Reklama
  • Komentarz
  • Opinia
  • Analiza
  • Wiadomości

Fiasko szczytu Trump-Putin [KOMENTARZ]

Donald Trump miał odwołać spotkanie z Władimirem Putinem, które miało odbyć się na Węgrzech.Wywołało to liczne emocje i spekulacje w przestrzeni światowych mediów. Należy jednak zastanowić się, co powinniśmy z tego uznać za najważniejsze doświadczenie dla nas, jeśli chodzi o obraz nie tylko relacji amerykańsko-rosyjskich, ale szerszego układu międzynarodowego.

Prezydent USA Donald Trump
Relacje USA-Rosja to idealna lekcja poszukiwania prawideł dla nowej rzeczywistości międzynarodowej
Autor. The White House, www.whitehouse.gov
Reklama

Kolejne napięcia wobec negocjacji odnoszących się do zakończenia walk na Ukrainie przypominają dobitnie o kilku kluczowych aspektach współczesnych relacji międzynarodowych. Przede wszystkim nie mówimy już od dawna o bipolarnym świecie, ujmowanym w paradygmatach znanych z opisów zimnej wojny. Możemy się spierać o jego konkretny kształt czy też definicję tego, z czym mamy do czynienia, ale kolaps znaczenia spotkań prezydentów USA i Rosji jest widoczny. Choć wielu w USA i Rosji chciałoby przynajmniej mentalnie powrotu do ówczesnych zasad gry, to jednak nie ma możliwości łatwego skopiowania „zimnej wojny” w obecnej światowej konfiguracji. Ta perspektywa uwidacznia się idealnie w zakresie dążenia przywódcy USA do nakłonienia – niejako odgórnie – Władimira Putina do zakończenia działań zbrojnych w formacie rozmów mocarstw czy też wręcz bezpośrednich rozmów prezydentów. Po pierwsze, sama Rosja to nie jest ZSRR, nawet przy wszystkich narracyjnych staraniach podejmowanych przez rządzących na Kremlu.

Zobacz też

Rosja musi patrzeć na innych

Stąd państwo rosyjskie utraciło samowystarczalność w prowadzeniu operacji wojskowych, zwłaszcza tak szeroko zakrojonej inwazji. Problem nie sprowadza się jedynie do konieczności sięgania po technologie irańskie czy żołnierzy z KRLD, lecz ma znacznie szerszy wymiar. W grze pozostają więc Chiny, z własną wizją zakończenia (lub przedłużenia) działań w Europie. Warto zauważyć, że z Pekinu płyną sygnały, iż to globalne mocarstwo nie dopuści do osłabienia Rosji ani jej klęski. Podobne stanowisko Chiny zajmują wobec zachodnich sankcji. Należy więc przyjąć, że ChRL nie sprzyja sukcesom amerykańsko-rosyjskich formatów prezydenckich, a słowa Donalda Trumpa o „marnowaniu czasu” mogą wynikać z oceny takiej gry Moskwy. Można wręcz wysunąć roboczą hipotezę, że dalsze działania zbrojne przeciw Ukrainie nie zależą już wyłącznie od Rosji, lecz są wynikiem splotu wielu interesów, wykraczających także poza Chiny. Rosyjska agresja stworzyła bowiem sieć globalnych brokerów wspierających Moskwę w obchodzeniu sankcji i czerpiących zyski z wojny – od rynków zbrojeniowych po surowce i finanse.

Reklama

Warto zauważyć, że współczesna Rosja nie jest kopią ZSRR ani pod względem systemu władzy, ani realnej sprawczości Władimira Putina. Choć widoczne są elementy autorytaryzmu i ideologizacji społeczeństwa, dzisiejsza Rosja ma charakter kleptokratyczny, a nie ideologiczny. Wojna z Ukrainą tworzy nowe elity i źródła dochodów, w tym nieoficjalnych, wynikających z korupcji i militaryzacji życia publicznego. Zjawiska te zwiększają ryzyko nieskuteczności klasycznych negocjacji, opartych na zachodnim pragmatyzmie. Wbrew deklaracjom USA, że dalsza wojna jest dla Rosji nieopłacalna, należy brać pod uwagę osłabioną sprawczość Putina w porównaniu z sowieckimi gensekami. Dlatego ostrożność w ocenach jego wszechmocy i mitologizowaniu przywódcy wydaje się szczególnie uzasadniona.

Zobacz też

Obecny prezydent Rosji, chcąc utrzymać stabilność swoich rządów, musi dziś uwzględniać znacznie więcej czynników niż tylko strategię międzynarodową. Kluczowe stają się kwestie wewnętrzne, związane z równowagą polityczną i społeczną w państwie. Już wcześniej zwracano uwagę na możliwe skutki nagłej demobilizacji i wpływ weteranów na sytuację wewnętrzną, a także na ryzyko zatrzymania procesów polityczno-gospodarczych bez wyraźnego zwycięstwa, które mogłoby zostać przedstawione społeczeństwu i elitom jako uzasadnienie poniesionych kosztów.

