Reklama

Geopolityka

Francja wycofuje się z Mali i idzie na zachód Afryki [ANALIZA]

Autor. Armée française - Opérations militaires/Facebook

Operacja Barkhane rozpoczęła się w sierpniu 2014 r., i była kontynuacją operacji Serval, wymierzonej w struktury Al-Kaidy Islamskiego Maghrebu. Głównym założeniem było wsparcie lokalnych sił wojskowych w walce z terroryzmem, koordynacja międzynarodowej koalicji oraz wsparcie akcji humanitarnej na rzecz lokalnego społeczeństwa. Teraz po prawie dekadzie, Francja się wycofuje, a jej obecność wojskowa w Mali stała się według tamtejszych władz nielegalna. Jednakże E. Macron zaskoczył i stwierdził, że Francuzi wzmocnią swoją obecność w nadchodzących miesiącach na zachodzie kontynentu.

Reklama

Armia francuska prowadziła działania na zasadzie partnerstwa z krajami grupy pięciu na rzecz Sahelu (G5 Sahel), w której skład wchodzą: Burkina Faso, Czad, Mali, Mauretania i Niger. Strategicznym celem Francji była pomoc w osiągnięciu samodzielności militarnej przez kraje Sahelu, aby mogły zapewnić bezpieczeństwo i stabilizację w regionie bez pomocy sił zagranicznych. Misje humanitarnego wsparcia były ściśle powiązane z aspektem militarnym operacji, gdyż przychylność lokalnej ludności wobec międzynarodowej koalicji uniemożliwia tworzenie nowych lokalizacji, w których schronienie znaleźć mogą terroryści. Francuska operacja przeciwko terroryzmowi na Sahelu była bardzo trudną i wymagającą misją ze względu na ogromny teren działania. Wojska francuskie musiały działać na terytorium 5 krajów, których całkowita powierzchnia porównywalna jest do obszaru państw Unii Europejskiej. Obecnie największe zagrożenie stanowią Państwo Islamskie na Wielkiej Saharze (ISGS) i powiązana z Al-Kaidą Grupa Wspierania Islamu i Muzułmanów (JNIM).

Reklama

Czytaj też

Reklama

Do początku czerwca 2021 r. w operacji brało udział ok. 5100 francuskich żołnierzy, głównie w Mali, Nigrze i Czadzie (z kwaterą dowództwa znajdującą się w stolicy Czadu, Ndżamenie), wspierających i szkolących siły państw G5 Sahel. Od 2018 r. w operacji uczestniczyły też Wielka Brytania i Estonia, od grudnia 2019 r. również Dania. Obecne w regionie były także siły amerykańskie, włoskie czy hiszpańskie.

Działania w ramach operacji Barkhane

W operacji Barkhane oprócz sił francuskich brało udział, w zależności od podejmowanych działań, ok. 3000 żołnierzy z państw G5. Koszty misji po ośmiu latach szacowane są dość rozlegle, oscylując między 650 milionami, a miliardem euro na rok. W skład wojsk lądowych wchodziły: Dwie Pustynne Grupy Bojowe (fr.Le groupement tactique désert, GTD) liczące około 1500 żołnierzy, 280 ciężkich pojazdów opancerzonych, 400 pojazdów transportowych, 220 pojazdów lekko opancerzonych, a także Francja przekazała 20 pickupów (typu Masstech) lekkim jednostkom rozpoznawczo-interwencyjnym (fr.les Unités légères de reconnaissance et d'intervention, ULRI), szkolonym przez francusko-estońską grupę zadaniową Task Force Takuba.

Czytaj też

Siły powietrzne wykorzystywane w operacjach wojskowych w regionie Sahelu składały się z 20 śmigłowców, w tym 3 brytyjskich ciężkich śmigłowców transportowych CH-47 Chinook, stacjonujących w bazie w Mali, w Gao. Ponadto sekcja jednostki powietrznej była podzielona na dwie bazy lotnicze – w Niamey w Nigrze oraz w Ndżamenie w Czadzie. W skład zasobów wojskowych wchodziło: 7 samolotów Mirage 2000 C i D oraz  od 5 do 8 samolotów transportowych oraz 3 drony REAPER.

