Reklama

Siły zbrojne

Rakiety nad Polską, czyli dlaczego niebo nigdy nie będzie w pełni szczelne [OPINIA]

F-16 na DOL Wielbark.
F-16 na DOL Wielbark.
Autor. kpr. Sławomir Kozioł/DGRSZ

Dziś ponad setką różnego rodzaju rakiet i kilkudziesięcioma bezzałogowcami została zaatakowana Ukraina. Wiele wskazuje na to, że jedna z rakiet, już po godzinie 9, wleciała nad teren Polski, przebywała nad nim mniej niż 3 minuty, po czym opuściła je. Takich sytuacji jednak nie da się uniknąć i warto mieć świadomość, dlaczego.

Reklama

AKTUALIZACJA 20:02 - Szef Sztabu Generalnego generał Wiesław Kukuła i dowódca operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych gen. dyw. Maciej Klisz podczas wspólnej konferencji stwierdzili, że rosyjska rakieta naruszyła przestrzeń powietrzną Polski na czas krótszy niż 3 minuty, po czym opuściła teren Polski.. Dowództwo Operacyjne RSZ poinformowało z kolei, że w rejonie działań obecne były myśliwce F-16 i tankowiec powietrzny.

Reklama
Reklama

Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych potwierdziło, że w godzinach porannych nad Polskę wleciał niezidentyfikowany obiekt powietrzny (prawdopodobnie rakieta manewrująca lub dron uderzeniowy), który był śledzony przez systemy radiolokacyjne aż do zerwania kontaktów. Obiekt jest poszukiwany w rejonie powiatu hrubieszowskiego, około 20 km od granicy z Ukrainą. Nie ma informacji o ofiarach.

W publicznej dyskusji od razu pojawiły się komentarze porównujące tą sytuację do tej, która miała miejsce po upadku ukraińskiej rakiety przeciwlotniczej pod Przewodowem oraz rosyjskiej rakiety manewrującej pod Bydgoszczą. Wielu komentatorów pyta o skuteczność systemu obrony powietrznej RP.

Warto jednak zaznaczyć, że w obecnej sytuacji takie wypadki jak najbardziej mogą się zdarzać, a pełne zabezpieczenie przestrzeni powietrznej jest niemożliwe. Zacznijmy od tego, że z uwagi na krzywiznę Ziemi zasięg wykrywania celów niskolecących takich jak pociski manewrujące przez naziemne radary wynosi 30-50 km i to w sprzyjających warunkach. Jeśli więc taki pocisk leci z prędkością 800-1000 km/h, na reakcję pozostaje bardzo mało czasu, bo kilka minut. W praktyce w miejscu, w które leci rakieta musi znajdować się naziemny zestaw przeciwlotniczy, a tych zawsze będzie za mało na pokrycie całego terytorium kraju.

Czytaj też

Czasu na poderwanie myśliwców dyżurujących w bazach, dolot do celu, jego zidentyfikowanie i przechwycenie jest zwyczajnie za mało. Tym bardziej, że wciąż obowiązują przepisy dotyczące wzrokowej identyfikacji celów – i ma to swoje uzasadnienie, wszak zawsze na terytorium Polski mógłby się przedostać na przykład ukraiński samolot, który utracił łączność z przyczyn technicznych. Historia konfliktów pełna jest zresztą przypadków, w których samoloty pasażerskie identyfikowane jako inne obiekty - w sytuacji kryzysu, nie zamknięcia przestrzeni powietrznej podczas pełnoskalowej wojny były zestrzeliwane. Pierwsze skojarzenia to tutaj samolot MH17 nad okupowaną Ukrainą i ukraiński samolot zestrzelony w 2020 roku nad Iranem. W latach 80. zdarzało się to nie tylko Sowietom, co zresztą w 1983 roku wywołało ostrą reakcję prezydenta Reagana, ale i – w jednym przypadku – Amerykanom na okręcie Aegis (irański samolot Airbus A300 w 1988 roku).

