- Analiza
Co da i czego nie da Polsce przeciwrakietowe wsparcie z Niemiec? [KOMENTARZ]
Niemcy deklarują możliwość wzmocnienia obrony powietrznej nad Polską, poprzez wysłanie do naszego kraju baterii Patriot, a także myśliwców Eurofighter, prawdopodobnie wspieranych przez samoloty tankowania powietrznego. Warto przy tej okazji zastanowić się, jakie są możliwości i ograniczenia wzmocnienia obrony powietrznej wschodniej flanki NATO, w tym Polski, przez Republikę Federalną Niemiec.

Autor. Bundeswehr/Kevin Schrief
Deklaracja Niemiec dotycząca wzmocnienia polskiej obrony powietrznej to następstwo wypadku w Przewodowie, w którym zginęły dwie osoby prawdopodobnie po eksplozji elementów ukraińskiej rakiety przeciwlotniczej, która została wystrzelona w celu przechwycenia rosyjskich rakiet atakujących cele blisko Lwowa. Berlin najpierw zadeklarował wysłanie myśliwców Eurofighter, a później także zestawów przeciwrakietowych i przeciwlotniczych Patriot.
Szef MON Mariusz Błaszczak poinformował, że propozycję Niemiec przyjął z zadowoleniem i będzie proponował, by zestawy Patriot zostały rozmieszczone we wschodniej Polsce. Na razie nie ma informacji o tym, czy również Eurofightery zostaną włączone w NATO-wski system obrony powietrznej nad Polską, jednak takie rozwiązanie funkcjonowało już od marca do lipca br.
Zobacz też
Dodajmy tutaj, że samoloty zostały wycofane z działań prawdopodobnie dlatego, że zmniejszyło się zagrożenie, a potrzebne stało się odtworzenie gotowości bojowej. Po odbiciu przez Ukrainę najpierw obwodu kijowskiego, a następnie charkowskiego zmniejszyło się niebezpieczeństwo wtargnięcia (nawet przypadkowego) rosyjskich załogowych statków powietrznych, bo działania oddaliły się od granic Polski, Rosja – do pierwszej połowy października – dokonywała też znacznie mniej uderzeń rakietowych, w każdym razie na cele w pobliżu Kijowa i dalej na zachód. Podobne ruchy były dokonywane przez inne państwa NATO i to nie tylko w kontekście powietrznego, ale naziemnego komponentu obrony powietrznej. Przykładowo, na początku października swoją baterię Patriot ze Słowacji wycofała Holandia.

Tragiczny wypadek, do jakiego doszło w Przewodowie, pokazuje że zagrożenie jest nadal obecne. I nawet jeśli takiemu zdarzeniu nie zapobiegłby rozwinięty system obrony powietrznej, to i tak stał on się przesłanką do wzmocnienia zdolności obrony powietrznej nad Polską. W tym wzmocnieniu będą brać udział również Niemcy. To dobra okazja, by omówić zdolności niemieckiej obrony powietrznej „na dziś" i potencjał do wsparcia Polski, a także perspektywy rozwoju obrony Niemiec.
Co dadzą niemieckie Patrioty?
Najbardziej „namacalnym" elementem wsparcia, jakiego udzielą Niemcy, będzie rozmieszczenie we wschodniej Polsce zestawów obrony powietrznej Patriot. Będą one – punktowo – wzmacniać obronę powietrzną i przeciwrakietową określonego obszaru (przypuszczalnie gęsto zaludnionego), podobnie jak ma to miejsce w wypadku amerykańskich Patriotów chroniących Rzeszów.
