Reklama

Geopolityka

Marynarka Filipin a rosnące napięcie między USA a Chinami [ANALIZA]

Autor. Philippine Navy/Facebook

Republika Filipin jest jednym z krajów Azji Południowo-Wschodniej zaangażowanych w spory na Morzu Południowochińskim. W ostatnim czasie doszło do kolejnych incydentów pomiędzy Filipinami a Chińską Republiką Ludową, które opisaliśmy na łamach Defence24.

Reklama

W kontekście sporów terytorialnych na wspomnianym akwenie, a także rosnącej rywalizacji pomiędzy ChRL a USA, w którym to Filipiny znalazły się pomiędzy chińskim młotem a amerykańskim kowadłem, nie jest zaskakującym fakt, że Republika Filipin podjęła wysiłek wzmocnienia swoich sił morskich. Jednakże sama modernizacja wydaje się mocno spóźniona, ponieważ państwo to przez kilka dekad zaniedbywało swoją flotę, co doprowadziło ją do stanu faktycznej zapaści.

Reklama

Przykładowo, w 2015 roku najsilniejszymi okrętami tego państwa były jednostki uzbrojone w działa kalibru 76 mm, z których jeden (BRP Rajah Humabon) pamiętał czasy, kiedy to gen. Douglas MacArthur brodził w wodzie, wychodząc na brzeg wyspy Leyte. Taka rażąca słabość floty podkopała pozycję Manili w coraz mniej stabilnym otoczeniu międzynarodowym. Na to nakłada się dodatkowy czynnik - Filipiny są ogromnym archipelagiem, który liczy ponad 7000 wysp.

Czytaj też

Sprawna flota służy nie tylko do reagowania w sytuacjach kryzysowych lub do zabezpieczania morskich interesów państwa. Jest także narzędziem demonstrowania obecności państwa jako instytucji nawet w najbardziej odległych rejonach kraju. Jest to tym bardziej istotne, że Filipiny są krajem wieloetnicznym i wielojęzykowym, borykającym się z problemem separatyzmu (np. ludności muzułmańskiej na wyspie Mindanao), partyzantki maoistowskiej czy zwykłego bandytyzmu w postaci np. piractwa morskiego. W takich warunkach rola floty jako narzędzia projekcji siły państwa jest nie do przecenienia. Tymczasem jeszcze dekadę temu stan sił morskich Republiki Filipin był fatalny, podczas gdy kraje regionu modernizowały swoje floty, a Chiny Xi Jinpinga zaczęły prowadzić coraz bardziej asertywną politykę międzynarodową.

Reklama

Fatalny stan floty Republiki Filipin wynikał z kilku przesłanek: politycznych, ekonomicznych, militarnych oraz społecznych. Fundamentalnym problemem okazała się nadmierna zależność w kwestiach bezpieczeństwa od USA. Filipińscy analitycy podkreślali, że Manila scedowała kwestie bezpieczeństwa zewnętrznego na Waszyngton, bazując na traktacie o wzajemnej obronie z 1951 r. Waszyngton był gwarantem bezpieczeństwa Filipin, co stanowiło czynnik odstraszający o kapitalnym znaczeniu. Ponadto, jeszcze na przełomie XX i XXI w. Marynarka Wojenna Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej nie stanowiła poważnego wyzwania dla US Navy. Poza tym Chiny prowadziły politykę wedle wskazań Deng Xiaopinga, który radził utrzymywać dobre relacje z krajami Zachodu, jak i regionu, a potęgę Pekinu budować "po cichu", unikając niepotrzebnych zadrażnień.