Najlepszym rozwiązaniem byłoby posiadanie samolotów dyżurujących w powietrzu, mogących przemieszczać się w dowolne miejsce i przechwytywać cele, ale długotrwałe patrolowanie wymaga dużej liczby maszyn… i samolotów tankowania powietrznego, bez których ciągły dyżur jest niemożliwy. Takie dyżury, z udziałem samolotów NATO, były pełnione przez pierwszych kilka miesięcy pełnoskalowej wojny, ale musiano ograniczyć ich skalę, bo inaczej trzeba by zrezygnować z normalnych szkoleń i obsług samolotów – tracąc gotowość bojową. Jak wiadomo, program Karkonosze, obejmujący zakup samolotów MRTT jest przygotowywany, a przed kilkoma laty Polska zrezygnowała z udziału w europejskim projekcie budowy zdolności tego typu.

Czytaj też

Rozwiązaniem pomagającym wykrywać cele niskolecące i ostrzegać o zagrożeniu z ich strony, znanym w NATO od lat 80., są samoloty wczesnego ostrzegania i kontroli powietrznej AWACS. Mówiąc w skrócie – „wyniesienie” radaru na wysokość ponad 10 km daje możliwość zwiększenia zasięgu wykrywania celów powietrznych do kilkuset kilometrów, i wydłużenia czasu ostrzegania do około 20 minut, co w korzystnych warunkach pewne jakieś szanse lotnictwu myśliwskiemu na reakcję. Polska jest jednak w tym zakresie w pełni zależna od sojuszników, bo choć program operacyjny Płomykówka, obejmujący to zadanie jest w Planie Modernizacji Technicznej od lat, to umowę na pierwsze dwa szwedzkie samoloty – w ramach pilnej potrzeby operacyjnej – podpisano w lipcu 2023 roku. W planach modernizacji, co najmniej od 2017 roku, jest też plan budowy aerostatów z radarami, ale zapytanie o zakup tego systemu wysłano dopiero w maju 2023 roku, a pierwszy batalion radiotechniczny je wykorzystujący ma powstać w roku 2026.

Po drugie, Polska dopiero rozpoczyna budowę zintegrowanego systemu naziemnej obrony powietrznej i dysponuje (w warstwie krótkiego zasięgu, z założenia przeznaczonej do walki z rakietami cruise) w sumie dwoma zestawami Mała Narew, każdy z pociskami CAMM o zasięgu 25 km. Dla zobrazowania dodajmy, że zamówiono w 2023 roku łącznie 22 zestawy Pilica+ z takimi rakietami, a dostarczone one mogą zostać do 2029 roku. A to i tak tylko obrona krytycznych, kluczowych elementów infrastruktury oraz zestawów Wisła, a nie całego kraju. Zakupiony w 2023 roku system Narew to 46 zestawów, ale jego dostawy mają zacząć się w 2027 roku skończyć się w roku 2035.

Czytaj też

Oprócz tego do dyspozycji są zestawy Poprad czy Osa, mogące realnie przechwytywać cele na odległościach 6-10 km oraz archaiczne zestawy Newa-SC, z których część przekazano na Ukrainę, a poza tym są trudne w eksploatacji z uwagi na zużycie rakiet, podwozi i innych elementów.

Czytaj też

Dodajmy, że nie powinno się wykorzystywać większości posiadanego potencjału w dyżurach bojowych. Jeśli – jak chcą niektórzy – „rozstawić wszystkie posiadane systemy przeciwlotnicze wzdłuż wschodniej granicy”, to jednostki Wojsk OPL mogą tracić gotowość bojową. Nie będą bowiem szkolić się z maskowania i zmian stanowisk.

Nie jest to potrzebne w sytuacji kryzysu, ale w warunkach wojny i zmasowanego ataku (takiego jak dziś Rosja przeprowadziła na Ukrainę) zaniechanie maskowania i dynamicznego użycia sił OPL – nawet kosztem strat wśród cywilów – równa się zniszczeniu sił OPL przez przeciwnika. A zniszczony system przeciwlotniczy nie obroni ani zgrupowania wojsk, ani miasta, ani lotniska, ani niczego innego.