Zmiana modelu operacji Barkhane

10 czerwca 2021 r. prezydent E. Macron ogłosił redukcję liczebności francuskich sił w regionie Sahelu, rozpoczynając tym samym zmianę modelu dotychczasowej misji Barkhane, w skutek której utraciła status operacji zagranicznej. W początkowej fazie planowane było stopniowe zmniejszanie liczby żołnierzy z 5100 do około 2500. Decyzja ta została podjęta po około roku od podniesienia liczby żołnierzy o dodatkowe 600, a termin jej ogłoszenia przypadł tuż przed czerwcowym szczytem G7 w Kornwalii, podczas którego E. Macron podniósł kwestię bezpieczeństwa w Sahelu, postrzeganego przez państwa Zachodu jako obszar wysokiego ryzyka.

Pogarszająca się sytuacja w regionie oraz brak szansy na całkowite pokonanie terrorystów sprawiło, że scenariusz zmiany modelu operacyjnego był brany pod uwagę od dłuższego czasu. Dotychczasowa taktyka oraz system walki z terrorystami nie przekładał się na wzrost stabilizacji w Mali, kraju najbardziej dotkniętym przez działalność radykalnych organizacji wojskowych. Taki rozwój sytuacji zmusił E. Macrona do działania. Niestabilna sytuacja polityczna w Mali, której konsekwencją był m.in. zamach stanu, stała się idealnym pretekstem do zmiany zaangażowania francuskich sił w Sahelu, co doprowadziło do ich redukcji.

Czytaj też

Duży wpływ na decyzję miały również nadchodzące w tamtym czasie wybory prezydenckie, gdyż większość francuskiego społeczeństwa była przeciwna operacji Barkhane ze względu na wysoki nakład finansowy z budżetu państwa i jej niską efektywność. Dodatkową przyczyną było rosnące nieporozumienie pomiędzy Paryżem a Bamako, sprowokowane m.in. niechęcią Francji wobec pomysłu podjęcia rozmów oraz negocjacji z terrorystami, forsowanego przez malijski rząd. Wymienione czynniki sprawiły, że E. Macron postanowił, aby państwa Sahelu wzięły odpowiedzialność za swoje terytorium oraz obywateli, wymuszając to redukcją liczby francuskich żołnierzy.

Zmiana modelu obecności wojskowej ukazała prawdziwe oblicze operacji Barkhane. W dotychczasowej narracji francuski rząd utrzymywał, że przynosi ona wyłącznie korzyści. W rzeczywistości okazało się to nieprawdą. Innym błędem było zwiększenie wydatków na działania wojskowe, które miały zapewnić stabilizację. Środki były jednak nieproporcjonalne do efektów misji. Te argumenty powtarzane przez rządzących kreowały wyłącznie 7-letnią iluzję. Skoncentrowanie francuskich działań na operacjach wojskowych, a przy okazji zaniedbywanie w znaczny sposób aspektu politycznego oraz społecznego sprawiło, że jakakolwiek długotrwała i istotna poprawa jest trudna do dostrzeżenia, a ewentualne efekty i sukcesy były jedynie tymczasowe.

Czytaj też

Francja reorganizowała swoją armię w momencie, gdy w Mali władzę przejęło wojsko, a kraj nie był w stanie zapewnić sobie bezpieczeństwa bez zewnętrznej pomocy oraz nie miał perspektywy na polityczną stabilizację w przyszłości. Niemniej jednak, zmniejszona aktywność Francji, daje państwom z Afryki więcej możliwości do zaproponowania własnych rozwiązań problemu, włącznie z negocjacjami z terrorystami (forma akceptowana w Afryce i na Bliskim Wschodzie) oraz dialogiem politycznym. Francja od zawsze była zdecydowanym przeciwnikiem takiego działania.

Rosja rządzi w Mali, ale może przyjdą Amerykanie?

Redukcja liczebności francuskich wojsk może spowodować, że inne kraje będą podejmowały zintensyfikowane próby zwiększenia swoich wpływów w regionie pod pretekstem stabilizacji. Poza Francją do najbardziej zaangażowanych państw na omawianym obszarze należą obecnie Rosja oraz Turcja. Ponadto trwa intensywna rywalizacja o wpływy w regionie, zwłaszcza ze strony Chin i Rosji, a zatem po wycofaniu się E. Macrona niknie szansa na jakiekolwiek wsparcie Francji przez np. Polskę. Obecne władze malijskie prowadzą jednak bliższą współpracę z Moskwą, posiadającą znaczne inwestycje w państwie. Co więcej, oficjalnie podkreślono, że to Rosja ma wspierać zmiany polityczne w kraju.

