Geopolityka
Kierunek Waszyngton – zaklinanie rzeczywistości czy realny sukces transformacji NATO? [OPINIA]
Wizyta sekretarza generalnego NATO w Waszyngtonie była okazją do szeregu kluczowych spotkań. Jednocześnie stworzyła przestrzeń do debaty o tym, w jakiej kondycji znajduje się Sojusz na kilkanaście dni przed nadchodzącym szczytem NATO, który odbędzie się w amerykańskiej stolicy.
W Stanach Zjednoczonych z oficjalną wizytą gościł ostatnio sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg. Jego obecność za oceanem oraz spotkania z amerykańskimi decydentami miały oczywiście na celu kontynuację przygotowań do nadchodzącego - co ważne - rocznicowego (symbolicznego) szczytu NATO (1949-2024). Ma on odbyć się właśnie w stolicy USA i być z założenia ważnym sygnałem o spoistości przestrzeni transatlantyckiej, przede wszystkim w obliczu nowych wyzwań dla bezpieczeństwa i obronności.
Czytaj też
W trakcie konferencji prasowej, wspomniany już J. Stoltenberg, wspólnie z Antonym Blinkenem, czyli sekretarzem stanu (szef resortu spraw zagranicznych w USA) odnieśli się do kilku kluczowych kwestii, które warto już z dużym spokojem skomentować -osadzając pewne wątki w szerszym, natowskim ujęciu, górnolotnie nazywając to ujęciem holistycznym.
Czas liczyć pieniądze
Zacznijmy od tego, że najbardziej do polskiej przestrzeni publicznej przebiły się niejako sprawy związane ze sprawami wydatków na obronność wśród członków NATO - uwypuklając sytuację, w której w obliczu szczytu waszyngtońskiego 23 państwa natowskie mają wypełnić natowskie założenie przeznaczania, co najmniej 2 proc. PKB na sprawy wojskowe. Oczywiście w Polsce ten wątek stał się kluczowy, gdyż nasze państwo od lat jest jednym z największych orędowników inwestycji w obronność. Przechodząc od poziomu poniżej wspomnianych 2 proc. jeszcze w 2014 r. (co można zobaczyć w materiałach NATO), aż do obecnego stanu, nawet znacząco powyżej uzgodnionego w NATO minimum.
Jednocześnie, Polska jako państwo wspierało implementację tego rodzaju zobowiązań sojuszniczych, wielokrotnie nawołując sojuszników do podobnych działań. Nie wolno przy tym zapominać, że na wyobraźnię wpływał fakt ulokowania Polski, jako państwa planującego wydatki na poziomie 4.12 proc. swojego PKB właśnie na sprawy obronności. Pozwoliło to statystycznie wyprzedzić Estonię (3.43 proc.) oraz USA (3.38 proc.). Dalej mamy już Łotwę, Grecję, Finlandię, Danię, Zjednoczone Królestwo, Rumunię. Co więcej, w tych samych materiałach natowskich jesteśmy na umownym pierwszym miejscu w statystyce przeznaczania konkretnych kwot na zakupy sprzętowe i wyposażenie. W przypadku Polski ma to być już 51.1 proc, a drugie Węgry mogą poszczycić się 47.8 proc (NATO zobowiązuje do przeznaczenia min. 20 proc. na nowe uzbrojenie i wydatki sprzętowe - red.).
Jak na 32 państwa należące do NATO możemy uznać to za ważną oznakę ostatecznego przekonania się do znaczenia inwestycji w siły zbrojne lub szerzej - sprawy obronności. Szczególnie, że widać to w wydatkach na obronność już skomasowanych w ogólną strukturę NATO – choć tak nie powinniśmy w pewnym sensie tego analizować, ale o tym za chwilę. Przede wszystkim, należy niejako zachować umiar w potencjalnym zbyt dużym optymizmie związanym z tego rodzaju zestawieniami. Na wstępie trzeba bowiem stwierdzić, że jest to pozytywny trend rozwojowy, wynikający z pogorszenia się sytuacji międzynarodowej. Oczywiście dla państw NATO mówimy w pierwszej kolejności o działaniu Rosji - państwa destabilizującego bezpieczeństwo w wymiarze europejskim oraz pozaeuropejskim, chociażby, jeśli chodzi o naszych partnerów w państwach afrykańskich.
