Wojsko, bezpieczeństwo, geopolityka, wojna na Ukrainie
Gotowi do uderzenia. Izraelski system broni ofensywnej [ANALIZA]
Potencjał militarny Izraela na ogół kojarzy się z systemami defensywnymi, szczególnie w ostatnich latach popularnymi w mediach systemami przeciwrakietowymi. To jednak duże uproszczenie, bowiem Izrael systematycznie rozwija również siły środki uderzeniowe. To duży i ważny element izraelskiej machiny wojennej, aczkolwiek często pomijany.
Doktryna obronna Izraela opiera się na kilku zasadniczych elementach, w tym potrzebie posiadania sił i środków tak defensywnych (w tym systemów obrony przeciwrakietowej) jak i ofensywnych. Izrael bowiem nie ukrywa, że ma wolę jak i potencjał atakować w sytuacji, gdy tak wynika z jego interesów. Dotyczy to nie tylko użycia broni konwencjonalnej – dość wymienić cykliczne uderzenia na Syrię, czy też kilka lat temu na Sudan – ale również operacje służb specjalnych (zabijanie członków organizacji i instytucji Izraelowi wrogich), czy też sił specjalnych (zatrzymywanie statków transportujących broń do antyizraelskich grup). To również ofensywne działania w cyberprzestrzeni.
Czytaj też: Państwa arabskie "odpuszczają" Katarowi
Posiadanie systemów broni ofensywnej wpisuje się w tę filozofię. Ich głównym celem jest odstraszanie nieprzyjaciół poprzez świadomość, że uderzenie na Izrael zakończy się zdecydowaną i skuteczną odpowiedzią. Każde państwo, które chciałoby napaść Izrael, musi brać pod uwagę, że podejście pod Tel Awiw i Jerozolimę mogłoby sprowokować Izraelczyków do sięgnięcia po „doktrynę Samsona” – zadania agresorowi ostatecznego, nokautującego ciosu, wówczas także z wykorzystaniem głowic nuklearnych.
Po drugie, doktryna Izraela – także w odniesieniu do rzeczonych systemów – zakłada posiadanie przewagi technologicznej (qualitative military edge). Innymi słowy – takie państwo jak Izrael, a więc terytorialnie i demograficzne niewielkie – nie jest w stanie rozwijać sił zbrojnych pod kątem ich masowości. Nigdy też nie będzie w stanie wygrać ze swymi wrogami wojny na wyniszczenie. Stąd też tak ważne dla Izraela jest stawianie na jakość technologiczną – ta jest osiągana samodzielnie jak i we współpracy ze Stanami Zjednoczonymi.
Czytaj też: Iran wznowił wzbogacanie uranu
Na rzeczony potencjał ofensywny składają się różnego rodzaju rakiety balistyczne i manewrujące (w tym przeciwokrętowe), wystrzeliwane w stronę szerokiej gamy celów z lądu, morza, powietrza i spod wody. Izrael planuje wzmocnić swój potencjał wojskowy, tak ofensywny jak i defensywny, za sprawą przyjętego na początku 2020 roku planu strategicznego „Tanufa”. Wskazuje on priorytety sił zbrojnych w nadchodzących latach: nowe rakiety, bezzałogowce, pojazdy opancerzone, obrona przeciwlotnicza/przeciwrakietowa, śmigłowce i okręty. Przewaga nad nieprzyjacielem ma zostać osiągnięta i utrzymana dzięki trzem wskazanym przez Izraelczyków filarom: wywiadowi, technologii i dominacji w powietrzu. Broń ofensywna stanowi integralny element tejże wizji, który docelowo ma doprowadzić do stworzenia zintegrowanego pola walki.
Rakiety Jerycho
Istotnym elementem ofensywnego oręża Izraela, będącego podstawą obrony/ataku na poziomie strategicznym, są rakiety balistyczne. W tym zakresie izraelskie siły zbrojne korzystają również z osiągnięć izraelskiego programu kosmicznego (przykładowo, rakieta Jerycho-2 opiera się na technologiach SLV Shavit, zbudowanego do wynoszenia w przestrzeń kosmiczną satelitów Ofek). Nie do końca wiadomo jaki potencjał w tym zakresie Izrael posiada, bowiem informacje nie są upubliczniane, ale spekuluje się, że na ten element składają się rakiety balistyczne co najmniej średniego zasięgu z głowicami tak konwencjonalnymi jak i nuklearnymi.