Dokładne dane o zdolnościach Patriotów zależą od wersji, charakterystyki celu (jest mniejszy dla rakiet balistycznych niż np. dla samolotów), jego położenia i wreszcie użytych pocisków, niemniej na potrzeby artykułu możemy przyjąć dane, jakie zamieszcza sama Bundeswehra na oficjalnej stronie – zasięg „około 68 km", możliwość śledzenia do 50 celów jednocześnie i zwalczania do 5 z nich. Cele mogą być zwalczane w zasięgu radaru Patriot, a więc w kącie 120 stopni. Objęty strefą oddziaływania Patriotów obszar będzie stosunkowo dobrze chroniony przed atakiem różnych rodzajów celów powietrznych, łącznie z taktycznymi pociskami balistycznymi. Będzie to jednak stosunkowo niewielki obszar, o powierzchni 5 tys. km kwadratowych, jeśli przyjmiemy te dane (przy pewnych uproszczeniach, zależnych od ukształtowania terenu, rozstawienia wyrzutni, kształtu ugrupowania).
W 2019 roku Niemcy zakupili do Patriotów pociski PAC-3 MSE o większych możliwościach (także w zwalczaniu zaawansowanych celów balistycznych klasy Iskandera), ale nie wiadomo, czy zostały one już wdrożone do służby. Nawet one, uwzględniając dostępną liczbę zapewnią jednak raczej punktową, niż strefową obronę, zwłaszcza przed atakiem pocisków balistycznych. Również "turecka" misja NATO o kryptonimie Active Fence nie tworzyła w pełni szczelnej tarczy nad całym zagrożonym terytorium, bo w czasie jej trwania na 90-tysięczne, przygraniczne miasto Hatay, położone ponad 100 km od najbliższej baterii Patriot spadł pocisk balistyczny Scud - daleko poza zasięgiem działania zestawów.
Zobacz też
Otwarte jest pytanie, w jaki sposób będą wykorzystywane niemieckie baterie Patriot w Polsce, czy będą nastawione jedynie na ciągły dyżur bojowy, czy będą od czasu do czasu zmieniać stanowiska i uczestniczyć w ćwiczeniach zakładających inne scenariusze, niż tylko obrona „zadanego" obszaru/obiektu. Z punktu widzenia ciągłości ochrony tego obszaru korzystniejsze jest ciągłe dyżurowanie, aczkolwiek dla utrzymania gotowości bojowej warto by od czasu do czasu ćwiczyć również inne scenariusze. Oficjalne komunikaty jakie przekazywała holenderska armia po misji w Turcji wskazywały na konieczność odtworzenia gotowości bojowej przez rok, z uwagi na wcześniejszy ciągły 24-godzinny dyżur pełniony około prawie dwa lata.
Wiadomo na pewno, że rozlokowane na Słowacji baterie Patriot uczestniczą w ćwiczeniach z lotnictwem NATO, aczkolwiek szczegóły raczej nie będą podawane do publicznej informacji. Można sobie wyobrazić również „pośrednie" rozwiązanie, w którym w sposób ciągły dyżuruje np. jedna bateria z dwóch, a druga odtwarza gotowość bojową. W takim systemie (w pewnym uproszczeniu) mają zresztą działać w warunkach bojowych polskie zestawy Wisła i Narew w docelowej konfiguracji, dlatego każda bateria będzie dysponowała dwoma niezależnymi jednostkami ogniowymi.

Kolejną kwestią jest zorganizowanie systemu dowodzenia obroną powietrzną, a więc schematu podejmowania decyzji o zwalczaniu celów. Tutaj jednak można być ostrożnym optymistą. Ćwiczenia z integracji systemów obrony powietrznej NATO prowadzi od lat, także na terenie Polski (w tym Tobruq Legacy, w którym uczestniczyli również żołnierze niemieccy na Patriotach). NATO posiada rozbudowany system dowodzenia, integrujący różne elementy wokół sojuszniczego połączonego centrum operacji powietrznych (CAOC) w niemieckim Uedem. Tam spływają bowiem dane z różnych środków wykrywania (np. AWACS)
Zobacz też
I to tam będą podejmowane decyzje o zwalczaniu ewentualnych zagrożeń, oczywiście w koordynacji z odpowiednimi komórkami Wojska Polskiego. To standardowa procedura dla NATO, na przykład w wypadku misji Air Policing/Air Shielding, w której polscy piloci uczestniczą, nie tylko zresztą nad Polską. Dodajmy, że w czasie pokoju zwalczanie celu, zwłaszcza bez widoczności wzrokowej, na którą w pewnych warunkach mogą liczyć piloci, to ostateczność, bo zawsze jest ryzyko błędnej identyfikacji i szkód ubocznych po upadku celu trafionego pociskiem przechwytującym. Chyba, że będziemy mieli do czynienia z celem balistycznym.
