Geopolityka
Wszyscy ludzie prezydenta Trumpa od obronności [KOMENTARZ]
Wraz ze zbliżającą się inauguracją prezydencką w USA pojawia się coraz więcej informacji o potencjalnych osobach odpowiedzialnych za politykę obronną w nowej administracji. Pamiętając, że do 20 stycznia 2025 r. może dojść jeszcze do jakiś przesunięć, a przed nominatami prezydenta elekta przesłuchania przed Kongresem, warto jednak spróbować spojrzeć na możliwą mapę nowych ludzi prezydenta USA od sił zbrojnych i ich prawdopodobne cele na pierwsze miesiące urzędowania.
Prezydent elekt w USA, Donald Trump, odkrył już znaczącą część kart odnoszących się do składu jego przyszłego gabinetu. Przypomnijmy, że obecnie działa już tradycyjny zespół ds. tranzycji, pozwalający przyszłej administracji w sposób płynny i sprawny przejąć odpowiedzialność za funkcjonowanie amerykańskiej egzekutywy po 20 stycznia 2025 r. Co więcej, sam przyszły prezydent podkreślał wielokrotnie, że nie zamierza w żadnym razie czekać na początek wdrażania zapowiadanych zmian, także jeśli chodzi o sprawy bezpieczeństwa. Jeszcze bardziej widoczne jest chociażby włączenie się już Donalda Trumpa niemalże w sposób otwarty w sprawy polityki zagranicznej kraju. Od słynnego już wyjazdu do Francji na zaproszenie prezydenta Emmanuela Macrona, aż po szereg rozmów z liderami innych państw, w tym z Europy na gruncie amerykańskim w słynnej rezydencji Donalda Trumpa.
United States, Ukraine, and France. Together on this historic day. Gathered for Notre-Dame. Let us continue our joint efforts for peace and security. pic.twitter.com/hEYGEklihT
— Emmanuel Macron (@EmmanuelMacron) December 7, 2024
Silny mandat Trumpa do działania
Obecnie, właśnie polityka zagraniczna jest świetnym papierkiem lakmusowym dużej dynamiki, którą chcą sobie narzucić członkowie przyszłej administracji oraz sam prezydent. Szczególnie, że Donald Trump de iure będzie sprawował ostatnią kadencję i tym samym będzie budował swój obraz na przysłowiowych kartach historii. Nie da się ukryć, że ten brak starań o reelekcję będzie dawał dużą swobodę i sprzyjał implementacji wskazanych wcześniej kierunków polityki. Mandat Donalda Trumpa jest silny, a jednocześnie mowa o polityku, który był już raz prezydentem, a także miał okres na obserwację własnej prezydentury w kontrze do polityki prowadzonej przez Joe Bidena i jego administrację. Dlatego też, tak wiele uwagi poświęca się już teraz w przypadku otoczenia Donalda Trumpa do zaprezentowania szeregu inicjatyw międzynarodowych (Ukraina-Rosja, Bliski Wschód), wewnętrznych (bezpieczeństwo granicy południowej) oraz sojuszniczych (np. wizja wzrostu wydatków na obronność w ramach państw NATO). Umownie, samo wejście na stanowisko ma być przypieczętowane mocnymi akcentami w sferze międzynarodowej oraz właśnie bezpieczeństwa narodowego (National Security) i wewnętrznego (Homeland Security).