Mowa tutaj przede wszystkim o rakietach średniego zasięgu Jerycho 2 z naprowadzaniem radiolokacyjnym w ostatniej fazie lotu. Ich zasięg to około 1,5 tysiąca kilometrów, a głowica ma masę około tony (dla porównania, wariant Jerycho 1 miał 450-kilogramową głowicę i zasięg rzędu 500 km). Oznacza to, że poza ich zasięgiem znajduje się znaczna część Iranu (przy założeniu, że faktycznie taki jest ich maksymalny zasięg – niektórzy eksperci podają bowiem zasięg rzędu 4 tysięcy kilometrów z 800-kilogramową głowicą). Dość nadmienić, że rakiety Jerycho-2 są dwustopniowe, wykorzystują paliwo stałe, a do służby weszły w 2002 roku. Każda zapewnia Izraelowi moc około megatony.
W 2011 roku Izrael wprowadził do służby trzystopniowe rakiety na paliwo stałe Jerycho 3, których zasięg to pomiędzy 4,8 tysiąca kilometrów a 6,5 tysiąca kilometrów, co przy przyjęciu górnego pułapu pozwala ją zaklasyfikować jako rakietę międzykontynentalną (co najmniej 5,5 tysiąca kilometrów). Masa głowy bojowej to od tony do 1,3 tony. Są dużo cięższe od wcześniejszego wariantu – o ile dla Jerycho 3 masa startowa to około 30 ton, w przypadku Jerycho 2 to około 14 ton. Szacuje się, że obecnie Izrael ma w służbie od 50 do 100 rakiet Jerycho różnych wersji na platformach kołowych. Stacjonują one 40 kilometrów na południe od Tel Awiwu – w bazie sił powietrznych Sdot Micha.
Jednocześnie prowadzi się prace nad nowymi rozwiązaniami, w tym wyposażoną w mocniejszy silnik rakietę Jerycho 3 z trzema głowicami, zdolnymi razić odrębne cele (MIRV). Ich zasięg to około 6,5 tysiąca kilometrów i ponoć weszły do służby w 2019 roku. Zapewne to te rakiety, w tym nowe napędy, przetestowano w grudniu 2019 roku. Według miejscowej prasy sprawdzono rakietą „mogącą przenosić głowicę jądrową”. Podobnego sprawdzenia dokonano w styczniu 2020 roku. Jeżeli doniesienia są prawdziwe, to tym samym Izrael dysponuje bronią balistyczną o zasięgu międzykontynentalnym, wyposażoną w głowice nuklearne.
Z perspektywy potencjału ofensywnego Izraela ważne jest, iż ten posiada broń jądrową – chociaż Izraelczycy nigdy tego nie przyznali, to szacuje się, że w bazach znajduje się 50 głowic jądrowych oraz 30 bomb lotniczych z takim samym ładunkiem. Inne źródła podają, że łącznie Izrael ma 200 głowic. Niezależnie jaka jest prawda, posiadany potencjał zapewnia Izraelowi zdolność całkowitego zniszczenia każdego nieprzyjaciela w regionie. Co ważne, według szacunków sztokholmskiego SIPRI Izrael posiada dość plutonu, by wyprodukować około 200 kolejnych głowic.
Inne systemy ziemia-ziemia
Powyższe przykłady nie wyczerpują izraelskiego arsenału ofensywnego, bowiem państwo to rozwinęło jeszcze inne systemy. Jednym z nich jest Delilah – pociski krótkiego zasięgu (250-300 km), występujące w wariancie powietrze-ziemia i ziemia/woda-ziemia. Te rakiety manewrujące z głowicą bojową o masie 30-54 kg weszły do służby w 1994 roku, pierwotnie jako wyposażenie odrzutowców F-4 Phantom, ale z czasem także innych maszyn, w tym F-16I. Obecnie przeznaczone są do zwalczania całej gamy celów naziemnych, także przy wykorzystaniu istotnej funkcji – krążenia nad celem. Wiadomo o co najmniej jednym zastosowaniu bojowym – podczas wojny w Libanie w 2006 roku izraelskie lotnictwo wystrzeliło z pokładu F-16D rakietę, która zniszczyła pojazdy konwoju Hezbollahu. Według niepotwierdzonych informacji użyto je również podczas trwających działań wojennych w sąsiedniej Izraelowi Syrii.
Rakiety Delilah mogą być wystrzeliwane, chociażby z naziemnych wyrzutni LYNX, opracowanych przez koncern IMI. To rozwiązanie uniwersalne, bowiem mogą one strzelać także rakietami rodziny Grad (122 mm) – na odległość około 40 km – a także rakietami EXTRA (do 150 km), Predator Hawk (do 300 km) i LORA (około 400 km). Te ostatnie są dobrze znane nad Wisłą (link https://www.defence24.pl/izraelska-propozycja-dla-homara-zaprezentowana-trzy-bataliony-i-rakiety-balistyczne). Zostały one bowiem zaoferowane Polsce przez koncern IMI Systems w ramach programu Homar.
