowała się przystąpić firma niemiecka. Oficjalnie – z powodu jakichś proceduralnych problemów celnych, mniej oficjalnie – z powodu braku zgody niemieckiego rządu na wytransportowanie haubicy do Polski. Do prób podeszła tylko AS90. Rezultaty strzelań na żagańskim poligonie, przeprowadzonych w dniach 21-24 czerwca 1999 r., wojskowi uznali za na tyle satysfakcjonujące, że nie było wyboru: ta haubica została zwycięzcą.

Licencja, i co dalej?

Zaledwie miesiąc po testach, 26 lipca 1999 r., w spektakularnych okolicznościach, w obecności premiera i szerokiego garnituru ministrów rządu RP, oraz wiceministra obrony Wielkiej Brytanii, późniejszego sekretarza generalnego NATO, Sir George'a Robertsona, zostały złożone podpisy pod umową w sprawie przekazania Hucie Stalowa Wola dokumentacji na system wieżowy armatohaubicy samobieżnej AS90. Wówczas, nie bez patosu i emfazy, uznano, że fakt ten stał się spektakularną oprawą wstąpienia Polski do NATO, czasami nawet uznawano ten moment, dowód „westernizacji" Sił Zbrojnych RP, za „akt założycielski polskiego członkostwa w Sojuszu".

Warunki umowy zakładały, że Polsce zostanie przekazana technologia, oprzyrządowanie produkcyjne i prawa licencyjne wraz z 6 kompletnymi wieżami, dalsza ich produkcja będzie przedmiotem zaawansowanej kooperacji, zaś ewentualny eksport tak powstałych dział na rynki trzecie będzie prowadzony w ścisłej współpracy polsko-brytyjskiej. Ówcześni planiści wojskowi zakładali, że ów pierwszy moduł miał być dostarczony do prób wojskowych w roku 2003. W myśl ówczesnych założeń miał powstać tzw. moduł dywizjonowy Regina, którego środkiem ogniowym miała być armatohaubica kal. 155 mm, zaś uzupełnieniem – systemy dowodzenia i kierowania ogniem Azalia oraz logistyczny Waran. Taka kompozycja była wynikiem wypracowanych w HSW założeń, znamionujących całkowicie nową logikę działania firmy jako producenta uzbrojenia. Już wówczas Huta Stalowa Wola stanęła na stanowisku, że nie będzie dostawcą tylko dział i innych komponentów, ale pragnie stać się dostawcą kompleksowego systemu, projektując, budując i dostarczając go odbiorcy oraz biorąc odpowiedzialność za cały system i efekty jego użycia.

Pomimo zawieszenia programu Krab w 2001 r. HSW rokrocznie prezentowała swą haubicę na MSPO, przypominając o jej istnieniu i szukając zainteresowania zagranicznych klientów.
Pomimo zawieszenia programu Krab w 2001 r. HSW rokrocznie prezentowała swą haubicę na MSPO, przypominając o jej istnieniu i szukając zainteresowania zagranicznych klientów.
Autor. J. Reszczyński

W tym okresie, z wielu różnych powodów, także związanych z ograniczeniami ekonomicznymi, koncepcje dotyczące poszczególnych komponentów Sił Zbrojnych były często zmieniane. Myślą nadrzędną tych zmian było zapewnienie, w ramach skromnych możliwości budżetowych wymuszających tworzenie wybranych priorytetów, możliwie najwyższej interoperacyjności i unifikacji procedur, uzbrojenia i wyposażenia w ramach NATO. Tu obowiązywały standardy daleko inne, znacznie bardziej swobodne, niż w byłym już Układzie Warszawskim. W Wojskach Lądowych dotyczyło to nie tylko transporterów i czołgów, ale też artylerii, która na początku lat 90. dopiero na dobre asymilowała stalowowolskie Goździki, na ów czas wciąż jeszcze nowoczesne i udane wyroby, ale – pasujące do innej koncepcji armii.

Docelowo zakładano wprowadzenie pierwszego dywizjonu artylerii samobieżnej 155 mm (18 dział) w roku 2005 (według innej wersji – w 2006 roku), zaś do 2012 roku zakładano zakup czterech dywizjonów liczących łącznie 72 działa. Inna z koncepcji zakładała, że na wyposażeniu Wojska Polskiego powinno znaleźć się 180 samobieżnych zestawów armatohaubic 155 mm, z których miało zostać sformowanych... 15 dywizjonów (ciekawostka, bowiem nigdy w polskiej armii nie było dywizjonów artylerii liczących mniej niż 18 dział!) oraz ponad 300 zestawów dział 155 mm holowanych przez ciężarówki. Program ten, jak się szybko okazało, jak na tamten czas był zdecydowanie przewymiarowany... Założenia samej struktury jednostek artylerii wówczas i dziś, widać to wyraźnie, były całkowicie odmienne. Dywizjon raz definiowano jako 18-lufowy, raz nawet jako niezwykle oryginalny 12-lufowy, aby w końcu wypracować ostateczną formułę 24 luf w składzie dywizjonu.

Czytaj też

Montaż pierwszego prototypu nowego działa rozpoczęto w HSW w październiku 2000 r., w marcu 2001 r. dostarczona została z Royal Ordnance w Wielkiej Brytanii do HSW pierwsza wieża. Pierwszy kompletny prototyp Kraba (bo tak zdecydowano się nazwać to działo, odchodząc od lansowanej przez brytyjskich partnerów pierwotnej nazwy Chrobry, będącej dość swobodnym przekładem brytyjskiego Braveheart, osadzonym jednakże mocno w polskiej historii) zaprezentowano publicznie 12 czerwca 2001 r... I wtedy się zaczęło! W miesiąc później rozpętano w mediach „aferę korupcyjną", stawiając w cieniu podejrzeń ówczesnego wiceszefa MON Romualda Szeremietiewa oraz... koncern Denel z RPA, który w ogóle nie był uczestnikiem drugiego przetargu.  W HSW były już dwa gotowe prototypy Kraba po udanych próbach, a mimo to MON z programu... zrezygnował. Obydwa prototypy postanowiono przekazać do... muzeów.