Czytaj też
Stąd też, wzrost finansowania sił zbrojnych w państwach NATO w wymiarze statystycznym nie jest remedium na wszystkie dotychczasowe bolączki. Raz dlatego, że szereg państw NATO przez lata odkładał wiele ze strategicznych procesów modernizacyjnych. Dlatego, właśnie teraz dodatkowe środki nie muszą pozwolić na zapełnienie w sposób systemowy wszystkich luk. Tych samych luk, które są wynikiem zarówno dywidendy pokoju po zakończeniu zimnej wojny, ale także kwestii dopiero wchodzenia przez państwa członkowskie NATO na poziom ekonomiczny pozwalający im np. myśleć o drogich programach wymiany sprzętu takiego, jak samoloty, systemy obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej. Pamiętając, że dziś przechodzimy właśnie do systemu myślenia wielodomenowego, ale poszerzonego chociażby o swoisty integrator w postaci domeny cyber. Ta ostatnia przestrzeń nie tylko przenika wszystkie aktywności wojska, ale jednocześnie generuje olbrzymie potrzeby finansowe.
Nadrabianie zaległości, ale i działania tu i teraz
W dodatku, współczesne państwa natowskie muszą wydatkować pieniądze ze swoich budżetów w dwóch płaszczyznach. Jedna z nich odnosi się generalnie do zmian technologicznych na współczesnym polu walki i potrzeby zastępowalności pokoleń starszych rozwiązań technicznych nowymi. To samo w sobie generuje olbrzymie wydatki na wiele lat i jest, co by nie mówić, bardzo delikatne. Przede wszystkim dlatego, że w każdej chwili (umownie) możemy być zarówno beneficjentami, jak i poszkodowanymi pojawienia się czegoś z przestrzeni nowych i przełomowych technologii.
Jednocześnie (co wiemy bardzo dobrze na wschodniej flance NATO) stanęliśmy przed olbrzymim wyzwaniem zmiany strategicznego podejścia do kwestii ilościowych. Od wystawienia większej liczby żołnierzy, aż po wystawienie większej ilości wyposażenia niezbędnego na pełnoskalowym polu walki, we wspomnianych już wielokrotnie wielu domenach. Pieniądze w tym zakresie są równie potrzebne, jak w przypadku kontynuacji drogich i rozpisanych na lata procesów modernizacyjnych, ale też np. inwestycji w modernizację lub (od)budowę infrastruktury. Spójrzmy chociażby na problem poligonów i szerzej infrastruktury szkoleniowej. Co z tego, że państwa mogą dokonywać korekt odnoszących się do stanów liczbowych własnych wojsk, jak infrastruktura może nie pozwalać na pełne wyszkolenie nowych żołnierzy/rekrutów. Powiedzmy szczerze, że ten problem musimy zauważać jeszcze mocniej, gdy podejmujemy się pomocy szkoleniowej dla partnera NATO, jakim jest Ukraina. Aczkolwiek ma to wydźwięk strategiczny już w całym spektrum działania sojuszu obronnego.
W ten sposób dochodzimy do konstatacji, że nie można więc spocząć na laurach nawet w przypadku państw wydających najwięcej na siły zbrojne. Oczywiście, problemem są dalsze prace polityczno-dyplomatyczne z partnerami, którzy nie wydatkują tych symbolicznych 2 proc. PKB na swoją obronność. Już nawet nie skupiając się na stanie ich sił zbrojnych, ale na wymiarze czegoś, co nazywa się implementacją zobowiązań sojuszniczych. Przykładem są ostatni w natowskim zestawieniu Hiszpanie, przeznaczający niespełna 1.28 proc. PKB na wydatki związane z obronnością. A co można powiedzieć o wysoce majętnym Luksemburgu, który przecież czerpie wiele z poczucia swojego bezpieczeństwa właśnie z położenia w przestrzeni, której strzeże Sojusz, a wydatkuje jedynie 1.29 proc?
Sukces 23 państw w ich decyzjach politycznych i strategicznych, bo przecież o takich mówimy, nie jest niestety pełny. Stąd też w Waszyngtonie, a raczej w drodze do Waszyngtonu i tuż po tym szczycie jest wiele do zrobienia przez polityków oraz dyplomatów w różnych konfiguracjach transatlantyckich. Albowiem, musimy również podkreślić, że NATO charakteryzuje się czymś, co jest nieuchwytne dla twardych doktrynerów realizmu. Mowa o pewnej funkcjonalnej zdolności do wypracowywania konsensusu i adaptowalności do rzeczywistych wzywań.