Patrioty na Bemowie
Patrioty na Bemowie
Autor. Fot. Leszek Chemperek/CO MON.

Trzeba zresztą zakładać, że Rosja będzie wyciągać wnioski z prowadzonych działań (także przeciwko systemom takim jak Patriot) i dalej doskonalić swoje umiejętności bojowe. Zarówno liczba systemów OPL, dziś bardzo skromna, a dopiero pod koniec dekady pozwalająca zabezpieczyć najważniejsze obiekty (ale nie całą granicę!) jak i przede wszystkim liczba wyszkolonych specjalistów obrony przeciwlotniczej jest skończona. I jeśli będziemy chcieli obronić wszystko, to w czasie wojny możemy nie obronić niczego, bo nasze jednostki OPL nie będą wyszkolone do działań manewrowych, a ciągłe dyżury bojowe pozwolą przeciwnikowi rozpoznać ich ugrupowanie i szybko je zniszczyć w ten czy inny sposób.

Uwzględniając to założenie, do zapewnienia ciągłej obrony danego obszaru lub obiektu trzeba nie jednego a kilku zestawów. Bo gdy jeden jest w dyżurze bojowym, to inne zmieniają stanowiska i odtwarzają gotowość. Planowane (bo nie posiadane dziś przez Polskę) środki obrony przeciwlotniczej będą dawały możliwość obrony wybranych elementów infrastruktury krytycznej (w tym lotnisk!), zgrupowań wojsk, być może stolicy i kilku innych aglomeracji. Ale dalej do pełnego pokrycia terytorium Polski będzie daleko.

Docelowo Polska ma posiadać około 170 wyrzutni rakiet CAMM, ale na razie jest ich 6
Docelowo Polska ma posiadać około 170 wyrzutni rakiet CAMM, ale na razie jest ich 6
Autor. X/16 Dywizja Zmechanizowana

Można więc zapytać „po co obrona przeciwlotnicza, skoro i tak nie broni wszystkiego”? Bez OPL, skupionej na obronie infrastruktury i lotnisk, lotnictwo przeciwnika ma pełną swobodę działania nad naszym terytorium i nie musi „cyzelować” ataków setkami rakiet manewrujących, dronów, bomb kierowanych czy rakiet balistycznych, tylko wznieść się ponad pułap przenośnych zestawów przeciwlotniczych (5 km) i zwalczać wszystkie możliwe cele bombami niekierowanymi, z pełną swobodą operacyjną. To oznacza utratę możliwości manewru wojsk i szybkie zniszczenie infrastruktury krytycznej, nawet gdyby mogła zostać umocniona. Jest to więc równoznaczne z porażką w operacji obronnej, której prowadzenie ma wspierać zintegrowana obrona powietrzna.

Gdybyśmy zrezygnowali – przykładowo z systemu Patriot – do czasowego wyłączenia baz lotniczych i innych kluczowych obiektów wystarczy nie kilkadziesiąt rakiet balistycznych, a jedna, dwie lub maksymalnie cztery. A w czasie, gdy będziemy naprawiać zniszczenia na lotniskach, będą mogły spaść na nie dziesiątki, jeśli nie setki niekierowanych bomb, bo samolotów je przenoszących nic nie powstrzyma. Obrona powietrzna musi w pierwszej kolejności być gotowa do zabezpieczenia samego funkcjonowania kraju i wojska w czasie wojny, dopiero kolejnym zadaniem jest ochrona powietrzna w sytuacji kryzysu.

