Reklama
  • Analiza

Kręta droga do artyleryjskiej potęgi [OPINIA]

Naszą niedawna publikacją w sprawie – wówczas – dość mglistych planów MON dotyczących wielkich zakupów, m.in. artyleryjskich, w Republice Korei wywołałaliśmy wstrząs . Opublikowany wczoraj w Defence24.pl wywiad szefa MON, w którym poruszone zostały także sygnalizowane przez nas wątki, bynajmniej nie rozwiał licznych wątpliwości, za to niemal idealnie wpisuje się w stare powiedzenie: „im dalej w las, tym więcej drzew”…

Haubica Krab na ćwiczeniach
Haubica Krab na ćwiczeniach
Autor. mjr Remigiusz Kwieciński, plut. Wiesława Koziarska, st. szer. Waldemar Bagła
Reklama

Chociaż wicepremier i minister obrony narodowej w wywiadzie nie wymienia kwoty wiążącej się z planowanymi wydatkami, z innych źródeł (na jakie powołuje się m.in. Defense News) można uzyskać informację, iż mowa jest o gigantycznym programie zbrojeniowym o całkowitym ciężarze finansowym przekraczającym 14 miliardów dolarów, a są szacunki mówiące że całkowita kwota programu, po wyczerpaniu opcji, przekroczy 100 mld złotych. Pisząc o „gigantycznym" programie nie popadamy w emfazę i patos: zawarta w 2003 r, umowa na zakup 48 samolotów F-16C/D, poprzedzona starannym i długotrwałym postępowaniem, opiewała na 3,2 mld USD. Koszt pozyskania 32 samolotów F-35 ma wynieść 4,6 mld USD, nie licząc nieznanej do tej pory kwoty na zakup uzbrojenia do tego samolotu.

Reklama

Przytaczamy tylko te dwa przykłady, aby uzmysłowić Czytelnikom, o jakiej skali, ciężarze finansowym i konsekwencjach dla budżetu państwa podjętych już decyzji rozmawiamy. Na podkreślenie zasługuje słowo „podjętych", jako że opinia publiczna nie wie prawie nic o tym, w jakim trybie zapadały decyzje, mające skutkować wydaniem co najmniej kilkudziesięciu mld złotych. I to – „w pierwszym ruchu", jako że do tego rachunku musi zostać dopisanych szereg pozycji, o których obecnie – takie można odnieść wrażenie – nikt nie chce rozmawiać.

Pytania o finanse, oraz o tryb podejmowania decyzji, pozostawiamy jednak politykom, bo konsekwencje zapadłych już decyzji w ostatecznym rozrachunku będą i tak polityczne. Mimo to, z pozycji czysto merytorycznych, warto podjąć próbę skomentowania tego, co wynika z wywiadu szefa MON. Nie polemiki, ale skomentowania właśnie.

Reklama
Samobieżna armatohaubica Krab na Ukrainie
Samobieżna armatohaubica Krab na Ukrainie
Autor. General Staff of the Armed Forces of Ukraine
Reklama

Dziś skupmy się na najbardziej kontrowersyjnej, nie tylko dla środowiska związanego z przemysłem zbrojeniowym, ale każdego podatnika, sprawie planowanych zakupów na realizowany dotychczas program modernizacji artylerii. Mariusz Błaszczak w wywiadzie oficjalnie potwierdza, że celem MON jest zakup – tak wynika z jego wypowiedzi – ponad 650 samobieżnych sh K9. 48 z nich ma trafić do Polski już w tym i przyszłym roku, aby „uzupełnić lukę jaka pojawiła się po przekazaniu sprzętu Ukrainie". Warto przypomnieć, że oficjalnie przekazaliśmy Ukrainie 18 własnych sh Krab i zakontraktowaliśmy 54 kolejne, których terminów dostaw jednak nie ujawniono. Możliwe, że one, przynajmniej w części wzięte z jednostek Wojska Polskiego już w Ukrainie są, albo są w trakcie transferu, lub też Polska przekazała kolejną partię pomocy wojskowej Ukrainie.