Program praktycznie został pogrzebany. Postawiło to w niesłychanie trudnym położeniu nie tylko HSW, pozbawioną szans na produkcję i rozwijanie obiecującego wyrobu, a także ośrodek gliwicki, mający mieć w tym programie ważny udział. Postawiło też Polskę w dość nieciekawej sytuacji wobec Brytyjczyków, którzy wiązali poważne plany ze współpracą z polskim przemysłem zbrojeniowym. Nie tylko nie mogli liczyć na zamówienia na, wynikające z umowy licencyjnej, pozostałe 4 wieże, ale przede wszystkim na współpracę produkcyjną w przyszłości. Skutkiem była korekta modelu biznesowego BAE, a także likwidacja oprzyrządowania produkcyjnego związanego z AS90 i definitywne odejście od produkcji luf długich w kalibrach 155 (dla haubic lądowych) i 114 mm (dla artylerii okrętowej). Część oprzyrządowania pozostałego po AS90 zezłomowano, część przekazano do HSW. W długofalowej perspektywie miało to mieć korzystne dla Kraba skutki, ale wówczas nikt nie był w stanie tego przewidzieć... Faktem jest, że w tym momencie drogi polskiej haubicy i jego brytyjskiego protoplasty rozeszły się definitywnie. Paradoksalnie – mogą się znów zejść, po wielu latach, na polach bitewnych Ukrainy.

Konsekwencje pseudoafery z rzekomą łapówką od Denela były potężne: kiedy w 2006 r. do Polski przyjechała delegacja indyjskiej armii chcąc zobaczyć Kraba (sprytnym podstępem uzyskano zgodę wojska na ten pokaz, w czym pomogła interwencja ówczesnego prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego), i kiedy na poligonie w Stalowej Woli odbyły się strzelania, na których Krab wypadł świetnie, pojawiła się anegdotyczna opowieść, przytaczana przez byłego wiceministra obrony. Hindusi mieli zapytać, ile tych dział ma polska armia. Padła odpowiedź: – Dwa – A gdzie jest drugie? – mieli zapytać Hindusi. – W muzeum artylerii w Toruniu – miała paść odpowiedź. – Hindusi wyjechali. – Koło nosa przeszedł nam kontrakt na 110 dział za 1,2 miliarda dolarów – skomentował tę sytuację Romuald Szeremietiew, który uważał się za „ojca polskiej haubicy", nazywanej nawet czasami „działem Szeremietiewa". To nie do końca było tak: jeszcze żaden Krab nie stał w muzeum, choć były takie decyzje. Obydwa prototypy znajdowały się w HSW, nawet były regularnie wystawiane na MSPO. Zaś jakoby pewny już kontrakt z Hindusami na 110 Krabów był raczej przejawem wishful thinking w czystej postaci, jako że postawili oni warunek, aby HSW... wysłała im Kraba na wielomiesięczne testy do Indii – bez kontroli nad ich przebiegiem, i w dodatku na własny koszt... Zresztą – Hindusi eksperymentowali z różnymi pomysłami, m.in. z próbą posadowienia wieży południowokoreańskiej T-6 na podwoziu czołgu T-72. W końcu, po testach przeprowadzonych w latach 2013-2014, doszli ostatecznie do... K9.

7 czerwca 2006 r., poligon Ośrodka Badań Dynamicznych WITU w Stalowej Woli – prezentacja Kraba delegacji Ministerstwa Obrony Indii. W roli wozu dowodzenia wystąpił zmodyfikowany KTO Ryś.
7 czerwca 2006 r., poligon Ośrodka Badań Dynamicznych WITU w Stalowej Woli – prezentacja Kraba delegacji Ministerstwa Obrony Indii. W roli wozu dowodzenia wystąpił zmodyfikowany KTO Ryś.
Autor. J. Reszczyński

Zainteresowanie Ministerstwa Obrony Indii polskim Krabem z brytyjskimi korzeniami okazało się jednak być momentem zwrotnym w historii tego programu. Kolejne kroki odbywały się już w zgoła innej rzeczywistości ekonomicznej i politycznej, a do reanimacji Kraba – choć nikt tego nie mówił wprost – swoje trzy grosze dołożyły interwencje i naciski ze strony NATO. Pakt oczekiwał wywiązania się ze zobowiązania w połowy lat 90...

Reaktywacja

Program Regina został wznowiony w 2007 r., nieomal równolegle z finiszem prac nad programem wyrzutni rakietowej WR-40 Langusta (w 2007 r. zakończono badania kwalifikacyjne, 22 kwietnia 2008 r. podpisano kontrakt na pierwszą transzę 36 wyrzutni, a już 1 lipca z HSW wyjechał pierwszy transport 6 WR-40). Zanim będącemu już „na wylocie" na początku 2007 r. ministrowi obrony Radosławowi Sikorskiemu zademonstrowano na poligonie w Toruniu możliwości Kraba, także na drugim prototypie działa postawiono krzyżyk: miał trafić do Muzeum Wojska Polskiego. Był już pisemny rozkaz. Po toruńskim pokazie szef MON powiedział do szefa HSW: – Panie prezesie, ja to działo kupuję! Zapaliło się znów zielone światło, wojsko zaczęło się nim na powrót interesować.

Już po kolejnej zmianie rządu, 2 maja 2008 r., Departament Polityki Zbrojeniowej MON zawarł z Centrum Produkcji Wojskowej HSW trzyletnią umowę na „wykonanie pracy wdrożeniowej na 155-mm dywizjonowy moduł ogniowy". W ramach tej pracy wdrożeniowej CPW podjęło się opracowania i dostarczenia najpóźniej do 10 grudnia 2011 r. partii próbnej modułu dywizjonowego dostosowanego do strzelania amunicją precyzyjnego rażenia. Moduł miał się składać z sześciu nowych, wyprodukowanych od podstaw „Krabów" oraz dwóch zmodernizowanych do ich standardu, wyremontowanych prototypów z 2000-2001 r., w których zamontowano oryginalne brytyjskie wieże. Entuzjazm o odmrożenia programu szybko ustąpił miejsca obawom: termin był zwariowany, a możliwości – po zakończeniu współpracy z Brytyjczykami – skromne.

Czytaj też

Trzeba było znaleźć nowych partnerów, i samemu wdrażać produkcję tego, co należało. Najtrudniejszym do rozwiązania był problem luf, jako że luf długich 155 mm HSW w tym okresie, bez zakupów odpowiednich maszyn i urządzeń, robić nie była w stanie, na brytyjskie wsparcie już nie można było liczyć, a z Niemcami, po wyeliminowaniu z gry o przyszłość polskiej artylerii ich PzH2000 trudno było się porozumieć. Nie udało się też nawiązać na satysfakcjonujących stronę polską warunkach współpracy ze Słowacją. Dla ukompletowania modułu wdrożeniowego 6 luf zamówiono więc we francuskiej firmie Nexter, a produkcję pozostałych elementów armaty i wież uruchomiono w oparciu o licencyjną dokumentację konstrukcyjną, brytyjską technologię i przekazane przez BAE oprzyrządowanie.