Czytaj też

Pomimo istniejących sporów terytorialnych Manila mogła czuć się względnie bezpiecznie w relacjach z ChRL. Jednakże od momentu przejęcia i skonsolidowania władzy przez Xi Jingpinga mocarstwowe ambicje Pekinu nabrały tempa, a apetyt chińskiego smoka dotyczy też terenów, które Filipiny uważają za swoje. Co gorsza, okazało się, Chiny niepomiernie urosły w siłę, a USA niekoniecznie chciały stawać po stronie Manili, co pokazał np. incydent na płyciźnie Scarborough z 2012 r. Administracja Baracka Obamy nie wsparła Filipin w sytuacji kryzysu w relacjach z ChRL, co musiało być dla władz w Manili gorzką do przełknięcia pigułką. Filipiny na morzu i w powietrzu były bardzo słabe, a bez wsparcia Wuja Sama nie miały żadnych argumentów w konfrontacji z Pekinem.

Kondycja finansowa

Kwestie ekonomiczno-społeczne również odegrały istotną rolę w procesie degrengolady filipińskiej floty. Filipiny są jednym z biedniejszych krajów Azji Południowo-Wschodniej, a budżet obronny Manili oscyluje wokół wartości 1% PKB. Przykładowo, w 2012 r. Filipiny przeznaczyły na obronność jedynie około 3 mld USD. W kraju rządzonym de facto przez oligarchię, z ogromnymi potrzebami w zakresie infrastruktury, edukacji czy niwelowania zapóźnień w rozwoju cywilizacyjnym (zwłaszcza najbiedniejszych regionów) zwiększenie wydatków na siły zbrojne nie było priorytetem. Na to nakładał się problem korupcji, która jest jedną z plag trapiących to państwo. Także siły zbrojne borykają się z tym zjawiskiem.

Czytaj też

Strumień pieniędzy kierowany na wojsko był skromny, a sposób jego wydawania – daleki od ideału. Na nowe okręty najzwyczajniej nie znajdowano pieniędzy, zwłaszcza że większość środków pochłaniały siły lądowe. Wynikało to m.in. z faktu, że armia zaangażowana była (i nadal jest) w walki z maoistowską partyzantką Nowej Armii Ludowej oraz z muzułmańskimi bojownikami walczącymi o niepodległość (autonomię) ludów Moro. Przy ograniczonych środkach siły zbrojne Filipin ewoluowały w kierunku przeciwpartyzanckim, co odbiło się bardzo negatywnie na lotnictwie oraz flocie. Lotnictwo wyzbyło się możliwości prowadzenia walk powietrznych (ostatnie myśliwce Northrop F-5 Freedom Fighter wycofano ze służby w 2005 r.), a zdolności floty do prowadzenia operacji zwalczania okrętów podwodnych, efektywnej walki z nowoczesnymi okrętami, wojny minowej czy nawet efektywnego patrolowania z powietrza uległy atrofii. Mówiąc krótko, marynarka utraciła potencjał bojowy.

Czytaj też

Od zakończenia zimnej wojny programy modernizacyjne kończyły się fiaskiem. Z reguły wynikało to z niedostatecznych środków finansowych. Jeszcze w latach 90. XX w. sformułowano kilka planów modernizacji sił zbrojnych, ale pozostały one na papierze lub zrealizowano je fragmentarycznie. W 1995 r. ogłoszono Ustawę o Modernizacji Sił Zbrojnych Filipin, która zakładała m.in. pozyskanie 3 fregat, 6 korwet, 12 pełnomorskich okrętów patrolowych, 40 mniejszych patrolowców oraz 12 kutrów rakietowych. Jednakże azjatycki kryzys gospodarczy z 1997 r. pogrzebał ten ambitny plan. Flota zyskała jedynie kilkadziesiąt małych patrolowców oraz dwa duże, używane okręty desantowe typu General Frank S. Besson pozyskane z USA. Nie zmieniało to sytuacji postępującej zapaści floty wyspiarskiego państwa, potęgowanej przez braki w planowaniu strategicznym oraz problemami generowanymi przez system polityczny i społeczny kraju (m.in. ogromny wpływ oligarchii na politykę).

