Geopolityka
Przed atakiem Iranu – możliwe opcje
Iran nie musi się spieszyć z odpowiedzią na ostatnie ataki Izraela, gdyż czas gra na jego korzyść. USA nie są w stanie zmontować takiej koalicji jak w kwietniu, a każdy dzień zwłoki to straty finansowe Izraela i usypianie jego czujności. Atak będzie raczej bardziej dotkliwy niż kwietniowy, ale wciąż na tyle wykalibrowany, by deeskalacja pozostała możliwa. Niewiele jednak wskazuje na to, by Netanjahu jej chciał.
Na kolejne przecieki z OSINT-owych stron i amerykańskich mediów, dotyczących tego, kiedy nastąpi atak Iranu i jak będzie wyglądał, należy patrzeć z przymrużeniem oka. Przewodniczący irańskiego parlamentu Mohammad Qalibaf oznajmił niedługo po zamachu na Haniję, że odpowiedź nadejdzie w czasie i miejscu wybranym przez Iran. Faktem jest, że Izrael dysponuje sprawną agenturą w Iranie, czego spektakularnym dowodem było zabicie Haniji (niemniej wiele wskazuje, że zgubiła go zbytnia pewność, że w Iranie nic mu nie grozi oraz nieostrożne korzystanie z telefonu komórkowego), ale po tej wpadce z całą pewnością Iran stał się znacznie bardziej ostrożny. Przecieki mogą być zresztą kontrolowane, co jest normalne w wojnie informacyjnej, po to by zmęczyć przeciwnika i uśpić jego czujność. Data ataku, a także to jak on będzie wyglądał, jest więc pilnie strzeżoną tajemnicą Iranu.
Niepokój w Izraelu
Choć Izrael deklaruje, że jest gotowy na wszelkie scenariusze to z jego perspektywy oczekiwanie na atak jest frustrujące i kosztowne. Atmosfera niepewności uderza w gospodarkę Izraela, odstrasza partnerów handlowych i turystów, a także powoduje narastanie strachu wśród Izraelczyków, zwłaszcza mieszkańców Hajfy, Galilei i Tel Awiwu.
Choć scenariusz pełnego wykorzystania przez Iran swoich możliwości jest mało prawdopodobny (przynajmniej w pierwszym uderzeniu) to pozostaje opcją, a to oznacza, że zniszczenia oraz liczba ofiar po stronie Izraela może być potencjalnie ogromna. Nie ma bowiem wątpliwości, że Żelazna Kopuła nie wytrzymałaby zmasowanego ataku Iranu, Hezbollahu i Hutich, przy dodatkowym „podgryzaniu” ze strony Hamasu i milicji irackich.
Kwietniowy atak „nie wyszedł”, gdyż Iran nie chciał, by jego rakiety doleciały do celów. Dlatego nie groził Jordanii konsekwencjami za udział w jego powstrzymaniu, zrezygnował z efektu zaskoczenia oraz nie doszło do synchronizacji działań Iranu z jego proxy, w szczególności Hezbollahem i Hutimi. To, czy ten atak rzeczywiście „nie wyszedł” jest też kwestią względną, zważywszy, że ocenia się, iż obrona kosztowała Izrael ok. 1 mld dolarów, podczas gdy koszt ataku wyniósł 80-100 mln USD (nie licząc długofalowych strat Izraela spowodowanych odstraszeniem inwestorów - red.).
Czytaj też
Obecnie nie można spodziewać się podobnych „forów” ze strony Iranu. Państwa arabskie regionu, mimo usilnych starań USA, nie wesprą jakichkolwiek działań uderzających w Iran oraz proirańską „oś oporu”, gdyż nie chcą ryzykować, że same staną się celem. Saudowie mocno sparzyli się na konfrontacji z Hutimi i nie planują powtórki, a Huti zapowiedzieli atak na każdego, kto będzie wspierał Izrael. To, że są do tego zdolni pokazali już kilka lat temu, atakując m.in. lotnisko w Abu Dhabi oraz Saudi Aramco. Nie boją się też odpowiedzi w postaci inwazji, bo już ją mieli.
