- Analiza
- Wiadomości
USA naciskają na Wenezuelę: widmo wojny czy polityczny teatr? [ANALIZA]
Donald Trump zaostrza swoją wojnę z kartelami narkotykowymi w Ameryce Łacińskiej. Biały Dom ogłosił „niemiędzynarodowy konflikt zbrojny” i przystąpił do aktywnego zwalczania przemytników. Obiektem szczególnej presji ze strony administracji Trumpa stał się antyzachodni, autorytarny reżim w Wenezueli, który zapowiada gotowość do obrony przed „amerykańskim imperializmem”.

Autor. Carlos E|. Peres/ wikipedia.com/ CC BY-SA 4.0
Równocześnie wysłano w rejon operacyjny okręty wojenne (niszczyciele typu Arleigh Burke, krążowniki typu Ticonderoga oraz okręt podwodny typu Los Angeles) oraz jednostki piechoty morskiej. W okolice wybrzeża Wenezueli skierowano żołnierzy Iwo Jima Amphibious Readiness Group (ARG)/22nd Marine Expeditionary Unit (MEU), a także bezzałogowce MQ-9 Reaper, dodatkowe samoloty patrolowe oraz „Ocean Trader” – jednostkę US Military Sealift Command służącą jako mobilna baza operacji specjalnych. Łącznie to około 4,5 tysiąca żołnierzy.
Na wodach międzynarodowych przeprowadzono również cztery ataki na łodzie wypływające z Wenezueli i przewożące narkotyki. Z kolei wenezuelskie władze na początku października ogłosiły, że u wybrzeży kraju wykryto pięć amerykańskich samolotów bojowych. Mogły to być należące do US Marines F-35B, które Amerykanie w połowie września przebazowali do sąsiedniego Portoryko – terytorium nieinkorporowanego Stanów Zjednoczonych. Łącznie mowa o 10 maszynach wspierających operację antynarkotykową.
Zobacz też
Biały Dom wyjaśnia, że działania te są częścią szerszej kampanii zwalczania karteli narkotykowych, które na masową skalę przerzucają swoje produkty z Ameryki Łacińskiej do Stanów Zjednoczonych – największego na świecie konsumenta narkotyków, w tym kokainy, pochodzącej głównie z Kolumbii i trafiającej na amerykańskie ulice przez terytorium Meksyku, gdzie produkuje się między innymi fentanyl. Substancja ta wraz z innymi opioidami syntentycznymi są odpowiedzialne za 60% wszystkich przedawkowań w Stanach Zjednoczonych (około 48 tysięcy osób). Zaledwie dwa miligramy to dawka śmiertelna.
Zdaniem amerykańskich Demokratów działania Trumpa to jedynie polityczny spektakl mający zaprezentować wyborcom skuteczność Białego Domu w odniesieniu do dwóch wyjątkowo istotnych dla Amerykanów kwestii – nielegalnej migracji, która osiągnęła gigantyczne rozmiary za rządów Joe Bidena, oraz narkotyków zalewających amerykańskie miasta, co miało doprowadzić w ostatnich latach do najgorszej sytuacji w historii.
Cel - Wenezuela
Obiektem szczególnego zainteresowania Białego Domu stała się Wenezuela, oskarżana o wspieranie karteli narkotykowych, choć – jak wspomniano wcześniej – większą rolę odgrywają tu Kolumbia jako główny producent kokainy oraz Meksyk jako kluczowy szlak tranzytowy i producent fentanylu. Wenezuela nie jest znaczącym producentem narkotyków, lecz uchodzi za ważny punkt przerzutowy. „To wrogowie ludzkości” – stwierdził niedawno Trump na forum Organizacji Narodów Zjednoczonych. – „To terrorystyczni bandyci”.