LORA (LOng Range Artillery) charakteryzuje się zdolnością programowalnego manewrowania, przez co jej przechwycenie przez obronę nieprzyjaciela staje się utrudnione. Jak na ogół w tego typu sytuacjach, LORA wykorzystuje zarówno nawigację satelitarną jak i inercyjną. Jej celność to około 3,5 metra. LORA została skutecznie przetestowana na Morzu Śródziemnym w 2017 roku i trzy lata później, a także użyta przez Azerbejdżan podczas tegorocznej wojny przeciwko Armenii o Górski Karabach. Warto nadmienić, że IMI opracowało także lotniczy wariant 4,7-metrowej rakiety EXTRA (EXTended Range Artillery). MARS (Multi-purpose, Air-launched Rocket System) a obecnie Rampage, bo o nim mowa, ma zasięg około 100-150 km, podczas gdy morski, to jest TRIGON, około 150 km.
Czytaj też: Syria: izraelski atak na bazę pod Damaszkiem
Systemy woda-ziemia
Elementem izraelskiego potencjału ofensywnego są okręty podwodne. Na ten komponent składa się sześć wyprodukowanych w Niemczech konwencjonalnych (diesel) okrętów podwodnych typu Dolphin – trzy pozyskano w latach 1999-2000, a pozostałe trzy w latach 2013-2019. Niemcy mają dostarczyć Izraelczykom jeszcze trzy okręty (począwszy od 2025 do 2026 roku). Pozwoli to wycofać trzy pierwsze jednostki i utrzymać w linii łącznie sześć okrętów.
Ich zasadniczą bronią są rakiety manewrujące, wyposażone w głowice konwencjonalne lub jądrowe. Każdy okręt ma dziesięć wyrzutni. Co istotne, odpalenie może nastąpić spod wody. Izrael nigdy nie podał do publicznej wiadomości jakie rakiety są na pokładzie okrętów podwodnych. Niektórzy wskazują amerykańskie rakiety Harpoon o zasięgu około 600 km. Być może są to rakiety Popeye Turbo, opracowane w latach dziewięćdziesiątych i zdolne przenosić głowicę jądrową na odległość do 1,5 tysiąca kilometrów. Byłoby to spójne z informacją francuskiej prasy z 2000 roku – wtedy podano, że Izraelczycy przetestowali u wybrzeży Sri Lanki rakiety manewrujące o takim właśnie zasięgu. Popeye Turbo to rozwinięcie konwencjonalnej rakiety manewrującej, nad którymi Rafael zaczął pracować w latach osiemdziesiątych. Prócz eksportu, Popeye znalazł się na wyposażeniu izraelskich sił zbrojnych. Ich zasięg to około 100 km, a głowica ma masę około 350 kg.
Czytaj też: Więcej precyzyjnych rakiet Hezbollahu
W zakresie systemów morskich warto też wspomnieć o rodzinie (pięć wersji) rakiet przeciwokrętowych Gabriel, pozwalających Izraelowi z odpowiedniego dystansu razić nieprzyjacielskie cele. Wystrzeliwane mogą być one z platform nawodnych, powietrznych i lądowych. Izrael ma nadal w służbie Mk 2 oraz Mk 3 o 180-kg głowicy i 35-km zasięgu. Większy (200 km) zasięg charakteryzuje Mk 4 z głowicą bojową o masie 240 kg. Najnowszy wariant to Mk 5, który w izraelskiej służbie znalazł się w 2007 roku. Zapewnia on największy zasięg, bo od 200 km do 400 km. Gabriel Mk 5 to broń korwet Saar 5. Według danych IAI łącznie sprzedano ponad tysiąc rakiet Gabriel – zarówno Izraelowi jak i państwom trzecim.
Okręty podwodne z rakietami manewrującymi to niezwykle ważny element izraelskiego oręża — zapewniają one operacyjną elastyczność, bowiem mogą skrycie podejść pod terytorium nieprzyjaciela, a także — w razie otwartej wojny — są w stanie uniknąć zniszczenia. Warto nadmienić, że pod koniec grudnia 2020 roku izraelskie media podały, iż co najmniej jeden taki okręt został wysłany w rejon cieśniny Ormuz (Zatoka Perska), by w ten sposób wywrzeć presję na Iran – najbardziej prawdopodobny cel dla irańskich systemów ofensywnych.
Czytaj też: Syria znów na celowniku izraelskiego lotnictwa?