Tym razem jednak państwa regionu mogą obawiać się uderzenia również z Iranu (oczywiście nie na tym etapie, ale jeśli udzielą jakiejkolwiek pomocy Izraelowi), a także „frontu wewnętrznego”. Dotyczy to w szczególności Jordanii, która odegrała bardzo ważną rolę w neutralizacji irańskich rakiet w kwietniu. Miarą ogromnego zaniepokojenia tego prozachodniego królestwa, z którym współpraca bezpieczeństwa ma kluczowe znaczenie dla Izraela (niezbyt doceniane przez Netanjahu i jego ekstremistycznych sojuszników w rządzie), była pierwsza od dwóch dekad wizyta szefa jordańskiej dyplomacji w Iranie. Król Abdullah II wie, że nawet najdrobniejsze wsparcie Izraela może spowodować masowe protesty w Jordanii, które już i tak miały miejsce po zabiciu Haniji.
Paradoksem jest to, że o ile jeszcze kilka miesięcy temu większość sunnickich Arabów z obojętnością patrzyłaby się na konfrontację Izraela z Iranem, a zwłaszcza z Hezbollahem (darząc niechęcią obie strony) to Izrael spowodował, że obecnie sytuacja ta uległa radykalnej zmianie. To „zasługa” Izraela, a w szczególności Netanjahu, że Iran umocnił swoją pozycję regionalną. Oderwaniem od rzeczywistości jest też zakładanie, że atak Iranu na Izrael spowoduje jakieś szersze potępienie Iranu w świecie arabsko-muzułmańskim.
Na co liczy Iran?
Iran będzie zatem chciał skorzystać z efektu zaskoczenia, a informacje o tym, że Izrael jest gotowy do „prewencyjnego ataku” nie wpłyną na jego plany. Jest to bowiem dezinformacja, która ma na celu przyspieszenie działań Iranu. Netanjahu chce bowiem pełnej konfrontacji (oczywiście licząc na wciągnięcie USA w wojnę), a dla Ben Gwira czy Smotricza straty po stronie Izraela nie mają znaczenia, o ile przybliżają - w ich mniemaniu - stworzenie Wielkiego Izraela. Problemem jest natomiast oczekiwanie. Poza tym Izrael może dokonywać w Iranie drobnych ataków kwadropterami, w tym target killing, ale nie jest w stanie bez wsparcia USA dokonać zmasowanego ataku lotniczego czy rakietowego. Zwłaszcza, ze kraje znajdujące się między oboma państwami zachowają neutralność albo będą starać się zneutralizować przelatujące obiekty skierowane przeciwko Iranowi.
Z całą pewnością to drugie dotyczy Iraku, w którym dodatkowo dojdzie zapewne do ataków na Amerykanów. Preludium do tego miało miejsce w nocy z poniedziałku na wtorek, gdy doszło do najgroźniejszego ataku na bazę amerykańską od stycznia br. (ataku na Tower22). Można się zresztą spodziewać, że do czasu głównego ataku Izrael oraz siły USA w regionie będą w ten sposób podgryzane przez proirańską „oś oporu”.
Czytaj też
Iran nie ma zbyt wielu opcji odpowiedzi. Jego podkreślanie, że działa zgodnie z Kartą Narodów Zjednoczonych oznacza, że na tym etapie nie należy spodziewać się odpowiedzi w postaci zamachów terrorystycznych poza terenem Izraela (w szczególności w Europie). Najbardziej prawdopodobny jest zatem atak, który, w przeciwieństwie do tego w kwietniu, spowoduje szkody w Izraelu (zniszczenia i ofiary) ale będzie na tyle skalibrowany, by były one umiarkowane. Będzie on jednocześnie skoordynowany z atakiem Hezbollahu i Hutich na Izrael oraz kolejnym atakiem irackich milicji na siły USA w regionie.
Problem w tym, że nie ma gwarancji, że wszystko pójdzie zgodnie z planem i atak będzie odpowiednio skalibrowany. Najsilniejsze uderzenie może być przy tym wyprowadzone przez Hezbollah, a nie przez Iran, gdyż ryzyko inwazji lądowej na Liban jest bardziej akceptowalne, niż bezpośrednie starcie Iranu i USA. Scenariusz ograniczenia ataku wyłącznie do uderzenia ze strony irańskich proxy jest wprawdzie możliwy, ale mało prawdopodobny, gdyż wywołałoby to frustrację ze strony irańskich sojuszników i byłoby sprzeczne z dotychczasowymi deklaracjami przywództwa irańskiego, w tym Alego Chameneja.
