- Opinia
- Komentarz
- Wiadomości
Pytania bez odpowiedzi, czyli jak wojsko "pokazuje" plany w Sejmie [OPINIA]
Ostatnie posiedzenie Sejmowej Komisji Obrony Narodowej nie odbiegało schematem od wcześniejszych. Najpierw więc strona rządowa i wojsko miały czas na swoje prezentacje. Później posłowie opozycji odczytali swoje pytania (w większości wcześniej przygotowane). Kiedy tych pytań było już bardzo dużo to przedstawiciele resortu obrony i wojsko dostawali czas, by do tych grup pytań się odnieść (co w większości przypadków wcale nie oznaczało udzielenia „odpowiedzi”). Później wszyscy się rozeszli, pomimo że nie wyjaśniono większości problemów – w tym tych najważniejszych.

Autor. Trevor T. McBride/USAF
Posiedzenie Sejmowej Komisji Obrony Narodowej 12 stycznia 2023 roku miało dotyczyć „informacji Ministra Obrony Narodowej na temat udziału polskiego przemysłu zbrojeniowego w Pakiecie Wzmocnienia Sił Zbrojnych RP na lata 2023-2025". I rzeczywiście dotyczyło – ale głównie w czasie dyskusji. W prezentacjach wstępnych skupiono się bowiem przede wszystkim na celach, jakie przed sobą postawiło Ministerstwo Obrony Narodowej oraz sposobie, w jaki MON zamierza te cele osiągnąć.
Wiceminister Obrony Narodowej Wojciech Skurkiewicz potwierdził przede wszystkim, że nie można dopuścić, by Rosjanie weszli nawet metr w teren Polski i że trzeba ich zatrzymać już na granicy. Zauważył prawidłowo, że „ze względu na eksterminacyjny charakter wojen prowadzonych przez Rosję", „celem naszych działań powinno być zbudowanie odpowiedniego potencjału odstraszania, aby nie dopuścić do zbrojnej napaści na Polskę, a w przypadku wybuchu konfliktu zbrojnego - pozwalającego na zminimalizowanie jego skutków do możliwie jak najmniejszej skali okupacji naszego terytorium. To nie może być tak, że my wpuszczamy przeciwnika na teren Rzeczpospolitej, później walczymy z nim okrążamy go i wypieramy. My musimy być gotowi do obrony Rzeczypospolitej od pierwszego metra naszej granicy... Doświadczenia z wojny w Ukrainie pokazują, że z dużym prawdopodobieństwem teren okupowany będzie dewastowany, grabiony, a pozostała na nim ludność stanie się ofiarą masowych zbrodni".