Czytaj też
Stąd też tak ważne stają się pewne niuanse jeśli chodzi o wykonawców planów prezydenta. Kształt planowanej administracji w mniejszym stopniu przypomina dążenie do uzyskania konsensusu z różnymi frakcjami wśród samych Republikanów. Pamiętając, że właśnie to miało leżeć u podstaw kilku ważnych nominacji przy pierwszej kadencji D. Trumpa na stanowisku prezydenta. Mamy w tym zakresie raczej do czynienia z czymś zupełnie odwrotnym, a więc wręcz rodzajem pokazu siły. Można to również odczytywać w kategoriach planu uzyskania samodzielności D. Trumpa w kreacji jego głównych linii działania państwa – od gospodarki po właśnie bezpieczeństwo narodowe i wewnętrzne. Oczywiście, pierwszym testem takiego podejścia staną się przesłuchania kandydatów przed Senatem USA. Ostatnie wybory spowodowały, że Republikanom udało się uzyskać kluczową większość w tej izbie. Jednakże, nie musi to oznaczać braku tarć. Począwszy od woli wykazywania się kongresmenów, w sferze budowania ich pozycji w systemie hamulców ustrojowych, bo bardziej przyziemną walkę o kształt Partii Republikańskiej na kolejne 2 lata (przy posiadaniu kontroli nad obiema izbami oraz republikańskim Białym Domem).
Mandat zaufania dla Hegsetha?
I w tym miejscu na jedno z pierwszych miejsc wysuwa się nominacja, która nas potencjalnie będzie najbardziej interesowała z perspektywy obronności, a więc przyszły Sekretarz Obrony. Nawet pomimo potencjalnych turbulencji wokół kandydatury, na to stanowisko ma być wskazany Pete Hegseth (w USA ma istnieć spór, co do jego nominacji nawet wśród samych Republikanów). Lecz o jego pozycji świadczyć może to, że Donald Trump zaprosił go do towarzyszenia mu w oglądaniu meczu footballu amerykańskiego, gdzie rywalizowały zespoły reprezentujące umownie Navy i Army. P. Hegseth był widoczny na trybunie nie tylko obok samego D. Trumpa, ale także przyszłego wiceprezydenta J.D. Vance. Innym wzmocnieniem wspomnianego Hegsetha ma być list poparcia ponad 120 emerytowanych oficerów wyższych stopniem, który pojawił się w amerykańskiej debacie polityczno-medialnej w grudniu 2024 r. Przypomnijmy, iż sam P. Hegseth (niezależnie od obecnej debaty o kontrowersjach wokół jego zachowań) to weteran wojenny (misje w Iraku, Afganistanie, ale także w GITMO na Kubie) i działacz na rzecz spraw weteranów (Veterans For Freedom). Jest również autorem znanej w USA książki pt. The War on Warriors: Behind the Betrayal of the Men Who Keep Us Free, ale również American Crusade: Our Fight to Stay Free. Ta pierwsza pozycja, wydana w 2024 r. jest traktowana w kategorii pewnego głosu rozliczającego amerykański problem rozdźwięku między wieloletnim zaangażowaniem militarnym sił zbrojnych poza granicami państwa a podejściem do tego poświęcenia żołnierzy samego społeczeństwa. Należy ją traktować jako ważny punkt do analizy podejścia samego przyszłego (w przypadku uzyskania akceptacji przez Senat) Sekretarza Obrony do angażowania amerykańskich zasobów wojskowych poza granicami kraju.
Czytaj też
Mówiąc wprost, musimy zaakceptować, że P. Hegseth będzie zapewne ostatnim, który zamierza szafować zasobami ludzkimi, rozumiejąc koszty działań zbrojnych. Przy czym, jest to potencjalnie także pozytywny sygnał, bowiem mówimy o osobie rozumiejącej, iż kościec sił zbrojnych stanowi nie tyle technologia, co człowiek. Nie ukrywając, Amerykanie muszą mierzyć się z czymś w rodzaju systemowego wyzwania w zakresie rekrutacji. Zaś jedną z przyczyn, odmienianych przez przypadki są doświadczenia całego pokolenia zaangażowanych w misje bojowe w Afganistanie i Iraku (i nie tylko), które ostatecznie nie dały należytego zwycięstwa. Przypominając w pewnym sensie coś z czym USA i amerykańskie siły zbrojne mierzyły się w okresie postwietnamskim.