Rola USA
Taki skalibrowany atak irański spotka się oczywiście z odpowiedzią amerykańsko-izraelską, która jednak niekoniecznie musi doprowadzić do dalszej eskalacji, choć ryzyko wymknięcia się sytuacji spod kontroli będzie ogromne. Opcji będzie jednak wciąż kilka, w tym ograniczenie odpowiedzi do Libanu. Nawet jeśli dojdzie do uderzenia na terytorium Iranu to musiałoby ono być takie, które nie powodowałoby nakręcenia spirali eskalacyjnej, gdyż to groziłoby poważnymi zniszczeniami w Izraelu.
Czytaj też
Iran, jeśli zostanie poddany zmasowanemu atakowi, nie będzie miał wiele do stracenia bo prawdopodobieństwo, że dojdzie do lądowej inwazji na jego terytorium będzie bardzo niskie (jest to bowiem szaleństwo). Od kilku nalotów nie upadnie też irański reżim i nie straci on zdolności ataku (co widać na przykładzie nalotów na Hutich). Należy przy tym pamiętać, że wszelkie działania wymierzone w Iran będą podlegały decyzjom USA, a nie Izraela, który nie będzie miał tu swobody operacyjnej. Inną kwestią jest atak na Liban. Inwazję taką Netanjahu może przeprowadzić bez zgody USA i będzie ona bardzo prawdopodobna. Jednakże USA mogą starać się wymusić na Netanjahu czasowe i terytorialne (do rzeki Litani) ograniczenie takiej operacji i wycofanie się po kilku dniach. Tyle, że to byłaby klęska Izraela, bo taka operacja niczego mu nie da.
Kto chce eskalacji?
Ani Iran ani USA nie chcą eskalacji, a w szczególności bezpośredniego starcia. Dla Iranu oznacza to pogłębienie gospodarczych problemów i niezadowolenia społecznego, a USA nie ma tu celu strategicznego. Wie bowiem, że pozbawienie Iranu zdolności bojowych, rozbicie jego „osi oporu” czy też zmiana reżimu to cele nieosiągalne (przy działaniach ograniczonych do uderzeń z powietrza), a bezskuteczna konfrontacja może pogrzebać szanse Harris w wyborach, zwłaszcza gdy zaczną ginąć amerykańscy żołnierze.
Czytaj też
Na eskalacji skorzystałaby natomiast Rosja i nie ma wątpliwości, że poniedziałkowa wizyta Szojgu w Teheranie nie służyła deeskalacji. Warto dodać, że w drodze powrotnej odwiedził on Baku, co zapewne związane jest z ostrzeżeniem ze strony Iranu, by Azerbejdżan nie pozwolił Izraelowi wykorzystać swojego terytorium do wyprowadzenia ataku na Iran. Rosja jednak z całą pewnością byłaby zainteresowana również eskalacją na Kaukazie Południowym, gdyż wszystko to będzie podważać wiarygodność Zachodu i odciągać USA od flanki wschodniej NATO.
Mimo gróźb Hezbollahu dot. ew. ataku na Cypr nie należy się spodziewać takiego kroku, o ile nie dojdzie do dalszej eskalacji. Jednakże jeśli dojdzie do pełnej eskalacji konfliktu USA-Iran lub inwazja Izraela na Liban będzie wsparta przez USA i Wielką Brytanię to celem Hezbollahu mogą stać się bazy brytyjskie na Cyprze (odległość 160 km). To jednak póki co scenariusz dość odległy. Niestety, problem jest również w tym, że Netanjahu nie jest zainteresowany deeskalacją oraz zawieszeniem broni w Gazie, bo uważa, że eskalacja sprzyjać będzie odbudowie jego poparcia. Torpedowanie przez Netanjahu porozumienia o zawieszeniu broni jest przy tym coraz bardziej krytykowane nawet w samym Izraelu.
Ależ
Oni tam wszyscy w strachu że im Spike do sypialni też wleci więc NIC nie zrobią jak na fanatycznych islamistów marzących o śmierci męczennika bardzo są swoją drogą przyziemni i pragmatyczni