Czytaj też

Jeśli więc nie inwestowalibyśmy w obronę powietrzną, to oddajemy domenę powietrzną przeciwnikowi, a ten na pewno ją wykorzysta do swoich celów. Dodajmy, że Ukraina dysponowała w spadku po ZSRR zestawami pochodzenia posowieckiego ale o generację nowocześniejszymi od polskich (np. S-300 zamiast Newy, Buk-M1 zamiast Kubów), o skokowo większych możliwościach, obecnie jest wzmacniana przez państwa NATO, a i tak boryka się z trudnościami. To powinno dawać do myślenia.

Czytaj też

Długofalowo kluczowe dla obrony powietrznej jest też posiadanie zdolności przeciwuderzenia (ang. counterforce), czyli zaatakowania nieprzyjacielskich wyrzutni rakiet czy lotnisk, tak by wrogie środki napadu niszczyć zanim zostaną one wystrzelone. W polskich warunkach mogą służyć do tego na przykład wyrzutnie Chunmoo i HIMARS.

Warto też odnieść się do tego, co robi „druga strona” konfliktu rosyjsko-ukraińskiego, czyli Federacja Rosyjska. Rosja (w przeciwieństwie do Polski) inwestowała w systemy obrony powietrznej od dekad, wprowadzano kolejne generacje zestawów jak S-300PM/PM2, S-400, S-350 itd., cały czas utrzymywano też duże struktury organizacyjne i zdolność dyżurów bojowych. A mimo tego Ukraina, dysponując niewielką liczbą nowoczesnych środków napadu powietrznego (Storm Shadow na bombowcach Su-24M) cały czas jest w stanie dokonywać przynajmniej częściowo skutecznych ataków i to nawet na wschodzie Krymu. A te, które są – w części - odpierane, odpierane są ponoć przy szerokim użyciu myśliwców przechwytujących jak MiG-31, powietrznych tankowców i samolotów wczesnego ostrzegania A-50, a nie tylko naziemnych zestawów.

Rosja inwestowała w obronę przeciwlotniczą przez ostatnie dekady, ale i tak nie jest w stanie w pełni ochronić Krymu
Rosja inwestowała w obronę przeciwlotniczą przez ostatnie dekady, ale i tak nie jest w stanie w pełni ochronić Krymu
Autor. Ministerstwo Obrony Rosji

Innym przykładem państwa, które inwestowało w obronę powietrzną (włącznie z AWACS-ami i myśliwcami F-15 oraz powietrznymi tankowcami) jest Arabia Saudyjska. Rijad był w stanie odeprzeć znaczną część uderzeń wykonywanych przez rebeliantów Huti (tych samych, którzy obecnie atakują żeglugę na Morzu Czerwonym), ale znów – nie wszystkie. A mówimy tu o państwie, które dokonywało gigantycznych inwestycji w obronę powietrzną. Polska złożyła zamówienia na zasadnicze elementy generacyjnie nowej obrony powietrznej (wyrzutnie i pociski systemu Narew, druga faza Wisły, większość elementów systemu Pilica+) w 2023 roku, więc na efekty przyjdzie poczekać jeszcze kilka lat (a na pełną zdolność – kilkanaście lat). A i tak system obrony powietrznej trzeba będzie rozwijać, bo swoje środki napadu, także na bazie wojennych doświadczeń, będzie rozwijał przeciwnik.

Trzeba też dodać, że zdarzenia polegające na upadku pocisków rakietowych zdarzają się w strefach konfliktów. Ostatnio, w listopadzie, rakieta wystrzelona przez Huti upadła w Jordanii, w tym samym państwie upadły też w 2017 roku szczątki po zestrzeleniu syryjskiej rakiety systemu Wega przez izraelski Arrow 2. A Jordania dysponuje i myśliwcami F-16 i kilkoma bateriami Patriotów PAC-2 (notabene, dostarczonymi przez Niemcy w ramach donacji, to te same systemy, z których kiedyś zrezygnowała Polska). „Zabłąkane” rakiety upadały też w Libanie, ale i w Bułgarii podczas alianckiej operacji przeciwko Serbii (kwiecień 1999 roku, pocisk przeciwradiolokacyjny HARM).