Zobacz też
W kontekście Wenezueli Amerykanie wskazują na Cartel de los Soles, któremu – według narracji Białego Domu – ma przewodzić sam prezydent Nicolás Maduro. Waszyngton oskarża go o wykorzystywanie grupy przestępczej Tren de Aragua, aktywnej również na terytorium Stanów Zjednoczonych. Jak stwierdziła prokurator generalna Pam Bondi: „Pod przywództwem prezydenta Trumpa Maduro nie ucieknie przed sprawiedliwością i zostanie pociągnięty do odpowiedzialności za swoje haniebne zbrodnie”. Bondi dodała, że Amerykanie przejęli wenezuelskie aktywa o wartości około 700 milionów dolarów, a także dwa prywatne odrzutowce.
Wenezuela pozostaje pod rządami lewicowego autokraty Nicolása Maduro, który sam określa się mianem „socjalisty i antyimperialisty”. Maduro od 2013 roku formalnie sprawuje urząd prezydenta, jednak jego władza nie jest uznawana przez ponad 50 państw na świecie. W 2019 roku, podczas pierwszej kadencji Trumpa, Stany Zjednoczone oficjalnie uznały lidera opozycji Juana Guaidó za tymczasowego prezydenta Wenezueli, podważając legitymizację Maduro.
Zobacz też
Caracas odpowiedziało zerwaniem stosunków dyplomatycznych. Od tego momentu kontakty polityczne są ograniczone do minimum, a liczne kanały współpracy – zamrożone. Stany Zjednoczone nałożyły szerokie sankcje gospodarcze i personalne na Wenezuelę oraz postaci związane z reżimem. Działania Białego Domu cieszą się poparciem przynajmniej części konserwatywnej opozycji wenezuelskiej, która dąży do obalenia socjalistycznych władz. Przykładowo, przebywający na emigracji lider opozycji Leopoldo López stwierdził, że ich ruch popiera „każdy scenariusz, który może doprowadzić do transformacji ku demokracji”.
Trudne relacje ze Stanami Zjednoczonymi nie są jednak wyłącznie dziełem Trumpa – Wenezuela znajduje się na kursie kolizyjnym z Waszyngtonem od 1999 roku, kiedy władzę przejął Hugo Chávez. W 2002 roku oskarżył on administrację George’a W. Busha o wspieranie nieudanego zamachu stanu. Już w 2005 roku, mimo nadal silnych więzi gospodarczych, Biały Dom otwarcie krytykował Caracas za nieskuteczną walkę z narkotykami. W 2020 roku administracja Donalda Trumpa, zajmująca jawną antymadurowską postawę, oskarżyła prezydenta Wenezueli o narkoterroryzm i wyznaczyła nagrodę za jego ujęcie. Maduro został wówczas oskarżony przed federalnym sądem w Nowym Jorku o narkoterroryzm i spisek w celu przemytu kokainy. Administracja Bidena podniosła nagrodę do 25 milionów dolarów, a obecnie wynosi ona już 50 milionów.
Co ciekawe, jak zauważa na łamach „The Guardian” amerykański dyplomata z wieloletnim doświadczeniem w pracy w Wenezueli Thomas Shannon: „Trump rozpoczął swoją drugą kadencję, próbując innego podejścia: podjął dialog z Maduro i wysłał swojego specjalnego wysłannika, Richarda Grenella, do Caracas na negocjacje. Licencje pozwalające amerykańskim firmom energetycznym, takim jak Chevron, na działalność w Wenezueli początkowo utrzymano w mocy”. Sytuacja zmieniła się w maju tego roku, kiedy Trump potrzebował zdobyć poparcie Republikanów, co „wymusiło zaostrzenie stanowiska wobec Wenezueli – przynajmniej powierzchownie: stąd coraz bardziej agresywna retoryka i obecność marynarki wojennej”.
