Reklama

Wojsko na granicy to oznaka słabości państwa. "Przespano cztery lata"

Żołnierz 12 Dywizji Zmechanizowanej podczas patrolu na granicy
Żołnierz 12 Dywizji Zmechanizowanej podczas patrolu na granicy
Autor. 12 Dywizja Zmechanizowana/X

Siły Zbrojne RP rozpoczynają operację „Bezpieczny Zachód”, mającą na celu wzmocnienie ochrony granicy z Niemcami. Zaangażowanie w tę misję Sił Zbrojnych RP będzie oznaczało kolejne zakłócenie procesu szkoleniowego.

W nocy z niedzieli na poniedziałek rozpoczęła się operacja „Bezpieczny Zachód”, mająca na celu wzmocnienie ochrony granicy Polski z Niemcami. Trzon wydzielonych sił mają stanowić jednostki czterech brygad Wojsk Obrony Terytorialnej. Kolejna, 1. Podlaska Brygada Obrony Terytorialnej ma zostać zaangażowana w operację Bezpieczne Podlasie rozszerzoną na granicę z Litwą. Oprócz żołnierzy WOT na granicy będą pełnić służbę żandarmi i wojskowi z jednostek podległych Inspektoratowi Wsparcia Sił Zbrojnych.

To już kolejny raz, kiedy Siły Zbrojne RP angażowane są do działań z zakresu reagowania kryzysowego. Przypomnijmy, że od 2021 roku na granicy z Białorusią trwa operacja przeciwdziałania nielegalnej migracji (obecnie pod kryptonimem Bezpieczne Podlasie, z zaangażowaniem 12 Szczecińskiej Dywizji Zmechanizowanej i 11 Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej, oczywiście przy wsparciu WOT i innych elementów). Swoją drogą, w działania na granicy z Białorusią zaangażowanych jest około 6 tys. żołnierzy.

Reklama

Operacja Bezpieczne Podlasie została nieco uporządkowana w zeszłym roku po zabójstwie sierż. Mateusza Sitka, zakupiono więcej sprzętu i wprowadzono system rotacji, tak by na granicy funkcjonowało jednolite dowództwo (wydzielane przez jeden związek taktyczny – dywizję – w jednym czasie, tak by każda zaangażowana jednostka miała co pewien czas możliwość odtwarzania gotowości bojowej).

Czytaj też

Wszystko to nie zmienia faktu, że działania na granicy mają olbrzymi i negatywny wpływ na szkolenie jednostek Wojska Polskiego do wykonywania podstawowego zadania, czyli obrony w wypadku agresji zbrojnej. I to w sytuacji, gdy pole walki – z uwagi na trwającą wojnę na Ukrainie i adaptację obu stron, a w szczególności Rosji – przechodzi bardzo dynamiczne zmiany, co wymagałoby dostosowania procesu szkolenia. Dodatkowo, Siły Zbrojne RP rozwijają się liczebnie w tempie nienotowanym od dekad. Tylko kto ma szkolić młodych adeptów służby wojskowej, jeśli rozwijamy struktury, więc bardziej doświadczeni żołnierze często zmieniają stanowiska, a duża część szkolenia poświęcona jest patrolowaniu granicy?

W niedawnym wywiadzie dla Polskiego Radia 24 szef Sztabu Generalnego generał Wiesław Kukuła przyznał, że zaangażowanie na granicy wywiera wpływ na szkolenie. Wskazał jednocześnie, że wojsko się z tym zmierzy, a ochrona granicy to konstytucyjny obowiązek.

Reklama

Nieoficjalnie słychać jednak, że działania na granicy mocno dezorganizują proces szkolenia. Często dochodzi do sytuacji, w której słabo przygotowani dowódcy na niskich szczeblach (nie wiedzący tak naprawdę jak mają prowadzić zajęcia) muszą je realizować, bo przełożeni nie mają czasu, by im to wytłumaczyć, a sami „szkolący” nie przeszli pełnych cykli szkolenia, a szkoleni… są źle przygotowani. W dokumentach przekazywanych przełożonym wszystko się zgadza. Mało kto chce meldować „górze”, swojemu przełożonemu, o realnej sytuacji, bo poniósłby konsekwencje, nawet jeśli na zaistnienie okoliczności nieszczególnie miał wpływ (np. otrzymując przydział służbowy bez przygotowania i zadanie prowadzenia szkoleń). I jest tak zarówno w zawodowych jednostkach Wojsk Lądowych (służących od czterech lat na granicy z Białorusią) jak i w WOT.