Systemy powietrze-ziemia
Warto wspomnieć wypowiedź generała Amira Eszela, który w 2015 roku — wówczas jako dowódca sił powietrznych Izraela — zauważył, że środowisko międzynarodowe jest obecnie inne niż to w 1967 roku, kiedy z wykorzystaniem lotnictwa Izrael przeprowadził atak na państwa arabskie, tłumacząc to działaniami wyprzedzającymi. Eshel zauważył, że prócz innego kontekstu międzynarodowego – teraz ważna byłaby reakcja opinii międzynarodowej – zmianie uległa skuteczność obrony przeciwlotniczej. Jego zdaniem nigdy wcześniej izraelskie lotnictwo, które jest w stanie „atakować setki celów każdego dnia” i które charakteryzuje się „zdolnością przeprowadzenia uderzeń w krótkim czasie”, nie musiało borykać się z tak dużymi zagrożeniami jak teraz. Stąd też użycie lotnictwa przeciwko na przykład Iranowi traktowane jest raczej jako ostateczność.
Dokładne przedstawienie tego elementu izraelskiego potencjału ofensywnego wymagałoby osobnego artykułu. Dość stwierdzić, że broń jądrową – a więc bezsprzecznie najważniejszy element izraelskiego oręża – przenosić mogą, przynajmniej obecnie, jedynie F-15 i F-16. Izrael posiada potencjał do przeprowadzenia serii nalotów nie tylko na swych sąsiadów – w tym na Syrię (co regularnie czyni), ale również na Iran, aczkolwiek taka operacja byłaby dużo trudniejsza – nie tylko ze względu na konieczność przekroczenia terytorium państw trzecich, ale również potrzebę tankowania w powietrzu, co zwiększa zaangażowane środki, a także zmniejsza tempo operacji, generując dodatkowe ryzyko (cysterna jak i pobierające paliwo samoloty są szczególnie narażone na zniszczenie).
Z jednej strony zdolności ofensywne izraelskich samolotów są imponujące – tym bardziej jeśli prawdą jest informacja z 2012 roku jakoby zarówno F-15I jak i F-16I zostały w pełni zintegrowane z rakietami manewrującymi Popeye. Do tego dodać należy takie systemy jak wspomniane wcześniej dalekiego zasięgu powietrze-ziemia Rampage, które w 2019 roku z powodzeniem wykorzystano w Syrii (w 2018 roku system został upubliczniony – ogłoszono wówczas, że wpłynęło pierwsze zamówienie od kontrahenta, najprawdopodobniej Izraela).
Z drugiej jednak strony długotrwała wojna powietrzna przeciwko Iranowi wymagałaby większych sił i środków. Te bezsprzecznie są zwiększane dzięki dwóm eskadrom F-35I (Adir). Samoloty te zostały przystosowane do izraelskich potrzeb. Chociaż szczegóły prac są nieznane, to podejrzewać można, że maszyny te charakteryzują się jeszcze lepszymi zdolnościami, których sąsiedzi Izraela nie mają i mieć nie będą (tyczy się to także Zjednoczonych Emiratów Arabskich, które pozyskują F-35, ale w uboższej wersji – aby Izrael zachował przewagę technologiczną). Izrael zamówił łącznie 50 samolotów do dwóch eskadr w bazie sił powietrznych Newatim. Druga eskadra (116) osiągnęła gotowość bojową w 2020 roku. Na koniec tegoż roku łączne dostawy od Lockheed Martina wynieść mają 27 maszyn, przy czym tempo produkcji to około 6 samolotów rocznie.
Według prasowych doniesień Izrael jest zainteresowany nabyciem trzeciej eskadry F-35, która byłaby niezwykle cenna w razie wojny z Iranem – wizja przeprowadzania serii nalotów z dala od własnego państwa, w nieprzyjaznym środowisku sprawia, że Izraelczycy widzą potrzebę posiadania większych sił. Zakup F-35, mowa o 25 maszynach, miałby nastąpić kosztem F-15, aczkolwiek izraelskie siły powietrzne chcą zarówno dodatkowej eskadry F-35 jak i eskadry F-15. Wynika to z faktu, że o ile F-35 ma lepsze zdolności penetracyjne nieprzyjacielskiej obrony – maszynę bowiem trudniej wykryć – to przenosi względnie niewiele uzbrojenia, podczas gdy F-15 charakteryzuje się większym udźwigiem, choć jednocześnie wiele obecnie wykorzystywanych maszyn znajduje się u kresu swych resursów.
Połączenie F-35 i F-15 w wersji IA byłoby najlepszą opcją, ale otwartym pytaniem pozostaje, czy Izraela będzie na to stać. By zwolnić część zasobów, we wrześniu 2020 roku Izrael rozformował najstarszy swój dywizjon – 117. Eskadrę Myśliwską samolotów F-16C/D. Istniejąca od 1953 roku jednostka stacjonowała w bazie sił powietrznych Ramat Dawid na północy kraju. Podobny los ma spotkać jeszcze jeden dywizjon sił powietrznych. Są to działania realizowane w ramach wspomnianego programu „Tanufa”.