O ile w tym przypadku ukraińskie działania wojenne pozwoliły na wyciągnięcie bezdyskusyjnego wniosku, to w dalszej części wypowiedzi ministra Skurkiewicza były już poglądy budzące, mówiąc delikatnie, dużo kontrowersji. Wskazał on bowiem: „nasze obserwacje wojny na Ukrainie potwierdziły, że Wojsko Polskie musi szybko posiąść dwie, uzupełniające się zdolności: zdolność do odstraszania i zdolność do samodzielnego bronienia naszego państwa, począwszy od pierwszego dnia potencjalnego konfliktu zbrojnego".
Zobacz też
Tymczasem żadne państwo w Europie nie jest się w stanie samo obronić i to właśnie dlatego Polska wstąpiła do NATO, obecnie do tego sojuszy przystępują Szwecja i Finlandia, a marzy o tym Ukraina. Oczywiście można zakładać, że minister Skurkiewicz się przejęzyczył, ale była to wypowiedź sczytywana z kartki, a więc wcześniej przygotowana przez specjalistów resortu obrony. Zresztą dalsza wypowiedź wyraźnie potwierdza to dążenie do „samowystarczalności". Minister wyjaśnił bowiem, że „zdolności te trzeba oprzeć na własnym potencjale obronnym", a zdolność do odstraszania ma być osiągnięta przez odpowiednie dostosowanie struktur Sił Zbrojnych i ich wyposażenie.
Skurkiewicz potwierdził m.in., że w perspektywie „najbliższych kilku lat" liczebność polskiej armii ma się zwiększyć do 300 tysięcy osób (w tym 250 tysięcy żołnierzy zawodowych i 50 tysięcy żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej). By w tym pomóc przynajmniej w najbliższych 3 latach budżet obronny ma być podniesiony do 3 procent PKB.
Zobacz też
Jak wojskowi oceniają to, co się stało na Ukrainie?
Zaskakujące było również wystąpienie generała brygady Cezarego Janowskiego – Szefa Zarządu Planowania Użycia Sił Zbrojnych i Szkolenia Sztabu Generalnego WP, którego zadaniem jest m.in. monitorowanie sytuacji i analiza zagrożeń . Już na początku swojej prezentacji wskazał on bowiem, że „w 2013 roku, kiedy powstawała Biała Księga nikt nie podejrzewał, że świat obudzi się w innych uwarunkowaniach w 2014 r. po zajęciu Krymu". Tymczasem sygnały o zagrożeniu ze strony Rosji pojawiały się już wcześniej, szczególnie po agresji na Gruzję i interwencji rosyjskiej w Syrii i powinny być dostrzeżone w Sztabie Generalnym WP. Z wypowiedzi generała wynika wyraźnie, że tak nie było.
Zaskakuje również ocena, że „kolejne działania Rosji w różnych częściach świata uzmysłowiły nam, że taktyka działania tego państwa nie ma nic wspólnego z taktyką działania państw zachodnich". Tymczasem było o tym wiadomo już od dawna. O sposobie prowadzenia operacji wojskowych przez Rosjan można się przecież było przekonać już wcześniej w Czeczenii, Gruzji i Syrii, a także oceniając realne możliwości rosyjskiej armii i patrząc na sposób realizowania przez nią ćwiczeń. Syria była np. pokazem, do jakich zbrodni są zdolni Rosjanie. Rzeczywistym zaskoczeniem było więc tak naprawdę tylko bestialstwo rosyjskiego najeźdźcy w odniesieniu do teoretycznie przyjaznego narodu, a więc Ukraińców.
Zobacz też
W czasie prezentacji miało się wrażenie, że generał Janowski nie mówił do specjalistów Sejmowej Komisji Obrony, ale do amatorów, którzy nie potrafią oceniać, tego co się prezentuje i wyjaśnia. Opisując taktykę Rosji, zaprezentował więc slajd „Miejsca konfliktu" twierdząc, że „na tych czterech obrazkach widać wyraźnie, że nie ma nigdzie walnej bitwy, nie ma nigdzie rozwiązań, które były wcześniej w historii opisywane".