Reklama

USA to nie tylko wielka szachownica

Drugim z aspektów, które nie wybrzmiewają obecnie zbyt mocno wokół fiaska kolejnego szczytu Trump-Putin, a mają przecież krytyczne znaczenie, są sprawy stricte amerykańskie. Zauważmy na wstępie – na wstępie – iż problem Donalda Trumpa to przede wszystkim ciągłe mierzenie się z narracjami wyborczymi, które oscylowały wokół szybkiego rozprawienia się z całą gamą źródeł różnych światowych konfliktów zbrojnych. W tym wszystkim poczytne miejsce zajmowała właśnie sprawa porozumienia kończącego działania wojenne na Ukrainie, choć trzeba podkreślić, że nie była ona jedyna. W przypadku dyskusji o możliwej pokojowej nagrodzie Nobla (której ostatecznie w 2025 r. nie przyznano prezydentowi USA) widać było skalę amerykańskiego zaangażowania w wymiarze globalnym. Od sytuacji na Bliskim Wschodzie, poprzez Azję i Pacyfik, a nawet śmiało można było doszukać się wątków również chociażby z Afryki. I znów należy przypomnieć, że nie są to standardy zimnowojenne, czy przede wszystkim – w wypadku USA – standardy przełomu XX/XXI w. z nieporównywalną wówczas siłą tego mocarstwa globalnego. Obecna administracja musi iść na różne ustępstwa względem swoich zapowiedzi, choć Donald Trump ewidentnie mocno to przeżywa w sferze publicznej.

Zobacz też

Co więcej, same USA borykają się z licznymi problemami natury wewnętrznej , co także odsuwa uwagę od spraw ze sfery relacji międzynarodowych. Pamiętajmy, że wiele z nieporozumień względem kampanii wyborczych w USA (szczególnie w Europie) jest mocno powiązanych z dogmatycznym podejściem do tego państwa jako wyłącznie skoncentrowanego na sprawach międzynarodowych. Zaś pomijane są wewnętrzne kwestie odnoszące się do spraw homeland security/national security w wymiarze bardziej krajowym. Stąd być może zdziwienie, że dla wielu Amerykanów mocniejszym przekazem są ataki na domniemane łodzie szmuglujące narkotyki (czy szerzej sprawa Wenezueli), niż walki w Ukrainie. Biały Dom i Kongres muszą te nastroje brać pod uwagę pod kątem kolejnych wyborów. I nie powinno być zaskoczenia, szczególnie wśród osób spoglądających na co dzień na politykę międzynarodową, że krytyczne wypowiedzi odnoszące się do pomocy Ukrainie będą się na gruncie amerykańskim pojawiać. A nawet mogą zyskiwać znaczne zasięgi, chociażby za sprawą ludzi pokroju (prorosyjskiego) Tuckera Carlsona i jego obecnie rezonującego również w Polsce stwierdzenia o Ukrainie i naszym państwie.

Reklama

Dla nas są one oczywiście błędne (mówiąc delikatnie), czy wręcz szkodliwe, jeśli chodzi o optykę, ale jednocześnie bez tła wewnątrzamerykańskiego, np. w obrębie sporów o budżet federalny, nie można ich w pełni odczytać. To zaś może być wielkim problemem w zakresie rozumienia relacji nie tyle z obecnymi władzami w USA, ale uzyskiwaniem szerszego poparcia wśród społeczeństwa. Aż chciałoby się wspomnieć, że podobne wymogi głębszej analizy amerykańskich emocji społeczno-politycznych, względem relacji np. w obrębie NATO, były podkreślane w kontekście analizy ostatniej kampanii wyborczej w USA. Pytanie, na ile w przypadku Europy jesteśmy nadal świadomi znaczenia nie tyle samego emocjonalnego i publicznego oburzania się na takie poglądy w USA, proponowane przez tamtejszych politycznych influencerów (ale też lobbing prorosyjski, nadal istniejący poprzez sieci zależności finansowych, biznesowych, etc.), ale konkretnego, praktycznego stanięcia przeciwko nim. Chodzi o zdobywanie lub odbijanie rzędu serc i umysłów, chociażby w przestrzeni zwolenników partii republikańskiej. Przywołując narzędzia takie jak kampanie społeczno-informacyjne, własną kooperację (w tym personalną) z inaczej myślącymi influencerami, itd. Obrażanie się na znaczną część amerykańskiego społeczeństwa jest i będzie zwyczajnie kontrproduktywne z perspektywy naszych interesów. I co najważniejsze, nie wolno pomijać znaczenia wielu wątków polityki amerykańskiej, w tym tych nie odnoszących się do rozgrywek międzynarodowych.