Autor. Defence24

Jak wielkim błędem było zaniedbanie rozwoju floty Filipin, wyszło na jaw w chwili, gdy Chiny obrały bardziej konfrontacyjny kurs. Nagle Manila stanęła przed faktem, że jej możliwości odstraszania na morzu praktycznie nie istnieją, a flota nie posiada potencjału bojowego. W momencie zaostrzenia się rywalizacji wielkich mocarstw okazało się, że dekady zaniedbań sił morskich (jak i powietrznych) negatywnie wpływają na pozycję Filipin, które nagle stanęły przed koniecznością nawigowania na coraz bardziej wzburzonych wodach globalnej polityki. Faktem jest, że władze w Manili podjęły pewne działania, ale wciąż można podsumować je stwierdzeniem: wciąż za mało i mocno za późno.

Próby reform

Pierwsze realne, a nie deklarowane efekty pojawiły się dopiero za kadencji prezydenta Benigno Aquino III (2010-2016). Przyjął on asertywną politykę wobec Pekinu. W 2012 r. uchwalono poprawioną ustawę o modernizacji sił zbrojnych. Proces ten rozłożono na trzy horyzonty czasowe: 2013-2017, 2018-2022 oraz 2023-2028. Zwiększono budżet wojskowy, a beneficjentami tego kroku miały być także lotnictwo i flota, co było całkowicie zrozumiałe w warunkach zaostrzającego się konfliktu na Morzu Południowochińskim i rosnącej stanowczości Pekinu. Również w 2012 r. flota przedstawiła założenia jej optymalnego kształtu. Postulowano wprowadzenie do służby 3 okrętów podwodnych, 6 fregat, 12 korwet, 4 dużych okrętów desantowych, 18 pełnomorskich patrolowców oraz szeregu mniejszych jednostek, w tym małych patrolowców i jednostek logistycznych.Taki skład miał być osiągnięty w ciągu 15 lat... tyle tylko, że tak ambitne plany przekraczały zdolności finansowe kraju. Pomimo rozbieżności pomiędzy oczekiwaniami floty a rzeczywistością, to właśnie w tym okresie po raz pierwszy od dekad podjęto realne działania mające na celu przywrócenie zdolności bojowych marynarki wojennej.

Czytaj też

W okresie 2011-2016 do służby wcielono eks-amerykańskie jednostki typu Hamilton przekazane Filipinom przez Amerykańską Straż Przybrzeżną (U.S. Coast Guard). Okręty te (BRP Gregorio del Pilar, BRP Ramon Alcaraz oraz BRP Andres Bonifacio) miały już swoje lata, pozbawione były też uzbrojenia rakietowego, ale ze względu na wielkość i duży zasięg okazały się przydatne do prowadzenia pełnomorskich patroli, jak też do szkolenia załóg. Prawdziwym krokiem w kierunku nowoczesnej marynarki wojennej okazało się wcielenie do służby, w latach 2020-2021 dwóch wybudowanych w Korei Południowej fregat (BRP Jose Rizal oraz BRP Antonio Luna). Okręty te to nowoczesne jednostki, wyposażone w pociski przeciwokrętowe SSM-700K, pociski przeciwlotnicze Mistral-3, wyrzutnie lekkich torped do zwalczania okrętów podwodnych oraz typowe dla tej klasy okrętów uzbrojenie artyleryjskie. Pozwala to razić szerokie spektrum celów, zarówno nawodnych, powietrznych, jak i podwodnych. Jednostki te posiadają również nowoczesne systemy elektroniczne, co podnosi ich wartość. Bez wątpienia to wartościowe okręty, a można tylko zastanawiać się, dlaczego procesu pozyskiwania tego typu jednostek nie rozpoczęto dekadę wcześniej. Warto zauważyć, że Korea Południowa okazała się atrakcyjnym partnerem zbrojeniowym. Jeszcze w 2019 r. przekazała Filipinom korwetę zwalczania okrętów podwodnych typu Pohang.

