- Wiadomości
„Południowa Włócznia” przebije Maduro? (Nie)wojna USA-Wenezuela [ANALIZA]
Pod koniec listopada 2025 roku USA zgromadziły na Morzu Karaibskim największą obecność wojskową od czasów kryzysu kubańskiego. Czy jesteśmy w przededniu „gorącej” wojny USA-Wenezuela?
Choć operacja „Południowa Włócznia” (Southern Spear) medialnie ruszyła 13 listopada 2025 roku, to de facto aktywność amerykańska na tym kierunku wzrosła już w sierpniu. Poważne uderzenia zaczęły się kilka tygodni później. 1 września ruszyła amerykańska kampania antyterrorystyczna przeciwko morskim szmuglerom narkotyków przewożących nielegalne substancje do amerykańskiego brzegu (lub je tranzytujących). Jak dotąd Amerykanie zniszczyli ponad 20 jednostek pływających i zabili ponad 80 narkoterrorystów (jak określa ich amerykańska administracja). Znowelizowana lista organizacji terrorystycznych została uzupełniona o kartele narkotykowe, więc z perspektywy amerykańskiego prawa są traktowani jak członkowie Al-Kaidy lub tzw. Państwa Islamskiego.
Szmugiel narkotyków do USA jest tak niebezpiecznym zjawiskiem, że w latach 2020-2023 śmierć z przedawkowania poniosło w USA 420 tys. osób. Największe żniwo śmierci zebrał silnie uzależniający i zabójczy fentanyl. W 2023 roku liczba zgonów od narkotyków skoczyła o 50 procent. Amerykanie są na pierwszym miejscu światowych statystyk pod względem uzależnienia od niebezpiecznych substancji. Syndrom uzależnienia ma ponad 17 proc. populacji. Uzależnienie od narkotyków obejmuje ponad 27 mln ludzi. Nie dziwi zatem, że Donald Trump – który zresztą obiecywał to w kampanii prezydenckiej – postanowił wytoczyć kartelom narkotykowym wojnę.
Zobacz też

Wojna to formalnie stan wojny między dwoma państwami, więc amerykański celownik nakierowano na Wenezuelę, która zagraża amerykańskiemu bezpieczeństwu od południa, służąc jako „lotniskowiec” interesów Federacji Rosyjskiej (na wzór Kuby w czasach Zimnej Wojny). Wenezuelski rząd to relikt archaicznego komunizmu głodzący własnych obywateli (z powodu głodu wyemigrowało z kraju ponad 7 mln obywateli), z nienowoczesną gospodarką pogrążoną w kryzysie, a także posiadając największe światowe rezerwy ropy naftowej musiał… importować paliwo z Iranu.
Kraj, który powinien być zamożny jak państwa Zatoki Perskiej, jest światowym pariasem, w stolicy – Caracas ludzie szukają jedzenia na śmietnikach, a w szpitalach nie ma lekarstw. W 1950 roku Wenezuela została sklasyfikowana jako jedno z pięciu najzamożniejszych państw świata (obok USA, Australii, Szwajcarii i Nowej Zelandii). Wynikało to z powojennego boomu na wykorzystanie ropy naftowej, a bliskość z USA stanowiło czołowy atut Wenezueli, by rozwijać wydobycie. Wydobyciem ropy zajmowały się przede wszystkim zagraniczne firmy: Shell oraz ExxonMobil. W 1943 roku ustalono, że połowa zysków trafia do wenezuelskiego budżetu, co przez dekady używano jako argumentu do walki z Amerykanami.
Droga do upadku Wenezueli
Wenezuela przeżyła klasyczne wśród państw Ameryki Łacińskiej przemiany polityczne od obalenia krytykowanej wojskowej dyktatury, przez demokrację, do jeszcze gorszej dyktatury komunistycznej, przy której bledną represje Marcosa Pereza Jimeneza (prezydenta kraju w latach 1952-1958). W 1976 roku znacjonalizowano złoża ropy naftowej kraju, co miało zaprowadzić Caracas do świetlanej przyszłości (a wpływy z ropy rok do roku rosły). W okresie wenezuelskiej prosperity rodzi się Hugo Rafael Chávez Frías, którego matka chciała, by został księdzem, a ostatecznie został lewicowym wojskowym, który jako młody oficer zwalczał komunistycznych partyzantów, by następnie stanąć na czele tzw. rewolucji boliwariańskiej. W 1992 roku organizuje nieudany zamach stanu, by zostać prezydentem w roku 1998. Komunizujący kraj zepchnął jeszcze bardziej w lewo, co odbiło się katastrofalnie na gospodarce. Nie inwestowano w przemysł naftowy, a państwowa infrastruktura była do tego stopnia niewydolna, że w czasie orędzia do narodu zgasło światło w gabinecie Chaveza. Wenezuelę można porównać do Syrii.
Na ulicę wyszli ludzie, by walczyć z reżimem, kraj był na skrajnie antyamerykańskich pozycjach, rękę do Caracas wyciągnęła Rosja, instalując swoje wpływy na południowym „miękkim podbrzuszu” USA. Finalnie Moskwa chciała, by w Wenezueli stacjonowały jej strategiczne bombowce. W Wenezueli zmieniono konstytucję oraz po nowelizacji przepisów prezydent mógł rządzić dekretami. Chaveza zastąpił Nicolas Maduro (dawny szef dyplomacji i wiceprezydent), obecnie rządzący krajem pogrążonym w głębokim kryzysie. Schyłkowe rządy klanu Assadów oznaczały zamienienie Syrii w tzw. narcostate, nieoficjalnie produkując i handlując captagonem. Podobnie, w Wenezueli system władzy wszedł w sojusz z kartelami narkotykowymi, tworząc układ zasilający kieszenie ludzi związanych z reżimem (co budowało jeszcze większe rozwarstwienie społeczne).
