Reklama
  • Analiza
  • Wiadomości

NATO-wski zwrot na wschód. Konieczne "twarde" zdolności [KOMENTARZ]

Szefowie resortów obrony państw NATO zdecydowali się na wzmocnienie obecności we wschodnich rejonach Sojuszu. Szczegółowe ustalenia będą dopiero przedmiotem dyskusji, ale jednym z założeń jest zapewnienie o spójnej reakcji wszystkich państw członkowskich w wypadku agresji na kraj NATO. Podjęte decyzje, jakkolwiek stanowią istotny krok w dobrym kierunku, nadal nie są  wystarczające dla zapewnienia bezpieczeństwa Europie Środkowo-Wschodniej.

Holandia podjęła decyzję o przywróceniu wojsk pancernych do czynnej służby, ale będą one liczyć zaledwie 18 czołgów. Fot. Ministerstwo obrony Holandii.
Holandia podjęła decyzję o przywróceniu wojsk pancernych do czynnej służby, ale będą one liczyć zaledwie 18 czołgów. Fot. Ministerstwo obrony Holandii.

Sekretarz generalny Jens Stoltenberg zaznaczył, że rozszerzona obecność NATO na wschodniej flance będzie mieć charakter „wielonarodowy”, aby zapewnić iż atak przeciwko jednemu z państw Sojuszu będzie traktowany jako napaść na NATO jako całość, i spotka się z odpowiedzią Paktu. Co więcej, będzie wsparta przez program ćwiczeń, a także odpowiednie rozwiązania z zakresu logistyki i infrastruktury w celu przyśpieszenia rozmieszczenia sprzętu i ułatwienia szybkiego wzmocnienia wojsk znajdujących się w regionie.

Na razie nie jest znany dokładny zakres obecności, wiadomo jednak że będzie ona opierać się o zasadę rotacji. Istotne znaczenie ma tu jednak deklaracja o jej połączeniu z systemem przyjmowania wsparcia, co wskazuje na traktowanie jako element architektury kolektywnej obrony. Do chwili obecnej pododdziały biorące udział w ćwiczeniach rotacyjnych, w większości raczej nie były zdolne do samodzielnych działań bojowych (głównie jednostki wielkości kompanii – około 200 żołnierzy) a ich podstawowym przeznaczeniem było szkolenie. Oznacza to, że ustalenia spotkania ministrów stanowią jakościową zmianę, w stosunku do wcześniejszego stanu. Trzeba też zwrócić uwagę na dalszą rozbudowę systemu przyjmowania sił wzmocnienia, co jest równoznaczne z dalszym zwiększeniem "regionalnej" zdolności obronnej.

Oczywiście jeszcze są uszczegóławiające prace sztabów wojskowych przed nami, ale decyzja co do trwałej obecności NATO na wschodniej flance została podjęta. (…) Jedno jest pewne - chodzi o to, by na terenie Polski, zarówno w wymiarze ćwiczeń jak i w wymiarze bojowej gotowości były stale, nieustannie rotujące się, być może czasem ćwiczące, wojska zarówno NATO, jak i Stanów Zjednoczonych. I to jest kierunek, w jakim prace będą szły w najbliższym czasie

szef MON Antoni Macierewicz

Szef MON Antoni Macierewicz wskazał na znaczenie gotowości bojowej (a nie tylko ćwiczeń) rotujących się jednostek. Na razie nie są znane ich struktura ani skład. Jest jednak bardzo prawdopodobne, że w manewrach jak i w utrzymywaniu gotowości kolektywnej obrony w istotnym zakresie będą uczestniczyć pododdziały pancerne US Army, jako że zakres ich rotacji na rok fiskalny 2017 został znacznie rozszerzony. Wiele wskazuje na to, że w Europie w każdym czasie będzie się znajdować jedna pełna brygada pancerna, stacjonująca na stałe na kontynencie amerykańskim i używająca wyposażenia rozlokowanego w Europie, a sprzęt dla kolejnej również zostanie rozmieszczony.

