Geopolityka
W kogo na Bliskim Wschodzie uderzy administracja Trumpa
Objęcie władzy przez Donalda Trumpa może doprowadzić do znacznych turbulencji wokół sieci proirańskich aktorów proxy w całym regionie Bliskiego Wschodu. Pytaniem pozostaje oczywiście, kto w tym układzie straci najwięcej – Hezbollah, Hamas, a może Huti?
Przed 7 października 2023 r., a więc dniem krwawych ataków na Izrael wyprowadzonych przez Hamas z Gazy, obserwatorzy wydarzeń na Bliskim Wschodzie podkreślali, że Iran z mozołem tworzy sieć aktorów niepaństwowych (proxy – zastępczych). Mogących służyć temu państwu lub przede wszystkim części jego elit (na czele z frakcjami wokół Strażników Rewolucji) do blokowania działań Izraela, USA, ale także chociażby części państw arabskich. Mowa więc o narzędziowym traktowaniu szeregu struktur terrorystycznych i niepaństwowych, w działaniach asymetrycznych. Zdając sobie sprawę z mniejszego potencjału względem potencjalnych przeciwników. Na czele, w pewnym momencie tej wysoce rozbudowanej, architektury stał oczywiście Hezbollah, będący czymś w rodzaju wzorca postępowania w innych przypadkach. Hezbollah był tak ważny, gdyż jako struktura terrorystyczna 2.0 została wkomponowana w system państwa libańskiego pod kątem politycznym, społecznym, wojskowym i wywiadowczym, ale i ekonomicznym (w tym również jeśli chodzi o działania przestępczości zorganizowanej). Pozwalająca na prowadzenie własnej de facto polityki na granicy z Izraelem, ale także niezbędna chociażby do oddziaływania na wojnę domową w Syrii.
Czytaj też
Hezbollah nie tak skutecznym narzędziem odstraszania
Co więcej, była to struktura lokowana na równi z irańskimi systemami rakietowymi w roli elementu odstraszającego względem strony izraelskiej. Otoczona propagandowym nimbem wręcz pogromcy siły Cahalu (Izraelskich Sił Obronnych) z okresu wojny granicznej 2006 r. I tworząca wizję zdolności rakietowych, pozwalających im przełamać wszystkie elementy izraelskich systemów wielowarstwowej obrony przeciwrakietowej i przeciwlotniczej. Lecz nie można było zapominać o kluczowych milicjach proirańskich (choć określenie milicja w tym przypadku bywa poddawane krytyce) w Iraku, wzmocnionych w toku walk z tzw. Państwem Islamskim (Daish). Także, budowanych medialnie poprzez ich ataki na siły amerykańskie stacjonujące na terytorium irackim. Jak również nie można było pomijać zbliżenia do Hamasu, zagnieżdżonego przede wszystkim w kontrolowanej przez terrorystów Strefie Gazy, ale posiadającego również wpływy na Zachodnim Brzegu. Mającego mniejsze możliwości operacyjne niż Hezbollah, ale mogącego prowadzić działania nękające oraz odsuwać część izraelskich zdolności wojskowych od kierunku libańskiego oraz oczywiście irańskiego. I ostatecznie, wysoce widoczną była sprawa działania Huti (Al-Husiun) w części Jemenu (północno-zachodniej, wykraczającej poza mateczniki samego ruchu Huti), wyodrębnionej za sprawą wojny domowej oraz braku decydującego zwycięstwa arabskich sił interwencyjnych. Co jeszcze ważniejsze sami Huti mieli odgrywać rolę straszaka na państwa Zatoki, ale także Amerykanów i Zachód poprzez groźbę działań na Morzu Czerwonym (w tym strategicznej cieśniny Bab al-Mandab), uderzeń na instalacje naftowe na Półwyspie Arabskim.