Warto przypomnieć, że w lipcu bieżącego roku administracja Trumpa zawarła z władzami w Caracas porozumienie, na mocy którego uwolniono 10 przetrzymywanych w Wenezueli obywateli Stanów Zjednoczonych. W zamian do Wenezueli odesłano grupę jej obywateli, których Amerykanie deportowali wcześniej do Salwadoru. Biały Dom dał też zielone światło koncernowi Chevron na wznowienie prac wydobywczych na wenezuelskich złożach ropy – co wcześniej było niemożliwe z powodu obowiązujących sankcji.
Wenezuela reaguje
Władze Wenezueli błyskawicznie zareagowały na zapowiedzi Trumpa i pierwsze działania sił amerykańskich. Ogłoszono, że w razie ataku zostanie wprowadzony stan wyjątkowy, co da Nicolásowi Maduro specjalne uprawnienia, w tym możliwość ogłoszenia powszechnej mobilizacji oraz militaryzacji państwa. Jednocześnie Caracas zwróciło się do Rady Bezpieczeństwa ONZ o zwołanie specjalnej sesji poświęconej „narastającym groźbom” ze strony Stanów Zjednoczonych. Inicjatywę poparły Rosja i Chiny.
Antyzachodni prezydent Nicolás Maduro, oskarżając Trumpa o łamanie prawa międzynarodowego, nakazał przeprowadzenie na terenie całego kraju szeroko zakrojonych ćwiczeń obrony cywilnej. W wenezuelskich mediach pojawiają się liczni politycy, którzy jednym głosem deklarują gotowość do „niezłomnej obrony suwerenności”. W jednym z wystąpień minister spraw wewnętrznych Diosdado Cabello pojawił się przed kamerami z książką o wojnie partyzanckiej autorstwa wietnamskiego rewolucjonisty Ho Chi Minha – przywódcy, który pokonał najpierw Francję, a następnie Stany Zjednoczone. Media państwowe publikują zdjęcia i nagrania ze szkoleń ludności cywilnej w obsłudze broni.
Zdaniem władz w Caracas nie chodzi wcale o walkę z narkotykami. Według tej narracji celem prezydenta Trumpa jest doprowadzenie do zmiany rządu w Wenezueli. Marszałek parlamentu Jorge Rodríguez oświadczył, że dysponuje informacjami o domniemanych planach Amerykanów i Europejczyków dotyczących przeprowadzenia operacji „fałszywej flagi”. Miałaby ona polegać na wykorzystaniu „prawicowych ekstremistów” do ataku na ambasadę Stanów Zjednoczonych w Caracas. Taka prowokacja, według Rodrígueza, miałaby posłużyć jako casus belli dla Białego Domu i kilku państw europejskich.
Wicepremier Delcy Rodríguez stwierdziła z kolei, że tłumaczenia Amerykanów dotyczące walki z narkotykami to „wielkie kłamstwo”. Według niej rzeczywistym celem Waszyngtonu jest zmiana władzy w Wenezueli oraz przejęcie kontroli nad jej zasobami naturalnymi – przede wszystkim gigantycznymi złożami ropy naftowej, największymi na świecie. Jak powiedziała: „Istnieje tylko jeden cel: rezerwy ropy, gazu, złota, minerałów oraz bogactwo biologiczne, które posiada Wenezuela – a które są im potrzebne w nowej erze, w której to rząd Stanów Zjednoczonych wypowiada wojnę całej planecie” (sic!).
Co dalej?
Jak donosi „The New York Times”, pod koniec września sekretarz stanu Marco Rubio, dyrektor CIA John Ratcliffe oraz doradca ds. polityki Stephen Miller naciskali na prezydenta Donalda Trumpa, aby obalił Nicolása Maduro.
8 października 2025 roku Republikanie skutecznie storpedowali w Senacie próbę Demokratów zablokowania dalszego użycia siły militarnej przeciwko Wenezueli przez prezydenta Trumpa. Demokraci powoływali się na War Powers Act, który ogranicza swobodę prezydenta w tego typu działaniach, lecz w głosowaniu przegrali 49 do 51. Twierdzili, że operacje zbrojne przeciw Wenezueli są niezgodne z konstytucją oraz ustawą o uprawnieniach wojennych.