Jaka jest niemiecka naziemna obrona powietrzna?
Dziś Niemcy dysponują dwunastoma bateriami Patriot przeznaczonymi do użycia operacyjnego. Jeśli do Polski zostaną – tak jak na Słowację – skierowane dwie, będzie to oznaczało zaangażowanie jednej trzeciej potencjału. Jest to możliwe do utrzymania przez dłuższy czas, aczkolwiek – podkreślmy to – przy dużym obciążeniu ludzi i sprzętu, zakładając że wojna przy wschodniej granicy Polski może trwać latami, a zestawy trzeba okresowo konserwować i modernizować, ludzi szkolić i odtwarzać gotowość itd.
Zobacz też
Dla porządku warto dodać, że pod koniec Zimnej Wojny Republika Federalna Niemiec zdołała zbudować warstwowy, zintegrowany system obrony powietrznej z ciągłymi dyżurami bojowymi, uwzględniający też służbę zmianową i warstwową, strefową obronę. Tylko, że wtedy Niemcy mieli 36 baterii Patriotów, wspieranych przez inne systemy (np. Hawk), a dalsze kilkadziesiąt zestawów tego typu miała w Europie armia amerykańska. Wcześniej z kolei strefową obronę zapewniały zestawy Nike Hercules, które zostały zastąpione przez Patrioty. Informacje dotyczące historii niemieckiej obrony powietrznej można znaleźć np. w publikacji „Ein Dach ueber Europa", autorstwa Frederike C. Hartung. Autorka pisze między innymi, że o ile w końcowym momencie Zimnej Wojny zintegrowany system obrony powietrznej NATO zasilały struktury liczące 18600 żołnierzy, to po reformie Bundeswehry od 2012 roku w siłach powietrznych (Luftwaffe) pozostało zaledwie 2300 stanowisk.
Zobacz też
I o ile obronę powietrzną średniego zasięgu (Patriot) zredukowano o około dwie trzecie, to warstwę SHORAD (systemy Hawk, częściowo Roland) zlikwidowano w zasadzie całkowicie zarówno w siłach powietrznych, jak i w wojskach lądowych. Jeśli chodzi o zestawy bardzo krótkiego zasięgu, to „ostała" się ledwie dwudziestka systemów Ozelot, a przecież lufowych Gepardów, mających wraz z rakietowymi Rolandami bronić wojsk lądowych Bundeswehry było kilkaset. I poza zestawami przenośnymi, które Niemcy przekazali w dużym stopniu z rezerw magazynowych, „przeciwlotnicza" pomoc dla Ukrainy pochodzi nie z zapasów armii, ale przemysłu. Wycofane przed dekadą Gepardy uchroniła przed złomowaniem firma KMW, a zestaw (od przyszłego roku – zestawy) IRIS-T SL pochodzą z produkcji eksportowej pierwotnie przeznaczonej dla Egiptu.
Podobnych systemów w niemieckich siłach zbrojnych nie ma w ogóle, choć od paru lat trwają prace analityczne nad odtworzeniem potencjału „dolnego piętra" niemieckiej obrony powietrznej. Ale decyzji w formie podpisanych kontraktów nie ma. Na dziś polska obrona powietrzna krótkiego zasięgu, choć złożona jest praktycznie w ogóle z zestawów posowieckich (nowsze systemy to warstwa SHORAD), jest lepsza od niemieckiej, bo ta ostatnia... nie istnieje.