Jakie więc płyną wnioski z obecnej sytuacji? Na pewno system obrony powietrznej trzeba wzmacniać, bo jest on warunkiem koniecznym, ale nie wystarczającym, do prowadzenia skutecznej obrony. Trzeba też wzmacniać elementy wsparcia, takie jak powietrzne tankowce czy samoloty wczesnego ostrzegania, bo one potrafią „zwielokrotnić” potencjał jaki posiadamy – szczególnie jeśli chodzi o lotnictwo bojowe, a samoloty, w odróżnieniu od naziemnych zestawów, mogą szybko przemieszczać się w zagrożony rejon, zapewniając ochronę strefową, a nie punktową.

Ale trzeba też jasno powiedzieć, że w pełni szczelnej obrony powietrznej nigdy nie będzie. Dlatego ważny jest również system ostrzegania i ochrony ludności – bo dla ludności cywilnej to on jest podstawą ochrony. I podkreślmy to – nie jest żadną alternatywą ani dla zestawów Patriot czy CAMM, ani dla AWACS-ów czy myśliwców, ale ich niezbędnym uzupełnieniem. Warto też informować obywateli o tym, jakie są realne możliwości systemu obrony powietrznej, by nie tworzyć wobec niego oczekiwań, których fizycznie nie da się spełnić.

Reklama

Komentarze (15)

  1. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy

    CAŁY obecnie wdrażany system obrony przeciwrakietowej i przeciwlotniczej jest systemowo błędny. To obrona punktowa, a nie obrona pełnoobszarowa całego kraju. Powinniśmy oprzeć się o system L-SAM Korei Płd - najnowocześniejszy obecnie na świecie - z zasięgiem 250 km i pułapem ca 80 km [plot/prak] - i stworzyć całoobszarowa sieciocentryczną saturacyjną A2/AD Tarczę i Miecz Polski - z zasięgiem także daleko za granicami Polski. Podwieszenie sensorów i efektorów i sieci retransmisji pod aerostaty HALE pułapu najpierw 20 potem 40+ km pozwoliłoby na skokowe zwiększenie zdolności systemu przynajmniej do poziomu THAAD. No i zasięg rozpoznania uległby rozszerzeniu przynajmniej do 1000 km w bezpośrednim horyzoncie radarowym. Plus własne niezależne suwerenne pozycjonowanie zamiast GPS. Plus podwieszenie efektoróow ofensywnych ze skokiem zasięgu - w tym tych z HOMARA. Od 2017 daję szczegółowe memoranda i studium realizowalności do MON i innych instytucji - ale nie chcieć to gorzej niż nie móc...

    1. Xx

      A wiesz dlaczego nie ma zadnego efektu?? Bo za duzo jest we wladzach i wojsku tych ktorzy pilnuja zeby Polska nie byla zbyt silna.

  2. Wuc Naczelny

    Ale my nie domagamy się obrony całego kraju. Wystarczy że obronią cukrownię, Przewodów i Zamość. Jak na razie tego nie potrafią i jest czas dymisji w wojsku.

  3. Ma_XX

    a po co zestrzeliwać cel skoro z trajektorii wynika, że spadnie on w lesie? Tak robią Izraelczycy i nikt do nich pretensji nie ma

    1. user_1047637

      Radzi PiS - wlatuje rakieta. Relacja mediów i opinii publicznej. Niebywały skandal, żądamy dymisji. Rządzi KO - wlatuje rakieta.. Reakcja mediów w tym defence. Najpierw liczono że temat nie wyjdzie na jaw. A gdy mleko się wylalo to próbuje przekonać się opinie publiczna że nic się nie stało. Gdy wydarzylo się to za rządów PiS otrzymaliśmy czasowo wzmocnienie obrony przeciwrakietowej - dzisiaj prawdopodobnie nie uzyskamy nic. A za tydzień za miesiąc Tusk ogłosi odwołanie kontraktów zbrojeniowych

    2. Weneda 1977

      user jest dokładnie jak piszesz.