Scenariusz inwazji lądowej należy uznać za skrajnie mało prawdopodobny. Nie można jednak wykluczyć innych działań. Analitycy wskazują, że najbardziej realne są ataki na wybrane cele związane z handlem narkotykami, przede wszystkim na wspomniane łodzie, w tym częściowo zanurzalne, przewożące tony narkotyków do Stanów Zjednoczonych. Rozważane jest również zestrzeliwanie samolotów wykorzystywanych do przemytu zakazanych substancji.
Nie można wykluczyć, że Amerykanie mogliby się zdecydować na eskalację poprzez uderzenia z powietrza na lądowe obiekty producentów narkotyków na terenie Wenezueli i innych państw regionu, w tym na przywódców karteli. Mniej prawdopodobny, ale wciąż brany pod uwagę scenariusz, to atak na Fort Tiuna – siedzibę kluczowych obiektów wojskowych Wenezueli, gdzie według doniesień mieszka Nicolás Maduro. Według NBC News Pentagon obecnie opracowuje plany takiej operacji, która mogłaby rozpocząć się w ciągu kilku tygodni, choć media podkreślają, że żadna decyzja jeszcze nie zapadła.
Zobacz też
Choć takie uderzenie wydaje się trudne do wyobrażenia, komentatorzy przypominają, że jeszcze niedawno równie niewiarygodne wydawało się przeprowadzenie amerykańskiego nalotu na Iran – a ostatecznie administracja Trumpa się na niego zdecydowała. Pokusę Białego Domu mogłaby zwiększać świadomość, że ewentualny atak pozostałby praktycznie bezkarne, bo Wenezuela nie dysponuje ani politycznymi, ani militarnymi środkami, by skutecznie odpowiedzieć. Obawy o eskalację potęgują dwuznaczne wypowiedzi Trumpa w mediach społecznościowych, w których ostrzegł Maduro, że „jego dni są policzone”. Z kolei były doradca Trumpa ds. bezpieczeństwa, Michael Flynn, wezwał przywódcę Wenezueli, aby „kupił sobie bilet do Moskwy w jedną stronę”.
Sceptycy zwracają uwagę, że zamiast „precyzyjnego cięcia”, które mogłoby doprowadzić do powrotu Wenezueli do demokracji, istnieje duże ryzyko, iż kraj pogrążony w kryzysie gospodarczym i narastającej biedzie wpadłby w spiralę wojny domowej. Phil Gunson z ośrodka analitycznego ICG (International Crisis Group), mieszkający w Caracas, ostrzega, że „warunki sprzyjają tu jakiejś formie przedłużonego konfliktu o niskiej intensywności”, ponieważ Wenezuela „jest całkowicie wypełniona grupami zbrojnymi różnych rodzajów, z których żadna nie ma motywacji, aby po prostu się poddać lub zaprzestać swoich działań”.
Nie można jednak wykluczyć, że mamy do czynienia jedynie z grą nerwów – podobnie jak w przypadku działań Trumpa wobec Korei Północnej, kiedy również grożono wojną. Całkiem racjonalne wydaje się wyjaśnienie, że chodzi głównie o teatr polityczny na potrzeby wewnętrznej sceny w Stanach Zjednoczonych, przy jednoczesnej nadziei, że zwiększona presja wobec Wenezueli doprowadzi do spadku morale, dezercji i samoczynnego załamania się reżimu w Caracas. Jednakże takie oczekiwania wydają się mało prawdopodobne, biorąc pod uwagę, że podobne przewidywania nie sprawdziły się w 2019 roku.
WIDEO: Ile czołgów zostało Rosji? | Putin bez nowego lotnictwa | Defence24Week #133