Zobacz też

W Europie bez zmian - od emocji do emocji

Trzecim z wątków jest zauważenie, że w samej Europie mamy do czynienia z mocnym emocjonalnym podejściem do każdej decyzji, akcji i działań obecnej amerykańskiej administracji. Od pełnej negacji i krytyki, aż po pełną akceptację i uznanie wręcz nieomylności. Lecz przecież również i amerykańskie struktury władzy, wspierane przez aparat analityczny i wywiadowczy, państwa mogą zwyczajnie popełniać błędy i szukać nowych dróg realizacji swojej polityki w dynamicznie przeobrażającym się środowisku międzynarodowym. USA mogą chociażby uznać, że nie zamierzają brać udziału w spotkaniu legitymizującym stronę rosyjską i de facto nic nie wnoszącym. Chociaż pierwotnie zakładano możliwość zapewne uzyskania nie tyle porozumienia, co przełomu w jakimś aspekcie negocjacji. Co więcej, dyplomacja nie obejmuje jedynie łatwych dróg i prostych rozwiązań, szczególnie przy tak skomplikowanych sprawach, jak zjawisko wojny. Dlatego też pamiętajmy, że w relacjach z Rosją otwartych jest o wiele więcej kanałów niż tylko ten umowny prezydencki. Odnosi się to do klasycznych elementów dyplomacji, ale także innych obszarów i przede wszystkim formatów. Należy spodziewać się, że fiasko najbardziej widocznej części między prezydentami nie zamknęło ich. W dodatku, amerykańskie sygnały o mocniejszych sankcjach i potencjalnie zniesieniu „barier” w zakresie rażenia głębszych rosyjskich celów amerykańskimi systemami walki nie są tylko przejściem na scenariusz pełnego starcia mocarstwa globalnego USA i mocarstwa już bardziej regionalnego Rosji. Szczególnie że nadal mowa jest o państwach znających granice konfrontacji wyznaczanej przez broń masowego rażenia (BMR).

Zobacz też

Reklama

Konkludując, sprawa niedoszłego węgierskiego szczytu Trump-Putin (który w Polsce mocno wybrzmiewał nie tylko w związku z jego znaczeniem międzynarodowym) jest z jednej strony lekcją podejścia do stosunków międzynarodowych i dyplomacji, a z drugiej pewnym zadaniem dla refleksji strategicznej. W pierwszym z tych aspektów widać jak w soczewce, że mamy do czynienia ze światem, w którym niezbędne jest wychodzenie poza utarte schematy myślenia, szczególnie zimnowojennego, a tym bardziej z okresu dywidendy pokoju lat 90. XX w. Dyplomacja wokół wojen jest trudna i narażona na liczne problemy (jest to trywialne, ale jakże istotne w czasach szukania rozwiązań np. w jednym wpisie na platformie X), ale podąża i podążać będzie symultanicznie względem działań zbrojnych. A odnosząc się do drugiego, strategicznego doświadczenia, należy zawsze stawiać na wielowariantowy model aktywności państwa w relacjach międzynarodowych. Nie oznacza to akceptacji uproszczeń w stylu negowania znaczenia sojuszy obronnych czy zrywania relacji z partnerami strategicznymi, ale raczej posiadania wielu narzędzi i ich wykorzystywania przy jednoczesnym analizowaniu wielu scenariuszy.

Zobacz też

Analogicznie, jeśli chodzi o dobór narzędzi do analizy, np. wręcz fetyszyzację różnych koncepcji (mniej lub bardziej upraszczanych) geopolitycznych, kosztem innych perspektyw stosowanych do opisu zjawisk zachodzących na arenie międzynarodowej. A już nie wspominając o znaczeniu analizy z zakresu nauk politycznych, które powinny pozwalać rozumieć lepiej sytuację wewnętrzną w kluczowych dla nas państwach świata, w tym Rosji (zagrożenie dla bezpieczeństwa) i USA (strategiczny sojusznik). Stąd tak ważną rolę odgrywa zaplecze analityczne oraz wywiadowcze każdego państwa, które nie jest zbytkiem i nie powinno być łączone jedynie z przestrzenią aktywności w otwartych źródłach przekazu medialnego. Zaś doprecyzowując, USA i Rosja znajdują się w ciągłym stanie rywalizacji, ale i negocjacji. I można spodziewać się w kolejnych miesiącach, że wiele z kanałów nieoficjalnych i mniej widocznych będzie aktywowane właśnie w kontekście wydarzeń, do których de facto nie doszło na Węgrzech. W końcu sam Donald Trump zastrzegł, że z Władimirem Putinem może spotkać się w przyszłości.

WIDEO: Niemiecka Orka? | Putin na Bałtyku | Pokrowsk Defence24Week #136
Reklama
Reklama