Zobacz też
Dane o niemieckim systemie obrony powietrznej z czasów Zimnej Wojny przytaczane są nieprzypadkowo. Pokazują, jak dużo sił i środków OPL trzeba, by zorganizować strefową obronę, czyli taką która zapewnia pokrycie dużego obszaru, a nie tylko obiektu (zgrupowania wojsk, aglomeracji). Dodajmy, funkcjonującą od pewnego pułapu, a więc nie w pełni skuteczną na przykład wobec pocisków manewrujących, nie mówiąc o dronach. Przykładowo, zasięg wykrycia celu powietrznego na wysokości 200 m to 70 km, na wysokości 100 m to już 53 km (realnie może być mniej z uwagi na ukształtowanie terenu). Dlatego obok zestawów średniego zasięgu (jak Patriot, Wisła) stosuje się systemy o krótkim (Narew, CAMM, NASAMS) i bardzo krótkim zasięgu (Pilica, Piorun, Avenger), a do tej „układanki" trzeba dołożyć też systemy zwalczania BSP.

Dlatego w większości przypadków – także w przyszłym polskim systemie obrony powietrznej Narew i Wisła – stawia się raczej na obronę najważniejszych obiektów, a przede wszystkim zgrupowania wojsk oraz infrastruktury wojskowej. I to ostatnie należy bardzo wyraźnie podkreślić. W wypadku wojny, zadaniem Sił Zbrojnych jest przecież niszczenie potencjału ofensywnego przeciwnika (np. baz lotniczych, wyrzutni rakiet), natomiast zadaniem obrony powietrznej jest ochrona własnego potencjału (i – na tyle na ile to możliwe – najbardziej krytycznych elementów dla funkcjonowania ludności). Zintegrowana i warstwowa naziemna obrona powietrzna jest więc warunkiem koniecznym, ale niewystarczającym do skutecznego prowadzenia operacji obronnej.
Można zadać pytanie, jak ten cały wywód ma się do obecnej sytuacji Polski? Otóż trzeba sobie uświadomić, że samo wzmocnienie obrony określonego obszaru/obiektu Patriotami we wschodniej Polsce jest potrzebne, ale nie powinno być postrzegane jako panaceum. W obecnej sytuacji co najmniej tak samo ważne byłyby loty samolotów myśliwskich, wspieranych przez maszyny tankowania powietrznego, a więc również niemieckich Eurofighterów. W sytuacji kryzysowej poniżej progu wojny myśliwce mogą być nieco bardziej elastyczne, choćby ze względu na mobilność i możliwość identyfikacji celu, choć oczywiście nie mają możliwości zwalczania celów balistycznych.
Trzeba też pamiętać, że według różnych szacunków do utrzymania w powietrzu (a nie w dyżurze na ziemi) w sposób ciągły w jednym momencie pary myśliwców, trzeba zaangażowania co najmniej 10 maszyn, uwzględniając dolot do miejsca dyżurowania, odtwarzanie gotowości itd. Niemcy dysponują jednak dobrze ponad setką Eurofighterów, więc silne zaangażowanie w zwiększenie szczelności nieba nad Polską wydaje się być możliwe, zwłaszcza że gotowość operacyjna tych maszyn w ostatnich latach poprawiła się. Istotnym elementem jest też wykorzystanie powietrznych tankowców, pozwalających na wydłużenie czasu służby nad Polską czy w innym rejonie dyżurowania.
