- Analiza
- Wiadomości
Niebezpieczne gry nad Bałtykiem. NATO odpowie na prowokacje Rosji?
Nasilenie incydentów z udziałem rosyjskich samolotów nad Bałtykiem zwiększa zarówno zagrożenie katastrofą lotniczą, jak i politycznego zaostrzania sytuacji w naszym regionie. Pokaz siły, powiązany z nadchodzącymi manewrami Anakonda 2016, ale też z nadchodzącym szczytem NATO, staje się argumentem w walce o kształt obecności sił Sojuszu w Polsce i innych krajach na jego wschodniej flance.

Incydenty z udziałem rosyjskich samolotów startujących z Kaliningradu stały się, niestety, dla krajów leżących nad Bałtykiem zjawiskiem cyklicznym i przewidywalnym. Dość systematycznie rosyjskie maszyny, zwłaszcza myśliwce Su-27 i bombowce Su-24, naruszają przestrzeń powietrzną Finlandii, Szwecji, Litwy, Łotwy i Estonii. Spowodowało to znaczące wzmocnienie i rozbudowę systemów kontroli przestrzeni powietrznej i dyżurów myśliwskich we wszystkich tych państwach. Wielokrotnie też rosyjskie maszyny wykonywały niebezpieczne ewolucje w pobliżu samolotów operujących w przestrzeni międzynarodowej nad Morzem Bałtyckim.
Nową jakość w kwestii niebezpiecznych manewrów z pewnością wprowadziło kilkanaście przelotów w odległości kilkunastu metrów od amerykańskiego krążownika USS "Donald Cook", wykonanych przez rosyjski bombowiec Su-24. Maszyny tego typu przez dwa dni operowały w pobliżu okrętu prowadzącego ćwiczenia na wodach międzynarodowych, przelatując wielokrotnie na wysokości kilku-kilkunastu metrów i w minimalnej odległości od amerykańskiej jednostki. Były to incydenty ryzykowne nie tylko ze względów militarnych czy politycznych, ale również z uwagi na możliwość wypadku.
Dobrym, choć odległym w czasie przykładem tego, jak mogą się skończyć takie „pokazy”, jest katastrofa rosyjskiego samolotu rozpoznawczego Tu-16, który wykonywał demonstracyjne przeloty w pobliżu USS "Essex" na wysokości około 15 metrów. Podczas wykonywania zwrotu maszyna runęła do Morza Norweskiego. Pomimo szybkiej akcji ratunkowej z użyciem śmigłowców z amerykańskiego lotniskowca, wszyscy członkowie załogi rosyjskiej maszyny zginęli. Katastrofa miała miejsce 25 maja 1968 roku. Nie powstrzymało to podobnych akcji w wykonaniu nie tylko rosyjskich maszyn.
Czytaj też: USA: Niszczyciel mógł zestrzelić rosyjskie bombowce nad Bałtykiem.
O ile jednak samolot manewrujący na minimalnej wysokości nad morzem zagraża głównie sobie, o tyle skutki kolizji dwóch maszyn w powietrzu mogą być znacznie poważniejsze. Rosyjski Su-27, który w czwartek 14 kwietnia wykonał nad Bałtykiem beczkę w odległości kilkunastu metrów od amerykańskiej maszyny rozpoznawczej RC-135, mógł spotkać los podobny do chińskiego myśliwca J-8, który w 2001 roku zderzył się nad Morzem Południowochińskim z amerykańskim samolotem rozpoznawczym EP-3E Aries II. W wyniku kolizji myśliwiec rozpadł się w powietrzu, a amerykańska maszyna rozpoznania radioelektronicznego musiała lądować przymusowo w Chinach, powodując niewielki kryzys dyplomatyczno-militarny. Załoga została najpierw oskarżona o „zabicie chińskiego pilota”, lecz zwolniona po kilku dniach w wyniku działań dyplomatycznych.
Incydent bynajmniej nie powtrzymał obu stron od kolejnych podobnych wybryków. Ostatni i najbardziej znany miał miejsce w 2014 roku, gdy chiński Su-27 nad Morzem Południowochińskim przeleciał kilkakrotnie na kursie kolizyjnym około 30 metrów przed amerykańskim RC-135U. W tym samym roku chiński Su-27 wykonał też beczkę wokół rozpoznawczego P-8 Poseidon, należącego do US Navy. Rok 2014 był bogaty w tego typu zdarzenia z udziałem rosyjskich i chińskich maszyn. W pobliżu Gotlandii szwedzki samolot rozpoznania radioelektronicznego S102B Korpen (na bazie cywilnego Gulfstream IVSP) spotkał się z rosyjskim myśliwcem Su-27, który manewrował około 10 metrów przed jego dziobem. Dwa dni później amerykański RC-135 Rivet Joint w tym samym rejonie uciekł w szwedzką przestrzeń powietrzną przed rosyjskimi myśliwcami z Kaliningradu.
Czytaj też: Agresywne manewry Rosjan nad Bałtykiem. "Przelot wokół amerykańskiego samolotu".