Czytaj też
Czy mamy prawo oczekiwać zmian natychmiast?
Nie czyni się to w sposób natychmiastowy. Często jest opóźnianie przez potrzebę jedności sojuszników, ale i wewnętrzną specyfikę systemów politycznych państw członkowskich. Lecz ostatecznie, już od 1949 r. pozwala na uzyskanie gwarancji przyciągających coraz to nowe państwa. Mówiąc dobitnie, gdyby za przysłowiowym Artykułem 5 Traktatu Północnoatlantyckiego nie stało nic praktycznego, jak starają się przekazać (również w Polsce) przeciwnicy i krytycy NATO, to przecież w dobie największego kryzysu bezpieczeństwa w Europie od czasu zakończenia zimnej wojny, dwa państwa neutralne nie dążyłyby z całych sił (skutecznie) do wejścia do NATO.
Generalnie, zauważmy, że od pierwszej rosyjskiej agresji na Ukrainę (co jest punktem przełomowym w myśleniu o bezpieczeństwie transatlantyckim) do NATO weszły Czarnogóra (z regionu mocno skażonego rosyjską aktywnością polityczną i wywiadowczą), Macedonia Północna oraz przede wszystkim Finlandia i Szwecja. Wobec tego warto wskazać na jeszcze jeden aspekt, który padł w wypowiedziach sekretarzy Stoltenberga oraz Blinkena w Waszyngtonie. Mianowicie, wszelkie badania wśród demokratycznych społeczeństw państw natowskich, wykazują, że poparcie dla NATO jako gwaranta ich bezpieczeństwa to nie ponad 50 proc., to zdecydowanie więcej. A dzieje się przecież tak, co wiemy również z naszej polskiej przestrzeni informacyjnej, przy dużej aktywności antynatowskich kampanii dezinformacyjnych Rosji, środowisk prorosyjskich, nie mówiąc o działaniach ChRL.
Przy czym, znów trzeba zachować pewien dystans do radykalnych ocen i po części docenić to, co właśnie dzieje się na naszych oczach w przestrzeni natowskiej. Widać bowiem, że oprócz wzrostu ogólnych wydatków na obronność w poszczególnych państwach członkowskich możemy zauważyć zmniejszanie się ważnej strategicznej dysproporcji między zasobami USA oraz innymi państwami europejskimi (wraz z Kanadą).
NATO szacuje, że w 2024 r. może się to rozłożyć w wymiarze 755 mld dolarów w przypadku USA do 430 mld reszty. Dla porównania, w 2014 r. było to 660 mld do 250 mld. Oczywiście, podkreślając przy tym, iż nie oznacza to przeznaczania wszystkich omawianych środków na de facto bezpieczeństwo i obronność przestrzeni transatlantyckiej. Przede wszystkim dlatego, że USA mają swoje globalne zobowiązania sojusznicze i na nie również muszą wydatkować odpowiednie środki finansowe. Tym samym, można jednak uznać, że dysproporcja europejsko (kanadyjska) – amerykańska może być o wiele mniejsza niż to obrazują statystyczne zestawiania.
Trzeba brać pod uwagę, że większość państw europejskich nie jest tak globalnie zaangażowana wojskowa, a więc większość wydatków w jakimś stopniu jest dedykowana właśnie przestrzeni europejskiej. Lecz jednocześnie, możemy mówić o synergii środków, bowiem właśnie na tym polega aktywność w sojuszu obronnym. Gdyby, jedno państwo było w stanie podołać wszystkiemu, nigdy nie spoglądałoby realnie na aktywność w tego rodzaju złożonych i dużych konstrukcjach jak NATO. Tak nie jest, więc trzeba agregować siły i właśnie ku temu idealnie sprzyja NATO. Można odnieść wrażenie, że chociażby w Polsce wiele głosów krytycznych względem NATO i stanu sił zbrojnych poszczególnych członków tego sojuszu polityczno-wojskowego zapomina o czymś takim, jak agregacja zasobów na wypadek konfliktu.
Czytaj też
Amerykanie oczekują sygnałów i działań strony europejskiej
W tym miejscu należy stwierdzić, że spotkanie Stoltenberga oraz Blinkena z mediami nie tylko miało charakter wewnętrzny w ramach NATO. Dążyło do uwypuklenia takich kwestii, jak wspomniane 2 proc. PKB i realizacji założeń przez sojuszników, ale było również czytelnym sygnałem do samych Amerykanów, że ci „mityczni” Europejczycy również wzięli się niejako do pracy nad swoim bezpieczeństwem. Odnosi się to do wydatków na obronność, ale też innego podejścia chociażby do pomocy Ukrainie w zakresie spraw wojskowych.
Nie da się ukryć, że jest to forma wybicia z ręki mniej lub bardziej populistycznych argumentów, którymi operują amerykańskie środowiska sceptyczne do Europy, NATO lub wręcz neoizolacjonistyczne. Co więcej, bardzo ważnym aspektem konferencji prasowej wspomnianych przedstawicieli NATO i USA było stwierdzenie, że wzrost wydatków na obronność po stronie sojuszników USA przekłada się na zamówienia w amerykańskich koncernach zbrojeniowych. Nie da się ukryć, że jest to fakt wynikający z pozycji amerykańskiego przemysłu obronnego w skali świata. Lecz jest też jeszcze wymiar strategicznej inwestycji w partnerstwo między USA i ich europejskimi sojusznikami.
Czytaj też
W końcu nic tak nie działa na stronę amerykańską we współczesnych warunkach polityczno-ekonomicznych, jak właśnie wspomnienie możliwości przekierowania części finansów do USA. Aczkolwiek podkreślmy, że nie oznacza to w żadnym razie jednoczesnego odejścia od własnych mocy produkcyjnych. Zwyczajnie USA, jako państwo globalne nie musi posiadać, aż takich mocy produkcyjnych, aby sprostać wszystkim wyzwaniom ilościowym, np. w zakresie kontynuacji pomocy wojskowej dla walczącej z agresją Rosji Ukrainy. Chodzi raczej o wyważenie akcentów, przy jednoczesnym obniżeniu możliwości oddziaływania zarzutów (którymi szafują neoizolacjoniści, etc. w USA), że Amerykanie tylko „bronią Europejczyków, a nic z tego nie mają”. Co więcej, umowny „tort natowski”, jeśli chodzi o wydatki na uzbrojenie i wyposażenie jest czymś pozwalającym na zaspokojenie obu stron Atlantyku. Zauważmy, że jeśli w 2014 r. najważniejsze wydatki na wyposażenie w skali NATO znajdowały się na umownym minusie, to już w 2024 r. przy wzroście ilości pieniędzy w systemie osiągnęły 36.9 proc. wszystkich wydatków.
Rosja to wyzwanie kompleksowe dla NATO i na lata
Na koniec można odnieść się jeszcze do aspektów związanych z widzeniem zagrożenia rosyjskiego w kontekście agresji tego państwa na Ukrainę, ale i polityki chińskiej - nie zapominając przy tym o szerszym znaczeniu pogłębiającej się zależności w sferze bezpieczeństwa między przestrzenią transatlantycką i indopacyficzną. Zacznijmy od tego, że droga do szczytu w Waszyngtonie, której częścią było spotkanie sekretarza Stoltenberga z amerykańskimi decydentami, to niewątpliwe czas wypracowywania zasad szerszej pomocy dla Ukrainy - zarówno w sferze działań tu i teraz, które mogą być już niedługo o wiele mocniej koordynowane z perspektywy natowskiej, ale i patrzenia przyszłościowego. Zauważmy, że w toku szczytu w Wilnie zapadły ważne decyzje o utrzymaniu pomocy dla sił zbrojnych Ukrainy również po wojnie. To nie tylko symbolika, ale przede wszystkim zrozumienie, że wtedy dopiero zacznie się ważna praca nad strategicznym zbliżeniem. Co więcej, NATO w widoczny sposób zmienia swoją postawę wobec zagrożeń rosyjskich na wielu płaszczyznach. Od ustanowienia i utrzymywania grup bojowych, aż po coś co najczęściej ucieka w ogólnym oglądzie zdolności natowskich, czyli zwiększenia skali manewrów i ćwiczeń.
Czytaj też
Chciałoby się zawsze więcej i mocniej, a najbardziej z perspektywy państw wschodniej flanki NATO. Lecz jednocześnie można odnieść subiektywne odczucie, że zbyt łatwo pomija się takie sygnały, jak chociażby skala manewrów BALTOPS 24. Zupełnie już pomijając znaczenie ćwiczeń w stylu Coalition Warrior Interoperability eXercise, eXamination, eXperimentation, eXploration (CWIX 2024), kluczowych dla nowoczesnego podejścia do systemów C3. Wspominamy o CIWIX, gdyż są one jednym ze sztandarowych przykładów, jak może i jak działa NATO na polskim gruncie z wykorzystaniem zasobów sojuszniczych. Albowiem wszystko odbywa się w Joint Force Training Center (JFTC) w Bydgoszczy. Nadmieniając, że to Centrum w tym roku obchodziło swoje 20-lecie.
Finalnie, musimy pamiętać o zatwierdzonych już w Wilnie nowych planach obronnych NATO. Analogicznie do znaczenia nowej skali manewrów i ćwiczeń, to również przestrzeń, która znacząco umyka (mniej lub bardziej celowo) szerszej dyskusji publicznej. To przełom, który wymaga oczywiście w warunkach szczytu waszyngtońskiego dalszych prac w zakresie implementacji, ale to niewątpliwy przełom dla nas wszystkich. W cieniu medialnych ocen NATO pozostają również takie osiągnięcia, jak chociażby aktywowanie zasobów do ochrony infrastruktury krytycznej (w tym tej morskiej), ale i szereg aktywności centrów doskonalenia (CoE) rozsianych w skali całego sojuszu.
Ważne są również wszelkie stwierdzenia odnoszące się do determinacji NATO względem zagrożeń rosyjskich. Szczyt w Waszyngtonie można oczywiście skwitować stwierdzeniem „symbolika i implementacja”, ale jednocześnie będzie on odbywał się pod kątem determinacji i długofalowości. Sygnalizowane jest to przez wspomnienie, że Rosji udaje się uciekać przed systemem sankcji poprzez ścisłą kooperację z ChRL. Zauważając, iż chociaż władze w Pekinie wystrzegają się tego, co robią ich partnerzy w Pjongjangu i Teheranie (wysyłanie uzbrojenia i amunicji), to jednak bez pomocy chińskiej, rosyjski przemysł zbrojeniowy nie byłby w stanie przestawić się na produkcję wojenną.
Czytaj też
Publicznie słyszymy, że to właśnie produkty i podzespoły chińskie utrzymują de facto moce przerobowe rosyjskiej zbrojeniówki. Można więc uznać, że w umownej drodze do Waszyngtonu już teraz widać chiński wątek (zapoczątkowany swego czasu w sposób otwarty jeszcze na spotkaniu natowskim w Londynie). Łączy się on oczywiście z widzeniem znaczenia bezpieczeństwa Indopacyfiku. Stąd, wileńskie zbliżenie z partnerami z tego regionu nie budzi już żadnych zaskoczeń, a raczej stawia pytania o jego przyszłe pogłębianie. Lecz temat wyzwań przed Szczytem NATO w stolicy USA wymaga jednak szerszego ujęcia w oddzielnej analizie.
Wielowymiarowa droga na Szczyt w Waszyngtonie
Podsumowując, wizyta Jensa Stoltenberga w USA miała trzy wymiary: organizacyjny, polityczny oraz dekonstruujący fałszywe przekazy w samych Stanach Zjednoczonych. Organizacyjny odnosił się oczywiście do wszelkich spraw, „technicznych” przed kolejnym szczytem. Polityczny, miał podkreślić znaczenie rozwoju i adaptacji NATO do nowych warunków, w tym właśnie poprzez wskazanie na większe wydatki na obronność wśród państw członkowskich, jak również wykazać, że NATO dziś jest postawione przed skomplikowanym konglomeratem wyzwań dla bezpieczeństwa i obronności, ale nie zamierza być sojuszem biernym w zakresie mierzenia się z nimi. Co najważniejsze, widać wolę zmian w systemie złożonym już z 32 państw członkowskich. Tej liczby nie wolno zapominać, gdyż obrazuje ona złożoność nie tylko polityczną czy wojskową, ale również i wszelkie aspekty działań na zapleczu (od logistyki, po dyplomację natowską).
Co więcej, obecność Stoltenberga w USA to też próba uderzenia w kluczowe narracje antynatowskie, podbudowywane przez emocje generowane przez amerykańską kampanię polityczną. Widzimy więc mierzenie się z zarzutami, iż Europa nie chce inwestować w obronność czy, że USA tracą na współpracy natowskiej. To też widoczna próba uspokojenia samych Europejczyków. Dzięki słowom sekretarza generalnego państwa europejskie będące w NATO mogą dostrzec, że ich praca jest widoczna i podkreślana w relacjach z USA, a samo NATO może być remedium na turbulencje w przypadku potrzeby zastępowania formatów bazujących dziś w głównej mierze na aktywności strony amerykańskiej, mając na uwadze np. kwestie pomocy wojskowej.