Dlatego w kontekście „Południowej Włóczni” nieustannie mówi się o możliwej wojnie USA z Wenezuelą, a amerykańska armada na Morzu Karaibskim nie jest mobilizowana do walki wyłącznie z bieda-motorówkami i łupinami szmuglerów. Mamy zatem tutaj trzy zagadnienia: walkę z narkobiznesem, walkę z silnie antyamerykańskim niepopularnym w kraju rządem Wenezueli, który jest nieobliczalny, oraz walkę z wpływami Federacji Rosyjskiej „u granic” USA.
Oficjalnym wrogiem USA związanym z Wenezuelą jest Cartel de los Soles (Kartel Słońc) – podobnie jak w Syrii – powiązany z reżimem. Kartel założyło dwóch wenezuelskich generałów – Ramón Guillén Dávila i Orlando Hernández Villegas. Wenezuelski problem dla amerykańskiej administracji narasta od dekady (jeśli nie dekad). Dwóch bratanków pierwszej damy Wenezueli zostało skazanych w USA na 18 lat więzienia za przemyt narkotyków do USA. Franqui Francisco Flores de Freitas i Efraín Antonio Campo Flores organizowali przemyt 800 kg kokainy. Są bratankami Cilii Flores, żony prezydenta Wenezueli Nicolasa Maduro. Obaj zostali aresztowani na Haiti w 2015 roku.
Wielkie społeczne protesty, które datuje się od 2014 roku, podważają legalność rządów Maduro (z powodu sfałszowanych wyborów), a alternatywnym – legalnym – tymczasowym prezydentem Wenezueli formalnie był przewodniczący Zgromadzenia Narodowego w latach 2019-2023 Juan Guaidó. Manifestacje krwawo spacyfikowano. Problem w tym, że wenezuelski „majdan” się nie udał, ponieważ reżim dysponuje formacjami zbrojnymi: policją, wojskiem i oddziałami paramilitarnymi uzbrojonymi w opancerzone pojazdy i broń automatyczną.
A skoro to generałowie zarabiają na produkcji i szmuglu narkotyków, nie mają powodów do obalania dochodowego narkobiznesu. Fatalnie się skończył także zamach stanu z roku 2020, znany pod nazwą „Operacja Gideon”, gdzie prawdopodobnie rząd wenezuelski poprzez zleceniodawców-słupów w operacji fałszywej flagi wynajął amerykańskich najemników, których sam wyłapał, gdy dopłynęli do wenezuelskiego brzegu. Piszę o tym, ponieważ operacja militarna USA przeciwko infrastrukturze kartelowo-reżimowej nie równa się obaleniu reżimu. Odwołam się znowu do przykładu syryjskiego. Wojna dziesięciodniowa w 2024 roku była spektakularna, ponieważ rebelianci (Hayat Tahrir asz-Szam) dysponowali lądowymi oddziałami i uderzyli w siły, które nie miały motywacji do obrony reżimu. Była to operacja lądowa. Polityka Waszyngtonu wobec protestów w Wenezueli była kunktatorska, bo „Południową Włócznię” należało przeprowadzić wtedy.
Wojna ale jaka?
Jeżeli celem Donalda Trumpa jest obalenie rządu Wenezueli, nie wystarczy do tego nawet spektakularna operacja powietrzna. Wenezuela nie ma potencjału militarnego, by obronić się przed amerykańską operacją zbrojną. W rankingu „Global Firepower” USA zajmują pierwsze miejsce pod względem potencjału militarnego, a Wenezuela pięćdziesiąte. Oczywiście to nie całość Sił Zbrojnych USA będzie zaangażowanych w operację, ale przewaga technologiczna nawet sił zgromadzonych na Karaibach wystarczy. Wątpliwe jest wszelako „wybombardowanie” całego reżimu. Aby dokonać zmian politycznych, do Caracas musi wkroczyć opozycja uzbrojona w takim stopniu, by uzyskać chociaż chwilową przewagę, co może spowodować dezercję wielu reżimowych oddziałów (na wzór Syrii).
Z perspektywy psy-ops niepotrzebne są do tego ani profesjonalne siły zbrojne, ani ich wielka ilość. Ale bezsprzecznie są niezbędne. Najdogodniejszym szlakiem lądowym, by taki opozycyjny korpus uzbroić lub wesprzeć, jest ten biegnący z Kolumbią, której prezydent jest zapiekłym oponentem Donalda Trumpa. Z kolei desant sił lądowych USA oznaczać będzie koszt polityczny, bo „boots on the ground” to doktryna niepopularna w USA i bardzo kosztowna. Zwłaszcza dla Trumpa, który obiecywał kres zamorskim ekspedycjom. Prawdopodobnie to jest przyczyną, że (nie)wojna USA-Wenezuela rozgrywa się póki co w warstwie medialnej, a militarnie jest ograniczona do zatapiania szmuglu narkotyków.


WIDEO: Rywal dla Abramsa i Leoparda 2? Turecki czołg Altay