Jak widać z tego krótkiego zestawienia, Morze Bałtyckie jest równie niespokojnym rejonem powietrznych incydentów z udziałem Rosjan, co sporny rejon Morza Południowochińskiego jeśli chodzi o lotnictwo chińskie. W obu przypadkach chodzi o wywarcie nacisku na sąsiadów i podkreślenie swojej siły oraz obecności w regionie. Należy tylko mieć nadzieję, że tego typu działania nie doprowadzą do żadnej tragedii czy realnego zaostrzenia konfliktu między Rosją i NATO. Zwłaszcza, że obecność sił sojuszu, w tym również lotnictwa i floty, ma w naszej części Europy ulegać zwiększeniu. Przy tym jednak, co podkreślają zarówno Stany Zjednoczone,. jak i np. Niemcy, bez tworzenia stałych baz NATO w Europie Wschodniej. Jak powiedziała minister obrony Niemiec Ursula van der Leyen, Sojusz ma działać „bardziej dynamicznie” i „sprytniej” niż dotychczas.
Wyrazem wzmocnionej obecności sił NATO w Europie Środkowo-Wschodniej będą działania bojowych jednostek rotacyjnych, zgodnie z ustaleniami lutowego spotkania ministrów Sojuszu. Oznacza to jakościową zmianę w stosunku do sytuacji ze szczytu w Newport, gdyż do dziś obecność rotacyjna ma głównie charakter ćwiczebny. Natomiast brak decyzji o budowie baz (dla jednostek, których garnizony byłyby na stałe w Polsce) jest motywowany w dużej mierze względami politycznymi (dążenie Niemiec do przestrzegania zapisów umowy NATO z Rosją z 1997 roku, pomimo jej złamania przez Moskwę), ale nie mniejsze znaczenie mają tutaj czynniki czysto operacyjne.
Czytaj więcej: NATO-wski zwrot na wschód. Konieczne "twarde" zdolności [KOMENTARZ].
W Stanach Zjednoczonych nadal planuje się redukcję liczebności wojsk lądowych pomimo zwiększania zaangażowania w Europie Środkowo-Wschodniej. Przy obecnym poziomie finansowania Pentagonu, powstanie baz np. w Polsce musiałaby się wiązać z likwidacją dodatkowych instalacji w USA, na co nie będzie zgody zarówno ze względów politycznych, jak i finansowych. Dodatkowo, niezbędne byłoby wydzielenie funduszy z budżetu Pentagonu w sytuacji, kiedy wydatki na modernizację są dalece niewystarczające i przyznają to sami Amerykanie. Natomiast siły zbrojne innych państw europejskich są strukturalnie niedostosowane do posiadania stałych baz dla dużych, "ciężkich" jednostek poza swoim terytorium. Najlepszym przykładem jest Wielka Brytania, która utrzymywała obecność sił pancernych w Niemczech od zakończenia II wojny światowej.
Czytaj więcej: Amerykańska armia wraca do Europy. Rosja już nie jest "szczerym partnerem".
Brytyjskie wojska miały tam pozostać jeszcze po zakończeniu Zimnej Wojny, ale po zamachach z 11 września i cięciach spowodowanych kryzysem gospodarczym zdecydowano się ostatecznie na wycofanie wszystkich jednostek na Wyspy, aby skonsolidować infrastrukturę i umożliwić użycie ich w różnych miejscach (niejako kosztem gotowości do działań w Europie). Pomimo istotnego i pozytywnego zaangażowania Londynu we wsparcie Europy Środkowo-Wschodniej po aneksji Krymu ta decyzja została utrzymana.
Czytaj więcej: Amerykanie wzmocnią obecność w Europie. „Czterokrotne zwiększenie budżetu”.
Dlatego zapowiedzi, że "nie będzie baz NATO w Polsce" nie powinny być żadnym zaskoczeniem, i nie należy ich wiązać z bieżącymi działaniami Rosjan czy np. sytuacją polityczną w naszym kraju. Już wcześniej przyjęto inną formułę wzmacniania wschodniej flanki, według znacznej części specjalistów mniej korzystną od "klasycznych" stałych baz, ale zapewniającą podwyższenie poziomu bezpieczeństwa w stosunku do obecnego stanu.
Z kolei działania Rosjan są w tym kontekście potwierdzeniem nieprzyjaznych intencji Moskwy. Trudno o skuteczną, bezpośrednią reakcję zważywszy, że incydenty mają miejsce w międzynarodowej przestrzeni powietrznej. Znacznie ważniejsze jest przygotowanie narodowego i sojuszniczego układu (w tym z udziałem zachodnioeuropejskich państw NATO) do obrony przestrzeni powietrznej nad Polską i państwami bałtyckimi w sytuacji zagrożenia wojennego. Podobne postulaty zgłaszał np. dowódca sił NATO w Europie generał Phillip Breedlove. Dlatego właściwą reakcją na te incydenty będzie wzmocnienie całościowego, kolektywnego potencjału obronnego Sojuszu.
Juliusz Sabak, Jakub Palowski
WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]