Zobacz też

Trzeba przypomnieć, że wojsku przekazano dotychczas oficjalnie (trzy kompletne Dywizjonowe Moduły Ogniowe dla 11., 5. i 23. pułków artylerii oraz dwie dostarczone dotychczas baterie dla 14 das w 18. DZ), dodatkowo dwie sh Krab miały być wyprodukowane ponadplanowo dla CSAiU w Toruniu. Oficjalnie opinia publiczna nie jest informowana o zakresie pomocy dla Ukrainy, co w pewnym sensie można uznać za zrozumiałe, jeśli zważyć, że wojna trwa i każda tego rodzaju informacja jest na wagę złotadla przeciwnika. Jeśli jednak ów ubytek ma być rekompensowany zakupem w Korei sh K9, ocenianych przez dużą część specjalistów niżej niż rodzimy, opanowany już przez przemysł i, co najważniejsze, artylerzystów, wpięty we wszystkie możliwe systemy SZ RP Krab, to warto zastanowić się, o co tutaj chodzi...

Reklama

Zobacz też

Reklama

Minister ON potwierdza, że „w tym roku podpiszemy jeszcze umowę na zakup kolejnych 48 Krabów dla Sił Zbrojnych RP. HSW deklaruje, że będzie w stanie je wszystkie dostarczyć dopiero na koniec 2026 r. Chcemy, żeby to nastąpiło szybciej, żeby móc zamówić jeszcze więcej Krabów i zastąpić wysłużone haubice Goździk. Nasze potrzeby są po prostu większe. Bardzo chciałbym, aby HSW było w stanie produkować szybciej, zwracałem się o to do polskiej zbrojeniówki i liczę, że zwiększą tempo produkcji tej broni."

O tym, że MON zmierza do zakupu dwóch DMO Regina (czyli owych 48 Krabów), Defence24.pl pisał po raz pierwszy bodajże ponad dwa lata temu, albo i dawniej. Przez te lata nie doszło do skonkretyzowania tych planów i nadania im charakteru kontraktów. Nieoficjalnie brak większych postępów w podejmowaniu tej decyzji tłumaczono tym, że na taki zakup MON nie ma pieniędzy, oraz że wojsko nie jest w stanie „wchłaniać" nowoczesnych Krabów w tempie szybszym niż określone w kontrakcie z 2016 r. tempie dwóch baterii rocznie. Jednocześnie, także z ust przedstawicieli wojska, od czasu do czasu słychać napomnienia, że producent Krabów/Reginy powinien był zwiększyć swoje moce produkcyjne, aby być gotowym dostarczać wojsku więcej broni, i w krótszych terminach.

Reklama

Zobacz też

Reklama

W tej sytuacji trudno nie zadać pytania: jaki bank udzieli przedsiębiorstwu kredytu w wysokości kilkudziesięciu (lub raczej więcej...) milionów złotych, na zakup maszyn, urządzeń, półfabrykatów do produkcji itp., jeśli to przedsiębiorstwo nie przedłoży wraz z wnioskiem kredytowym wiarygodnych dokumentów uzasadniających celowość inwestycji, czyli kontraktu, gwarancji państwowych lub przynajmniej opcji kontraktu? Jaki szef takiej firmy zdecyduje się na podjęcie gigantycznych inwestycji w zwiększenie swojego potencjału produkcyjnego, jeśli nie ma pewności, że przyniesie to efekt w postaci sprzedaży? Inwestycje w maszyny, technologie, urządzenia, oprzyrządowanie produkcji, to jedno, inwestycje w ludzi – to drugie. Chcąc mieć zdolność do wykonywania większych zadań, trzeba oprócz potencjału technicznego mieć też potencjał ludzki, czyli wykształconych na odpowiednim poziomie, przeszkolonych w reżimach dyscypliny technologicznej właściwej dla przemysł zbrojeniowego, pracowników.

Tych nie weźmie się z ulicy i nie zatrudni z dnia na dzień, płacąc im najniższą płacę krajową. Zwłaszcza, kiedy wciąż mamy do czynienia z rynkiem pracownika, który stawia warunki pracodawcy, a nie na odwrót. Zwłaszcza w Stalowej Woli, gdzie funkcjonuje największe w Europie skupisko przemysłu przetwórstwa aluminium w postaci szeregu renomowanych firm należących do kapitału amerykańskiego, włoskiego, niemieckiego oraz polskiego, pracujących dla zaawansowanych technicznie zachodnich koncernów motoryzacyjnych, lotniczych i, nawet, kosmicznych. Te firmy walczą o wykwalifikowanych pracowników, a nie na odwrót.

