- Wiadomości
Niewyszkolona załoga mogła zestrzelić samolot. Jak działa system Buk? [REKONSTRUKCJA]
Nieprawdą jest, że zestrzelenie samolotu pasażerskiego z systemu Buk-M1 wymaga dobrze przeszkolonej obsady. Gdyby ona była rzeczywiście doświadczona, samolot Malezyjskich Linii Lotniczych poleciałby dalej.

Przy wykorzystaniu skomplikowanych systemów uzbrojenia stosuje się generalnie dwie główne instrukcje obsługi: techniczną i operacyjną. Techniczna opisuje m.in. sposób włączenia, przygotowania do strzelania i odpalenia rakiety biorąc pod uwagę tzw. „gałkologię”. Niestety, uwzględniając tylko procedury techniczne, w nowoczesnych systemach uzbrojenia człowiek, który potrafi obsłużyć komputer może bez większych problemów uruchomić również system rakietowy. Rozpisana lista czynności do wykonania praktycznie krok po kroku poprowadzi nawet średnio wykształconego operatora do naciśnięcia guzika startu rakiety (tym bardziej, że w tej operacji wykorzystuje się coraz częściej komputer – a tak jest prawdopodobnie w systemie Buk-1M).
Istnieje jeszcze jednak druga instrukcja: tzw. „wykorzystania operacyjnego”. Tu już wymagana jest wiedza wojskowa z wielu dziedzin oraz trening, i to powtarzany okresowo wraz z odpowiednim dopuszczeniem obsady operatorskiej. Każdy z takich wyszkolonych, wojskowych operatorów wie doskonale, że ostrzelanie niezidentyfikowanego obiektu może oznaczyć zniszczenie własnego lub neutralnego (np. pasażerskiego) statku powietrznego. Problem z „separatystami” jest w tym, że oni tej drugiej instrukcji nie zamierzali stosować.
System Buk prosty a zarazem skomplikowany
System Buk-1M trochę przypomina karabin snajperski, który może obsługiwać snajper szkolony przez wiele miesięcy, a może też wojskowy "analfabeta", któremu wystarczy pokazać przez który otwór ma patrzeć. Na polu walki taki amator nie miałby szans, gdyż na pewno zdradził by swoją pozycję, nie zdążyłby z namierzeniem celu, w który zresztą na pewno by nie trafił. W przypadku wykorzystywanego przez „separatystów” systemu rakietowego Buk nie było jakiegokolwiek problemu z wyborem pozycji (nikt się nie bawił w pozycjonowanie, bo bateria nie była w systemie obrony powietrznej), z wyborem celu (strzelano przecież do wszystkiego co lata), z włączeniem radaru (radar śledzący, który na polu walki włącza się tylko tuż przed startem rakiety na Ukrainie działał prawdopodobnie bez przerwy) i z trafieniem (prawdopodobnie malezyjski samolot nie był pierwszym, do którego się przymierzano).
Wykorzystywany przez „cywilizowane” siły zbrojne system przeciwlotniczy Buk nie działa samodzielnie, ale w systemie obrony przeciwlotniczej. W takim przypadku, ze względu na bezpieczeństwo własnych statków powietrznych bezwzględnie realizowane są zarówno procedury techniczne jak i operacyjne. Nie chodzi więc już tylko o włączenie systemu i doprowadzenie go do gotowości do strzału, ale o wykrycie celu, jego identyfikację, klasyfikację i wydanie komendy do strzelania. Żadnego z tych etapów postępowania operacyjnego nie można pominąć i co najważniejsze, żaden z nich nie może być prowadzony na samym zestawie przeciwlotniczym. Nawet wykrycie obiektu powietrznego przez radar zintegrowany na wyrzutni systemu Buk nie daje uprawnień do otwarcia ognia bez przeprowadzenia jego identyfikacji.
„Separatyści” nie byli jednak ograniczeni żadnymi procedurami, a ponadto prawdopodobnie mieli niekompletny system składający się jedynie z wyrzutni rakietowych oraz być może z wozu kierowania i łączności. Wóz ten jednak nie był połączony z żadnym centrum dowodzenia, ponieważ „separatyści” takiego centrum nie posiadają. Nie mają oni również stacji radiolokacyjnych i systemu identyfikacji, który byłby z nim połączony, a który pozwalałby na stworzenie tzw. rozpoznanego obrazu sytuacji powietrznej.
Na pojeździe-wyrzutni znajduje się więc tylko ekran zintegrowanego radaru z plamką symbolizującą nadlatujący statek powietrzny. Radar ten tylko zgrubnie jest w stanie określić wysokość, natomiast na pewno nie może przeprowadzić procesu identyfikacji. Najnowsze wozy – wyrzutnie systemu Buk-1M mają zintegrowany system identyfikacji radiolokacyjnej swój-obcy (urządzenie zapytujące), ale w przypadku Ukrainy był to prawdopodobnie system pochodzenia rosyjskiego, który identyfikuje jedynie, czy mamy przed sobą swój samolot, czy „nie swój”. Nie ma natomiast możliwości sprawdzenia w modach S i 3 – czyli tych, jakie wykorzystują cywilne statki pasażerskie.