W rzeczywistości te zdjęcia niczego takiego nie dowodziły, a tym bardziej z użyciem określenia „wyraźnie". Na fotografiach zaprezentowano bowiem m.in. zachodnich żołnierzy i czołgi na ćwiczeniach, schemat ataku na Polskę wyprowadzonego z terenu Niemiec oraz coś, co powinno wzbudzić uśmiech - kadr z filmu „Wojny Gwiezdne" z atakiem myśliwca X-Wing na myśliwiec Imperium typu Tie.
Dodatkowo należy pamiętać, że w czasie wojny w Ukrainie doszło do co najmniej dwóch wyróżnialnych „walnych bitew": koło Kijowa oraz na wschód od Charkowa. Co więcej, jest bardzo prawdopodobne, że Ukraińcy zamierzają prowadzić kolejne takie „bitwy" i dlatego właśnie proszą kraje zachodnie o bojowe wozy piechoty oraz czołgi.
Czy Wojsko Polskie rzeczywiście wie, co robić?
Najtrudniej było jednak zrozumieć, dlaczego Szef Zarządu Planowania Użycia Sił Zbrojnych i Szkolenia stwierdził na posiedzeniu SKON, że „trzeba się przygotować do przyszłej wojny, której nikt nie wie jak będzie wyglądała, a prawdopodobnie wojna w Ukrainie jest tylko jedną z opcji, która się może rozegrać w każdym miejscu świata". Oczywiście prawdą jest, że każda wojna zaskakuje czymś zupełnie nowym, bo właśnie w ten sposób zyskuje się przewagę nad przeciwnikiem.
Jednak w oparciu o analizę zdolności przeciwnika, można w miarę łatwy sposób określić, jak przyszły konflikt będzie wyglądał, modyfikując jedynie własny plan obrony w miarę pojawiania się nowych zdolności oraz systemów uzbrojenia (zarówno u siebie jak i u potencjalnego przeciwnika). Sam sposób prowadzenia wojny w Ukrainie nie powinien być więc dla wojskowych zaskoczeniem, podobnie jak to, do czego będzie zdolna rosyjska armia w perspektywie najbliższych kilkunastu lat. Przecież nie można modernizować własnej armii, jeżeli nie będzie się wiedziało z dużym prawdopodobieństwem, jak będzie wyglądała przyszła wojna.
Z wypowiedzi generała Janowskiego na SKON wynika jednak coś zupełnie innego. Generał stwierdził między innymi, że jak na razie nic nie wskazuje by doszło do bitwy wirtualnej, że w Ukrainie nastąpiło „połączenie średniowiecznej taktyki z nowoczesną techniką do komunikacji", że ostatnią humanitarną bitwą była bitwa pod Koronowem (14 października 1410 roku), że „nikt nie podejrzewał, że centralne ogrzewanie będzie infrastrukturą krytyczną dla państwa" oraz że „zabranie środków do życia może mieć wpływ na społeczność, która może wywrzeć presję na piony polityczne, żeby zmienić bieg wojny".
Zobacz też
Tymczasem bitwa wirtualna to coś, z czym mamy do czynienia na co dzień atakowani przez rosyjskich i chińskich hakerów (stąd m.in. w Siłach Zbrojnych powstały Wojska Obrony Cyberprzestrzeni). Na Ukrainie Rosjanie nie wykorzystują średniowiecznej taktyki, ponieważ atakowanie ludności cywilnej to cecha charakterystyczna praktycznie każdej wojny. No i najważniejsze: kanonem wiedzy wojskowej powinna być świadomość, że do infrastruktury krytycznej państwa zalicza się m.in.: systemy „zaopatrzenia w energię, surowce energetyczne i paliwa, zaopatrzenia w żywność i zaopatrzenia w wodę" (zapis ze strony www.gov.pl). Zaskoczenie generała Janowskiego w tej sprawie powinno więc wzbudzić wyraźny niepokój u posłów. Nie wzbudziło.
Podobnie zresztą jak jego zaskoczenie w wypowiedzi: „wychodzi na to, że jesteśmy w pełnym zasięgu środków rażenia Rosji dzisiaj". Tymczasem większość posłów powinno zdawać sobie sprawę, że Polska była już od wielu lat w „zasięgu rosyjskich środków rażenia". To właśnie dlatego kupiono m.in. zestawy Patriot (by się chronić przede wszystkim przed rakietami „Iskander") i pisaliśmy o tym wielokrotnie na portalu Defence24.pl.
Zobacz też
Z kolei niezgodne z prawdą było stwierdzeniem generała, że jesteśmy w pełnym zasięgu środków zakłócających. Zakłócanie elektromagnetyczne ma bowiem dwa ograniczenia: sygnałowe (sygnał zakłócający musi być podobny do sygnału użytecznego i mieć większą moc) oraz horyzontalne (zakłócenia rozchodzą się do horyzontu radiowego). Tak więc systemy lądowe mogą zakłócać jedynie przygraniczny pas terenu o szerokości do 40-50 km). Zasięg ten można zwiększyć wynosząc systemy zakłóceń w powietrze, co przy dobrze działającej obronie przeciwlotniczej najczęściej nie jest możliwe lub bardzo niebezpieczne.