Reklama

Zobacz też

Reklama

W ostatnich latach HSW, producent Reginy/Kraba, Raka, a także ZSSW-30, i już niedługo Borsuka i Baobaba, zainwestowała wielkie pieniądze w modernizację i zwiększenie swoich mocy produkcyjnych. Mieliśmy okazję pisać o pod wieloma względami najnowocześniejszej w Europie zrobotyzowanej linii spawalniczej, centrach obróbczych i diagnostycznych niezbędnych do seryjnej produkcji korpusów i wież samobieżnych haubic, wież moździerza Rak i ZSSW-30, w przyszłości – korpusów Borsuka, o rozbudowie lufowni, która dziś jest jednym z najnowocześniejszych w świecie tego typu zakładów. Ale – skala i charakter rozbudowy uzasadnione były skalą planowanej produkcji, a ta wynikała ze skali zamówień największego klienta, czyli MON RP.

O dodatkowe zamówienia zabiegała sama spółka, zawierając np. umowę z niemieckim partnerem w sprawie produkcji luf armat czołgowych 120 mm. Przy obecnych regulacjach prawnych obowiązujących w państwie inaczej być nie mogło, bo spółka padłaby pod ciężarem stałych kosztów, czyli obciążeń finansowych (koszt zatrudnienia pracowników, dla których nie byłoby dość zajęcia, koszt maszyn nie mających dostatecznego obłożenia zamówieniami itp.) nie równoważonych większymi przychodami ze sprzedaży.

Reklama
Wariant ZSSW-30 przeznaczony dla NP BWP Borsuk będzie się różnić w kilku szczegółach od tego dla KTO, co wynika z decyzji o objęciu Borsuka klauzulą na poziomie „Z” (zastrzeżone),
Wariant ZSSW-30 przeznaczony dla NP BWP Borsuk będzie się różnić w kilku szczegółach od tego dla KTO, co wynika z decyzji o objęciu Borsuka klauzulą na poziomie „Z” (zastrzeżone),
Autor. Jerzy Reszczyński
Reklama

Wicepremier i Minister Obrony po raz kolejny stwierdził, że „nasz przemysł zbrojeniowy był przez lata osłabiany. Utraciliśmy wiele cennych kompetencji, które teraz musimy odtwarzać, ale to jest długotrwały proces, a my nie możemy sobie pozwolić na czekanie." Pozostańmy na moment przy zagadnieniach artyleryjskich. Faktem jest, że kontrakty, które są dziś podstawą procesów modernizacji artylerii, podpisano w 2016 r, a więc w czasie, kiedy rządziła już opcja polityczna, w której M. Błaszczak jest prominentną postacią w rządowych gremiach. Rak został zakontraktowany w kwietniu, Regina – w grudniu 2016 r. Pytanie: co zakontraktowano? Czy aby nie produkty, których opracowanie zostało zainicjowane przez poprzedników obecnej władzy? Prace nad Rakiem i Krabem rozpoczęto znacznie wcześniej, niż w 2015 roku. A kiedy rozpoczęto prace nad ZSSW-30? A nad Borsukiem? Warto zachować proporcje – w niczym nie ujmując zasług obecnej władzy, ale też nie pomijając żadnych aspektów historii, które nader łatwo jest zweryfikować... Na tym polega między innymi istota ciągłości władzy, państwa, jego instytucji.

Plany pozyskania – ponadto, co jest już zamówione – ponad 600 samobieżnych haubic 155 mm bardzo trudno jest skomentować nie znając szczegółów koncepcji, według której tak znaczna liczba środków ogniowych miałaby w SZ RP funkcjonować. Przy obecnej strukturze, 24 haubic w dywizjonie, byłoby to 25 modułów ogniowych, czyli 25 dywizjonów artylerii samobieżnej na podwoziu gąsienicowym. Oprócz Krabów, które przecież mają być nadal produkowane, i „wstępnie" pozyskanych K9A1. A w perspektywie jest nowy typ haubicy, do opracowania przez HSW, łączący rozwiązania Kraba... i K9PL.

Reklama

Zobacz też

Reklama

Dotychczas, od kiedy dostępny jest produkowany przez polski przemysł Krab, wojsko zdecydowało się zakontraktować „aż" 5 dywizjonów, rozkładając zakupy na okres od 2016 do 2024 r. Wersja K9PL ma powstawać od 2024 roku w Korei i od 2026 roku w Polsce, prawdopodobnie w oparciu o nowo zbudowany potencjał, choć jak taki podział pracy ma wyglądać, nie wiadomo. Mówiąc inaczej: Huta Stalowa Wola, kolebka polskiego przemysłu artyleryjskiego i jego dzisiejsza duma, do 2026 r. ma wyprodukować jeszcze dwa dodatkowe DMO Regina, o których zamówieniu MON opowiada od lat, po czym... No właśnie...