The Telegraph wskazał z kolei, powtarzając wcześniejsze doniesienia dziennika The Wall Street Journal, że pod uwagę brane jest rozlokowanie w krajach bałtyckich jednostek wielkości batalionu, czyli do około 1000 żołnierzy w każdym z państw bałtyckich, jak również w Polsce. Wspomniano też o wsparciu tych oddziałów za pomocą śmigłowców, czy pododdziałów obrony przeciwlotniczej. Istotne jest również dalsze rozszerzenie zdolności przyjmowania sił wzmocnienia, co zwiększa ogólną zdolność sojuszniczej obrony w regionie. W tym miejscu warto jednak zadać pytanie – jakich sił potrzebowałoby NATO, aby móc przeciwstawić się agresji skierowanej przeciwko krajom Europy Środkowo-Wschodniej?

Amerykański think-tank RAND przeprowadził niedawno badania, zlecone przez biuro podsekretarza do spraw wojsk lądowych USA, dotyczące możliwości potencjalnego odparcia agresji skierowanej wobec państw bałtyckich. Założono przy tym konfrontację z udziałem sił zbrojnych rosyjskiego Zachodniego Okręgu Wojskowego z jednej strony i sił państw bałtyckich z drugiej. Przy opisywaniu modelu mobilizacji armii rosyjskiej uwzględniono doświadczenia z Ukrainy, w szczególności szybkie tworzenie wspieranych przez artylerię batalionowych grup bojowych na bazie brygad. Z kolei siły zbrojne państw bałtyckich zostały wsparte przez lekkie jednostki lądowe NATO, jeden batalion piechoty zmotoryzowanej na transporterach Stryker oraz siły powietrzne i oddziały lotnictwa wojsk lądowych (w tym śmigłowce szturmowe).

Założono, że Rosja przeprowadzi atak na Estonię lub Łotwę, a przemieszczenie wojsk Sojuszu rozpocznie się na około tydzień przed rozpoczęciem działań. Do rejonu operacji zdołano jednak przerzucić jedynie pododdziały lekkie (powietrznodesantowe i podobne oraz lotnictwo wojsk lądowych). Pomimo wsparcia kilku batalionów NATO, siły państw bałtyckich uległy naciskowi ze strony Rosjan i w ciągu najwyżej 60 godzin wojska potencjalnego przeciwnika były w stanie dotrzeć do stolic Łotwy i Estonii. Pytanie o obronę Tallinna i Rygi pozostawiono otwarte, wskazując że o ile dobrze wyposażone i wyszkolone jednostki powietrznodesantowe mogłyby prowadzić skuteczne działanie przeciwko siłom ciężkim właśnie w terenie zurbanizowanym, to takie rozwiązanie wiąże się z ryzykiem strat wśród ludności cywilnej.

Głównym czynnikiem, jaki w trakcie symulowanych starć przesądził o zwycięstwie Rosjan była przewaga w wojskach pancernych i zmechanizowanych, wspieranych przez silną artylerię i korzystające ze słabości obrony przeciwlotniczej bardzo krótkiego zasięgu wojsk NATO lotnictwo. Autorzy raportu wskazali, że rozmieszczenie na Łotwie jednej brygady pancernej US Army, czy też przeprowadzenie kontrataku za pomocą dwóch „ciężkich” związków taktycznych tego typu nie okazało się skuteczne, właśnie z uwagi na możliwość wykonywania przez Rosjan uderzeń artyleryjskich i lotniczych.