Prezentacja generała Janowskiego musiała również wzbudzić zdziwienie wśród żołnierzy Wojsk Specjalnych, Marynarki Wojennej i Wojsk Obrony Terytorialnej. Szef Zarządu Planowania Użycia Sił Zbrojnych i Szkolenia Sztabu Generalnego WP stwierdził bowiem w oparciu o slajd 11, że do stworzenia pakietu wzmocnienia Sił Zbrojnych wyspecyfikowano w Sztabie Generalnym „determinanty", wśród których wymieniono: m.in. 300-tysięczną armię, wnioski z wojny w Ukrainie, Legię Akademicką, „klasy mundurowe" oraz „główne filary prowadzenia dzisiejszych działań": „Wojska Lądowe, Siły Powietrzne i ... platformy bezzałogowe". Tymczasem wojna w Ukrainie wyraźnie pokazała jak ważni w działaniach są również: komandosi i dobrze zorganizowane oraz wyposażone siły morskie.

Konsekwencje takiego podejścia było widać w kolejnych slajdach dotyczących sposobu doposażania poszczególnych Rodzajów Sił Zbrojnych. Nie było tam bowiem nic o nowych zdolnościach WOT, MW i Wojsk Specjalnych. Wskazano natomiast, że polskie Siły Powietrzne mają trzykrotnie zwiększyć swój potencjał i że zamierza się to osiągnąć m.in. pozyskując amerykańskie samoloty F-15. Nie wyjaśniono przy tym, według jakiego trybu dokonano wyboru tego statku powietrznego. Zostało to zresztą wytknięte w czasie dyskusji przez posłów opozycji, którzy wprost zadali pytanie, na które wcześniej nie otrzymywali odpowiedzi: „Na podstawie jakich kryteriów są dokonywane poszczególne zakupy sprzętu?"

W przypadku Wojsk Lądowych zaskoczeniem był niewątpliwie sposób budowania potencjału przeciwpancernego (w tzw. „drobnym sprzęcie w Wojskach Lądowych"). Okazało się bowiem, że Sztab Generalny nie zamierza kontynuować obecnie realizowanych w Polsce programów i jako sprzęt docelowy wskazuje tylko PPK Javelin. Oznacza to wprost, że wojsko zamierza zrezygnować z PPK Spike ze względu na „ograniczone zdolności produkcyjne" oraz że nie planuje doprowadzenia do uruchomienia produkcji własnych, przeciwpancernych pocisków kierowanych opracowanych (w dużym stopniu zaawansowania) w ramach programów „Pirat" czy „Moskit".

Jest to zupełnym zaprzeczeniem tego, co się dzieje w Ukrainie, gdzie dużą rolę w walce z ogromną masą rosyjskich pojazdów mają własne, o wiele tańsze od Javelinów PPK, takie jak „Stugna". Nie wiadomo też, co będzie montowane na pojazdach opancerzonych i zastąpi wprowadzane tam obecnie pociski Spike (tak jak w wieży ZSSW-30 dla KTO Rosomak).
Podobne zaniepokojenie powinna wzbudzić deklaracja, że granatnik jednorazowy „Komar" zostanie zastąpiony tylko przez „lekki granatnik przeciwpancerny pk. Grot". Oznacza to bowiem, że w Wojskach Lądowych nie przewiduje się wprowadzenia czegoś, co klasyfikuje się pomiędzy granatnikami RPG-7 i ppk Spike (czyli takich zestawów jak np. NLAW). Tymczasem to właśnie one w Ukrainie dawały możliwość niszczenia ze stosunkowo dużej odległości nawet najnowszych, rosyjskich czołgów.