Również filipińskie możliwości w zakresie przerzutu wojsk i zaopatrzenia droga morską uległy wzmocnieniu. Jest to istotne ze względu na specyfikę regionu, a spory, w które uwikłane są Filipiny, wymagają zdolności prowadzenia działań z wykorzystaniem sił desantowych. Dodatkowo, filipińska piechota morska cieszy się dobrą opinią jako formacji porządnie wyszkolonej i zdeterminowanej. W dodatku posiadają oni doświadczenie bojowe wyniesione z walk z partyzantką i ruchami separatystycznymi. W latach 2017-2017 na stanie floty Filipin znalazły się dwa okręty desantowe: BRP Tarlac i BRP Davao del Sur. Zbudowane w Indonezji duże jednostki (wyporność standardowa 7000 ton, pełna – ponad 11 000 ton) mogą przewieźć do 500 żołnierzy, lekkie czołgi, ciężarówki lub dwie mniejsze okręty desantowe, a na ich wyposażeniu mogą znajdować się dwa śmigłowce. Wraz z wspominanymi już okrętami rodem z USA istotnie wzmacniają możliwości Republiki Filipin w zakresie desantu morskiego, reagowania w sytuacjach kryzysowych czy pomocy w niwelowaniu skutków klęsk żywiołowych.

Czytaj też

Bez wątpienia wzmocnienie zdolności do prowadzenia operacji desantowych, jak też pozyskanie dwóch nowoczesnych fregat podnosi wartość filipińskiej floty. Ponadto, za czasów prezydenta Rodrigo Duterte (2016-2022) pozyskano system rakiet przeciwokrętowych BrahMos, co dało filipińskiej flocie kolejne narzędzie odstraszania potencjalnego przeciwnika (de facto Pekinu). Co ciekawe, o ile na płaszczyźnie politycznej Rodrigo Duterte próbował zbliżenia Manili z Pekinem, to jego administracja kontynuowała programy zbrojeniowe, jak też zwiększyła budżet obronny, w tym środki na modernizację. Jednakże sięgających dekad zaniedbań nie można szybko naprawić.

Bliższe partnerstwo z USA

Pomimo wszystkich bolączek politycznych, społecznych, ekonomicznych i militarnych w ostatniej dekadzie Republika Filipin podjęła wysiłek modernizacji swojej floty, co w rzeczywistości oznaczało wyciąganie jej z stanu głębokiej zapaści. Rezultaty można oceniać dwojako. Obecnie flota Filipin znajduje się dopiero na początku drogi do zbudowania realnej siły bojowej. Dwie fregaty i kilka nowoczesnych okrętów desantowych i patrolowych to zdecydowanie za mało, nawet porównując flotę Filipin do marynarek wojennych takich krajów jak Malezja czy Indonezja. Bez wątpienia plany Manili, jeżeli chodzi o pozyskanie nowych okrętów, są ambitne. Pojawiają się doniesienia o planach wdrożenia do służby dwóch okrętów podwodnych. W ten sposób Filipiny podążyłyby drogą Malezji, która flota posiada na stanie dwa francuskie okręty Diesel-elektryczne typu Scorpène.

Czytaj też

Zakłada się także rozbudowę floty o kolejne okręty nawodne, w tym korwety, jednostki patrolowe i desantowe. Za to rodzi się pytanie, czy Filipiny mogą pozwolić sobie na kosztowny program zbrojeń morskich przy ciągle ograniczonym budżecie obronnym (za rok 2022 wynosił on 5,46 mld USD). Tzw. syndrom krótkiej kołdry jest jedną z przyczyn, z powodu których – m.in. wedle Military Balance 2023 – administracja obecnego prezydenta Ferdinanda Marcosa Jr nie traktuje programu okrętów podwodnych priorytetowo. Problemem jest także to, że na ten moment ze 150 projektów modernizacyjnych Sił Zbrojnych Republiki Filipin dotąd zrealizowano jedynie 54. Pojawiają się opóźnienia związane m.in. z skutkami pandemii dla gospodarki Filipin. W ostatnich latach Filipiny wykonały mocny proamerykański zwrot, co naraża je na spięcia z Chinami, natomiast daje też szansę na uzyskania wsparcia finansowego od USA.