Czytaj też

Opinia publiczna ma nadzieję na wzrost zaangażowania amerykańskiej armii w regionie. Widać wzrost jej znaczenia i to w niej można upatrywać dominującego gracza. Taka rola odgrywana przez Stany Zjednoczone jawi się bowiem jako lepsza alternatywa niż siły rosyjskie lub chińskie. To jednak zdaje się kwestią problematyczną, gdyż w III kwartale 2021 r. USA skupiły swoją uwagę na działaniach w rejonie Pacyfiku, a na początku 2022 roku na Ukrainie. Analizując proces wyprowadzania wojsk z Afganistanu, a także sojusz AUKUS, można zaryzykować stwierdzenie, iż Stany Zjednoczone bezwzględnie realizują swoje założenia, nie zawsze przy tym oglądając się na swoich dotychczasowych czy też potencjalnych sojuszników. Na pewno nie będą zastępować Francji, oczyszczając po niej Mali.

Rola grupy Wagnera

Pojawiło się także zainteresowanie współpracą z Mali ze strony Rosji. Rosyjski minister spraw zagranicznych S. Ławrow poinformował, że Mali zwróciło się do prywatnych rosyjskich firm w celu zwiększenia bezpieczeństwa w rozdartym konfliktem kraju. Warto zwrócić uwagę chociażby na to, jaką rolę dla Rosji odegrało zaangażowanie się grupy w Republice Środkowoafrykańskiej. Jej obecność znacznie umocniła pozycję i wpływy Kremla w tym rejonie. Wysłannicy grupy Wagnera prowadzili przez wiele miesięcy lobbying u malijskich władz tymczasowych – w szczególności u Camary, który odwiedził Rosję w sierpniu w 2020 r. Choć Bamako podpisało z Moskwą porozumienie obronne w 2019 r., to po raz pierwszy malijskie władze rozważają podpisanie kontraktu z prywatną firmą wojskową z siedzibą w Rosji – po działaniach Wagnerowców można przyjąć, iż już do takiego porozumienia doszło.

Czytaj też

Czytaj też

Aktualna sytuacja i prognozy na przyszłość

Podsumowując, po 7 latach operacji militarnej Barkhane bilans obecności francuskiej jest negatywny. Poprawa i stabilizacja w regionie są właściwie niezauważalne. Założenia bowiem od początku były zbyt optymistyczne, a idea apolitycznej misji, co wynikało z jej antyterrorystycznego charakteru, i późniejsze utworzenie Task Force Takuba stały sięde facto parasolem ochronnym elit Bamako. Dzięki temu mogły one realizować własne, interesowne programy, zamiast stawić czoła wyzwaniom w regionie.

Warto zwrócić uwagę właśnie na ten fakt, iż z operacją Barkhane generalnie nie wiązały się żadne ambicje polityczne. Podstawowym założeniem było bowiem trzymanie się z dala od malijskiej polityki. Widać to na przykład po tym, że Barkhane uniknęła wciągnięcia w polityczny i pełen przemocy impas w centralnym regionie Mali. Niemniej rzekoma apolityczność Barkhane jest niespójna oraz niewiarygodna wśród samych Malijczyków, którzy nie rozumieli, dlaczego północne miasta miałyby zostać wyzwolone od dżihadystów, a nie od separatystycznych rebeliantów. Z tej perspektywy nie da się stwierdzić, że Barkhane nie była zaangażowana w politykę wewnętrzną, a wszelkie próby przedstawienia, że jest inaczej, wzbudzać mogłyby jedynie nieufność i wzmagać pogłoski o ukrytych (podszytych hasłami neokolonializmu) celach Francji.

Czytaj też

Rządząca w Mali junta pod dowództwem Assimi Goity doprowadziła do tego, czego Paryż zaczął obawiać się już jakiś czas temu i czego być może próbował uniknąć E. Macron decydując o zakończeniu operacji Barkhane. Wraz z początkiem 2022 r. w Bamako zdecydowano o zerwaniu porozumień obronnych z Paryżem. Biorąc pod uwagę zaangażowanie Kremla, można zauważyć w malijskich ruchach echo neokolonialnej myśli Aleksandra Dugina. Posługiwanie się takim dyskursem, w którym Francja, jako była metropolia ,,ingeruje" w niezależność Mali, wydaje się być skutecznym narzędziem w dyskusji publicznej dla obecnych rządów. Z drugiej strony, Francja używa argumentu o braku chęci wspierania autorytaryzmów.