Dlatego „separatyści”, mogli tylko w „prostacki” sposób strzelać do wszystkiego co lata nad ich terytorium i to robili, ponieważ nie mając doświadczenia i wiedzy operatorskiej myśleli, że każdy statek powietrzny, który się tam pojawi należy do sił powietrznych Ukrainy. Świadczy o tym chociażby wypowiedź z rozmowy telefonicznej przechwyconej przez ukraińskie służby specjalnej, w której kozacki watażka Kozicyn wyraźnie nie rozumie, że jest coś takiego jak cywilny ruch lotniczy: „Znaczy, że przywozili szpiegów. Na ch…a lecą. Teraz jest wojna k…a”.
Kto strzelał?
Niestety obraz z samolotów AWACS latających nad krajami NATO nie da dowodów na to, kto i skąd strzelał ze względu na odległość oraz możliwości samego radaru, który znajduje się na ich pokładzie. Krzywizna ziemi nie pozwala również by takie dowody dostarczyły radary dalekiego zasięgu – np. znajdujące się na terytorium Polski. Zresztą radary takie obracają się najczęściej z prędkością 12 obrotów na minutę, co oznacza, że rakieta systemu Buk-1M lecąca do celu przez około 12 sekund może być opromieniowana maksymalnie dwa razy. A to nie wystarcza na wygenerowanie alarmu.
Odpowiednie dane mogliby przekazać Rosjanie, którzy niewątpliwie śledzą sytuację powietrzną nad wschodnią Ukrainą i prowadzą dokładną identyfikację wszystkich latających tam statków powietrznych. Ponadto ich systemy radiolokacyjne są bliżej strefy wypadku niż radary ukraińskie, które z założenia muszą daleko odsunąć się od rejonu walk. Rosjanie z przyczyn oczywistych nie będą oskarżać strony, którą konsekwentnie wspierają.
Nie pomoże też odnalezienie czarnych skrzynek, ponieważ nawet po ich przekazaniu dla międzynarodowej komisji ds. wypadków lotniczych (co oczywiście odbędzie się z odpowiednią oprawą wskazującą dobrą wolę „separatystów” i Rosjan) pozwolą one jedynie określić czas wypadku i co się działo po uderzeniu „czegoś” w samolot. Odpowiedzi na to, co to było nie znajdziemy w zawartości rejestratorów, ponieważ samolot malezyjskich linii lotniczych nie był wyposażony w system detekcji nadlatujących rakiet przeciwlotniczych.
Start rakiety łatwo pokażą natomiast systemy satelitarne, ponieważ reagują one m.in. na zmiany ciepła, a taka następuje po uruchomieniu silników w pocisku. Amerykanie już zresztą poinformowali, że ich satelita wykrył start rakiety i w ten sposób prawie na pewno wiemy, że do samolotu pasażerskiego strzelano z ziemi.
Jednak odpowiedź, kto strzelał może tak naprawdę dać tylko przeszukanie szczątków i to przez wyspecjalizowaną grupę dochodzeniową. Wykorzystywana w systemie Buk rakieta 9K37 ma 5,5 metra długości, masę całkowitą 690 kg a głowica bojowa waży 70 kg. Nawet jeżeli zadziałał radiolokacyjny zapalnik zbliżeniowy i pocisk nie uderzył w samolot bezpośrednio a tylko jego odłamki, to ich ilość w szczątkach maszyny jest wystarczająca by praktycznie z pewnością określić, co było przyczyną wypadku.
Niestety „separatyści” zrobią teraz wszystko, by na to nie pozwolić. Sposób prowadzenia „akcji ratowniczej” przez "służby", lanie wodą już nie palących się szczątków, znoszenie w jedno miejsce części płatowca bez rejestracji pierwotnej lokalizacji, pozwolenie na grabież to tylko przykłady niektórych działań, które mogą uniemożliwić udowodnienie czegokolwiek. I nawet jeżeli ktoś w tej masie zebranych w jednym miejscu szczątków znajdzie fragmenty rakiety, to kwestią czasu jest uruchomienie machiny propagandowej przekonującej o podrzuceniu jej przez Kijów.
Kmdr por. rez. Maksymilian Dura - Absolwent Wydziału Elektroniki WAT. Służył w Marynarce Wojennej od 1985 do 2011 r, początkowo na okrętach rozpoznawczych, następnie jako Flagowy Oficer Radiolokacji w Sztabie 3 Flotylli Okrętów w Gdyni, a później jako szef Wydziału w Zarządzie Dowodzenia i Łączności Sztabu Marynarki Wojennej. W międzyczasie ukończył w 1994 studia podyplomowe na WAT i w latach 2002-2003 roku Kolegium Ogólnowojskowe w Paryżu. Pracował jako stały przedstawiciel w grupach roboczych NATO: RADHAZ i MCG-5. Polski przedstawiciel w pracach nad NATO-wskim programem MSA. Kierownik prac badawczych, w trakcie której zostały opracowane i wdrożone m.in.: Radar Mobilny RM-100 oraz interrogator przenośny krótkiego zasięgu systemu identyfikacji radiolokacyjnej swój – obcy. Organizował i nadzorował wdrażanie systemu AIS i IFF w Marynarce Wojennej oraz współdziałanie ze Strażą Graniczną i Urzędami Morskimi przy budowie Zintegrowanego Systemu Radiolokacyjnego Nadzoru Polskich Obszarów Morskich. Autor ponad dwustu publikacji prasowych, czterech prac badawczych, siedmiu norm obronnych, dwóch podręczników normalizacji obronnej i ośmiu projektów racjonalizatorskich.