Reklama

Geopolityka

Korea Północna obawia się "azjatyckiego NATO" - dobry sygnał także dla NATO [KOMENTARZ]

USS Theodore Roosevelt oraz jego grupa uderzeniowa stanowili trzon amerykańskiej sił zaangażowanych do manewrów z Japonią i Republiką Korei
USS Theodore Roosevelt oraz jego grupa uderzeniowa stanowili trzon amerykańskiej sił zaangażowanych do manewrów z Japonią i Republiką Korei
Autor. U.S. Navy Mass Communication Specialist Seaman Apprentice Aaron Haro Gonzalez, domena publiczna

Satrapowie i dyktatorzy boją się powielania rozwiązań znanych z działania NATO. Najnowszym przykładem tego rodzaju prawidła jest emocjonalna reakcja strony północnokoreańskiej na manewry wojskowe Japonii, Republiki Korei oraz USA.

Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna (KRLD) ostrzega o jej zdaniem „fatalnych konsekwencjach”, będących pochodną wspólnych manewrów wojskowych USA, Republiki Korei i Japonii. Jednocześnie, agencja informacyjna AFP wskazuje, iż władze w Pjongjangu postrzegają tego rodzaju zbliżenie polityczno-wojskowe między azjatyckimi potęgami oraz USA w kategoriach tworzenia swego rodzaju azjatyckiej wersji NATO. Emocjonalnie potępiając działania azjatyckich sojuszników oraz USA. Na wstępie należy wskazać, iż tego rodzaju propagandowe, ale i dyplomatyczne stanowisko strony północnokoreańskiej jest spowodowane odbytymi, ćwiczeniami pk. Freedom Edge (pl. Krawędź Wolności).

Czytaj też

Reklama

W kierunku interoperacyjności w zakresie obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej

Według dostępnego publicznie opisu mieliśmy do czynienia ze sprawdzeniem interoperacyjności sił japońskich, południowokoreańskich oraz amerykańskich względem działań wielodomenowych. Zakładających takie epizody, jak chociażby wspólne zwalczanie zagrożeń ze strony pocisków balistycznych i szerzej działania z zakresu obrony powietrznej. Co więcej, sojusznicy mieli na wschód od Republiki Korei zgrywać się w zwalczaniu okrętów podwodnych, ale także całym spektrum innych działań podejmowanych w domenie morskiej. Jednocześnie, nie ukrywano, iż japońsko-południowokoreańskie i amerykańskie wojska miały prowadzić ćwiczenia, w ramach manewrów, a obejmujące domenę cyber.

Czytaj też

W praktyce, pierwsza edycja manewrów miała zgromadzić przede wszystkim lotniskowcową grupę uderzeniową, stworzoną wokół USS Theodore Roosevelt (Carrier Strike Group CSG) składająca się oprócz niego z niszczycieli USS Halsey i USS Daniel Inouye wraz z samolotem patrolowym P-8 Poseidon (MPA). Japońskie Morskie Siły Samoobrony (JMSDF), dyslokowały do rejonu manewrów również znaczne siły na czele z helikopterowcem JS Ise, niszczycielem JS Atago oraz samolotem patrolowym P-1. Zaś Marynarka Wojenna Republiki Korei (ROKN) wydelegowała okręty w postaci niszczycieli ROKS Seoae-Ryu-Seong-ryong i ROKS Gang Gam-Chan, śmigłowca Lynx, samolotu patrolowego P-3C Orion MPA oraz myśliwców F-16 Falcon należących do Sił Powietrznych Republiki Korei i operujących z baz lądowych.

Amerykanie ćwiczą wspólnie z Japończykami i Koreańczykami
Amerykanie ćwiczą wspólnie z Japończykami i Koreańczykami z Republiki Korei
Autor. U.S. Navy Mass Communication Specialist 1st Class Tommy Gooley, domena publiczna
Reklama

Sam (nie da się ukryć, że znaczący pod kątem jakości i siły ognia) potencjał, zgromadzony w ramach manewrów to jedno, ale drugim aspektem jest dążenie do ich cykliczności. Albowiem kluczowym słowem, które należy powtarzać jest właśnie uzyskiwanie niezbędnej interoperacyjności. W przypadku zagrożenia wojennego samo zestawienie dostępnych sił, pod kątem ilościowym nie daje bowiem od razu sukcesu. Kluczowe jest bowiem wypracowanie zrozumienia na różnych szczeblach dowodzenia, a przede wszystkim przećwiczenie tego w praktyce, która pozwala wykazać niewidoczne wcześniej mankamenty. Im więcej tego rodzaju manewrów, tym większa szansa na szybkie i skuteczne zainterweniowanie w przypadku sytuacji kryzysowej lub nawet przejścia do samej fazy już kryzysu. Widać więc, że nie mamy do czynienia jedynie z czymś w rodzaju podprogowego osadzenia własnych manewrów w kontekście wcześniejszych pokazów siły ze strony KRLD.

Czytelny sygnał dla północnokoreańskiego reżimu

Spoglądając pomiędzy wierszami można przy tym ewidentnie dostrzec, że nawet same oficjalne przekazy o manewrach wskazują na ćwiczenie się do przeciwdziałania zagrożeniom północnokoreańskim. Reżim Kim Dzong Una nie od dziś znany jest bowiem z gróźb budowanych w oparciu o przede wszystkim zdolności do przeprowadzenia dużego uderzenia rakietowego, a także wspierania własnych działań operacjami w domenie cyber. Pamiętając, że północnokoreańskie służby oraz siły zbrojne są również nastawione na rozwój mniej lub bardziej konwencjonalnych zdolności morskich.