Decyzja o wycofaniu się z regionu – rozstrzygnięcie, do którego Francja została zmuszona – niesie za sobą szereg skutków dla międzynarodowego zaangażowania w regionie. Przede wszystkim niepewna jest przyszłość Task Force Takuba – niemalże połowę zaangażowanego personelu stanowili bowiem Francuzi. Ich brak wpłynie w dużej mierze na osłabienie całego międzynarodowego kontyngentu. W lutym 2022 r. działania tej grupy w Mali zostały zawieszone. Co więcej, Dania zdecydowała, że na żądanie junty malijskiej wycofa swój personel.

Czytaj też

Należy podkreślić, że Francja w dalszym ciągu zamierza wspierać lotniczo i medycznie zarówno misje ONZ, jak i UE. Jednakże nie można nie wziąć pod uwagę tego, że decyzje Pałacu Elizejskiego obserwują inne państwa i być może od jego kolejnych kroków uzależniają swoje własne działania, wycofując wojska i opuszczając tak licznie Sahel. Byłoby to bardzo niebezpieczne dla Europy, która nie jest gotowa na kolejną falę migracji, a także międzynarodowe zagrożenie terroryzmem. Ponadto ucierpią wszystkie europejskie inwestycje w Afryce. Pomimo nieskuteczności Francuzów, to oni podtrzymywali względnie bezpieczną sytuację w regionie Sahelu.

Wycofanie i wzmocnienie na Zachodzie

E. Macron zaznaczył, po swoim lipcowym wyjeździe do Afryki, że Francja pozostanie na kontynencie, a co więcej, będzie zwiększać swoje zaangażowanie. Teraz jednak głównym celem będzie przesunięcie sił na zachód. Współpraca będzie zwiększona z państwami, które chętnie przyjmą wojska francuskie, jak np. Niger, Kamerun i Benin, a także tam, gdzie już mają swoje bazy tj. Senegal, WKS i Gabon. Nie bez znaczenia będzie relacja z Ghaną, Gwineą Bissau i Sierra Leone, które również mają stać się oficjalnymi przyczółkami Francji.

Czytaj też

Mali z pewnością poprosi jeszcze kiedyś Francję o pomoc. Rosjanie i terroryści nie będą w stanie współpracować, aby odbudować kraj wspólnie z politykami. Będzie dochodzić do dalszego rozpadu, gdyż już teraz 50% kraju jest pod kontrolą terrorystów. Francuzi zapewniali ogromne wsparcie z powietrza, niszcząc kilkaset baz terrorystów w ciągu roku. Teraz Paryż zdecydował, że lepiej obserwować sytuację z bezpiecznej odległości i skierować się tam, gdzie Francji – choć trochę – jest witana z uznaniem. Francja była obecna w Afryce i dalej tak będzie, ponieważ żadne inne państwo nie jest w stanie być wartościową alternatywą.

Autorzy: Aleksander Olech, Agnieszka Homańska

Reklama

Komentarze (3)

  1. rwd

    Francja wycofa się z Mali, to Mali przyjdzie do Francji.

  2. Molochpl

    Nie ma sensu wspieranie Afryki. Nie miało i mieć nie będzie. Nigdy nie lubili białych i nie polubią. Lepiej za paciorki kupować surowce jak Chińczycy i zostawić ich w średniowieczu. Ten mld rocznie lepiej wydać na przemysł w UE. Dobrze tylko, że nas tam nie ma stracilibyśmy tylko pieniądze.

  3. easyrider

    Nabrali nagle wigoru po decyzji o wycofaniu? Nie lepiej byłoby im wykorzystać tę oddziały do obrony własnego kraju przed napływem obcych? A jeżeli nie mają zamiaru bronić się przed napływem, tylko brnąć dalej w ten ideologiczny bełkot o konieczności pomocy, to po co udają, że mają jakiekolwiek prawo do własnego terytorium? Niech po prostu ogłoszą, że kto chce, komu źle u siebie niech po prostu zgłasza się do ambasady i czeka na transport na koszt państwa francuskiego Zadziwiające, że ludzie wierzą w ten absurd, że ten napływ zakończy się czymś pozytywnym.

Reklama