Pozwoliłoby to przyspieszyć program modernizacji. Natomiast szkopuł w tym, że (wciąż hipotetyczne) fundusze Filipiny musiałyby zapewne przeznaczyć na zakupy zbrojeniowe w Stanach Zjednoczonych, które jednak nie oferują konwencjonalnych okrętów podwodnych czy fregat. Tymczasem sytuacja w regionie budzi niepokój, a stacjonowanie wojsk USA na archipelagu Filipin oznacza ryzyko bezpośredniego uwikłania Manili w konflikt o Tajwan. Tymczasem flota i lotnictwo Filipin są wciąż bardzo słabe, a zbudowanie potencjału militarnego mogącego zabezpieczyć chociażby w niewielkim stopniu interesy Manili zajmie przynajmniej dekadę. Samo pozyskanie sprzętu jest tylko jednym z etapów tego procesu. Równie ważne jest wyszkolenie i zgranie ludzi mających go obsługiwać. To rzecz kluczowa w tak zdominowanym przez technikę rodzaju sił zbrojnych, jakim jest flota. Równie istotne jest też zbudowanie kompleksowego systemu, w którym posiadane siły zostaną optymalnie wykorzystane.

Czytaj też

Przykład Filipin jasno wskazuje, że proces modernizacji sił zbrojnych ma charakter ciągły, a odrabianie zaniedbań wymaga czasu i pieniędzy. Decydenci Republiki Filipin przez długi czas zaniedbywali sprawy floty, doprowadzając ją do stanu zapaści, co było karygodnym przykładem krótkowzroczności w sprawach polityki bezpieczeństwa i deficytu w planowaniu strategicznym. Państwo będące archipelagiem i mające spory terytorialne na akwenach morskich znalazło się z sytuacji szybkich i niekorzystnych zmian w otoczeniu międzynarodowym, nie posiadając na morzu (i w powietrzu) realnych możliwości odstraszania i niwelowania potencjalnych zagrożeń.

Obecnie Manila próbuje nadrobić stracony czas. Lecz czy nie jest już na to za późno? Z powodów geograficznych państwo to znajduje się na osi potencjalnego starcia ChRL i USA, na Zachodnim Pacyfiku, a decydenci Filipin (jak też społeczeństwo tego państwa) mogą tylko liczyć na to, aby napięcia pomiędzy mocarstwami nie przerodziły się w "gorącą" konfrontację. Dla Republiki Filipin byłby to czarny scenariusz, na który państwo to nie jest obecnie przygotowane m.in. z powodu zaniedbania modernizacji floty.

Czytaj też

Reklama

Komentarze (2)

  1. Adzio

    Na zdjęciu jest Czeski statek !!!!!

  2. Sorien

    Na miejscu USA już dawno tworzył bym z australi i nowej Zelandii swoje potężne przyczółki wojskowe . Znaczna części sil przeżucił do australi w tym systemy rakietowe duża ilość samolotów oraz floty . Z australi zrobić niezatapialny lotniskowiec. Flota na otwartym morzy prac się z Chinami to duże ryzyko musi być zorganizowane zaplecze . O ile Chińczycy nie są oderwanymi od rzeczywistość dziećmi jak Putin to tłuką w tysiącach sztuk rakiety p-okret by po prostu nie zatopić jakoś wyszukanie technicznie nowa bronią(chociaż takie rakiety też mogą miec) sil floty ale po prostu zrobić taką nawale ognia by obrona p-lot sil usa nie była w stanie stracić tyłu rakiet których ilość pozwoliła by im ocaleć. Przeciazyc po prostu systemy p-lot . Stąd usa powinno jak najbardziej organizować trzon swoich sił w australi do której mogą sobie bezkarnie pływać bo chińska flota gdzie jak gdzie ale na otwartym pacyfiku flocie usa raczej nie zagrozi

Reklama