W konkluzji raportu stwierdzono, że w celu uzyskania zadowalającego stopnia zdolności obronnych, pozwalającego na odparcie pierwszego uderzenia i w miarę bezpieczne wprowadzenie do walki sił głównych potrzebne byłoby dysponowanie w rejonie działań siedmioma brygadami NATO spoza państw bałtyckich, w tym trzema jednostkami pancernymi, wspieranymi przez artylerię, logistyków czy obronę przeciwlotniczą, oraz oczywiście przez siły powietrzne i morskie Sojuszu. Szczególne znaczenie w kontekście obecności w regonie działań miały jednak właśnie jednostki pancerne, z uwagi na trudność z ich przerzutem, a także cięcia strukturalne, które ograniczyły dostępność tego rodzaju sił w państwach europejskich (do puli 7 brygad zaliczają się też np. jednostki powietrznodesantowe, które mogą być szybko przerzucone z miejsc stałego stacjonowania).

Analiza RAND pokazuje wyraźnie, że niewielkie wzmocnienie obecności jednostek bojowych może się nie okazać wystarczające, szczególnie dla skutecznej osłony państw bałtyckich. Obecnie największym zagrożeniem dla krajów NATO wydaje się być właśnie konwencjonalna, pełnoskalowa agresja zbrojna, oczywiście z elementami ataków cybernetycznych czy wojny informacyjnej. Podjęcie ograniczonych działań, np. podobnych jak na Krymie, dałoby bowiem NATO czas na reakcję, choćby właśnie poprzez przerzut większej ilości wojsk do zagrożonych państw. A świadomość „hybrydowych” zagrożeń jest z całą pewnością większa, niż jeszcze kilka lat temu, i to zarówno w samych krajach bałtyckich, w państwach europejskich jak i w Stanach Zjednoczonych.

Czytaj więcej: Rosja „zamknie” siłom NATO dostęp do państw bałtyckich?

W celu zapewnienia odpowiedniego stopnia kolektywnej zdolności obronnej niezbędne jest po pierwsze znaczne wzmocnienie konwencjonalnego potencjału wojsk NATO, szczególnie w najbardziej zaniedbywanych obszarach. Analiza RAND potwierdziła podnoszoną wcześniej na Defence24.pl tezę, że do takich należą pododdziały artylerii czy OPL krótkiego zasięgu. Zamknięcie luk w tych zdolnościach jest koniecznym warunkiem dla skuteczności obrony kolektywnej, wobec stosowania przez potencjalnego przeciwnika strategii antydostępowej, czyli dążenia do odcięcia terenu działań od sił interwencyjnych, w połączeniu z wykorzystaniem środków rażenia w taki sposób, aby w maksymalnym stopniu utrudnić operacje sojusznicze. Przykładem jest choćby użycie artylerii dalekiego zasięgu przeciwko wojskom lądowym, czy naziemnych systemów przeciwlotniczych klasy S-400, mogących znacznie utrudnić działania siłom powietrznym.

Czytaj więcej: Przeciwlotnicza "tarcza" British Army ofiarą cięć

Dopiero zdecydowane działania w celu modernizacji konwencjonalnego potencjału państw Paktu Północnoatlantyckiego zapewnią zadowalający stopień zdolności obrony kolektywnej. Mam tu na myśli szczególnie kraje europejskie, gdyż Stany Zjednoczone, poza „lukami” w określonych obszarach jak OPL krótkiego zasięgu czy środki walki elektronicznej, dysponują wojskami zdolnymi do działania w pełnym spektrum zagrożeń. Armie państw zachodniej Europy znacznie ograniczyły zakres użycia artylerii rakietowej i zdolność atakowania celów obszarowych (wycofanie amunicji kasetowej), nie dysponują też w zasadzie taktycznymi pociskami balistycznymi, odpalanymi z ziemi, o zasięgu ponad 100 km. Podobna sytuacja jest widoczna również w zakresie nasycenia pododdziałów piechoty nowoczesną bronią przeciwpancerną, czy możliwości szybkiego odtworzenia gotowości jednostek pancernych. I to właśnie na Europejczykach spoczywa największa odpowiedzialność.