Czytaj też
Obecnie należy zauważyć, że chociażby w „Project 2025. Mandate for Leadership. The Conservative Promise” uwidacznia się przekonanie o niezbędności odbudowy silnej relacji wojsko-społeczeństwo w przełomowym okresie (m.in. p. 92). Mamy więc do czynienia z potencjalną synergią silnej postawy prezydenta elekta, nowego Sekretarza Obrony USA i także zaplecza analityczno-koncepcyjnego. Hegseth uzyskuje potencjalnie pewnego rodzaju mandat do silniejszego akcentowania dwóch spraw, tj. skupienia się na zdolnościach bojowych sił zbrojnych i właśnie wzmocnienia wspomnianego czynnika ludzkiego w tym systemie. Atutem Hegsetha może stać się kombinacja jego relatywnie młodego wieku (rocznik 1980), doświadczenia uzyskanego w toku służby, w tym misji bojowych, ale przy jednoczesnym odseparowaniu od dotychczasowych establishmentowych relacji wokół samego Pentagonu.
We appreciate your support, Senator! https://t.co/i22UyKbmZz
— Pete Hegseth (@PeteHegseth) December 19, 2024
Będzie zmiana w systemie w Pentagonu
Oczywiście, nader interesujące stanie się pytanie o jego aparat pomocniczy w działaniach w Departamencie Obrony. Pamiętajmy bowiem, że o rok od niego starszy Robert McNamara obejmują stanowisko Sekretarza Obrony (administracja J.F. Kennedy, Demokrata i części prezydentury jego następcy na tym stanowisku) mógł doprowadzić do jednej z największych reform strukturalnych Pentagonu, ale nie byłby w stanie tego osiągnąć bez wsparcia i zaufania dla grupy doradców określanych mianem Whiz Kids. Co interesujące, właśnie R. McNamara był także krytykowany przede wejściem do Pentagonu za małe doświadczenie w przypadku sił zbrojnych. Dlatego też, wbrew pozorom należy mocno odnotować, że D. Trump może powołać także Elbridge’a Colby’ego na stanowisko podsekretarza ds. polityki, Michael Duffey na stanowisko podsekretarza ds. zakupów i wsparcia, Emil Michael stanowisko podsekretarza ds. badań i inżynierii.
Jednakże, kluczowe jest zauważenie, że Stephen Feinberg mógł dostać propozycję uczestniczenia w projekcie nowej administracji będąc zastępcą Sekretarza Obrony. Ten miliarder i inwestor, już we wcześniejszej administracji Trumpa odgrywał rolę w zakresie doradzania w sprawach bezpieczeństwa. W nowej administracji najprawdopodobniej byłby mocno odpowiedzialny za wyścig technologiczny i poszukiwanie przewag USA w tym zakresie nad potencjalnymi przeciwnikami oraz rywalami. Z racji swej wiedzy i doświadczenia z podmiotami biznesu, a także przemysłu.
Czytaj też
Trzeba bowiem zauważyć, że widzimy dziś dwie niejako podstawowe płaszczyzny, które chciałaby usprawnić nowa administracja i jej zaplecze analityczne w kontekście działania systemu obronnego państwa. Pierwszą warstwą jest przejrzystość wydatków na obronność, co wkomponowuje się w szersze plany prezydenta elekta w zakresie reformowania wydatkowania budżetu federalnego. Szczególnie, że różne organizacje śledzące przejrzystość działań administracji zauważają, iż chociaż Pentagon może poszczycić się olbrzymimi środkami przyznawanymi mu przez Kongres USA, to ich efektywność wykorzystania budzi w USA wiele wątpliwości. Mowa chociażby o sprawie audytów realizacji kolejnych budżetów na obronność. Druga warstwa wymagająca reformy to oczywiście zmiana paradygmatów kooperacji z przemysłem obronnym. Tak aby ten ostatni dostarczał efektywniej, szybciej i w sposób innowacyjny sprzęt dla sił zbrojnych w dobie rywalizacji z ChRL.