Czytaj też

Sytuacja, w której Siły Zbrojne RP pełnią rolę „granicznej straży pożarnej” jest nie do utrzymania, jeśli chcemy w SZ RP budować realne zdolności. Trzeba realnej dyskusji – i to na poziomie MON czy Sztabu Generalnego – o tym jak ograniczyć zaangażowanie wojska na granicy. Jest pewne, że żaden wojskowy nie odmówi wykonania zadania na granicy, bo po pierwsze byłoby to złamanie zasady cywilnej kontroli nad armią, po drugie – wojsko ma konstytucyjny obowiązek zapewniania nienaruszalności granicy.

Od cywilnych przełożonych (i to niezależnie z jakiego środowiska się wywodzą) należałoby jednak oczekiwać pełnego zrozumienia, co tak naprawdę powoduje wysyłanie wojska na granicę i jak wielki wpływ może mieć degradacja szkolenia na realną skuteczność armii – nawet modernizowanej. Przypadki, w których pozornie dobrze wyposażona armia poniosła porażki w prowadzonych operacjach w dużej mierze z uwagi na „upiększanie” informacji o skuteczności, ukompletowaniu i poziomie wyszkolenia, znamy z najnowszej historii.

Reklama

Czego należy oczekiwać? Po pierwsze, realnego wzmocnienia zdolności ochrony granicy przez służby do tego powołane. To nie tylko zwiększenie zasobów kadrowych MSWiA, ale i zmiana filozofii działania. Pierwszą sprawą jest wyposażeni, ukompletowanie formacji MSWiA (a także Komponentu Obrony Pogranicza WOT, który powinien wspierać Straż Graniczną jeśli jest taka potrzeba zamiast jednostek zmechanizowanych czy pancernych) adekwatnie do przewidzianych do wykonania zadań wraz z nadaniem odpowiedniego zakresu uprawnień. Pytanie, czy część formacji SG nie należałoby włączyć w struktury MON (ochrona „zielonej” granicy zewnętrznej), lub zmienić charakter na bardziej zmilitaryzowany. Należy dążyć do maksymalnego zwiększenia możliwości monitorowania i ochrony granic przy minimalnym zaangażowaniu potencjału ludzkiego. Co oznacza to w praktyce?

Po pierwsze, trzeba wyzbyć się złudzeń i uznać ograniczenie zaangażowania wojska za realny priorytet. Na granicy z Białorusią mogłoby to oznaczać – przykładowo – poszerzenie strefy buforowej z wyłączeniem możliwości działalności organizacji pozarządowych, budowę kolejnych linii monitoringu, czy wykorzystanie umocnień Tarczy Wschód jako kolejnych barier przeciwko migrantom. Nawet, jeśli przy okazji zablokuje się szlaki turystyczne czy szlaki zwierząt, to należy tak zrobić, jeśli pozwoli to odciążyć Siły Zbrojne RP i wzmocnić ochronę granicy. Dodajmy, że przy okazji rozpoczęcia budowy rowów przeciwpancernych na granicy Estonii z Rosją szef estońskiej straży granicznej Veiko Kommusaar powiedział wprost, że spowolnią one także ruch migrantów.

Nieco inna sytuacja jest w wypadku granic z państwami UE, bo tam zagrożenie ma inny charakter, ale i tam trzeba inwestycji. Zaczynając od tego, że budowa „bariery elektronicznej” na granicy z Litwą jest zadaniem „na wczoraj”, bo mamy już systemy na granicach z Rosją i Białorusią, a patrząc na zasoby jakimi dysponują kraje bałtyckie i długość ich granic, presja może się zwiększać. Normą na granicach, także z państwami UE, powinny być systemy rozpoznawania tablic rejestracyjnych czy twarzy oraz wykrywania i zwalczania bezzałogowców. Tak, by świadomość sytuacyjna co do tego co się dzieje na granicy była jak największa, nawet jeśli akurat nie ma stałej kontroli.

Czytaj też

Kolejna sprawa, to zaprzestanie trzymania się niemal za wszelką cenę „ducha Schengen”. Jeśli mamy niekontrolowane ruchy migracyjne, kontrola – realizowana w sposób zautomatyzowany, nie przez „wbijanie pieczątek w paszport” – musi stać się rzeczywistością. A niekontrolowane przekraczanie granic zagraża bezpieczeństwu. Przydałoby się zwiększenie kar za nielegalne przekraczanie granicy i zaostrzenie środków zapobiegawczych, choć tu na przeszkodzie mogą stanąć przepisy UE.

Nietrudno sobie przecież wyobrazić, że podobne ruchy migracyjne jak na granicy z Litwą zostaną wywołane na Słowacji. Graniczącej zresztą z Węgrami, które słyną z rozdawania dokumentów uprawniających do wjazdu do UE Rosjanom i są za to krytykowane w ramach UE. Trzeba więc mieć zdolność do objęcia nadzorem  (i bardziej „elektronicznym” niż „pieszo-patrolowym”) także południowej granicy. Jeśli chcemy ją uzyskać za pewien czas, należy budować ją już dziś. Choć uwaga opinii publicznej skupia się tylko na granicy polsko-niemieckiej, to twierdzenie że problem występuje tylko tam, jest poważnym błędem.