Cała ta konstrukcja, określana niejednokrotnie jako tzw. oś oporu, miała działać przede wszystkim w warunkach oddziaływania na przeciwników poniżej progu wojny, szczególnie, gdy można było prowadzić długotrwałe akcje nękające, wywierać presję psychologiczną i prowadzić w spokoju rozbudowę własnego potencjału. Jednakowoż, w momencie, gdy terroryści z Hamasu zaatakowali w sposób bezprecedensowy Izrael (wspomniana seria ataków z 7. października) doszło niejako do stress testingu wspomnianego powyżej systemu. I wbrew pierwotnym, wręcz apokaliptycznym scenariuszom rozwoju sytuacji nie doszło do załamania ani Izraela, ani USA, ani innych aktorów państwowych w regionie. Okazało się, że wbrew pozorom lata pracy na kierunku libańskim pozwoliło Cahalowi oraz izraelskim służbom specjalnym dokonać szeregu widocznych porażeń ich zasobów ludzkich (nie tylko sama operacja z ładunkami wybuchowymi w pagerach) oraz bazy materiałowo-sprzętowej. Równie bolesna dla Hezbollahu może okazać się operacja konwencjonalna Cahalu w płytkim wymiarze południa Libanu. Uzyskano bowiem zniszczenia wśród infrastruktury paramilitarnej tej organizacji terrorystycznej, a przede wszystkim nie wciągnięto sił izraelskich w propagandową pułapkę jak to miało miejsce przez ponad trzydzieści dni walk w 2006 r. Hamas nadal może posiadać od ok. 12-23 tys. członków swoich struktur paramilitarnych (estymacje za Yonah Jeremy Bob, JPost, 2.01.2025) lecz pytanie o ich zdolności bojowe oraz możliwości uzyskania odpowiedniego przygotowania sprzętowego i odtworzenia zaplecza materiałowego.
Czytaj też
Hamas na celowniku
Nie mówiąc już o tym, że wątpliwym będzie uzyskanie w kolejnych latach przez nich takiego poziomu rozpracowania izraelskich systemów bezpieczeństwa (ludzie, ich zachowania, kamery CCTV, etc.) na granicy z Gazą. Oprócz tego, doszło do zmian systemowych w układzie regionalnym i globalnym, a mających swoje przełożenie na sprawy zdolności do działania irańskich aktorów proxy. W aspekcie bliskowschodnim ważnym aspektem jest upadek syryjskiego reżimu Baszszara al-Asada, który gwarantował istnienie kluczowego hubu logistycznego w tym państwie. Jak również, co udowodniła operacja komandosów izraelskich z września 2024 r., Syria była przewidywana w roli przestrzeni nie tylko przeładunku logistyki, ale i produkcji systemów uzbrojenia na potrzeby terrorystów z Hezbollahu et consortes. Jej brak w systemie regionalnym ułatwia atakowanie szlaków logistycznych, ale także pozwolił na wytworzenie czegoś w rodzaju okienka do szerszej kampanii zakulisowego oddziaływania na aktorów proxy oraz Strażników Rewolucji/Sił Ghods. Lecz jeszcze ważniejsza okazuje się być zmiana, która zaszła daleko od samego Bliskiego Wschodu i obejmuje nowe rozdanie polityczne w USA. Mianowicie od 20 stycznia 2025 r. prezydentem USA ponownie zostanie Donald Trump, a Kongres USA w obu izbach zdominują Republikanie (GOP).
Już teraz np. władze palestyńskie mają w związku ze zbliżającą się inauguracją w Waszyngtonie, próbować lokować się w opozycji do Hamasu nawet kosztem prowadzenia działań kinetycznych. Zdając sobie sprawę z mocnej postawy już nawet nie tylko samego D. Trumpa, ale i jego środowiska względem terrorystów z Hamasu (nadal przetrzymujących przecież zakładników w Gazie). Hezbollah również nie może liczyć w tym przypadku na pobłażliwość nowej administracji. Szczególnie, że w trakcie kampanii wyborczej został niejako zaatakowany za swój komentarz odnośnie tej organizacji i zapewne będzie o tym pamiętał. Dla przypomnienia, cała burza medialna skupiła się wokół określenia „smart” (mądry, sprytny), które padło w kontekście Hezbollahu, za co spotkała obecnego prezydenta elekta krytyka nawet wśród republikańskich polityków. Doprecyzowując, ówczesny jeszcze kandydat na prezydenta miał stwierdzić, że Hezbollah jest „smart”, bowiem nie zaatakuje Izraela. Dziś, administracja Trumpa będzie więc naciskana przez Izrael, ale każda sprawa wokół Hezbollahu może być też wiązana z ówczesną medialną burzą.