Aby móc zacząć produkować K9PL od 2026 r, nowy potencjał musi zostać zbudowany w ciągu 2-3 lat. Kto w tak krótkim czasie i w jakim miejscu go zaprojektuje i zbuduje, ile będzie kosztować ta budowa i z jakich środków zostanie sfinansowana? Kto weźmie odpowiedzialność za to, że w nowo zbudowanym zakładzie wykonującym tak złożony technicznie wyrób jak samobieżna artyleria, nie wspominając już o „stadach" pojazdów towarzyszących, z marszu uda się osiągnąć docelową zdolność produkcyjną?

Reklama

Dochodzenie do niej trwa latami, w szczególnych przypadkach, przy doskonałej organizacji pracy i bezbłędnym opanowaniu procesów technologicznych – kilkanaście miesięcy. Dalej: zakład mający wyprodukować ponad 600 armatohaubic musi mieć własne zaplecze badawcze, choćby do przestrzeliwania produkowanych i montowanych dział. Powinien mieć także zaplecze w postaci toru prób trakcyjnych, itp. To oznacza, że dla lokalizacji takiego zakładu potrzebny jest teren nie tylko pod hale produkcyjne i magazyny, ale także pod strzelnicę artyleryjską oraz tor prób trakcyjnych. Jeśli tego nie będzie, każda wyprodukowana sztuka będzie musiała być wożona na poligon w celu wykonania strzelań testowych. Ile mamy w Polsce poligonów artyleryjskich o rozmiarach odpowiednich do przestrzeliwania dział o donośności rzędu 40 i więcej kilometrów?

Zobacz też

Dla zapewnienia możliwości wyprodukowania w określonym czasie tak dużej liczby jednostek ogniowych konieczne jest nie tylko zbudowanie potencjału o końcowego producenta, ale także zapewnienie możliwości rozwinięcia istniejącego już potencjału produkcyjnego u dostawców części, komponentów i podzespołów, bez których nie da się zbudować kompletnego działa, czy to będzie Krab, czy K9 w dowolnej wersji. Jeśli nowe działa mają nie być „ciałem obcym" w strukturze wojska, i mają być, jak to określa M. Błaszczak, „wpięte" w polskie systemy łączności oraz zarządzania walką, ktoś musi to wszystko wyprodukować i dostarczyć. I z odpowiednim wyprzedzeniem musi wiedzieć o tym, że musi zwiększyć swe zdolności wytwórcze, a także pozyskać zapewnienie, iż zagraniczni dostawcy niektórych krytycznych elementów, technologii produkcji których polski przemysł nie opanował i nie opanuje, dostarczą te elementy w odpowiednim czasie i ilości. Mowa nie tylko o takich elementach jak wojskowe moduły GPS czy matryce systemów elektrooptycznych, ale też o dziesiątkach innych, tzw. krytycznych elementów wysokiej technologii, bez których działo będzie tylko urządzeniem mechanicznym.

Reklama
Autor. kpt. Rafał Ługiewicz, st. chor Sebastian Erbetowski
Reklama

Zorganizowanie około 25 (najpewniej w dużej części nowych) dywizjonów artylerii 155 mm stawia przed wojskiem wyzwania nie tylko natury finansowej, ale też organizacyjnej, kadrowej. Możliwe, że pewną część kadry mającej stanowić załogi nowych wozów uda się pozyskać drogą przeszkolenia na nowy typ działa załóg wycofywanych Goździków. Ale to problemu nie rozwiąże, co najwyżej złagodzi problem (załoga Goździka składa się z 4-5 żołnierzy, Kraba, ale i K9 – z 5). Konieczne będzie wyszkolenie w krótkim czasie kilkuset dowódców dział, baterii, dywizjonów, operatorów wozów rozpoznania, dowódczych i dowódczo-sztabowych, stworzenie od podstaw dobrze zorganizowanych baz logistycznych z odpowiednim, bardzo kosztownym wyposażeniem.

Nowoczesny wóz bojowy, naszpikowany sensorami i elektroniką, nie może być miesiącami, a co dopiero latami, „garażowany pod chmurką", jeśli ma zachować sprawność bojową. Niezbędne są hangary o odpowiednim standardzie. Ktoś musi je wybudować, ktoś musi za to zapłacić, ktoś będzie musiał je utrzymywać. Załogi nowych wozów, po wstępnym przeszkoleniu (najczęściej jest to zadanie producenta) muszą mieć gdzie szkolić się dalej.

Reklama
Fot. Hanwha Defense.
Fot. Hanwha Defense.
Reklama

Zakup i nawet bardzo szybkie dostarczenie 50 czy 500 nowych wozów bojowych, takich jak BWP czy samobieżne haubice, nie oznacza, że z chwilą ich dostarczenia do jednostki z dnia na dzień uzyskujemy zdolność do ich użycia. Osiąganie zdolności operacyjnej przez związki taktyczne z nowym uzbrojeniem jest procesem długotrwałym, wieloetapowym i złożonym, licząc od wyszkolenia pojedynczych członków załóg, kompletnych załóg, zgrywania na poziomie baterii i dywizjonu, szkolenia w zakresie współdziałania jednostek artylerii z innymi rodzajami sił zbrojnych, takimi jak wojska pancerne i zmechanizowane, wojska lotnicze, szczególnie – lotnictwo pola walki, środki rażenia rakietowego, różnej klasy środki obrony przeciwlotniczej, wojska inżynieryjne itp. To wszystko są procesy liczone w latach – jeśli mają być efektywne i końcowym efektem ma być uzyskanie sprawnej siły bojowej a nie sił, które imponująco prezentują się głównie na defiladach.

Aby uzyskać sensowny efekt, i mądrze wykorzystać miliardy wydane na zakup sprzętu, trzeba mieć sprawny i efektywny system szkolenia, ale i trzeba mieć bazę szkoleniową w postaci odpowiedniej liczby poligonów o odpowiednich dla szkolenia artylerzystów parametrach.

Reklama

Kolejna kwestia: amunicja. Licencję na produkcję amunicji artyleryjskiej 155 mm Polska pozyskała w 2011 r. W 2012 wszedł do wojska pierwszy, wdrożeniowy moduł Kraba w liczbie 8 dział, po znanych problemach z podwoziem od 2017 r. dostawy kolejnych modułów dywizjonowych Regina były realizowane dokładnie zgodnie z harmonogramem. Tymczasem proces polonizacji produkcji amunicji ma wciąż „pod górkę", i po ponad 10 latach od jego rozpoczęcia nikt nie da sobie ręki uciąć, że jest w stu procentach zakończony odpowiednimi certyfikatami (chodzi przede wszystkim o problemy z produkcją korpusów pocisków). Publikowane są wprawdzie dane o zawieranych przez MON kontraktach na dostawy amunicji, ale niejawną sprawą jest obecny potencjał produkcyjny fabryk, które są dostawcami amunicji 155 mm.

Nie sposób więc wyrokować, uzasadniając tezę udokumentowanymi danymi, że obecnie sektor amunicyjny polskiej zbrojeniówki zapewni dostawy amunicji w ilościach adekwatnych do planowanej liczby środków ogniowych, a też i proporcjonalnych do liczby haubic zapasów mobilizacyjnych. A może ktoś uzna, że... konieczne jest zbudowanie nowej fabryki, bo zdolności produkcyjne obecnej są za małe...? Dalej: konia z rzędem temu, kto z pełną odpowiedzialnością powie, w którym jesteśmy miejscu jeśli chodzi o wdrożenie w krajowym przemyśle produkcji nowej generacji prochów wielobazowych, stanowiących obecnie podstawę ładunków miotających większości typów amunicji artyleryjskiej. Czy pewno zrobiono wszystko, aby polskie wojsko przestało być importerem kompletnych modułowych ładunków miotających? Dalej: czy naprawdę zrobiono wszystko, aby „zrobić porządek" z ambitnym na starcie programem lekkiej haubicy samobieżnej trakcji kołowej Kryl?

Reklama

W tym przypadku też nie da się powiedzieć, że fiasko programu to wina poprzednich rządów. Warto przypomnieć, że prototyp sh 155 mm Kryl, opracowywanej w oparciu o umowę z 28 grudnia 2011 r i ówczesne „misyjne" założenia i wymagania wojska, ujrzał światło dzienne w roku 2014. Od tej pory upłynęło lat osiem, i nadal brak odważnego, który stwierdziłby: „Koncepcja takiej haubicy jest nieaktualna, zmieniły się realia, w których działa obecnie wojsko, zatem pracę rozwojową zamykamy i rozliczamy. Następnie podejmujemy decyzję o rozpoczęciu programu Kryl 2 o zaktualizowanych założeniach i z nowym partnerem, ze Słowacji lub Czech chociażby..." Na razie publicznie stoi formalnie na tym, że w 2022 r. praca rozwojowa Kryl ma zostać zamknięta i rozliczona (do tej pory rząd wyłożył na nią nieco ponad 28 mln zł) i... ma zostać rozpisana nowa praca rozwojowa, Kryl 2. Takie założenie były aktualne jeszcze kilka miesięcy temu. Jakie są aktualne dziś?