  4. Franek Dolas

    Rakietą pod Bydgoszczą wielki wrzask. Ostatnia rakietą oskarżanie Błaszczaka że nie zbudował należycie Opl. Cały czas propaganda. A mnie interesuje jak na chwilę obecną można ocenić w procentach budowę tych wszystkich systemów Wisłny Narwi Pilisy z ich wersjami +. Czy ktoś to może choć w przybliżeniu ocenić? Oraz określić datè osiągnięcia ich gotowości bojowej. Ale najważniejsze jest zrozumienie że nie będziemy wstanie zapewnić bezpieczeństwa całego obszary kraju więc nie ma sensu się ekscytować poprzednimi rakietami ani następnymi i toczyć propagandowe boje kto jest winny.

  5. Chyżwar

    Jak to? Coś wleciało i nie ma takiego wrzasku, jak poprzednio? Czarnym węglem w kominie należałoby to zapisać.

    1. K.

      @Chyżwar . Różnica jest taka , że masz informację od razu , zareagowano od razu ( F-16 ) i wiesz jaki jest los zabłąkanej rakiety . Nie musiałeś czekać pół roku .

  6. pablopic

    Gdzie do czorta jest ten wielowarstwowy system obrony przeciwlotniczej złożony z Piorunów, Pilic, Narwii i Patriotów chroniący nasze niebo - dzięki któremu nie musieliśmy przystępować do proponowanych międzynarodowych programów OP zakładających budowę mniej zaawansowanych systemów?

    1. Prezes Polski

      Zapytaj Błaszczaka. W końcu on ten system zbudował.

    2. Extern.

      Na razie elementy pierwszej baterii Patriota jaką mamy pilnują najważniejszych ośrodków miejskich, jak np. Warszawy czy Trójmiasta (choć na razie to bardziej testy i szkolenie niż dyżur bojowy). A tak apropo to nigdy tego typu rozwiązania w naszej rzeczywistości kraju o powierzchni ponad 300 tysięcy kilometrów kwadratowych nie będą pilnowały każdego skrawka lasu.. Tego po prostu się nie da zrobić, nawet tym mitycznym europejskim systemem.

    3. Anty 50 C-cali

      Prezesa Rady ministrów obecnego, dlaczego to nie podpisano umowy na bidaPilice, klecone od bodaj 2013. Te z armatkami 23mm - znanymi od czasu wojny w Korei 70 LAT TEMU. + rakietki o zawrotnym zasięgu....3-5 kilometrów. Różaniec tylko zostawał, bo 8 baterii Patriotów zaplanowali w 2014, jako jeden z 14 jubileszowych programów operacyjnych.

  7. ALBERTk

    Problem w Polsce jest taki, że nawet jakby rakiety leciały w dowolne polskie miasto to i tak byłby problem je zestrzelić. Obecnie polskie OPL nie istnieje.

    1. Extern.

      OPL jest właśnie odtwarzane. Np. wiadomo że elementy Patriota pilnują już Warszawy. Choć prawdopodobnie na razie to bardziej testy i szkolenia niż systematyczne dyżury bojowe.

  8. bezreklam

    Za poprzednia Ukraińcy nie przeprsili. 2 zabitych i cisza...jakąś może działanie od MSZ ?

    1. Wania

      A może dostrzeżesz bandytę nie ofiarę? Tak jak poprzednio Rosja atakuje masowo ukraińską ludność cywilną. Putin jest daje rozkazy do bandyckich ataków. W końcu bycie ściganym za zbrodnie wojenne zobowiązuje.

  9. Macorr

    Rakieta leciała przez Polske po czym zawróciła nad Ukraine. Bardziej jednoznaczną prowokację trudno sobie wyobrazić.... Nic to musimy inwestować w moce wytwórcze w Polsce tak żeby być w stanie zastępować sprzęt przekazywany Ukrainie. Natomiast na wschod powinny pojśc resztki posowieckiego demobilu od Su-22 i Mig - 29 po Twarde Potrzebna fabryka K2 i produkcja Krabów w Łabędach tak żeby Stalowa mogła robic Borsuki...