Czytaj też
Donald Trump versus Hezbollah?
Co więcej, Hezbollah nie tylko najprawdopodobniej szykował się do powtórzenia scenariusza Hamasu z 7 października 2023 r. (tworzenie tuneli infiltracyjnych oraz zasobów paramilitarnych), ale i zaatakował rakietami oraz dronami Izrael. Bardzo interesującym aspektem może być więc rozgrywanie polityki wewątrzlibańskiej w obliczu zmiany władz w USA. Oczywiście nie należy liczyć, że Hezbollah (tak jak Hamas) zniknie po 20 stycznia 2025, ale jego swoboda do działania może ulegać erozji na różnych szczeblach. Już teraz należy dokładnie obserwować takie incydenty, jak ten z przeszukaniem samolotu irańskiej linii lotniczej Mahan w Bejrucie, w którym miały znajdować się m.in. rzeczy należące do bagażu dyplomatycznego irańskich dyplomatów. Podkreślając, że mógł to być sygnał ostrzegawczy dla Iranu, iż ten nie będzie mógł chociażby przewozić znacznych środków finansowych wykorzystując komercyjne loty z wykorzystaniem chociażby międzynarodowego portu lotniczego im. Rafika Hariri. Zaś pieniądze to podstawa możliwości działania i swobody operacyjnej Hezbollahu, szczególnie obecnie po zadanych im bolesnych ciosach przez Izrael i jeszcze w przypadku problemów z hubem syryjskim. Szczególnie ważna jest w tym wszystkim gotówka, tak aby unikać śledzenia innych form transferów finansowych z wykorzystaniem przestrzeni bankowej. Jeśli okaże się, że nie był to przypadek (a istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że nie był chociażby z racji upublicznienia sprawy) to może oznaczać, iż kolejne państwo regionu szykuje się do zmian w USA.
I w tym miejscu należy przejść do sprawy kluczowej dla nowej administracji i mogącej być pierwszym testem dla jej bliskowschodniej skuteczności i przede wszystkim sprawczości. Nie chodzi nawet o sam Iran, gdzie oczywiście należy zdawać sobie sprawę, jak blisko było do konfrontacji w 2019 r., lecz o trochę już zapomniany Jemen. Funkcjonujący tam Huti zaatakowali nie tyle sam Izrael, ale przede wszystkim obraz USA w roli gwaranta swobody nawigacji na międzynarodowych szlakach żeglugowych. Administracja Joe Bidena ewidentnie nie miała pomysłu strategicznego, jak podejść do kwestii jemeńskiej. Uwidoczniło się to w balansowaniu między zaangażowaniem wojskowym (operacja pk. Prosperity Guardian) a ograniczeniem w działaniach mogących prowadzić do eskalacji. Nie wspominając o znaczącej słabości w pozyskiwaniu regionalnych sojuszników do działań wobec Huti. Ostatecznie, widzieliśmy działania eskortowe i walki o natężeniu znanym lepiej z okresu walk na morzach w trakcie II wojny światowej (za Jon Gambrell, US Navy faces its most intense combat since World War II against Yemen’s Iran-backed Houthi rebels, AP, 14.07.2024). I chociaż takie porównania do konfliktu światowego mogły być przesadzone i motywowane wolą wstrząśnięcia kręgami administracji w Waszyngtonie, to prawdą było wyczerpujące zaangażowanie sił i środków przede wszystkim US Navy bez nakreślenia wizji zwycięstwa (zauważmy potrzebę dyslokacji okrętów, zużywanie kosztownych środków do obrony przed napadem powietrznym, a nawet straty F/A-18F Super Hornet od friendly fire).