Armatohaubica kołowa Kryl
Armatohaubica samobieżna na podwoziu kołowym Kryl
Autor. Fot. Jerzy Reszczyński/Defence24.pl

M. Błaszczak słusznie konstatuje, że wojna w Ukrainie dowiodła olbrzymiej roli artylerii w działaniach zbrojnych. Już od 2014 r. czyli od pierwszej wojny o Donbas, było wiadomo, że napięcie na wschód od naszej granicy będzie rosło, i że źródłem zagrożenia będzie Rosja. A państwo to „od zawsze" stawiało na piedestale swoich środków walki artylerię, co potwierdziła nie tylko II wojna światowa, ale też działania w Czeczeni i Syrii. Trzeba było wyciągać z tego wnioski... Zwłaszcza, że „w grze" były w tym czasie różne elementy modernizacji technicznej wojska, a w dziedzinie artylerii – rozpoczęty Kryl, wznawiany w bólach Krab (na szczęście w 2014 r. zapadła decyzja o pozyskaniu do niego podwozia K9), polonizacja amunicji 155 mm, finisz prac nad Rakiem.

Reklama

Wyznaczane w tym okresie cele, związane z rozwijaniem artyleryjskiego komponentu Sił Zbrojnych, można było poddać weryfikacji, zwiększając z jednej strony skalę potencjalnych zamówień, a z drugiej – dostosowując do tej skali, zarówno ilościowej jak i tempa dostaw, potencjał wytwórczy przemysłu. Przecież skala modernizacji i rozbudowy HSW mogła być większa, gdyby na wyższym poziomie zdefiniowano skalę planowych zamówień w długoletniej perspektywie, a nie, jak w przypadku Raka, przez lata „kapano" aneksami do umowy z 2016 r., aby w końcu zwiększyć wolumen zamówionych moździerzy z pierwotnych 64 sztuk do 120. Pewne procesy wymagają lat, na dostawę wielu maszyn i urządzeń niezbędnych w przemyśle zbrojeniowym jeszcze niedawno czekało się miesiącami, teraz – latami...

Fot. DGRSZ
Fot. DGRSZ

Nawet relatywnie prostych działań, potwierdzających tezę, iż rządzący rozumieją rzeczywiście wielką rolę artylerii na współczesnym polu walki, nie podjęto. Mimo, że nie wymagało to wdrażania skomplikowanych programów angażujących potencjał wielu podmiotów zajętych realizacją innych zadań. Tymczasem można było stosunkowo szybko i tanio zwiększyć potencjał bojowy już posiadanych formacji artyleryjskich poprzez uzupełnienie dywizjonów wyrzutni rakietowych WR-40 Langusta oraz kołowych sh 152 mm wz. 1977 Dana o komponenty rozpoznania i zautomatyzowanego dowodzenia. Langusta jest na uzbrojeniu SZ RP od 2008 r., Dana – od 1983 r. Do dziś nie podjęto w tym zakresie skutecznych działań, choć przemysł – mając choćby do dyspozycji doświadczenia z opracowania takich systemów dla nowszych konstrukcji, Kraba/Reginy oraz Raka – podpowiadał konkretne rozwiązania.

Reklama

Tymczasem jest jak jest, czyli mamy zakupy w trybie alarmowym. Skutki dla rodzimej gospodarki nie są pozytywne, dla budżetu – tym bardziej. Dla wojska? To trudniejsza część pytania. W przypadku artylerii zanosi się na to, że SZ RP, zamiast jednego typu haubicy trakcji gąsienicowej i jednego trakcji kołowej, na co były realne szanse, przez jakiś czas mieć będą na uzbrojeniu trzy typy haubic gąsienicowych 155 mm: rodzimego Kraba, „przejściową" K9A1 i docelową K9PL (czy na pewno w jednym wariancie?). M. Błaszczak zapewnia, że „przejściowe K9" zostaną zmodernizowane do standardu K9PL, ale zanim to się stanie, będą trzy typy. Podobnie ma być z czołgami: kilka wersji Leoparda (na razie 2A4, 2A5 i 2PL), dwie generacje Abramsa i nie wiadomo dokładnie ile wersji K2...

Amerykańskie czołgi M1A2 SEP v3 Abrams.
Amerykańskie czołgi M1A2 SEP v3 Abrams.
Autor. Sgt. Calab Franklin/US Army

Decyzje dotyczące wyboru K9 szef MON argumentuje m.in. tym, że „w przypadku K9 istotny jest automatyczny sposób ładowania, która pozwala w bardzo szybki sposób oddać strzał i odjechać". Dyskusje o tym, czy obecność lub brak automatu ładowania rozstrzygają o wyższości jednego modelu działa nad drugim, nie doczekała się jednoznacznego rozstrzygnięcia. Każda opcja ma swoje plusy i minusy i ciężko zgodzić się ze z założeniem iż stwierdzenie jednym zdaniem, że „automatyczny sposób ładowania pozwala w bardzo szybki sposób oddać strzał i odjechać", i to rozstrzyga o wyższości K9 nad Krabem. Ze specyfikacji technicznej Kraba wynika, że jest on w stanie wystrzelić serią trzy pociski w 10 sekund, albo w trybie salwowym (MRSI) do 3 pocisków w minutę, po czym w kolejnych 30 sekundach opuścić pozycję ogniową, aby zmienić stanowisko. Według danych producenta, K9 może w trybie MRSI oddać 3 strzały w odstępach 5 sekund. Automat umożliwiać ma oddanie 12 strzałów na minutę. Tyle tylko, że pozostawanie na jednym stanowisku ogniowym przez dłużej niż kilkadziesiąt sekund jest na współczesnej, „dronowej" wojnie niemal samobójstwem. Zatem w czasie tych kilkudziesięciu sekund K9 może wysłać w kierunku wroga o 1-2 pociski więcej. Osobną sprawą jest precyzja ognia.

Reklama

Różnice więc są, ale chcąc je oceniać, należałoby cały materiał poświęcić analizom technicznym obydwu konstrukcji. W jednych parametrach górowałby nowszy i nowocześniejszy Krab, w innych – starsza K9, sprawą oceniającego jest, które parametry uzna za ważniejsze, a które za drugorzędne. Ciekawostka: niektóre rozwiązania, jakie są wprowadzane w K9, są efektem... działań HSW, która w fazie opracowywania dokumentacji do licencyjnej produkcji spolonizowanej wersji podwozia K9 dla Kraba, wprowadziła do tego podwozia m.in. nie znane wcześniej Koreańczykom systemy przeciwpożarowy i przeciwwybuchowy oraz pomocniczą jednostkę napędową (APU), która niedługo później pojawiła się w K9A1.

AS9 Huntsman
Wizualizacja australijskiej wersji K9 Thunder oznaczonej jako AS9 Huntsman
Autor. Hanwha Defense

Co ważne – obydwa wyroby mają mieć przed sobą wstępnie już naszkicowane drogi rozwoju. Koreańczycy od 2020 r. podążają w kierunku stworzenia wariantu K9 z bezzałogową wieżą bojową, z kolei w HSW podjęto prace nad głęboką modernizacją Kraba. Polegać ma ona na wprowadzeniu pełnego automatu ładowania. Nowy system wieżowy byłby w znacznym stopniu zunifikowany z rozwiązaniami tzw. zespołu wahadłowego „nowego Kryla",jeśli wojsko w końcu określiłoby się, czy naprawdę chce i potrzebuje lekkiej, wygodniejszej dla szybkiego przerzutu na znaczne odległości, i tańszej, sh 155 mm dla jednostek manewrowych, czy całą swą artylerię samobieżną planuje oprzeć tylko i wyłącznie na ciężkich i kosztownych wozach gąsienicowych.

Reklama

Wskazanie na to, że Polska i Korea dość rozbieżnie postrzegają na razie rozwój artylerii samobieżnej jest o tyle istotne, że założenia MON przewidują, iż po zakończeniu produkcji K9PL miałoby dojść do wspólnego opracowania przez koreańskich i polskich konstruktorów następcy tej haubicy, na razie umownie określonej jako K9PLA3, albo Krab 2. Miałaby ona powstać z wykorzystaniem doświadczeń z produkcji i eksploatacji obydwu haubic, zakłada się, że prace badawczo-rozwojowe miałyby być prowadzone w latach 2025-2026. Brzmi to zachęcająco, choć należałoby zadać sobie pytanie: skoro po wdrożeniu tego planu mielibyśmy mieć na uzbrojeniu, oprócz trudnej dziś do odgadnięcia liczby własnych Krabów, także ponad 25 dywizjonów liczących łącznie co najmniej 650 sh K9PL, i – być może – 7-9 dywizjonów sh Kryl (jeśli dojdzie w końcu do wznowienia tego programu), to ile mielibyśmy mieć jeszcze nowszych K9PLA3? Aby wdrażanie produkcji nowego typu uzbrojenia miało sens, zapotrzebowanie musiałoby być na kilkaset sztuk, co sprawiłoby, że wojsko posiadałoby na uzbrojeniu co najmniej 1000 luf na gąsienicach.