Czytaj też

Od sprawy przemytu kontrabandy, a skończywszy na możliwości dokonywania operacji dywersyjnych, czy też najnowszych aspektach inwestycji w technologie okrętów podwodnych. Stąd też, Freedom Edge musiały mocno uderzyć i to nie tylko symbolicznie w widzenie własnego potencjału polityczno-wojskowego, który jest kreowany w ramach KRLD. Szczególnie, iż strona północnokoreańska bardzo dobrze rozumie swoje zapóźnienie technologiczne w licznych przestrzeniach aktywności własnych sił zbrojnych i właśnie na sektorowym podejściu np. do pocisków rakietowych starała się budować elementy przewagotwórcze w systemie relacji regionalnych. Co więcej, można również w tym miejscu uznać, że najprawdopodobniej musiał pojawić się znaczny oddźwięk w KRLD, po niedawnej operacji ochrony Izraela przed zmasowanym atakiem irańskim (obejmującym rakiety i systemy bezzałogowe). Wskazującym, iż umowny Zachód potrafi swoimi systemami z partnerami lokalnymi zniwelować wiele z elementów uzbrojenia, które znajduje się na wyposażeniu północnokoreańskiego partnera z Iranu. Zaś każde ćwiczenia na linii Japonia, Republika Korei i USA to krok w podobnym kierunku.

Amerykańskie samoloty na ćwiczeniach z Japonią i Republiką Korei
Amerykańskie samoloty pokładowe na ćwiczeniach z Japonią i Republiką Korei
Autor. U.S. Navy Mass Communication Specialist 2nd Class Rashan Jefferson, domena publiczna
Reklama

Nie zaskakuje również, że emocjonalne reakcje strony północnokoreańskiej odnoszą się po części do formatu NATO. Zauważmy, iż być może z perspektywy europejskiej nie docenia się odpowiednio znaczenia oceny działania NATO w umysłach szeregu liderów państw niedemokratycznych na całym świecie. Albowiem, działające od 1949 r. NATO pozwala na uzyskiwanie interoperacyjności oraz agregację sił przez państwa demokratyczne. Zwiększając tym samym zdolność do odstraszania i obrony wobec państw autorytarnych oraz totalitarnych i to w długim okresie. Podnosząc m.in. cenę dla państw niedemokratycznych w sferze ich zbrojeń. Te ostatnie są przede wszystkim bardzo ograniczone w zdolnościach do budowania własnych sojuszy, nawet między sobą z racji m.in. braku zaufania do swoich, wydawać by się mogło nawet ideologicznych partnerów. Wobec czego wolą występować, szczególnie jeśli chodzi o zagrożenie użyciem siły militarnej, przeciwko pojedynczym państwom lub co najwyżej koalicjom, które mogą być rozbijane na gruncie mniejszej instytucjonalizacji swej aktywności.

Czytaj też

Północnokoreańska krytyka "azjatyckiej wersji NATO" nie musi być odosobniona

Tym samym, rzeczywiście możliwość wystąpienia pogłębionych procesów sojuszniczych, w trójkącie zależności Republika Korei – Japonia – USA, musi wzbudzać liczne obawy wśród decydentów w Pjongjangu. Wzmacniana przecież przez szereg inicjatyw na linii przestrzeni transatlantyckiej i indopacyficznej, w tym właśnie ogniskujących się wokół pogłębiania się kooperacji między NATO i partnerami strategicznymi w Azji. Co najważniejsze, stwierdzenia z północnokoreańskiej propagandy/dyplomacji nie muszą być głosami odosobniony, gdyż zapewne podobne uwagi mogą mieć władze Chińskiej Republiki ludowej. Lecz w przypadku Chińczyków muszą być oni niejako bardziej ostrożni w swych narracjach, a to z racji prób utrzymania odpowiednich relacji z Republiką Korei. Nie zmienia to jednak przekonania, iż najprawdopodobniej reżim północnokoreański wyraził swoimi pomrukami o „fatalnych konsekwencjach” opinię władz w Pekinie czy nawet w Moskwie.

Czytaj też

Co więcej, patrząc regionalnie państwa niedemokratyczne analizują tego rodzaju wzmocnienie relacji USA, Japonii i Republiki Korei w szerszym spektrum procesów, których odbiciem może być AUKUS, dalsze działania FVEY (kwestionowanego swego czasu w kontekście pewnych relacji nowozelandzko-chińskich), a także szeregu innych kooperacji między demokracjami. Można stwierdzić, że najgorszym scenariuszem dla każdego satrapy, dyktatora lub lidera państwa niedemokratycznego musi być właśnie widzenie możliwości zaimplementowania rozwiązań zbliżonych do NATO w jego najbliższym otoczeniu.

Pomruki z Pjongjangu to ważny sygnał przed zbliżającym się szczytem NATO w Waszyngtonie

Konkludując, tuż przed zbliżającym się szczytem NATO w Waszyngtonie (szczególnie, iż jest on rocznicowy) nic nie powinno nas bardziej motywować do utrzymania i wzmacniania tego rodzaju więzi sojuszniczych niż głosy płynące z Pjongjangu. Władze w KRLD są bowiem niejako papierkiem lakmusowym względem nie tylko postrzegania zdolności obronnych i odstraszania NATO jako pewnego schematu, którego chcą uniknąć w Indopacyfiku. Mówimy również o postrzeganiu czegoś o wiele mniej uchwytnego, a więc swoistej soft power NATO.

Czytaj też

Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (1)

  1. Chyżwar

    Jak dla mnie nie powinno być żadnego azjatyckiego NATO. Powinno być NATO, do którego należą: Republika Korei, Japonia, Australia, Nowa Zelandia, Tajwan i jeszcze te państwa, z tamtego regionu, które można zaliczyć do szeroko rozumianej Cywilizacji Zachodu.

Reklama