Czytaj też
USA nie stać na jemeńską porażkę
Na łamach Defence24.pl przyrównaliśmy to wręcz do zaangażowania USA w działania w toku wojny wietnamskiej. Oczywiście, obecnie rządząca administracja Joe Bidena chciała niejako ratować sytuację np. pokazem siły w postaci zaangażowania w uderzenia na cele w Jemenie maszyn bojowych zbudowanych w oparciu o technologię stealth. Lecz nie można uznać, że było to finalnie udanym krokiem, gdyż nie zażegnało działań Huti. Co więcej, nadal próbują oni razić cele w Izraelu i tym samym sprowokowali już bezpośrednie akcje Cahalu w Jemenie. To również świadczy, że Amerykanie nie muszą mieć pełnej kontroli nad biegiem wypadków w tej części strategicznego regionu. Nie będzie więc niczym zaskakującym, jeśli to właśnie w przypadku uderzeń na Huti dojdzie do pierwszych zmian po pojawieniu się nowej administracji w USA. Raz, dlatego, że Amerykanie nie mogą pozwolić sobie z różnych przyczyn na nawet wizerunkową porażkę na wodach Morza Czerwonego, a dwa, że Huti to nie tylko sami Huti.
W tym ostatnim przypadku mówimy o kilku możliwych warstwach problemu działań Huti wymierzonych w międzynarodowy szlak żeglugowy oraz Izrael. Pierwszą z nich, i tą najbardziej oczywistą, zarysowaną na wstępie analizy, jest rola irańskiej pomocy wojskowej, przemycanej do Jemenu. Pamiętajmy, że Jemen nawet przed wojną domową był jednym z najbiedniejszych państw świata. Lecz w trakcie wojny doszło do tego, że jego populacja borykała się z problemem głodu na skalę niespotykaną tam nawet w najtrudniejszych momentach współczesnej historii (dochodziły do tego również epidemie chorób zakaźnych, na czele z cholerą i ponad 2 mln potencjalnych zakażeń). I właśnie ten sam Jemen, a dokładniej nawet nieuznawani przez społeczność międzynarodową Huti w jego części byli w stanie nie tylko rozbudować własne zdolności paramilitarne, ale i je przenieść do nowych formatów. Mowa o stworzeniu potencjału rakietowego, w tym zdolnego do rażenia celów w skali regionu. Odnosząc się do pocisków balistycznych, ale także chociażby pocisków przeciwokrętowych. Zbudowania zdolności do użytkowania bojowych wersji systemów bezzałogowych w domenie powietrznej oraz wodnej.
Czytaj też
Irańska pomoc dla Huti
Bez irańskiej pomocy tego nie byłoby można osiągnąć. Szczególnie, że wielokrotnie udawało się przechwytywać mniej lub bardziej rozbudowane transporty kontrabandy. Przy czym, skupiano się wówczas raczej na nagłaśnianiu ilości uzbrojenia konwencjonalnego (karabinki szturmowe, pociski przeciwpancerne, etc.), niż na artykułowaniu znaczenia przechwytywanych podzespołów. Te ostatnie okazały się jednak o wiele bardziej istotne, jak pokazuje obecna sytuacja. Trzeba również podkreślić, że w pobliżu Jemenu operowały statki/okręty strony irańskiej, które miały pozwalać na koordynację transportów do Huti (ludzi i sprzętu). Lecz w obliczu kampanii Huti wymierzonej w szlak żeglugowy coraz mocniej zaczęto spekulować nad ich rolą w zakresie kompleksu wywiadowczo-rozpoznawczego oraz targetingu. Ten wątek pojawił się szczególnie, gdy miało dojść do uderzenia cyber na irańską jednostkę pływającą MV Behshad, oskarżaną o właśnie bycie wsparciem ISTAR dla Huti.
Oczywiście, wszelkie zarzuty o wspieranie Huti są oficjalnie odrzucane przez władze Iranu. Przykładowo, ambasador tego państwa przy ONZ Amir Saeid Iravani miał odrzucić oskarżenia o udział irański w sytuację w Jemenie. Podkreślając przy tym, że to działania Izraela, USA i Zjednoczonego Królestwa prowadzą do destabilizacji całego regionu. Lecz trudno jest przypuszczać, że bez wsparcia irańskiego Huti byliby zdolni do przetrwania wojny domowej i opierania się po 2015 r. interwencji państw arabskich (Królestwo Arabii Saudyjskiej oraz Zjednoczone Emiraty Arabskie). Zaś obecnie Huti nie mogliby prowadzić, aż tak rozległej w czasie kampanii uderzeń na cele morskie na Morzu Czerwonym.