Można więc wywnioskować z tego, że Niemcy dysponują dość dużym potencjałem, jeśli chodzi o lotnictwo, natomiast ograniczonym w zakresie naziemnej obrony powietrznej. Niemieckie („francuskie", „brytyjskie", amerykańskie") lotnictwo było cały czas modernizowane, nawet jeśli odbywało się to równolegle z redukcjami, podczas gdy w naziemnej obronie powietrznej prowadzono bardzo głębokie cięcia. Podajmy przykład, które dysponują około 60 bateriami Patriotów, zaangażowanymi w różnych obszarach operacyjnych. Amerykanie, podobnie jak Niemcy w zasadzie nie mają naziemnej obrony powietrznej krótkiego zasięgu (powyżej Stinger/Avenger a poniżej średniego zasięgu), jeśli nie uwzględnimy zakupionych niedawno dwóch baterii Iron Dome i zestawów NASAMS broniących Waszyngtonu.

Po zakończeniu Zimnej Wojny również amerykańskie zdolności naziemnej OPL były mocno redukowane, a część z nich – szczególnie w warstwie mobilnej obrony powietrznej – uległa w zasadzie całkowitej degradacji. Ten stan się powoli zmienia. Przykładowo, w USA podjęto już decyzję o wprowadzeniu nowych zestawów krótkiego zasięgu IFPC Inc-2I i bardzo krótkiego IM-SHORAD oraz zestawów antydronowych ze zdolnościami zwalczania niektórych celów powietrznych, część z nich jest w linii. Ale zaniedbania, które trzeba nadrabiać, są naprawdę ogromne, bo opisane wyżej niemieckie cięcia nie są odosobnionym przypadkiem. Z drugiej strony w USA proces odtwarzania zdolności następuje zdecydowanie szybciej, niż we wspomnianych Niemczech.
Niemiecka tarcza dla Polski czy nie dla Polski
Pierwszym wnioskiem, który trzeba wyciągnąć z obecnej sytuacji jest konieczność realizacji programów obrony powietrznej zgodnie z Planem Modernizacji Technicznej. Choć formalnie uznawane jest to za priorytet od dawna, to poza warstwą bardzo krótkiego zasięgu i I fazą Wisły konkretne decyzje podejmowane są od ubiegłego roku, gdy wypracowano sposób realizacji programu Narew. Oczywiście po części to wynik opisywanego wielokrotnie na Defence24.pl przebiegu programów obrony powietrznej jak radar dookólny Patriota LTAMDS, który w tym roku przechodzi kluczowe testy, ale nie da się ukryć, że wiąże się to z dużym kosztem i wysokim stopniem skomplikowania programów obrony powietrznej.
Od zeszłego roku notujemy jednak znaczące przyspieszenie, jeśli chodzi o budowę systemów obrony powietrznej. Nie bez znaczenia jest tutaj powołanie Agencji Uzbrojenia, zmiany w systemie pozyskiwania sprzętu, ale też... zwiększenie finansowania oraz „pilności" potrzeby wdrożenia obrony powietrznej. Najlepszym tego przykładem jest system „mała Narew", który – choć odbiega w niektórych przypadkach zdolnościami od tego, czego oczekuje się od docelowego systemu krótkiego zasięgu – jest jednym z najnowocześniejszych zestawów obrony powietrznej tej klasy w NATO. I nie ma w tym stwierdzeniu żadnej przesady. Programy obrony powietrznej, włącznie z niedawno zaczętym Pilica+, czy systemami antydronowymi muszą być realizowane, także dlatego że sojusznicze możliwości wsparcia w tym zakresie są znacznie mniejsze, niż w innych obszarach.
I w tym kontekście należy rozpatrywać inicjatywę Niemiec „European Sky Shield", dotyczącą współpracy państw NATO w budowie obrony powietrznej. Polska nie przystąpiła do niej, bo już wcześniej zdecydowała, jak ma być budowany zintegrowany system obrony powietrznej. Niemcy, pomimo deklaracji politycznych są wciąż jeszcze w fazie analiz, bo decyzji politycznych nie podjęto. Inicjatywa ta dotyczy zresztą głównie przyszłych zdolności. Od warstwy krótkiego zasięgu, która może być budowana w oparciu o system IRIS-T SL, a zapewne także systemy samobieżne, poprzez średni zasięg (Patriot, być może w przyszłości TLVS lub ewentualnie IBCS/Patriot), aż po obszarową obronę przeciwrakietową dalekiego zasięgu, z założeniem przechwytywania pocisków poza atmosferą ziemską.