Decyzja polityczna o ustanowieniu w krajach Europy Środkowo-Wschodniej wzmocnionej obecności wojskowej, będącej elementem systemu kolektywnej obrony i połączonej z systemem przyjmowania wsparcia jest bardzo istotnym krokiem w rozwoju bezpieczeństwa tzw. wschodniej flanki NATO. Specyfika zagrożenia w rejonie Morza Bałtyckiego, w tym przeciwdziałanie strategii antydostępowej (A2/AD) wymaga jednak podjęcia szerzej zakrojonych działań, ukierunkowanych na wzmocnienie ogólnej zdolności obronnej państw NATO, ze szczególnym uwzględnieniem krajów regionu i rozwiniętych państw zachodniej Europy. Do chwili obecnej padły już deklaracje ze strony Niemiec czy Wielkiej Brytanii o zwiększeniu finansowania obronności, ale skupiają się one raczej na zapewnieniu sprawności istniejących, szczupłych struktur niż budowie nowych. 

Oczywiście konwencjonalna modernizacja nie może zastąpić działań podejmowanych w obszarach cyberobrony, rozpoznania, czy przeciwdziałania terroryzmowi. Oznacza to, że kraje kontynentu muszą znacznie zwiększyć finansowanie sił zbrojnych, tak aby były gotowe do przeciwdziałania szerokiemu spektrum zagrożeń. Potencjalny przeciwnik może bowiem użyć takiej kombinacji środków, aby zmaksymalizować oddziaływanie na cały układ sojuszniczy. I tak np. uderzeniu jednostek zmechanizowanych czy artylerii mogą towarzyszyć ataki w przestrzeni informatycznej, skierowane także przeciwko państwom, które nie znajdują się bezpośrednio w rejonie działań.

Kolejną kwestią jest sposób i zakres obecności sojuszniczej w rejonie Europy Środkowo-Wschodniej, a także jej trwałość. System obrony powinien być skuteczny, czyli zapewniać w jak największym zakresie możliwość odparcia zdecydowanego, nagłego ataku zbrojnego w regionie. Oczywiście uwzględnione tutaj muszą być również siły wzmocnienia, warunkiem jest jednak uzyskanie zdolności ich bardzo szybkiego przerzutu (przyśpieszonego np. przez rozmieszczenie sprzętu) oraz odpowiednie rozpoznanie zagrożeń. Szczegółowe decyzje dotyczące skali sojuszniczej obecności dopiero zapadną. Na ich kształt w dłuższym okresie z pewnością wywrze wpływ ogólny poziom zdolności obronnej państw NATO, który powinien być zwiększany w znacznie szerszym zakresie niż ma to miejsce do chwili obecnej.

Należy też pamiętać o pewnym ryzyku politycznym, związanym z rotacyjnym charakterem obecności. W wypadku negatywnych zmian na scenie politycznej, zarówno w Europie jak i w Stanach Zjednoczonych (w kontekście nadchodzących wyborów parlamentarnych) podjęte niedawno przez ministrów obrony decyzje mogą zostać cofnięte. Pomimo wszystkich wymienionych zastrzeżeń, decyzje zakończonego wczoraj spotkania szefów resortów obrony należy ocenić pozytywnie. Stanowią one jeden z kroków na drodze do trwałego wzmocnienia zdolności obrony NATO przeciwko zagrożeniu w Europy Środkowo-Wschodniej. Muszą jednak zostać uzupełnione przez całościowe działania państw Sojuszu, tak aby polityczne decyzje o budowie systemu kolektywnej obrony z uwzględnieniem zarówno obecności w rejonie działań jak i sił wzmocnienia zostały wypełnione przez "twarde" zdolności wojskowe.

Czytaj więcej: Amerykańskie czołgi i artyleria wracają do Europy

 

 

WIDEO: "Żelazna Brama 2025" | Intensywne ćwiczenia na poligonie w Orzyszu
Reklama
Reklama