Rezygnacja z polskich propozycji, jest tym dziwniejsza, że chwilę później pojawił się zarzut Sztabu Generalnego do przemysłu: „zdolności naszego przemysłu nie przewidywały produkcji niektórych asortymentów. A patrząc na Białą Księgę i narrację z tamtego czasu, która była adekwatna do sytuacji, przemysł nie stosował strategicznych zmian swojego kierunku produkcji, czy zwiększania nagle swojego potencjału produkcyjnego".
Tymczasem zdolności polskiego przemysłu zbrojeniowego zależą głównie od potrzeb zgłoszonych wcześniej przez polskie Siły Zbrojne i zamówień. To nie przemysł więc czegoś nie przewidział, ale wojsko, które powinno napisać odpowiednie wymagania pod przewidywane potrzeby i potem zlecić ich realizację polskiemu przemysłowi w odpowiedniej ilości. I takie właśnie zarzuty postawiano generałom i obecnemu na sali wiceministrowi Obrony Narodowej, Marianowi Ociepie. Jako przykład podawano to armatohaubice „Krab", których w poprzednich latach zamawiano za mało, a teraz produkcja może się zakończyć po uruchomieniu linii produkcyjnej armatohaubic południowokoreańskich K9PL.

Podobne podejście widać również w przypadku systemów obrony przeciwlotniczej. W docelowym potencjale Wojsk Obrony Powietrznej i Przeciwrakietowej brakowało chociażby kołowych, rakietowych zestawów przeciwlotniczych „Poprad", zestawów artyleryjskich „Noteć" kalibru 35 mm oraz samobieżnych, przeciwlotniczych zestawów artyleryjskich (pomimo, że niemieckie „Gepardy" wykazały się skutecznością na Ukrainie i nie ma następców dla polskich zestawów rakietowo-artyleryjskich „Biała"). Obrona przeciwlotnicza nie zawiera więc warstwy VSHORAD – bardzo krótkiego zasięgu, poza przenośnymi, przeciwlotniczymi zestawami rakietowymi PPZR „Piorun". Automatycznie nie ma też środków (poza „Pilicą"), które zabezpieczyłyby rozstawione baterie „Wisła".
Zobacz też

Charakterystyczne jest też to, że w żadnym ze slajdów i w wypowiedziach nie było jakiejkolwiek informacji o systemach antydronowych i jak planuje się zabezpieczyć Wojsko Polskie przed systemami bezzałogowymi (chociaż kupuje się drony). Nasze apele o rozwiązanie tego problemu, jak na razie nie znalazły więc posłuchu – odpowiedniego do tego zagrożenia. Trudno jest bowiem zakładać, że „Pilica" rzeczywiście wystarczy do obrony przed atakiem np. tanich dronów, takich jak Shahed-136. A użycie dla nich rakiet „Wisły" lub „Narwi" jest po prostu czystym marnotrawstwem i powinno być traktowane tylko jako ostateczność.

Posiedzenie SKON z 12 stycznia 2023 roku nie odbiegało schematem od wcześniejszych. Najpierw więc strona rządowa i wojsko miały czas na swoje prezentacje. Później posłowie opozycji odczytali swoje pytania (w większości wcześniej przygotowane). Kiedy tych pytań było już bardzo dużo to przedstawiciele resortu obrony i wojsko dostawali czas, by do tych grup pytań się odnieść (co w większości przypadków wcale nie oznaczało udzielenia „odpowiedzi"). Później wszyscy się rozeszli, pomimo że nie wyjaśniono większości problemów – w tym tych najważniejszych.
Dlatego warto się zastanowić nad zmianą takiego, nic nie wnoszącego, sposobu pracy SKON. Można zaproponować, by najpierw była prezentacja (jedna – np. ministra ON), potem pojedyncze pytanie i odpowiedź do momentu, aż zadający pytanie będzie usatysfakcjonowany. A dopiero potem następny poseł uzyskiwałby głos. Po zakończeniu serii pytań mogłaby być kolejna prezentacja i kolejne, pojedynczo zdawane pytania. Być może wtedy wyłapano by tak zaskakujące informacje jak pojawienie się prezentacji Sztabu Generalnego WP myśliwca X-Wing, samolotu F-15, czy brak w tej prezentacji systemów antydronowych.
Co najważniejsze posłowie zaczęli by zadawać pytania, a nie wygłaszać deklaracje polityczne (w czym mogą im pomóc zaproszeni z zewnątrz specjaliści). Z kolei autorzy prezentacji wiedzieliby, że z każdego wygłoszonego przez nich słowa być może będą się musieli wytłumaczyć.
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS