Geopolityka
Państwo Islamskie przeprowadziło zamachy w Kabulu. Odwet Bidena za zabitych żołnierzy USA?
Państwo Islamskie (IS) wzięło na siebie odpowiedzialność za czwartkowy zamach bombowy w pobliżu lotniska w stolicy Afganistanu Kabulu — poinformował organ propagandowy IS agencja Amak na swoim kanale w komunikatorze Telegram.
Zamachowiec samobójca z IS "zdołał dotrzeć do dużego zgromadzenia tłumaczy i współpracowników armii amerykańskiej" przed hotelem Baron niedaleko lotniska w Kabulu i "zdetonował wśród nich pas szahida, zabijając około 60 osób i raniąc ponad 100 innych, w tym bojowników talibskich" – podała agencja Amak. Według afgańskiego urzędnika, na którego powołuje się AP, w zamachu zginęło co najmniej 60 Afgańczyków, a 143 osoby zostały ranne. Pentagon poinformował z kolei o śmierci 12 amerykańskich żołnierzy. 15 Marines zostało rannych.
Rzecznik amerykańskiego resortu obrony John Kirby mówił, że pod lotniskiem w Kabulu doszło do dwóch eksplozji w ramach "złożonego zamachu", w którym ucierpieli cywile i żołnierze USA. Kirby poinformował, że jedna z eksplozji miała miejsce pod Abbey Gate, jednym z głównych wejść na lotnisko, gdzie gromadzili się ludzie. Do drugiego wybuchu doszło pod hotelem Baron, ok. 300 metrów dalej. Hotel ten był używany przez służby brytyjskie do wstępnego sprawdzania Afgańczyków przeznaczonych do ewakuacji.
Czwartkowy zamach był poprzedzony wieloma ostrzeżeniami ze strony m.in. ambasady USA, a także przedstawicielstw innych krajów, które ostrzegały własnych obywateli oraz Afgańczyków przed gromadzeniem się pod bramami lotniska. Mimo to i mimo zamkniętych bram, przed wejściami w ciągu dnia gromadziły się tłumy. W środę w nocy doszło do ataku snajperskiego na jednego z afgańskich strażników, co wywołało wymianę ognia między Afgańczykami i wojskami koalicji. Według CNN atak miał sprawdzić reakcję sił na miejscu. Stacja dodaje, że amerykańskie źródła na miejscu nie wykluczają kolejnego ataku.
"Nie wybaczymy, nie zapomnimy, dorwiemy was i zmusimy was, byście za to zapłacili" - powiedział Biden podczas wystąpienia w Białym Domu. Prezydent oznajmił, że polecił dowódcom wojskowym przygotowanie planu uderzenia odwetowego wobec przywódców Państwa Islamskiego, dodając, że choć nie ma jeszcze całkowitej pewności co do autorów zamachu, amerykańskie służby mają pewne informacje na ten temat.
"Odpowiemy w miejscu i czasie naszego wyboru" - zapowiedział. Biden oświadczył, że mimo iż Państwo Islamskie prawdopodobnie planuje kolejne ataki, misja ewakuacji cywilów z Kabulu będzie prowadzona zgodnie z planem, by zrealizować daną przez Amerykę obietnicę. Dodał, że jeśli wojsko będzie potrzebowało wysłania dodatkowych sił w tym celu, wyrazi na to zgodę. Zaznaczył jednak, że nie będzie potrzebne to do wzięcia odwetu na terrorystach.
Mówiąc o 12 poległych w Afganistanie żołnierzach, Biden określił ich mianem "bohaterów", którzy oddali swoje życie, by ratować innych. Jak dodał, byli oni częścią "misji niespotykanej wcześniej w historii". Biden dodał, że łącznie z Kabulu ewakuowano ponad 100 tys. osób, z czego ponad 7 tys. w ciągu ostatnich 12 godzin. Wyrażając kondolencję rodzinom ofiar, przywołał swoje doświadczenia utraty swojego syna Beau, weterana armii USA. "Po części znam to, co teraz przeżywacie. Ma się takie uczucie, jakbyście byli wciągani w taką czarną dziurę i nie możecie się z niej wydostać" - powiedział prezydent. Wyraził też współczucie dla "wszystkich afgańskich rodzin zabitych, w tym dzieci".
Według najnowszych doniesień, w podwójnym zamachu pod lotniskiem w Kabulu zginęło co najmniej 90 Afgańczyków, a niemal 200 zostało rannych. Biden powiedział, że bierze odpowiedzialność "za wszystko, co się dotychczas wydarzyło". Stwierdził jednocześnie, że zamach nie zmienił jego zdania na temat wycofania wojsk z Afganistanu, powtarzając swój argument, że jedyną alternatywą dla wyjścia zgodnie z umową zawartą z talibami przez Donalda Trumpa było wysłanie dodatkowych wojsk i narażenie ich na niebezpieczeństwo.
Czytaj też: Afganistan: Węgrzy zakończyli ewakuację
Prezydent odrzucił również krytykę współpracy z talibami w akcji ewakuacyjnej. Jak stwierdził, współpracę tę wymusiła sytuacja na miejscu, ale oparta ona jest na "wspólnych interesach własnych", tj. jak najszybszym zakończeniu misji ewakuacji. Biden dodał, że USA nadal będą pomagać wydostać się z Afganistanu narażonym osobom także po wyjściu sił z kraju, za pomocą środków własnych, jak i przy współpracy z talibami. "To nie są dobrzy ludzie, ale mają swoje ważne interesy. Chcą być w stanie utrzymać funkcjonowanie lotniska (...) i gospodarki" - zaznaczył prezydent. Podczas konferencji prasowej, już po przemówieniu Bidena, rzeczniczka Białego Domu Jen Psaki stwierdziła jednak, że ewakuacja wszystkich Afgańczyków, którzy chcą wydostać się z Afganistanu, nie będzie możliwa.
Szef Dowództwa Centralnego USA gen. Kenneth "Frank" McKenzie poinformował w czwartek, że w wyniku zamachów w Kabulu zginęło 12 amerykańskich żołnierzy, a 15 zostało rannych. Dodał, że ataku dokonali terroryści Państwa Islamskiego. Dowódca przekazał podczas konferencji prasowej, że według jego informacji do wybuchu, który zabił żołnierzy, doszło przy bramie na lotnisko, prawdopodobnie w momencie przeszukiwania go przez wojskowych. Dodał, że po dwóch wybuchach, spowodowanych przez zamachowców z Państwa Islamskiego, inni bojownicy IS otworzyli ogień w kierunku tłumów koło lotniska i sił USA. Liczba afgańskich ofiar śmiertelnych zamachu nie jest jeszcze dokładnie znana; według "Wall Street Journal" jest ich co najmniej 60 i 140 rannych.
Czytaj też: Talibowie blokują dostęp do lotniska w Kabulu
McKenzie zapowiedział, że misja ewakuacji cywilów z lotniska jest i będzie kontynuowana, zaś cywile będą wprowadzani na pokłady samolotów "do ostatniej chwili". Jednocześnie stwierdził, że spodziewa się dalszych prób ataków. "Spodziewaliśmy się, że do tego dojdzie (...) nadal mamy wiarygodne strumienie informacji na temat zagrożenia ze strony IS" - powiedział generał. Jak dodał, jednym z zagrożeń może być próba detonacji samochodu-bomby. Jednocześnie zaznaczył, że dżihadyści z IS nie mają sprzętu, który pozwoliłby im zaatakować odlatujące samoloty, choć w ich kierunku były oddawane strzały. McKenzie stwierdził, że już wcześniej — m.in. dzięki wymianie informacji z talibami — udało się zapobiec atakom ze strony IS. Powiedział też, że współpraca ta będzie kontynuowana.
"Oczywiście, w pewnym momencie został popełniony błąd, ale jeszcze nie wiemy, w którym miejscu" - przyznał McKenzie. Jednocześnie powiedział, że nie wierzy, by talibowie celowo pozwolili na przeprowadzenie ataku, bo razem z USA mają wspólny cel — jak najszybsze opuszczenie lotniska w Kabulu. McKenzie zapowiedział, że w odpowiedzi na zamach zwiększony zostanie kordon bezpieczeństwa wokół lotniska, a część dróg zostanie zamknięta. Dowódca obiecał też, że jeśli uda się znaleźć odpowiedzialnych za zamach, USA przeprowadzą atak odwetowy. "Szukamy ich w trybie 24/7" - zapewnił generał.