W kontekście tych liczb co najmniej niezrozumiałe wydaje się być stwierdzenie szefa MON: „Pragnę to wyraźnie zaznaczyć – nie rezygnujemy z Kraba. To dalej będzie podstawowa haubica będąca na wyposażeniu Wojska Polskiego".

Reklama

Zobacz też

Reklama

Sytuacja nieco przypomina „zabawę w Homara". Program o takim kryptonimie, przewidujący pozyskanie wieloprowadnicowych wyrzutni rakietowych nowej generacji, został zapoczątkowany w 2012 r. Optymistycznie zakładano, że dostawy pierwszych z planowanych do pozyskania DMO (Dywizjonowy Moduł Ogniowy) rozpoczną się w 2015 r. Tymczasem w 2013 r. zmieniono tryb pozyskania sprzętu z pracy rozwojowej na za-kup z dostosowaniem, i dopiero w 2014 r. ogłoszono postępowanie w tej sprawie, w 2015 podpisano umowę, z planowanymi dostawami od 2017 r., a już w 2016 r. postanowiono, że liderem programu nie będzie HSW, ale PGZ. W efekcie, po kilkunastu miesiącach szamotaniny, w 2018 r. minister obrony znów zmienił tryb pozyskania programu Homar na zakup systemu HIMARS w procedurze FMS, czego konsekwencją było podpisanie w 2019 r. umowy o wartości 414 mln USD na zakup jednego dywizjonu HIMARS z 18 wyrzutniami bojowymi i 2 szkolnymi.

Miały one dotrzeć do Polski w IV kwartale 2023 r., możliwe jest przyspieszenie dostaw już na późną wiosnę 2023 r. W myśl przekazywanych opinii publicznej założeń – do 2035 r. miała nastąpić dostawa dwóch kolejnych dywizjonów. Jak wszyscy doskonale pamiętamy, 13 czerwca tego roku szef MON ogłosił: „Zamówimy także 500 wyrzutni systemu HIMARS, który jest w stanie razić cele na odległość do 300 kilometrów. Wojna na Ukrainie pokazała jak istotna jest artyleria, dlatego Polska musi stać się potęgą artyleryjską". Temat żyje coraz intensywniejszym życiem wiecowo-medialnym: „Chcemy mieć 500 HIMARSÓW, czyli więcej niż dotychczas wyprodukowano w Stanach Zjednoczonych" – zadeklarował 3 lipca Jarosław Kaczyński, którego Mariusz Błaszczak w końcu czerwca zastąpił na stanowisku wicepremiera.

Reklama

Zobacz też

Reklama

Problemem jest, że na razie nikt skutecznie nie dowiódł prawdziwości tezy, że im armia jest liczniejsza, tym jest lepsza. Wartość bojowa zarówno armii, jak i poszczególnych jej komponentów jest sumą wielu czynników, liczba żołnierzy i liczba jednostek sprzętu są częścią tego rachunku – ważną, ale nie jedyną. To też jest lekcja z ukraińskiej wojny, gdzie – że pozostaniemy tylko przy materii artyleryjskiej – np. nieliczne jeszcze Kraby czy HIMARS-y zadają Rosjanom bolesne i skuteczne ciosy, nie zużywając przy tym setek ton amunicji i nie angażując wysiłku tysięcy artylerzystów.

Na równi z liczbą luf czy wyrzutni liczy się jakość i nowoczesność sprzętu, wyszkolenie żołnierzy, taktyka, struktury dowodzenia, łączność i rozpoznanie, sprawne współdziałanie różnych rodzajów wojsk, czy to w starannie zaplanowanych operacjach połączonych, czy w doraźnych operacjach ogniowych w odpieraniu ataków czy wspieraniu własnych oddziałów w działaniach improwizowanych. Przyjmowanie założenia, że za sprawą zakupu olbrzymich ilości dział i wyrzutni rakietowych staniemy się porównywalną z USA artyleryjską potęgą, jest absurdalne w sytuacji, kiedy swoim bazom, magazynom amunicji i innych środków bojowych czy miejscom koncentracji sprzętu podczas działań w polu, nie jesteśmy w stanie zagwarantować skutecznej obrony przeciwlotniczej...

Reklama

Zobacz też

Reklama

Zobacz również

WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama