Reklama

Wojna na Ukrainie

Rosja: „eurostrategiczne” uderzenie w Ukrainę. Nowy pocisk w boju [KOMENTARZ]

Rs-24 Yars
Wyrzutnia RS-24 Jars
Autor. mil.ru

Rosja przeprowadziła pierwsze w historii uderzenie międzykontynentalnym pociskiem balistycznym w warunkach bojowych – informują władze Ukrainy, choć część doniesień wskazuje na broń pośredniego zasięgu. Rosyjska rakieta z ładunkiem konwencjonalnym uderzyła w miasto Dnipro. Wykorzystanie pocisku tej klasy ma swoje następstwa na poziomie polityczno-strategicznym, jak i operacyjnym.

Na początek należy stwierdzić, że na obecnym etapie oceny sytuacji można dokonywać z dużym prawdopodobieństwem, ale nie z pewnością. Wszystko z uwagi na trwającą walkę informacyjną i dynamikę samej wojny. Informacje o wykorzystaniu przez Rosjan pocisku międzykontynentalnego zostały przekazane w oficjalnym komunikacie Sił Powietrznych Ukrainy. Miał zostać wystrzelony w pobliżu miasta Astrachań (lub z poligonu Kapustin Jar) i uderzyć w cel w mieście Dniepr. To oznacza lot na dystansie ok. 800 do 1000 km. To znacznie mniej niż typowa odległość użycia międzykontynentalnych pocisków balistycznych (ang. Intercontinental Ballistic Missile, ICBM), która z reguły wynosi ponad 5,5 tys. kilometrów.

Reklama

Jest to też – o ile doniesienia o użyciu broni tej klasy potwierdzą się – pierwszy przypadek, gdy pocisk międzykontynentalny (ICBM) został użyty bojowo. Z reguły taka broń jest traktowana jako strategiczna i służy do przenoszenia ładunków jądrowych, stąd mocarstwa – nawet jeśli podejmowały działania zbrojne – nie decydowały się na jej użycie. Wykorzystano konwencjonalny ładunek, a najprawdopodobniej większą ich liczbę. To wskazuje na pocisk wielogłowicowy charakterystyczny dla broni strategicznej.

Czytaj też

Nie są znane skutki uderzenia, choć trwają spekulacje, że cel mogły stanowić zakłady ukraińskiego przemysłu obronnego. Głowice mogły być odłamkowo-burzące lub kinetyczne. Sama energia kinetyczna lecących z prędkością rzędu kilku tysięcy kilometrów na sekundę głowic może spowodować znaczne szkody (przy zachowaniu odpowiedniej celności). Pojawiają się nagrania z uderzenia, jednak jak dotąd nie zostały zweryfikowane. Alternatywą mogło być użycie przez Rosjan pocisku pośredniego zasięgu (ang. Intermediate Range Ballistic Missile, IRBM) typu RS-26 Rubież, jednak… wcześniej formalnie określanego jako międzykontynentalny.

Wykorzystanie przez Rosjan broni tej klasy – niezależnie od tego, czy określimy ją jako pocisk pośredniego zasięgu, czy też międzykontynentalny – należy odbierać przede wszystkim jako sygnał na poziomie polityczno-strategicznym. Najprawdopodobniej stanowi to odpowiedź na zgodę i samo użycie zachodnich środków taktycznych o zwiększonym zasięgu (do kilkuset km) takich jak ATACMS czy Storm Shadow przeciwko celom na terenie Rosji. Moskwa ostrzegała przed tym i postrzegała to jako eskalację. Wykorzystanie środka o znaczeniu strategicznym, i to pierwszy raz w historii, może być sygnałem eskalacji konfliktu ze strony Rosji.

Moskwa wysyła bowiem sygnał, że jest w stanie wprowadzać nowe środki w odpowiedzi na działania Ukrainy i państw zachodnich, zarówno w wojnie z samą Ukrainą, jak i w ewentualnym przyszłym konflikcie z NATO. Owa broń jest są w zasadzie niemożliwa do zwalczenia za pomocą większości środków przeciwdziałania, bo taktyczne systemy obrony powietrznej takie jak SAMP/T czy Patriot (nawet w najnowszych wersjach) nie mogą skutecznie ich zwalczać. I nigdy nie były do tego projektowane, bo rakiety międzykontynentalne mają zupełnie inną charakterystykę lotu (wysokość, prędkość) i wymagają innych środków przeciwdziałania, o zdecydowanie wyższych parametrach.

Do zwalczania broni tego typu, nawet jeśli to „tylko” IRBM, niezbędne byłyby systemy przeciwrakietowe poziomu operacyjno-strategicznego, i to o bardzo wysokich parametrach, biorąc pod uwagę zastosowanie wielogłowicowego ładunku. Wykorzystanie pocisku międzykontynentalnego na skróconym dystansie, jeszcze przed progiem eskalacji nuklearnej, może stanowić problem dla obrońców, bo w ten agresor zyskuje kolejny środek uderzeniowy, któremu bardzo trudno bezpośrednio przeciwdziałać.

Użycie pocisków międzykontynentalnych lub pośredniego zasięgu, prawdopodobnie typu RS-26 Rubież z obniżonym zasięgiem, daje Rosji możliwość oddziaływania na cele w Europie w podobny sposób, jak w czasach zimnej wojny planowano wykorzystanie „eurostrategicznych” rakiet RSD-10 Pionier (SS-20 Saber w kodzie NATO), formalnie należących do klasy pośredniego zasięgu IRBM. To określenie dotyczy rakiet o zasięgu od 3 do 5,5 tys. km, choć w praktyce mogą one być wystrzeliwane także na mnniejszą odległość. Chodzi o system o krótkim czasie ostrzeżenia po odpaleniu (z uwagi na wysoką prędkość pocisku balistycznego i krótki czas lotu, znacznie krótszy niż w przypadku lotu międzykontynentalnego) i bardzo trudny do zestrzelenia.

Po kilku latach od wprowadzenia RSD-10 przez Rosję NATO wdrożyło pociski typu Pershing II, które zostały rozmieszczone w Europie. W 1987 r. podpisano traktat INF (obecnie złamany przez Rosję i wypowiedziany przez USA), co doprowadziło do wycofania obu typów pocisków. Traktat ten, choć zakazywał stosowania pocisków manewrujących i balistycznych średniego i pośredniego zasięgu bazowania lądowego (od 500 do 5500 km) niezależnie od masy ładunku bojowego, nosił nazwę „Intermediate-Range Nuclear Forces Treaty”, co można przetłumaczyć jako „Traktat o siłach nuklearnych pośredniego zasięgu”.

Wyrzutnia RSD-10 w muzeum w Winnicy na Ukrainie
Wyrzutnia RSD-10 w muzeum w Winnicy na Ukrainie
Autor. George Chernilevsky/Wikimedia Commons/Domena publiczna

Fakt, że pociski pośredniego zasięgu mogły zostać użyte masowo, z głowicami jądrowymi i krótkim czasem ostrzeżenia po wystrzeleniu, na całą głębokość w Europie, rodził bowiem ryzyka eskalacji (także w wyniku błędu, a nie zamierzonego działania), bo tego rodzaju broń pozostawia krótki czas na podjęcie decyzji o uderzeniu odwetowym. Pociski krótkiego zasięgu w rodzaju Iskandera (Oka, Elbrus) nie dają możliwości uderzenia na całą głębokość. Z kolei „klasyczne” pociski międzykontynentalne po odpaleniu na odległość powyżej 5,5 tys. km mają charakterystyczną trajektorię lotu, a także zostawiają pewien czas na ocenę zagrożenia i decyzję. Dlatego z pocisków pośredniego zasięgu jeszcze w okresie zimnej wojny zrezygnowano. Obecnie mamy do czynienia de facto z ich powrotem, choć w konwencjonalnej wersji. Zresztą część obserwatorów, w tym ukraiński serwis Defense Express, podaje, że RS-26 jest konstrukcyjnie zbliżony do RSD-10.

Dlaczego RS-26 jest „głównym podejrzanym”?

Znaczna część wiarygodnych informacji o RS-26 pochodzi właśnie z dokumentów przygotowywanych przez administrację USA (a także na potrzeby Kongresu), w zakresie traktatu INF i złamania go przez Rosję. Formalnym powodem naruszenia umowy było wdrożenie pocisku manewrującego 9M729 o zasięgu ponad 2 tys. km, który wprost naruszał postanowienia traktatu. Amerykanie analizowali pod tym kątem także pocisk RS-26, bo co najmniej w dwóch przypadkach został on przetestowany na odległość około 2 tys. km.

Reklama

I choć maksymalny zasięg pocisku udokumentowany w trakcie prób to ponad 5,8 tys. km, co pozwalało zaliczyć RS-26 do pocisków międzykontynentalnych, to rodzą się pytania o faktyczny cel rozwoju tego pocisku i testowania go na odległości około 2 tys. km. Innymi słowy, gdy jeszcze obowiązywał traktat INF, Rosjanie mogli zaprojektować RS-26 do użycia także jako pocisk pośredniego zasięgu (IRBM), a więc o zasięgu poniżej 5,5 tys. km, jednocześnie testując go tuż powyżej dystansu określonego traktatem, by nie zostać oskarżonym o jego złamanie.

Czytaj też

W opublikowanym w 2018 r. raporcie dla Kongresu znajdujemy tezę, że RS-26 mógł być testowany na mniejszą odległość specjalnie po to, by testować środki przełamania obrony przeciwrakietowej, co nie stanowiłoby złamania umowy. Z drugiej strony, pojawiały się spekulacje, że przygotowywano sie do użycia operacyjnego RS-26 w specjalnej odmianie, przeznaczonej do oddziaływania na krótszy dystans. Jeśli więc Rosjanie zamierzali użyć tego pocisku na odległość około 2 tys. km w specjalnej konfiguracji, to mogło to stanowić złamanie traktatu INF, a przynajmniej jego ducha, jeszcze gdy obowiązywał.

Czytaj też

Oficjalnie prace nad pociskiem RS-26 zostały zawieszone w 2018 r., niemniej Rosjanie najprawdopodobniej utrzymali zdolność do jego użycia. Część obserwatorów zauważa, że również inne typy międzykontynentalnych pocisków balistycznych po modyfikacji budowy lub trajektorii mogą być wystrzeliwane na mniejszą odległość, jak Korei Północnej, która ostatnio wystrzeliła pocisk o maksymalnym zasięgu 7 tys. km na dystans około 1000 km. Niemniej u Rosjan bardzo wiele wskazuje na to, że użyto właśnie pocisku RS-26, i to w scenariuszu, z myślą o którym od podstaw był budowany. Przed wykorzystaniem tego pocisku ostrzegały zresztą tak amerykańskie, jak i ukraińskie służby wywiadowcze.

Czytaj też

Jak zauważa analityk PISM Marcin A. Piotrowski, RS-26 ma cechy charakterystyczne dla pośredniego (a nie międzykontynentalnego) zasięgu. Inną opcją byłoby użycie rakiety irańskiej lub północnokoreańskiej o podobnych parametrach, ale to też oznacza wprowadzenie nowej klasy uzbrojenia do sił Rosji. A parametry tego uzbrojenia są radykalnie inne niż rakiet używanych dotychczas, bo identyfikacja jako pocisk międzykontynentalny przez Ukraińców raczej na pewno musiała mieć określoną podstawę w obserwowanych parametrach pocisku.

Co dalej?

Wykorzystanie przez Rosję pocisku międzykontynentalnego lub pośredniego zasięgu na „eurostrategicznym” dystansie stanowi eskalację tej wojny. Jest to sygnał przede wszystkim dla Europy, bo to Stary Kontynent jest w zasięgu takiej broni (USA są od kilkudziesięciu lat pozostają w zasięgu rakiet rosyjskich klasy ICBM, podobnie jak Federacja Rosyjska jest na celowniku amerykańskiej broni). Sam fakt posiadania i zademonstrowania tego rodzaju zdolności przez Rosję powinien skutkować odpowiednim dostosowaniem po stronie państw NATO, tak w zakresie środków odstraszania, jak i – na tyle, na ile jest to możliwe – także obrony. Jednak to wymaga długofalowej adaptacji, znacznych nakładów i politycznej determinacji do podejmowania niewygodnych decyzji politycznych po obu stronach Atlantyku.

Reklama
Reklama
Reklama

Komentarze (1)

  1. Buczacza

    No i? Co z tego wynika? Oprócz przejawu słabości i bezradności... Po 3 dniach 3 letniej szpec operacji specjalnej troski. Nie są w stanie zdobyć Donbasu procentowo tracąc więcej ludzi i sprzętu niż werhmacht na froncie wschodnim. Nie są w stanie podbić Ukrainę. I zmusić do ustępstw. Przejaw słabości onuc to obecność koreańcow i liczenie na Trumpa. Po wojnie i tak nie będziemy kupować węglowodorów od nich... To koniec...