To już musi zadziałać na nową administrację w USA, szczególnie w kontekście jej stanowiska w całym spektrum relacji amerykańsko-irańskich. Jedną z możliwości jest coś w rodzaju zgody na zwiększenie aktywności wojska w kampanii powietrznej wymierzonej w cele w Jemenie. Być może już pierwsze tego efekty można odczytać w potencjalnych rajdach na stolicę Sana, pozostającą pod kontrolą Huti. Prawdopodobne staje się zrzucenie również ograniczeń jeśli chodzi o ataki na Al-Hudajda oraz inne miasta portowe, co mocno musi uderzać we władze Huti zależne od zewnętrznych dostaw. Przykład dali już Izraelczycy w toku swojego pierwszego rajdu powietrznego na Jemen. Ostatecznie, należy spodziewać się wywarcia presji na sojuszników regionalnych. Interesujące w tym kontekście może być twierdzenie lokalnych mediów w Jemenie, iż Saudyjczycy mogli dokonać ostrzału prowincji granicznych. Na razie należy podchodzić do takich informacji w sposób bardzo ostrożny, gdyż mogło np. chodzić o próbę przekroczenia granicy lub przerzut kontrabandy. Lecz wiele z możliwości nowych władz amerykańskich leży właśnie w regionalnym podejściu do kwestii Huti.
Czytaj też
Huti mają innych sojuszników
Jednakowoż, nie wszystko może być tak proste i definiowane tylko i wyłączenie istniejącymi relacjami Huti-Iran. Mowa oczywiście o spekulacjach wokół potencjalnej aktywności w przestrzeni jemeńskiej innych aktorów państwowych – tj. Rosji oraz Chińskiej Republiki Ludowej. Zauważmy, że w obu przypadkach mowa jest o mocarstwach posiadających interesy na Bliskim Wschodzie oraz wolę polityczną do wpływania na erozję amerykańskiej (zachodniej) obecności na szlakach żeglugowych. Co więcej, w obu przypadkach istnieje również potrzeba zagwarantowania sobie bezpieczeństwa dla własnych statków korzystających z Morza Czerwonego. I nie wolno zapominać, że dwa państwa mają także dobrze skrojone relacje z Iranem, właśnie na bazie niejako konfrontacji z Zachodem. Dla strony rosyjskiej wiązanie Amerykanów w tej części świata to idealne rozwiązanie na obniżenie potencjału np. możliwej pomocy materiałowej nie tylko dla Ukrainy, ale i wszystkich europejskich sojuszników.
Czytaj też
Pamiętając, że Huti prowadzą do zużywania kosztownych interceptorów jeśli chodzi o systemy opl/opr, na co wielokrotnie zwracano uwagę w różnych analizach obecnych na łamach Defence24. I chociaż w 2024 r. rozważano scenariusze wysyłania przez Rosję do Jemenu bardziej zaawansowanych systemów przeciwokrętowych, to jednak trzeba przyznać, że władze w Moskwie ryzykowałoby w sposób nawet dla nich trudny do zaakceptowania. Raz, dlatego, że wymagałoby to potencjalnie reakcji na arenie międzynarodowej w przypadku złapania ich za rękę i to w obliczu trudnej sytuacji z prowadzoną w Ukrainie agresją zbrojną. Dwa, dlatego, że pojawienie się rosyjskich (zaawansowanych) pocisków przeciwokrętowych w tej części świata, po stronie Huti, musiałoby pogorszyć relacje z państwami arabskimi. Zaś, ten fakt mógłby przełożyć się na rosyjskie próby omijania ograniczeń politycznych, finansowych, materiałowych, a nawet turystycznych.