Autor. Diehl Defence
W wypadku Niemiec Berlin sygnalizuje zainteresowanie systemem Arrow 3 z Izraela, są natomiast wątpliwości co do jego przydatności w położeniu Polski i postrzeganego zagrożenia ze strony Rosji (wiąże się z tym inna, niższa trajektoria lotu pocisków). - Wskazać należy, że Minister Obrony Niemiec wymieniła możliwe elementy inicjatywy, tj. izraelsko-amerykański system Arrow-3 obrony przeciw pociskami balistycznymi poza atmosferą, amerykański system obrony powietrznej średniego zasięgu Patriot i niemiecki system krótkiego zasięgu IRIS-T SLM. Podobne możliwości obrony przed rakietami balistycznymi, co system Arrow-3, będzie zapewniać amerykańska baza obrony przeciwrakietowej Aegis Ashore w Redzikowie. Systemy Patriot w najnowocześniejszej wersji Polska pozyskuje w ramach programu WISŁA. Natomiast, zdolności obrony powietrznej niższej warstwy rozwijamy w kooperacji ze stroną brytyjską, w ramach programu NAREW. Jak wynika z powyższego, przystąpienie do tej inicjatywy nie oznaczałoby pozyskania żadnych dodatkowych zdolności dla Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej – mówił wiceszef resortu obrony Wojciech Skurkiewicz.
Polska już podjęła kierunkowe decyzje w zakresie budowy obrony średniego i krótkiego zasięgu i nie powinno się ich zmieniać, bo to kolejny raz spowolni budowę „tarczy", choć wysiłek Niemiec może być wart obserwowania w kontekście elementów nie objętych programami Wisła i Narew. Należy tutaj dodać, że każdy system przeciwlotniczy nowej generacji, niezależnie czy pozyskiwany w ramach Wisły czy niemieckiej inicjatywy, będzie cechował się dużą zdolnością do współdziałania. Także dzięki zastosowaniu protokołów wymiany danych takich jak Link-16/JREAP-C, które były i są doskonalone przy dużym zaangażowaniu oficerów obrony powietrznej z USA, Polski czy Niemiec.
Przed przeciwlotnikami w NATO gigantyczne wyzwanie, bo albo muszą przechodzić ze sprzętu posowieckiego (Polska), albo odtwarzać utracone przed laty zdolności (USA, Niemcy), a wszystko w sytuacji rosnącego zagrożenia, na które władze poszczególnych państw – powiedzmy to szczerze – wcześniej nie były szczególnie dobrze przygotowane, przynajmniej jeśli chodzi o naziemną obronę powietrzną.
Niemieckiej inicjatywie można życzyć powodzenia, bo jeśli dojdzie do skutku, to zapewni istotne wzmocnienie potencjału obrony NATO i jednocześnie będzie komplementarna z systemami, jakie pozyskuje Polska. Ale na dziś „European Sky Shield", to koncepcja a nie działająca „tarcza". Również wzmocnienie, które Polsce przekazują Niemcy będzie się wiązało z ograniczeniami i trzeba o nich pamiętać. Co w żaden sposób nie oznacza, że nie powinno być realizowane, ani że nie powinno się szanować i doceniać tytanicznej pracy jaką mają do wykonania żołnierze, oficerowie i specjaliści OPL po obu brzegach Odry w nadchodzących latach.
WIDEO: "Żelazna Brama 2025" | Intensywne ćwiczenia na poligonie w Orzyszu