Reklama

Jeśli mamy do czynienia z masowym przerzutem migrantów, o którym dowiadujemy się po tym jak zawróci ich niemiecka policja (zgodnie z prawem UE czy nie to inna kwestia), to problem tkwi nie tylko w działaniach Berlina. Wszak te osoby przejechały przez Polskę kilkaset kilometrów. Czy w takim razie, gdyby Niemcy ich nie zawrócili, tylko przyjęli tak ma wyglądać bezpieczeństwo?

Zagrożenie migracyjne będzie trwało, a po ewentualnym zawieszeniu broni na Ukrainie może się jeszcze zwiększyć i to z wielu kierunków. Działania lustrzane do białoruskich może podjąć już bezpośrednio Rosja (dziś angażująca migrantów do walki na Ukrainie), a równolegle migranci mogą płynąć ze zdestabilizowanej Ukrainy, wspierani przez zdesperowanych byłych żołnierzy, niezadowolonych z wyniku wojny. I w sytuacji, gdy Moskwa będzie jeszcze szybciej odbudowywać swoje zdolności do pełnoskalowych działań przeciwko NATO, przed czym ostrzega sam sekretarz generalny Mark Rutte, ten czy inny rząd też wyśle więcej wojska do patrolowania granic?

Należy więc budować kompleksową zdolność do ochrony wszystkich granic RP bez zaangażowania Sił Zbrojnych, nawet jeśli niesie to za sobą koszty finansowe, środowiskowe czy związane z ograniczeniem prywatności przekraczających granice (te wewnątrzunijne). Wykorzystywanie wojska do „łatania dziur”, trwające od lat, może zemścić się tragicznie w wypadku, gdy wystąpi zagrożenie konwencjonalną agresją wojskową. I każdorazowo decydenci podpisując kolejne wnioski o wysłanie elementów Sił Zbrojnych RP do wsparcia ochrony granicy powinni mieć tego świadomość. A do tematu szczegółów wzmocnienia Straży Granicznej i misji wojska będziemy jeszcze na Defence24.pl wracać.

Reklama
WIDEO: Defence24 Days 2024 - Podsumowanie największego forum o bezpieczeństwie
Reklama

Komentarze (3)

  1. Nordx

    Za bezpieczeństwo granic odpowiadają dwie instytucje. Rząd, oraz podległą mu straż graniczna. Niestety, ale ten rząd (celowo) nie zdał egzaminu z zabezpieczenia granicy zachodniej. Raczej nie będzie to przesadą, że robi to na polecenie z Berlina. Wielkim wstydem dla rządu jest fakt, że obywatele na granicy, muszą wyręczać właściwe służby.

  2. radziomb

    Wg MON mamy ok 200 tys zolnierzy. i wg autora wyslanie ok 10 tys na granice- 5% zakłuci proces szkolenia? To ja się boje co będzie jak np przyjdzie do nas wojna i bomby zakłóca 100x bardziej proces szkolenia. Widać chyba że autor nie był w wojsku, bo zolnierz 360 dni w roku nie trenuje.... A Wojsko nie jest żeby siedzieć na kanapie, tylko zeby bronic granic i to jest ich obowiązek i za to im płacimy. A załoze sie ze taki zolnierz WOT 100x bardziej woli byc na granicy tropic imigrantów niz na Donbasie bawić sie w ciuciubabke z ruskimi Dronami, jak proponuje Macrone.

  3. MC775

    Tak, w Polsce mamy SG, która jest formacją powołaną do obsługi ruchu granicznego i kontroli granic, ale tak to działa w „zwykłych” czasach. W czasach, w których z jednej strony prowadzimy wojnę hybrydową na wschodniej granicy i w międzyczasie nasz zachodni sąsiad zaczyna tożsame działania na naszej zachodniej granicy to SG nie ma szans zapewnić bezpieczeństwa ruchu granicznego a tym samym zagrożone jest bezpieczeństwo kraju. Naturalnym jest sięgnięcie po wyższą instancję, także powołaną do obrony m.in. granic, czyli wojsko. Wyciąganie argumentu o szkoleniach to jakieś nieporozumienie, bo to tak jakby strażak odmówił wyjechania do pożaru ze względu na zaplanowane szkolenie. Nawet jeśli jakaś część wojskowych będzie miała przesunięte jakieś szkolenie to tylko dlatego, że zostali oni oddelegowani do pełnienia obowiązków na jakie sami się zdecydowali, czyli obrony kraju przed niebezpieczeństwem z zewnątrz.

Reklama