W innej sytuacji pozostaje ChRL, a więc pełnoprawne mocarstwo już dawno o zdolnościach globalnych. Posiadające, co najważniejsze o wiele więcej atutów jeśli chodzi o kamuflowanie własnych transferów uzbrojenia do państw Bliskiego Wschodu czy też Afryki. Co więcej, w przypadku Huti nie musi obejmować to w żadnym razie gotowych systemów, ale same podzespoły skrywane pod samodzielnością poszczególnych firm, w tym firm krzaków. W końcu, sami Huti i ich zagraniczni doradcy np. z Korpusu Strażników Rewolucji wprowadzili to państwo w epokę składania mniej lub bardziej zaawansowanych systemów uzbrojenia. W dodatku, w przeciwieństwie do Rosjan, Chińczycy mają ważną bazę morską w Dżibuti pozwalającą uzyskać ogląd na sytuację regionalną w kontekście zdolności wywiadowczych. I w tym miejscu, trzeba zauważyć interesujący materiał autorstwa Guy Azriel (China helping Houthis obtain weapons for unmolested Red Sea passage, I24 News, 2 stycznia 2025). Podkreślono w nim, że Amerykanie (dokładniej, niedoprecyzowane amerykańskie służby wywiadowcze) zidentyfikowali sieci zaopatrywania Huti w ChRL. Wszystko w celu przepuszczania statków chińskich bez zagrożenia ze strony ataków różnymi systemami uzbrojenia. Miało nawet dojść do wizyt delegacji Huti w ChRL, które były już przeprowadzane w toku ataków na statki zagraniczne oraz okręty je eskortujące.
Czytaj też
Wielka rywalizacja dociera do Jemenu
I w tym miejscu należy rozważyć dwie możliwości – próbę niejako podczepienia działań amerykańsko-izraelskich do nowej narracji amerykańskiej o globalnej rywalizacji z ChRL, tak aby wyjaśnić zmasowane działania wobec Huti w kolejnych miesiącach; lub(i) realne starcie amerykańsko-chińskie w rejonie Morza Czerwonego, gdzie inni gracze będą musieli dokonać wyboru strategicznego. Szczególnie, że USA mają chociażby rozważać zwiększenie zdolności operacyjnych poprzez lokowanie nowej infrastruktury, nawet kosztem uznania państwowości Somalilandu (część de iure Somalii, ale dążąca do niepodległości od początku lat 90. XX w. i de facto stanowiąca od tego czasu państwowość). Tak czy inaczej, dla samych Huti wejście niejako pomiędzy rywalizację dwóch mocarstw globalnych może być próbą ratowania swojej sytuacji. Zdając sobie sprawę z możliwych problemów w zakresie utrzymania regularnej i zmasowanej pomocy irańskiej w dobie drugiej kadencji Donalda Trumpa. Jednakże, tym samym Huti mogą znaleźć się w kleszczach, gdzie Amerykanie będą niejako zmuszeni do zdławienia ich możliwości polityczno-wojskowych przy środkach większych niż nawet te planowane wcześniej w kręgach planistów z US CENTCOM. Wobec czego w kolejnych miesiącach możemy zauważyć znaczącą erozję ostatniego de facto nietkniętego elementu w architekturze podmiotów niepaństwowych, które miały być narzędziami odstraszania Iranu i realizacji jego wpływów w całym regionie.
patriota39
Administracja Trumpa ma tez inne cele, w 2025 roku pojawia się nowe obszary militarnej aktywności, inne od tych dotychczas znanych. Grenlandia, trwa wymiana not dyplomatycznych pomiędzy USA i Dania. Inuici kuszeni są wizją niepodległości, której gwarantem będą Stany Zjednoczone. Na wyspie zauważono już doradców prezydenta USA. Panama, pamiętam jeszcze interwencje w Grenadzie w 1983, wiec to kierunek dość oczywisty. Możliwe jednak jest pokojowe wymuszenie przejęcia kontroli nad kanałem przez amerykańskie agencje ochrony. Meksyk, tutaj także zaostrza się sytuacja ze względu na duży przepływ imigrantów na granicy pomiędzy oboma państwami.
Rusmongol
Zapomniałeś dodać że Kanadyjczycy pragną być kolejnym stanem USA 🤣
Przyszłość
O ile co do Ukrainy trump mowi bardzo dobrze, o tyle co do reszty swiata to juz roznie. Ma chec na wojne z Iranem i Chinami. Ale.....ale...dwie uwagi 1) po poerwsze ON sie uczy szybko - np chcial zbanowac TIC TOKA - jak zoabczl ze milon amerkanow stracilo by prace- to juz go broni. Czyli UCZY Sie . i 2) Zawsze medja zle go przedsawiaja - cowkoiek powie. Jak powie ze NATO ma wydawac 2% powiedza ze on przeciwko NATO. Trzeba brac to pod uwage ze to co wiemy moze byc taka mistyfikacja.