    1. Extern.

      Jeśli zawróciła to rzeczywiście pachnie to prowokacją która ma testować nasze reakcje, Czyli Ruskie już się n nas szykują. Ale bardziej jednak prawdopodobne że to znowu jak pod Bydgoszczą był nieuzbrojony wabik na OPL który Ukraińcy po prostu zignorowali. więc pocisk poleciał sobie dalej.

  10. nn

    Ostatni duży atak Rosjan na tereny położone w pobliżu naszej granicy miał miejsce dobre poł roku temu. Dzisiejszy rozpoczął się około trzeciej naszego czasu i jak widać trwał do godziny dziewiątej. Czyli czas na ewentualnę przygotowanie się był. Tutaj nie chodzi o zabezpieczanie 24 godziny na dobę przez cały rok, a te momenty gdy atakowane są obiekty w pobliżu naszej granicy. Jakoś to dziwnie wygląda. Samoloty dyżurne krążyły w pobliżu granicy gdy do Kijowa jeździli jacyś oficjele, a w momencie istniejącego zagrożenia nie było nic. Wojskowi zachowują się tak, jakby pocisk miał napisane "wpadam tylko na chwilę".

  11. andbro

    Może w celu skutecznej obrony należałoby uzgodnić wcześniej z Rosjanami, kiedy mają zamiar nas zaatakować bo w tej chwili nie jesteśmy jeszcze gotowi.

  12. Dr. Pavl Kopetzky

    F16

    1. Anty 50 C-cali

      ....Karaczal + Spike! 20 każdy z 8 najmniej rakietami, kierowanymi, mgła nie skryje celu. Gen . Majewski do akcji!!

  13. Furlong

    Czyli jak zwykle Polacy nic się nie stało. Jak wam rakieta trafi w dom to trudno. Czy nikt nie czuje dysonansu poznawczego że na Ukrainie obrona powowietrzna ściąga dziesiątki rakiet i jakąś tam skuteczność ma a u nas kolejny już raz cos wlatuje i zero reakcji. Chyba trzeba znowu poprosić Niemców o pożyczenie patriotów, a NATO o dozór AWACSów.

    1. Dudley

      To porównaj oplot Ukrainy i Polski, a i tak nie są w stanie wychwycić wszystkiego, a rakiety atakują miasta ośrodki dyslokacji wojsk centra szkoleniowe i infrastrukturę. Wiec wiedzą w jakich rejonach skupić środki oplot. Do nas nikt nie strzela, to są przypadki, a rakieta czy dron nie ma celu. Nie można więc skupić się na obronie rejonu bo nikt go nie atakuje. Jedynym rozwiązaniem jest AWACS lub balon z radarem. Jedno jest drogie, a drugie na razie niedostępne.

    2. Ali baba,

      Rakieta leci max kilka minut , w sytuacji pokoju samo podjęcie decyzji trwa dłużej.

    3. Sabra

      Polska od 3 miesięcy posiada swój samolot wczesnego rozpoznania SAAB 340 AEW&C, więc warto aby z niego korzystała.

  14. Podszeregowy

    Należy rozstawić baterię Patriot przy granicy z Ukrainą i strzelać do wszystkiego co wlatuje jeśli tylko trajektoria wskazuje na możliwość upadku na terenie zamieszkałym, odchodząc od wzrokowej identyfikacji celów. Z terenu Ukrainy nie nadleci żaden samolot pasażerski. A jeśli będzie to ukraiński myśliwiec to trudno, należy go zestrzelić. Od tego jest armia, żeby chronić życie Polaków, a nie obcych.

  15. młodygrzyb

    Świadkowie mówią o pracującym silniku obiektu jaki wleciał w naszą przestrzeń, konkretnie porównują odgłos do lecącego nisko samolotu..Czyli pocisk w był w fazie silnikowej. Jaki z tego wniosek?

Reklama