Nowe relacje z przemysłem obronnym
Pamiętając, że amerykański przemysł obronny wygenerował liczne pytania o standardy działania w okresie postzimnowojennym. Od procesów badawczo-rozwojowych, poprzez skalę produkcji, a także m.in. zależności od mocno rozciągniętych łańcuchów dostaw. Dziś, Donald Trump mocno akcentuje całościową reindustrializację USA, co również lub może przede wszystkim będzie dotykało tamtejszą zbrojeniówkę. To jednak wymaga ludzi rozumiejących modele biznesowe oraz chociażby procesy inwestycyjne w nowe przedsięwzięcia komercyjne, a przede wszystkim znających się na innowacyjności.
Czytaj też
Konkludując, można to również połączyć z ciągłym pytaniem o efektywność systemową w zakresie Pentagonu jako kluczowego zamawiającego nowe rozwiązania. Chodzi o większą elastyczność w systemie biurokratycznym i być może również szersze zaakceptowanie działań dualnych, odnoszących się do technologii podwójnego przeznaczenia. Pamiętając, że działo się to już wcześniej chociażby z Elonem Muskiem i aktywnością pierwszej administracji wokół zdolności kosmicznych państwa oraz samych Sił Kosmicznych USA.
Co interesujące, również inna książka potencjalnego nowego Sekretarza Obrony P. Hegsetha z 2020 r. jest obecnie de facto szerzej komentowana. I to w ujęciu przede wszystkim z racji licznych diagnoz odnoszących się do spraw związanych z relacjami międzynarodowymi. Zaznaczmy, że Pete Hegseth to absolwent elitarnych bluszczowych uczelni czyli Princeton oraz Harwardu. Chociaż, rzeczywistą pozycję przyszły Sekretarz Obrony zyskał, tak naprawdę na bazie jego aktywności telewizyjnej w ramach stacji Fox News. Jako komentator spraw publicznych i międzynarodowych słynął on z mocnych diagnoz odnoszących się chociażby do działań współczesnej Turcji, ale i amerykańskich relacji z sojusznikami z NATO. Oczywiście, znajdzie się to zapewne w agendzie pytań przed senatorami. Lecz należy odnieść wrażenie, że nowa administracja i szefostwo Pentagonu nie będą chciały zaspokoić się jedynie dyplomatycznymi frazesami o wzmacnianiu NATO. Jeśli system obrony kolektywnej ma działać to będzie trzeba, ich zdaniem, realizować nie tylko postanowienia sprzed 2022 r., ale iść dalej. Amerykanie chcąc bowiem zmieniać swoje zdolności bojowe, nie zamierzają być nadal wypełniaczami dla braku zdolności obronnych innych państw sojuszniczych.
Czytaj też
Potencjalny podział kompetencji
I oczywiście z Polski patrzymy na to z perspektywy przede wszystkim NATO, ale sprawa jest o wiele szersza, obejmując chociażby kwestie relacji sojuszniczych z państwami IndoPacyfiku. Tak czy inaczej, wcześniejsze radykalne tezy wysuwane przez D. Trumpa, J.D. Vance, czy właśnie P. Hegsetha mogą sprzyjać szybszej realizacji niezbędnych reform u ich sojuszników poza USA. Mówiąc dobitnie, ta administracja nie będzie chciała widzieć zapewnień lub półśrodków w realizacji działań w krytycznej przestrzeni bezpieczeństwa oraz obronności. To już mocno rysuje się w przestrzeni bliskowschodniej, Afryki (sprawa możliwego uznania Somalilandu i budowy tam bazy, służącej jako swoisty bajpas dla Dżibuti), ale także jeśli chodzi o kolejne komentarze względem zachodniej hemisfery np. Kanału Panamskiego. Rzeczywiście wskazuje to na fakt, że nowa administracja będzie miała silną pozycję startową. I co najważniejsze, mocno zarysowaną wizję działania od pierwszych dni.