Już 20 maja 2011 r. zakończono badania pierwszego, wyprodukowanego w całości przez HSW,  działa dla Kraba. Były to pierwsze w Polsce badania działa tego kalibru, zatem niemałym problemem było nawet stworzenie od podstaw samego programu badań. Jednocześnie Gliwice wystartowały z produkcją sześciu brakujących podwozi. Pierwsze strzelania kompletnego Kraba nr 3, a więc otwierającego już serię sześciu armatohaubic budowanych od podstaw w ramach pracy wdrożeniowej, wyposażonego w dokładnie ten egzemplarz działa, przeprowadzono 29 lipca, a więc już w dwa miesiące później. To świadczy, jakie tempo nadano pracom nad tym programem.

Co było dalej – pamiętamy: pod koniec listopada 2012 r., a więc z blisko rocznym poślizgiem w stosunku do pierwotnego harmonogramu, wojsko dostało pierwszy moduł wdrożeniowy, nie tylko z 8 Krabami, ale też z 3 wozami dowodzenia i wsparcia logistycznego (po jednym wozie amunicyjnym i remontu uzbrojenia). Wtedy już były znane (choć nie były nagłaśniane) ujawnione już w 2010 r. problemy z jakością podwozi nr 3-8. Krab znów znalazł się na wirażu, pędząc na „czołówkę" z pechem, który prześladował program. Wojsko nie chciało przyjąć Krabów, w podwoziach których pojawiły się słynne mikropęknięcia. Z czasem okazało się, że problemów z nimi jest tyle, że nie było już czego poprawiać. Jeśli program Regina i Krab miał zostać uratowany, konieczne było kolejne nowe rozdanie. Decyzje ówczesnego kierownictwa MON i HSW doprowadziły do podpisania 17 grudnia 2014 r. umowy licencyjnej na, spokrewnione konstrukcyjnie z podwoziem brytyjskiego pierwowzoru Kraba, podwozie sh 155 mm K9, produkowanej w Republice Korei.

Czytaj też

W tym wariancie Krab jest cięższy od AS90 (48 ton wobec 45,5 tony), ale dysponuje znacznie mocniejszym napędem (MTU 1000 KM vs Cummins 659 KM), a więc i lepszymi właściwościami trakcyjnymi. I w jednym i w drugim wydaniu takie rozwiązanie bije osiągami nieudane pod wieloma względami podwozie typu Kalina, z którym Krab ważył ponad 52 tony, dysponując napędem o mocy tylko 850 KM. Był na tyle słaby w terenie, że nie było mowy o spełnieniu pierwotnego wymagania, aby zabierał 60 szt. kompletnej amunicji. Zabierał ich tylko 40. Jak ważne w realiach współczesnej wojny są charakterystyki trakcyjne takiej broni, potwierdziła wojna w Ukrainie, gdzie artyleria odgrywa olbrzymią rolę. Szybka zmiana stanowiska po wykonaniu zadania ogniowego, zdolność do błyskawicznej dyslokacji w inne rejony walk – do czego potrzebny jest odpowiedni zapas mocy i sprawny układ jezdny – są na wagę przeżycia, i działa i załogi.

Prace koreańsko-polskiego zespołu konstruktorów nad polską wersją podwozia pobiegły w sprinterskim tempie. Już w połowie sierpnia 2015 r. zaprezentowany został prototyp Kraba na ostatecznie wybranym podwoziu, a HSW, montując kolejne haubice na gotowych podwoziach dostarczonych z Korei, zaczęła polonizację ich produkcji, jednocześnie intensywnie inwestując w rozbudowę i modernizację lufowni. Rozwiązaniem pomostowym do czasu samodzielnego opanowania produkcji luf był zakup partii gotowych luf w Niemczech. Otrzymały je pozostałe wozy z pierwszego dywizjonu, przekazanego do 11. Mazurskiego Pułku Artylerii w Węgorzewie, a obecnie najprawdopodobniej walczące od wielu miesięcy w Ukrainie (MON nigdy nie poinformował, z których jednostek podebrano partię 18 Krabów, przekazanych Ukrainie w pierwszej połowie ubiegłego roku).

Ostateczna, znana nam dobrze dziś, postać sh 155  mm Krab została zaprezentowana w połowie sierpnia 2015 r., i od tej pory w jej wyglądzie zewnętrznym nastąpiły tylko nieznaczne zmiany.
Ostateczna, znana nam dobrze dziś, postać sh 155 mm Krab została zaprezentowana w połowie sierpnia 2015 r., i od tej pory w jej wyglądzie zewnętrznym nastąpiły tylko nieznaczne zmiany.
Autor. J. Reszczyński

Po zakończeniu programu badań MON w połowie grudnia 2016 r. zamówiło w HSW SA cztery pełne DMO Regina z terminem dostawy do 2024 r., a we wrześniu 2022 r. – dwa kolejne DMO z terminem dostawy w latach 2025-2027. 

Kolejny pech Kraba odezwał się kilka miesięcy temu, kiedy kierownictwo MON – wcześniej zamawiające haubice w tempie tylko 2 baterii (16 dział) rocznie – uznało, że potencjał produkcyjny HSW... nie pozwala na szybkie zaspokojenie oczekiwań wojska, więc niezbędny jest zakup sh K9A1/K9PL w Korei. Docelowo w grę wchodzić ma zakup 672 koreańskich dział. Pierwsza ich partia dotarła do Polski w grudniu. Dodajmy, że w 2017 roku Strategiczny Przegląd Obronny stworzony przez MON rekomendował zwiększenie zdolności produkcji Krabów, ale z tymi rekomendacjami nic - w zakresie finansowania potrzebnych inwestycji - nie zrobiono. Dopiero na początku tego roku premier Mateusz Morawiecki zapowiedział dokapitalizowanie HSW, aby zwiększyć zdolności produkcji Borsuków... i Krabów.