Czytaj też
Odpowiadając więc na tytułowe dylematy, czy mamy do czynienia z zaklinaniem rzeczywistości, czy realną transformacją NATO, możemy zbliżyć się w zdecydowany sposób do tej drugiej, o wiele bardziej optymistycznej wersji. Należy przy tym podkreślić, że transformacja - tak samo jak bezpieczeństwo - jest procesem i nie ma w nim wyznaczonego punktu docelowego.
Nasi przeciwnicy i wrogowie wiedzą to bardzo dobrze, próbując uderzyć przede wszystkim w trwałość zapoczątkowanych procesów wzmacniania naszych zdolności odstraszania i obrony, na wstępie starając się podważyć same zmiany w NATO, a także dokonywać fragmentaryzacji wszelkich analiz odnoszących się do działania NATO, biorąc te dane, które im pasują do krytycznych narracji.
Docelowo, chcą wpłynąć na załamanie się trendów, np. odnoszących się do zwiększania poziomu finansowania obronności. Rosjanie wprost używają ku temu chociażby zimnowojennych kalek narracyjnych odnoszących się do „ryzyka wyścigu zbrojeń”, „kompleksu przemysłowo-wojskowego”, itp. Szczyt w Waszyngtonie, z racji symboliki 75-lecia istnienia NATO będzie więc polem do wzmacniania samego Sojuszu, ale i narzędziem przeciwdziałania temu. Jednocześnie będzie zmaganiem się z procesami implantacji przyjmowanych już wcześniej założeń polityczno-wojskowych.
Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy
Warunkiem, żeby powstały jedne "Stany Zjednoczone Europy" - ten twór musiałby BRONIĆ swoich granic - czyli armie państw Wschodniej Flanki - od Arktyki po Morze Czarne - winny zostać natychmiast wzmocnione armiami [i to przynajmniej 80% ich danego stanu] państw, które kryją się za plecami Flanki. I druga rzecz - cała Flanka winna być traktowana jako osobny NADRZEDNY STRATEGICZNIE PODMIOT - mający co do obrony głos decydujący. No i finansowanie owych "Stanów Zjednoczonych Europy" - winno być nakierowane na wzmacnianie wszelkiej infrastruktury strategicznej Flanki. Żadnego z tych działań ani Niemcy ani Francja [prócz pustej gadaniny] nie podejmują - i to kładzie projekt "Stanów Zjednoczonych Europy" na łopatki. Berlin chce hegemonii - by SPRZEDAĆ CEE w ramach nowego Ribbentrop-Mołotow 2.0 czyli supermocarstwa Lizbona-Władywostok zaraz po wyjściu US z Europy. Paryż dołączy po taktycznych dąsach - gdy tylko Rosja zwróci im Sahel.
tkin ważny
Koniec rozbicia dzielnicowego Europy - potrzebny nam jest tylko Łokietek. Kaczyński wymiarowo byłby odpowiedni ale to nie był to kaliber europejski, a szkoda. Jedynie pisowski. To już Tusk widzi dalej poza Polskę. Potrzeba nam Europejczyka - światowego męża stanu, który widziałby Europę jako podmiot wagi światowej. Nie USA nie Chiny tylko Europa. Wiem, że czytający te słowa nie uważają piszącego za realistę. No i tak ma być, trzeba dorosnąć do prawd podstawowych. Emmanuel Macron nikt dziś nie stawia na prezydenta Francji, a to błąd.
andys
Wieszanie sie na amerykańskiej klamce, co proponujesz , bedzie kosztować zaangażowanie europejskiego komponentu NATO w amerykańskie problemy na świecie.
andys
W Waszyngtonie będą rozważane 2 sprawy (przy okazji , miejsce spotkania to naturalna kolejność, czy czyjś pomysł?): 1. podsumować etap "natowizacji" Europy - kontroli wydatków wojskowych, ustalenia nowych baz i możliwości poruszania się USA po Europie (zezwolenia na korzystanie z europejskiego potencjału logistycznego) oraz program dalszych zakupów w USA; 2. Rozważana będzie sprawa , czy NATO jest bardziej europejskie czy amerykańskie? Usłyszymy pewnie sugestie o rozszerzeniu terytorialnych zainteresowań NATO poza Europę - Azja , Afryka,
Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy
Konkretnie UK+NORDEFCO za sojusz i związanie jako "power in being" sił lądowych Rosji [nie trzeba walczyć - wystarczy skoncentrować przy granicy] - za wspólne podtrzymanie Bałtów i zabezpieczenie kontroli Bałtyku od południa - czyli łącznie za uzyskanie pełnej kontroli Bałtyku, neutralizacji Królewca [Petresburg to sprawa NORDEFCO+UK] - możemy uzyskać brytyjskie Typhoony z głowicami w Polsce i generalnie wsparcie 20% lotnictwa NORDEFCO+UK - które pod koniec dekady będzie znacznie silniejsze od rosyjskiego. No i złoża Arktyki - traktujmy to jako INWESTYCJĘ - na zimno skalkulowaną - bez romantycznego dawania "jak zwykle" wszystko za nic. No i w nowym układzie sił - pozornie paradoksalnie - główne ostrze ataku tym bardziej pójdzie na Finlandię - nie na Polskę. Wykorzystajmy nasz SWOT -i wzmocnijmy go przy okazji strategicznie - w lotnictwie i w strategicznym odstraszaniu jądrowym - bez "łaski" USA.
Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy
USA da II Flotę US Navy [zlikwidowaną za Obamy w 2011 - i przywróconą w 2018 przez Trumpa właśnie do konfrontacji o Arktykę=Strefę Seversky'ego] - plus zwiad satelitarny plus tankowce powietrzne + Posejdony + 2 dywizjony F-35 [UK i Islandia] - natomiast nie da sił lądowych. NORDEFCO nawet z UK [w tym roku Sunak zapowiedział z NORDEFCO wspólne ćwiczenia 28 tys żołnierzy UK] - jest silne z USA w powietrzu i na morzu - za to zbyt słabe na lądzie - a rozgrywka o Siewieromorsk odbędzie się na froncie lądowym - gdzie Kreml uważa się za znacznie silniejszego - i już przygotowuje presję na Finlandię - uważaną za najsłabszą.. Właśnie dlatego tak bardzo potrzebują Polski z jej silną armią lądową - i BARDZO WIELE dadzą za sojusz z Polską.
szczebelek
Niektórzy zapominają, że działania NATO są związane z kompromisem do tego czołowi europejscy politycy starego zachodu w tym obecni szefowie rządów próbują interpretować artykuł piąty tak by nie wysyłać swoich żołnierzy, kosztownego sprzętu, a nawet amunicja jest problematyczna, więc jeśli Francja, Włochy, Niemcy i UK będą miały tysiąc czołgów nie oznacza, że te tysiąc czołgów wzmocnią wschodnią flankę w razie ataku FR. Teoretycznie stworzono siły wielkości trzystu tysięcy, które mają wzmocnić zaatakowane państwo, ale z drugiej strony nie podano zarysu ekwiwalentu sprzętowego.
skition
Z tymi czołgami to jesteśmy w czarnej dziurze i należy mieć nadzieje ,że żadna wojna nie wybuchnie, bo to by była masakra. .
Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy
UK i NORDEFCO już rozumieją, że USA pójdzie na konfrontację i marginalizację Rosji w Arktyce - czyli w Strefie Seversky'eo. Stąd ścisła współpraca i pozornie nieformalny UK+NORDEFCO, za to zdecydowanie działający pakt. UK i NORDEFCO INWESTUJĄ w ten sposób w przyszłe nowe złożą zachodniej Arktyki - najlepiej za Svalbaard. Czyli w petrofunty i w petrokorony. To wymaga oczywiście marginalizacji bastionu Siewieromorska - a to przekładać się będzie na wojnę lądową Rosji dla odepchnięcia Finlandiiod Siewieromorska - na przywrócenie statusu "finlandyzacji" - i na wyjście [także Szwecji] z NATO i z NORDEFCO.
Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy
Whirpoolwill - Uważam, Polska może liczyć na wsparcie USA - i to całkowicie "bez łaski"i bez żadnych koncesji na rzecz USA - tylko dołączając do konfrontacji z Rosją na froncie północnym - arktycznym. USA zależy na uzyskaniu dominacji nad geostrategiczna Strefą Seversky'ego, która decyduje o przewadze projekcji siły strategicznej US Navy i USAF. Tu gra o zmarginalizowanie Rosji w Arktyce, o marginalizację bastionu Siewieromorska - będzie bezpardonowa. Bo Strefa Seversky'ego - w ramach globalnej walki o hegemonię supermocarstw - decyduje o strategicznym buforze obrony i o strategicznej przewadze międzykontynentalnej projekcji siły między Ameryką, a Azją. Dlatego na tym jednym froncie Arktycznym USA będzie maksymalnie twardo szło na ostre z Rosją. Tym bardziej, by ją zmusić do uległości jako junior-partnera przeciw Chinom.
Zam Bruder
Powiedzmy sobie prawdę w oczy ; Sojusz Pólnocnoatlantycki nie jest już tym samym paktem obronnym jak za czasów zimnej wojny, podobnie jak obecna UE nie jest już tą samą wspólnotą jaka była w wizji jej założycieli. Pomimo tego nie mamy dla tych organizacji jakiś alternatyw i chociaż z wielką ulgą przyjąłbym wyjscie z Unii, to w NATO nadal widzę jedyną naszą szansę na przetrwanie w obliczu ponurej wizji odbudowywania rosyjskiej strefy wpływów która po Ukrainie będzie kontynuowana. Warunkiem sine qua non stabilności Sojuszu są Stany Zjednoczone a wszelkie próby budowania tu jakiegoś europejskiego NATObis należy traktować jako rosyjski sabotaż ; czy ktoś pamięta pomyslodawcę tej nazwy i co miało to znaczyć wtedy w praktyce? To ostrzeżenie przed podobnymi pomysłami. To ostrzeżenie przed odmrażaniem sobie uszu na złość Trumpowi.
Pegaz
W punkt.
Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy
Właśnie to, że USA nie życzą sobie pokonania Rosji, bo widza w niej przyszłego sojusznika przeciw Chinom - sprawiało i sprawa, że polityka poprzedniej ekipy stawiania na USA [że USA nas wybiorą na głównego sojusznika - jak Niemcy za zimnej wojny] - nie miała sensu. Również polityka obecnej ekipy- stawiającej na Berlin - jest całkowicie bez sensu - a właściwie samobójcza - bo deep-state Niemiec, czyli wielkie lobby przemysłowe, marzy o gigafabrykach na Syberii z tanimi surowcami i energią - dla zdeklasowania Chin jako fabryki świata. Czekają na wyjście USA z Europy do Zatoki i na Pacyfik - WTEDY jednego dnia maska opadnie i będzie Ribbentrop-Mołotow 2.0 w ramach budowy niemiecko-rosyjskiego supermocarstwa Lizbona-Władywostok. W tym celu Niemcy tak forsują "federalizację" - czyli swoja hegemonię UE.
Whippoorwill
A czy analityk wyjdzie z Żar w obronie petrodukata?
Dudley
Największym zagrożeniem dla NATO, jest prawdopodobieństwo wyboru Trumpa, na prezydenta USA. A może to nie jest zagrożenie, a szansa by sojusz stał się regionalną organizacją obronną, a nie narzędziem polityki zagranicznej USA
Podszeregowy
Trump jest zagrożeniem nie dla nato, ale dla cichych ( aktualnie ) sojuszników Rosji czyli niemców. obie rury ns nadal leżą i czekają na "lepsze" czasy...
Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy
Dla Polski i państw graniczących z Rosją i przez nią zagrożonych - jedynym sensownym rozwiązaniem jest zbudowanie własnego suwerennego sojuszu od Arktyki [wliczając UK - które idzie w konfrontację w Arktyce razem z NORDEFCO] - po Morze Czarne - a nawet Kaspijskie. NATO zawsze będzie hamowane przez Niemcy, postawa Francji na poziomie strategicznym też jest wątpliwa - a do art. 5 potrzeba jednomyślności. USA tez będzie kontrolowało eskalację - a generalnie wychodzi z Europy - najpierw ratować siłą petrodolara wypieranego przez petrojuan w Zatoce [co za kilka lat da III wojnę w Zatoce - głownie przeciw Iranowi] - a potem w 100% skoncentruje się na Chinach i Pacyfiku. Początek WŁASNEJ drogi Polski to dołączenie do NORDEFCO+UK. Ani Waszyngton ani Berlin nie są na poziomie strategicznym pewnymi sojusznikami. Berlin dalej chce supermocarstwa Lizbona-Władywostok z Kremlem.