Czytaj też
Przy czym, rozważając działania Pentagonu i całej administracji prezydenckiej należy podkreślić, iż wszystko zależeć będzie również od przyjętej przez Donalda Trumpa wewnętrznej architektury procesu decyzyjnego. Konfiguracji może być kilka, a jedną chociażby rozdzielenie dwóch zadań – polityki kadrowej i itp. spraw (szczególnie akcentowane w przypadku D. Trumpa sprawy ideologiczne również w sferze obronności) względem P. Hegsetha, przemysłowej na chociażby S. Feinberga oraz spraw międzynarodowych na przykładowo Elbridge’a Colbyego wspieranego przez silnego Doradcę ds. Bezpieczeństwa w postaci Mike Waltza, wraz z Radą Bezpieczeństwa Narodowego (NSC). Trzeba bowiem podkreślić wagę i znaczenie wspomnianego E. Colbyego jeśli chodzi o zdolność do analitycznego widzenia kwestii międzynarodowych, szczególnie z nastawieniem na sprawy IndoPacyfiku oraz rywalizacji z ChRL. Co więcej, należy jeszcze wspomnieć o silnym przyszłym Sekretarzu Stanu w postaci Marco Rubio.
Jednakże, każda konfiguracja zawsze będzie miała na sobie mocny wpływ samego prezydenta, który jak wspomniano idzie ponownie do Białego Domu z bagażem różnych doświadczeń w zakresie kreacji polityki obronnej i bezpieczeństwa. Stąd też, dziś nadal musimy poruszać się z dużą dozą ostrożności w swych spekulacjach względem działań po 20 stycznia 2025 r. Zdając sobie jednak sprawę, że w pierwszych miesiąc następnego roku NATO będzie czekać szereg twardych rozmów z nowymi amerykańskimi decydentami. Analogicznie, podobne rozmowy będą prowadzone w kontekście innych formatów amerykańskiej aktywności sojuszniczej, szczególnie we wspominanym wielokrotnie IndoPacyfiku.
Czytaj też
Nowe możliwości współpracy, ale i praca dyplomatów
Podsumowując, nowa administracja w USA w żadnym razie nie musi oznaczać katastrofy dla amerykańskiej obronności, jak to częstokroć jest przedstawiane przez ich przeciwników politycznych. Wręcz odwrotnie, może pojawić się nowe spojrzenie na sprawy przyspieszenia procesów decyzyjnych, szczególnie odnoszących się do relacji z przemysłem oraz sferą innowacji. Widząc, że właśnie to ma być rdzeniem pierwszych decyzji (nie licząc kwestii typowo światopoglądowych) egzekutywy w USA. Z perspektywy sojuszniczej trzeba się przy tym przygotować na twardą, ale i pragmatyczną politykę strony amerykańskiej. Z jednej bowiem strony będzie dostrzegany prymat globalnej rywalizacji z ChRL, a z drugiej niezbędność nie tylko zapewniania USA o współpracy lecz wyrażania tego w konkretnych czynach. W tym ostatnim przypadku mowa jest chociażby o: większych wydatkach na własną obronność; ponoszeniu części wydatków związanych z obecnością amerykańską poza samymi USA (rola państw gospodarzy, host-nation w Europie, ale i IndoPacyfiku); kupowaniu przynajmniej części wyposażenia i uzbrojenia w USA.
Czytaj też
Tego rodzaju zasady były jasne przed wyborami z 2024 r., więc nie powinny również budzić zaskoczenia teraz przed inauguracją nowej administracji. Dziś, do tych założeń mamy już pierwszy rys osób potencjalnie odpowiedzialnych za ich wykonywanie w codziennej pracy Białego Domu i Pentagonu. I również nie należy tworzyć obrazu czarnobiałego w ocenie ich wpływu na przyszłe decyzje, ale należy skupić się przede wszystkim na potencjalnych punktach stycznych. W tym możliwości prezentowania np. stanowiska europejskiego, względem krytycznych płaszczyzn kooperacji sojuszniczej. Oczywiście, nie ma co ukrywać, że przy obecnej amerykańskiej obecności wojskowej w Polsce i roli na wschodniej flance NATO, to część tej pracy spocznie na stronie polskiej.
Wideo: Rok dronów, po co Apache, Ukraina i Syria - Defence24Week 104