Czytaj też

Na razie, w związku z priorytetowym charakterem kontraktu na dostawy Krabów dla walczącej Ukrainy, zdecydowana większość (jeśli nie całość) bieżącej produkcji kierowana jest do Ukrainy. W związku z tym 16 grudnia 2022 r. Agencja Uzbrojenia i HSW podpisały aneks do umowy z 2016 roku, zmieniający termin dostaw pozostałych pięciu baterii z lat 2022-2024 na lata 2025-2027. To oznacza, że – jeśli nic się nie zmieni – Krab powinien być produkowany przynajmniej do tego roku, w którym minie... 30 lat od rozpoczęcia prac zmierzających do jego powstania. Łącznie z już zakontraktowanymi dla Sił Zbrojnych RP siedmioma DMO Regina (168 szt.), dodatkowymi Krabami dla CSUiA w Toruniu (2 szt.) oraz prawdopodobnym wolumenem 54 Krabów dla Ukrainy (zamówienie z połowy 2022 r.) w HSW powinny zostać wyprodukowane 224 Kraby, a jeśli MON zechce uzupełnić ukompletowanie dywizjonów, z których zabrano haubice w pierwszym kroku pomocy dla Ukrainy – 242. Z MON płyną jednak zapowiedzi, że kontrakt z września 2024 roku nie będzie jednak ostatnim. A podwozie Kraba ma być bazą do stworzenia nowego bojowego wozu piechoty, z wieżą ZSSW-30.

Czytaj też

Według Ośrodka Studiów Wschodnich, który powołuje się na nieujawnione źródła, „na Ukrainę dotarły już wszystkie z zamówionych przez Kijów 54 dział", choć umowa w tej sprawie mówiła o 2-letnim okresie jej realizacji. HSW SA nie komentuje w żaden sposób tej informacji.

„Pradziad" naszego Kraba, AS90, wyprodukowany został, jak już pisaliśmy wcześniej, w liczbie 179 szt., w wariancie o znacznie mniejszych możliwościach niż Krab (co się wiąże i z długością lufy armaty, i nowocześniejszym podwoziem o lepszych charakterystykach, i znacznie nowocześniejszym wyposażeniem polskiej haubicy, zwłaszcza w obszarze zautomatyzowanego dowodzenia i kierowania ogniem). Zakładano, że w służbie pozostaną one do roku 2032. Od zakończenia w 1995 r. produkcji haubica była z ograniczonym zakresie modernizowana, ale koncepcja brytyjskich sił zbrojnych, oraz ograniczanie funduszów na armię sprawiły, że liczba dział AS90 w gotowości operacyjnej systematycznie maleje.

Po części bierze się to stąd, że brytyjski przemysł utracił zdolność produkowania tego sprzętu i części zamiennych do niego, więc dążenie do utrzymania w stanie sprawności pozostałych w służbie haubic wymusza konieczność kanibalizacji części z nich i przeznaczanie ich na części zamienne dla pozostałych. Jeszcze w 2008 r. było ich w pułkach brytyjskiej artylerii 134, w 2015 – już tylko 117, a w 2016 – zaledwie 89. W 2021 r., według oficjalnych danych brytyjskich, AS90 były jeszcze na uzbrojeniu trzech pułków Royal Artillery i Royal Horse Artillery, a w 2022 – dwóch pułków. W każdym z nich znajduje się na stanie tyle dział, ile w polskim dywizjonie DMO Regina, czyli 24. Oznacza to, że brytyjskie siły zbrojne dysponują obecnie najprawdopodobniej 48 szt. AS90. Nie jest znana liczba dział w rezerwie sprzętowej ani ich stan techniczny.

Czytaj też

Zapowiedziane i potwierdzone przekazanie „około 30" z nich Ukrainie, jak to dotąd w oficjalnych komunikatach definiowano, stawia pod znakiem zapytania sens pozostawienia w brytyjskich zasobach „resztówek" w postaci kilkunastu haubic bez większego znaczenia operacyjnego. Oczywiście, „około 30" można interpretować jako np. 24, jak i 36 (ta druga liczba odpowiadałaby etatowi dwóch ukraińskich dywizjonów artylerii lufowej). Nie można wykluczyć, że jakaś liczba AS90 przekazana zostanie jako rezerwuar części zamiennych, a Wielka Brytania całkowicie wycofa się z użytkowanie tego uzbrojenia.

Niezależnie od fundamentalnych różnic w osiągach, te dwa zdjęcia pokazujące miejsce pracy kierowcy ilustrują, jaka przepaść pod względem kultury technicznej dzieli dwa  podwozia, na których osadzano licencyjną wieżę AS90 (stare podwozie)
Niezależnie od fundamentalnych różnic w osiągach, te dwa zdjęcia pokazujące miejsce pracy kierowcy ilustrują, jaka przepaść pod względem kultury technicznej dzieli dwa podwozia, na których osadzano licencyjną wieżę AS90 (stare podwozie)
Autor. J. Reszczyński
Niezależnie od fundamentalnych różnic w osiągach, te dwa zdjęcia pokazujące miejsce pracy kierowcy ilustrują, jaka przepaść pod względem kultury technicznej dzieli dwa  podwozia, na których osadzano licencyjną wieżę AS90 (nowe podwozie)
Niezależnie od fundamentalnych różnic w osiągach, te dwa zdjęcia pokazujące miejsce pracy kierowcy ilustrują, jaka przepaść pod względem kultury technicznej dzieli dwa podwozia, na których osadzano licencyjną wieżę AS90 (nowe podwozie)
Autor. Jerzy Reszczyński

Przeszkolenie na AS90 ukraińskich artylerzystów, którzy już opanowali obsługę polskich Krabów, nie powinno być przesadnie czasochłonne. Obydwa działa, wywodzące się z tego samego pnia, są zbliżone do siebie pod tym względem, choć już obecnie dość znacznie różnią się wyposażeniem, głównie elektronicznym, posiadają inne podwozia, a więc i jednostki napędowe różnych marek o różnych wymogach serwisowych. Żołnierze ukraińscy jednak już niejednokrotnie dowiedli, że to nie stanowi dla nich problemu. Co nie zmienia faktu, że po zrealizowaniu obietnic dotyczących AS90 ukraińska artyleria będzie istną „Legią Międzynarodową" pod względem liczby użytkowanych typów i modeli sprzętu o przeróżnych rodowodach, a więc i rozwiązaniach konstrukcyjnych, kalibrach, wymaganiach serwisowych i potrzebach logistycznych.

Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (46)

  1. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy

    Gorzka lekcja z 2014 - powtórzona w 2022 - jest prosta i oczywista dla państw nieatomowych: 1 - państwa atomowe mogą w poczuciu bezkarności i asymetrycznej przewagi KOŃCOWEJ atakować państwa bez atomu - 2- tylko własny atom chroni przed agresją i ostatecznym zwycięstwem agresora-państwa atomowego. Oczywiście - miedzy państwami atomowymi wojny konwencjonalne są możliwe [np. Indie-Pakistan, Indie-Chiny] - ale cały układ prowadzi do lokalizacji poziomu konwencjonalnego do izolowanych zamieszek i do zawarcia pokoju po prężeniu mięśni. Powtórzę - cała architektura GLOBALNA bezpieczeństwa i układu państw z atomem do nieatomoowych - JUŻ RUNĘŁA po 2014 - system jest w trakcie zmiany.

  2. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy

    Zresztą - proszę spojrzeć na debatę publiczna w Korei Południowej. Tam wprost zdecydowana większość mówi, że w ostatecznym rachunku nie ma co liczyć na gwarancje USA - i Korea Południowa musi sama stworzyć suwerenne siły atomowe. Projekt atomowy Iranu [z pomocą Korei Północnej, a teraz Rosji] wywoływał i na nowo wywołuje otwarte deklaracje Saudów i Turcji co do potrzeby własnych sił jądrowych. Nawet nie muszą łożyć w przemysł Yellow Cakes - dostawcą głowic przy odpowiednich kwotach może być Pakistan. To wszystko jest wynikiem niedotrzymania gwarancji Układu Budapesztańskiego 1994 utrzymania bezwarunkowej integralności terytorialnej Ukrainy przez USA i UK - i przez Rosję [gwaranta- który złamał układ] - za oddanie 1300 głowic i środków przenoszenia.

  3. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy

    Powtórzę -Rosja się nie wycofa, a w jej kalkulacji pokonana Ukraina i opanowana Białoruś to jedynie etap przygotowawczy - zapewnienie sobie dogodnego przedpola do ataku na KLUCZOWĄ Polskę. - bo w jej kalkulacji na najwyższym poziomie geostrategicznym Polska to bufor uniemożliwiający powstanie supermocarstwa Lizbona-Władywostok, które jest najwyższym priorytetem Kremla jako ostateczne globalne zwycięstwo o hegemonię [detronizując USA - ale i Chiny] - dlatego Kreml nie zawaha się przed użyciem atomu. W kalkulacji Kremla Rosja nie ma w OSTATECZNYM ROZRACHUNKU nic do stracenia, a wszystko do zyskania. I dlatego Polska z Ukrainą [szerzej z Flanką] - muszą odpowiedzieć równie zasadniczo - absolutnie bez patrzenia na USA.. Bo polityka Białego Domu od dwóch dekad jest katastrofalna dla samej Ameryki. Ockną się dopiero, jak będzie "game over".

  4. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy

    Obecny cały PMT ma charakter PR dla sterników opcji rządzącej - imponujący laikom-wyborcom wyspowymi zakupami sprzętu [głownie a la zimna wojna] pod defilady. Nie zapewnia nawet skutecznej obrony konwencjonalnej - a co dopiero zwycięstwa na poziomie OSTATECZNYM - jądrowym. Bo dopiero wtedy może powstać nowa stabilna architektura bezpieczeństwa dla całego regionu. O tym nawet nikt w PiS, KPRM, MON nie myśli, nawet nie śmie pomyśleć. Czyli "ślepa uliczka' geostrategiczna - bo na USA w OSTATECZNYM RACHUNKU rozgrywki jądrowej nie ma co liczyć - stąd sternicy Polski idą w łudzenie się [i wyborców], w tymczasowe odwlekanie nieuniknionego i chowanie głowy w piasek.

  5. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy

    Z całą siła powtarzam: wszelkie gwarancje USA i ew. UK "Parasola jądrowego" dla Ukrainy, Polski, Wschodniej Flanki - są nic niewarte. Strategiczne odstraszanie USA zawiodło na całej linii 24 lutego 2022, zas wojna w Ukrainie nie skończy się zwycięstwem Ukrainy - bo USA nie będą narażały Waszyngtonu za jądrowe uderzenie w Ukrainę ze strony Rosji. To się zmieni dopiero wtedy - gdy Sojusz Wschodniej Flanki[z Ukrainą jako FAKTYCZNYM uczestnikiem] stanie się podmiotem atomowym z poważnymi siłami strategicznymi. I to jest lekcja, z której muszą wyjść konkrety w zmianie całego układu sił na poziomie atomowym. Z USA i UK jako PARTNERAMI dla Sojuszu Wschodniej Flanki [z Ukrainą] - albo bez. To sprawa gardłowa, zasadnicza i niedyskutowalna. Alternatywą jest w końcu [za X-lat] upadek gospodarki i bankructwo i kapitulacja Ukrainy,, narastająca wojna hybrydowa i destabilizacja Polski i Wschodniej Flanki - a potem ten sam scenariusz ataku na Polskę i jej zniszczenia - co wobec Ukrainy.

  6. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy

    Jeżeli nie mamy własnych suwerennych jądrowych sił strategicznego odstraszania - zdolnych do zmasowanego uderzenia - Rosja dysponująca siłami jądrowymi zawsze będzie miała strukturalną asymetryczną przewagę do podjęcia wojny konwencjonalnej - ponieważ w razie klęski będzie miała atomowy młot, który odwróci o 180 stopni klęskę w zwycięstwo. Wobec przeciwnika bez atomu Rosja czuje się bezkarna, a rachunek koszt/efekt w OSTATECZNYM rozrachunku na szczeblu jądrowej eskalacji - zawsze będzie po stronie Rosji. Dlatego właśnie tak patowa sytuacja i "ślepa uliczka" i brak zdecydowanego wsparcia USA dla Ukrainy - i to samo dotyczy w OBECNYM układzie strategicznego rachunku dla Polski i Wschodniej Flanki. Dlatego MUSIMY STRUKTURALNIE ten układ zmienić.

  7. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy

    Należy sobie uświadomić DO KOŃCA: w obronie Polski, Ukrainy, Wschodniej Flanki NATO - ani USA nie narazi Waszyngtonu na atak jądrowy Rosji, a ni tym bardziej znacznie słabsze UK nie narazi Londynu. "Bliższa koszula ciału..." zwłaszcza w tak gardłowej i egzystencjalnej sprawie. Wszelkie najświętsze obietnice, nawet podpisane literalnie traktaty i nawet bardzo konkretne, proceduralne uzgodnienia - są tylko zwodniczym świtkiem papieru bez wartości w godzinie próby. Owszem - podwyższają nieco odstraszanie - ale tylko nieco - a na pewno nie przeciw zdeterminowanemu krańcowo przeciwnikowi. Dla Kremla ustanowienie WSZELKIMI SPOSOBAMI supermocarstwa Lizbona-Władywostok jest niezmiennie planem geostrategicznym nr 1 - z Berlinem i Paryżem - a jak nie, to nawet przeciw nim - nie mówiąc o Polsce i Wschodniej Flance.

  8. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy

    Chciałbym podkreślić - kupując czołgi, śmigłowce szturmowe i inny PRZESTARZAŁY koncepcyjnie i operacyjnie sprzęt a la zimna wojna AD1980 - NIE WYGRAMY. Wygramy, gdy stworzymy połączoną synergię opartą - na systemach nowoczesnych wg Revolution in Military Affairs [RMA]. Sieciocentryczność z przetwarzaniem real-time na klastrach kompeterów kubitowych z łącznością natychmiastową na splątaniu kwantowym, AI, dronizacja, efektory precyzyjne. Wszystkie domeny spięte real-time w metadomęnę - wszystkie nosiciele-sensory-efektory. I uzyskując ASYMETRYCZNĄ PRZEWAGĘ konwencjonalna [także w wojnie opto-elktromagnetyczno-cybernetycznej - EW] - zabezpieczyć się przed przedrukowaniem przez Rosję naszej przewagi uderzeniami jądrowymi. Na to jest tylko jeden środek - własne suwerenne zmasowane siły strategicznego odstraszania jądrowego.

  9. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy

    W najszerszym geostrategicznym układzie państwa Wschodniej Flanki NATO z Ukraina winny stworzyć nakładający się [wręcz dublujący] pas takich całokrajowych strategicznych A2/AD. I siły jądrowe koalicyjnego skutecznego odstraszania strategicznego - zdolne do skutecznego zmasowanego kontruderzenia wobec Rosji. W tym sensie opisane osobno dronowe przełamujące konwencjonalne siły strategicznej projekcji siły dalekiego zasięgu miałyby za zadanie nie tylko łamać i rozpraszać obronę Rosji w konflikcie konwencjonalnym na jej ZBYT WIELKIM DO OBRONY OBSZARZE, ale być "wymiataczem" sił plot/prak, radarów, łączności Rosji w naszym zmasowanym ataku jądrowym. Przypomnę - łączne PKB tego sojuszu jest większe od Rosji - a w dobie sankcji możemy wyprzedzić łącznie Rosję technologicznie.

  10. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy

    Budowa kompleksu C5ISTAR/EW/(AI) to podstawa sieciocentrycznego spięcia wszystkich domen w jedną metadomenę - zupełnie nowy byt i nowy poziom zdolności na poziomie taktycznym, operacyjnym, strategicznym. A to jest podstawa budowy metadomenowej defensywno-ofensywnej całokrajowej A2/AD Tarczy i Miecza Polski - pokrywającej saturacyjna obroną całą Polskę i mającą projekcję siły nie tylko w strefie buforowej - ale także siłami dronowymi dalekiego zasięgu [w rojach przełamujących, małe głowice, a za to precyzja "hit-to-kill", bardzo duży zasięg za Ural] - stanowiącymi "konwencjonalne" SIŁY ODSTRASZANIA STRATEGICZNE .Czyli rodzaj "pomostówki" do stworzenia [najlepiej w koalicji z Ukrainą, szerzej Wschodnią Flanką NATO jako osobnym silnym podmiotem] jądrowych sił odstraszania strategicznego.

  11. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy

    Budowa kompleksu C5ISTAR/EW(AI) jako koło zamachowe gospodarki Polski - dzięki statusowi "strategicznego interesu państwa" i dzięki poufności tajemnicy wojskowej - przy maksymalnym wykorzystaniu tej poufności [bo na razie nawet zakupy są JAWNE, co w stanie realnej wojny z Rosją jest absurdem]. - te nakłady inwestycyjne w Przemysł 4.0/AI/IoT/IoE byłyby poza wszelką kontrolą KE - czyli Berlina w rękawiczkach Brukseli - za wszelką cenę ograniczających rozwój Polski dla utrzymania jej podrzędnej pozycji. Zresztą - po decyzji o dotacji 200 mld euro przez Berlin w niemiecka gospodarkę budżetu federalnego - wszelkie ograniczniki [rzekomo dla utrzymania "wolnego rynku"] są de facto martwe.

  12. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy

    Co ciekawe - żelazo, tytan, wanad, lantanowce - 1,34 mld t - były już dostępne do opłacalnego wydobycia w latach 80-tch i wtedy opracowano i miano budować kopalnię [mimo sprzeciwu Moskwy] - ale kryzys u schyłku PRL to pogrzebał - a dziś - przy znacznie efektywniejszych technologiach wydobycia [obejmujących tez większe, głębsze złoża] i przy niebotycznych [i ciągle rosnących] cenach surowców strategicznych i ziem rzadkich - wszelkie "mądre" ekspertyzy zaliczają Skarbiec Suwalski jako...nieopłacalne do wydobycia zasoby pozabilansowe. Absurd w czystej postaci - oczywisty nawet dla ucznia podstawówki. To świadome blokowanie rozwoju kraju i blokada przełamania pułapki średniego rozwoju i utrwalanie strukturalnej podległości Polski jako podwykonawca Niemiec. A tyle się mówi o "wstawaniu z kolan" - jak dodawał Śp. dr Targalski "....przez padanie na twarz".

  13. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy

    Prezes Kaczyński w Suwałkach w listopadzie 2022 zadeklarował na spotkaniu z wyborcami - cytuję: "Musimy mieć pewne strategiczne zapasy. Choć w tym regionie nie ma węgla, to pamiętam z czasów, kiedy przed wielu laty uczyłem w Suwałkach, że mówiło się wtedy bardzo dużo o rudzie znajdującej się na Suwalszczyźnie. Pamiętamy o tym i jeżeli będzie możliwość tego wykorzystania, to tak zrobimy. Niezależność surowcowa w dzisiejszym świecie jest bardzo ważna.". I co? - ano nic! Takie tam obiecanki dla naiwnych.... A sprawa uruchomienia Skarbca Suwalskiego i produkcji high-tech wysokiej marży jest torpedowana za III RP przynajmniej od 1996....

  14. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy

    Na zbudowanie STRATEGICZNEGO sieciocentrycznego nadrzędnego metadomenowego kompleksu C5ISTAR/EW [z AI] powinno pójść min. połowa z 240 mld złotych idących na zmarnowanie w przestarzałe programy Wilka i Kruka. W tym uruchomienie suwerennej produkcji elektroniki przez CEZAMAT - ale za 5 a nie 0,5 mld zł. Ten program "Metadomenowego kompleksu strategicznego C5ISTAR/EW(AI)" winien być kołem zamachowym naszej gospodarki - budowy Przemysłu 4.0 czyli pełnych łańcuchów wartości produktów wysoko przetworzonych i inteligentnych OEM - od surowców strategicznych ze Skarbca Suwalskiego - po produkty w 100% pod nasza kontrolą w pełnym cyklu życia. A także koło zamachowe dla AI, Internetu Rzeczy/Internetu. Wszystkiego. I budowanie [np. z Koreą Płd] łączności natychmiastowej na splątaniu kwantowym, komputerów kubitowych - czyli rozwój od bazy i B+R, produkty podwójnego zastosowania - handel i eksport finansujący PMT [zamiast żałosnego zadłużania - i jeszcze się tym chwalą].

  15. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy

    Absolutnie najważniejszym programem dla WP jest zbudowanie nadrzędnego kompleksu C5ISTAR/EW - spinającego i sterującego real-time wszystkimi domenami - każdym nosicielem [zdronizowanym czy załogowym], każdym sensorem, każdym efektorem [najlepiej precyzyjnym]. Dopiero wtedy powstaje systemowa SYNERGIA i zupełnie nowa jakość i poziom wojowania - jednocześnie na poziomie taktycznym, operacyjnym, strategicznym. Wszystkie domeny spięte w jedną metadomenę. Łącznie ze zmianami opisywanymi dla stworzenia wysokomobilnej precyzyjnej projekcji siły spiętej sieciocentrycznie - UNIWERSALNEJ precyzyjnej artylerii rakietowej/lufowej/dronowej - da to skok realnej wartości bojowej o 2 rzędy wielkości więcej względem obecnego WP - tego w "starym stylu" a la zimna wojna.

  16. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy

    Również platformy kołowe winny mieć napęd hybrydowy - z tych samych powodów co gąsienicowe. Dla platform załogowych oznacza to minimum hermetyzację kabin [ABC] do forsowania wody po dnie. GENERALNIE - UNIWERSALNA SKALOWALNA wysokomobilna taktycznie i operacyjnie WIELODOMENOWA artyleria lufowa i rakietowa [i dronowa] - spięta w całość sieciocentrycznie, oparta o amunicję/efektory precyzyjne dalekiego zasięgu. Likwidująca PRZESTARZAŁE programy Wilka i Kruka za 240 mld zł - za to synergicznie skokowo wzmacniająca/rozszerzająca Wisłę, Narew, Pilicę+, Poprad, Loarę, Gladiusa/Gladiusa 2 [generalnie programy dronowe], ale i Ottokar-Brzoza. Z maksymalną standaryzacja platform/powerpacków hybrydowych- i sieciocentrycznego wpięcia do nadrzędnego GŁÓWNEGO PROGRAMU PMT - KTÓREGO DOTAD NIE MA - budowy rozproszonego wszechdomenowego kompleksu C5ISTAR/EW.

  17. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy

    Co do kołowej artylerii rakietowej - Langusty, K239, HIMARSy - tu również widziałby ją jako artylerię UNIWERSALNĄ. Czyli także plot/prak. Wtedy zamiast głowicy bojowej drugim - montowanym modularnie do potrzeb - stopniem byłaby rakieta plot/prak. Oczywista rzecz - wymaga to wpięcia sieciocentrycznego - bardzo zmodyfikowanego TOPAZA [zresztą TOPAZ dla platform gąsienicowych też rozszerzony]. No i elewacja zwiększona maksymalnie. Dodatkowo te wyrzutnie widziałbym także jako wyrzutnie ROJÓW dronów "tubowych". Szerzej - także artyleria lufowa 155/127/120 mm może być użyta do wyrzucania dronów "tubowych" - np. sprężonym powietrzem czy małym ładunkiem miotającym o "rozciągnietej" charakterystyce miotania.

  18. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy

    PGR - pełna racja - Kryl - nawet taki "jaki jest teraz" - jest niezbędny w platformach kołowych. Przypomne - za 1 Kraba wyprodukuje 5 Krylów - ze znacznie wiekszą mobilnością operacyjną Ale Kryl tylko i wyłącznie przy wpięciu sieciocentrycznym-dronowym rozpoznania/pozycjonowania - tylko z amunicją precyzyjną. Nawet pojedyńczy strzał amunicja precyzyjna będzie wtedy skuteczny - a po strzale natychmiastowa relokacja. Celność amunicji precyzyjnej zastępuje i PRZEWYŻSZA szybkostrzelność amunicją niekierowaną. Tyle że APR to powinna być nie "ersatz" 1 generacji jak Szczerbiec o relatywnie krótkim zasięgu - tylko np. licencja Vulcano o zasięgu 80 km dla 155mm/L52. Czy 130-150 km dla rozwijanej strumieniowej Nammo. Zaś Kryl 2 winien dysponować już armata L58/L60 - i zdolnością do ognia w ruchu jak RCH155. Inna konstrukcja - z magazynem amunicji i auto matem ładowania - być może całość zautomatyzowana.

  19. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy

    WSZYTKIE poniższe wnioski są bezpośrednio wywiedzione z doświadczeń wojny pełnoskalowej w Ukrainie 2022. A przecież trend na sieciocentrycznośc, dronizację, artylerię i efektory precyzyjne i przesuwanie zasięgu precyzyjnego manewru ogniowego - będzię się tylko pogłębiał wypierając stare zimnowojenne wojowanie - sprzętowo, taktycznie i operacyjnie.. Warto zauważyć, że multidomenowa UNIWERSALNOŚC szeroko rozumianej artylerii precyzyjnej rozmywa sztywne podziały programów PMT - przypisanych do pojedyńczej domeny. SYNERGIA wykorzystania pojedyńczej platformy do wielu celów - np. Kraby2, K2PL, Borsuki, ciężkie Borsuki LONG - z amunicja precyzyjną i SKO do plot/prak/C-RAMD - to bardzo poważne zmiany wzmocnienia i przedefiniowania Wisły, Narwi, Poprada, Pilicy, Loary. I WYELIMINOWANIE przestarzałych programów Wilk i Kruk. Ale to wymaga CAŁOŚCIOWGO SYSTEMOWEGO podejścia w nowym SPO 2023 - i dopiero potem decyzji CO opracować/produkować.

  20. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy

    Pozostaje ostatni temat: spójność mobilności operacyjnej i taktycznej. Już sam podział na platformy pływające [lżej opancerzone i gorzej uzbrojone] i na niepływające [dopancerzone i dozbrojone] tworzy głęboki podział operacyjny i taktyczny w mobilności i synchronizowaniu działań taktycznych i operacyjnych. Ot przykład - niepływające Raki na Rosomaku mają wspierać ogniem pływające KTO Rosomaki - bezsens taktyczny i operacyjny. A po doświadczeniach Ukrainy 2022 - wszelkie koncentracje przeprawowe to nie tylko "kij w szprychy" tempa manewru/natarcia czy odwrotu - ale idealny cel do uderzeń. WSZYSTKIE platformy muszą mieć napęd hybrydowy [forsowanie po dnie z marszu] i wyrównaną mobilność operacyjną i taktyczną - i to jak najwyższą.

  21. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy

    Zasięg i precyzja i komasacja EFEKTYWNEGO NISZCZĄCEGO manewru ogniowego - zastępuje nie tylko dotychczasowe czołgi - ale także [wraz z dronizacją powietrzną i lądową] - także opancerzone samoloty pola walki [A-10, Su-25] czy opancerzone śmigłowce [Apache, Viper, Mi-28, Mi-35 itd]. Dlatego zakup 96 Apache mam za skrajny przejaw braku zrozumienia ZASADNICZYCH ZMIAN pola walki i NASZEGO teatru wojny od 2022. Tak samo zresztą z zakupem K2 i Abramsów - kompletnie przestarzałych na nasz teatr wojny od 2022. Czyli sumarycznie - forsowanie bezwładem decyzyjnym, i brakiem KLUCZOWEGO Strategicznego Przeglądu Obronnego 2022 PRZED decyzjami zakupowymi - to wyrzucenie jakichś 240 mld zł w błoto zamiast na POTRZEBNE i PRZYDATNE systemy Bardzo źle świadczy to o organizacji systemowej i instytucjonalnej państwa - nie tylko MON i AU.

  22. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy

    Podstawa przełamania operacyjnego jest wygranie wojny radiowo-optyczno-sensorowej i elektronicznej. Kto komu zniszczy widzenie, świadomość sytuacyjną i łączność - za to sam je uzyskuje - ten efektorami WIDZĄC DALEKO sieciocentrycznie roluje głęboko bezradnego przeciwnika precyzyjnym manewrem ogniowym artylerii lufowej/rakietowej i dronów. Nie skoncentrowane masy czołgów - a skoncentrowany na celach ogień dalekiego/średniego zasięgu - z możliwie rozproszonych platform o dużym zasięgu ognia. Amunicja i efektory precyzyjne - bo one dają komasację EFEKTÓW ognia od 50 do 200 razy większą od amunicji i efektorów niekierowanych - i dają wykładniczy wzrost i przyspieszenie rolowania i załamania sił nieprzyjaciela do poziomu izolowanych, pozbawionych sprzętu, zdezorganizowanych grup.

  23. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy

    Sam BWP czy KTO traci swoją podstawowa funkcję "wozu bojowego na pierwszej linii ognia". Staje się - załoga wraz z desantem - mobilnym chronionym ośrodkiem analityczno-operatorskim dla ludzi z laptopami, HUD, rozszerzoną rzeczywistością obrazowania sytuacji taktycznej i nawet operacyjnej. Karabinek z bagnetem - to DODATEK. Desantowanie z wozu - bez sensu, co najwyżej formalne przejmowanie jeńców eskortowanych do niewoli przez drony [TAK - takie rzeczy już się dzieją w Ukrainie]. Moim zdaniem wszelkie funkcje na umownej "pierwszej linii" - muszą przejąć drony - powietrzne - oraz lądowe [np. Milrem Type-X] zmniejszając o dwa rzędy wielkości straty ludzkie. Nie tylko drony bojowe - ale także pozycjonowania, z kppanc czy osłony plot/C-RAM-D, do rozminowywania, do torowania w polach minowych, inżynieryjne, z zasłonami dymnymi, przeciwradarowymi czy zasłonami źródeł podczerwieni.

  24. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy

    Działko 30/40 mm winno być sprzęgnięte także z armatą 127 mm K2PL i ze 155 mm Kraba 2. Gdyż nie warto strzelać z armaty do muchy przeciw drobniejszym celom jak mniejsze drony - wystarczy pocisk programowalny 30/40 mm. Oczywista - szybkość obrotu wieży i zmiany elewacji musi być wysoka. Generalnie chodzi o działanie nie widząc przeciwnika do horyzontu - a to bardzo zmienia dotychczasowe działania na "pierwszej linii". Załoga Kraba 2/K2PL, Raka 120/155 mm - staje się wpiętym sieciocentrycznie operatorem ognia pozahoryzontalnego. Nie ma mowy o szarżach i bojach spotkaniowych, rozpoznaniu walką itp. "standardach" wojowania. Wroga niszczy się z dystansu do poziomu zdezorganizowanej, pozbawionej sprzętu, zdemoralizowanej i odciętej od łańcuchu dowodzenia izolowanej grupki żołnierzy.

  25. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy

    Nawet Raki [czy 120 czy ew. rekomendowany 2x155 mm winny prowadzić głównie pozahoryzontalny ogień precyzyjny wpięty sieciocentrycznie real-time w wysunięte dronowe rozpoznanie/pozycjonowanie celów. Ogień bezpośredni to KLĘSKA - oznacza, ze zawiodło nasze wysunięte rozpoznanie i świadomość sytuacyjna, że dopuściliśmy wroga na taki KRYTYCZNY dystans. A co z działkiem 30/40 mm do ognia bezpośredniego? Jego zadanie to GŁOWNIE plot i do pewnego stopnia C-RAM [jeżeli są odpowiednio wpięte w sieciowy SKO]. Oraz na drony - czyli plot/C-RAMD - uzupełniony przez niskokosztowe systemy rakietowe jak LM MHTK.

Reklama