- Wiadomości
- Ważne
- W centrum uwagi
- Komentarz
Unia Europejska wreszcie spojrzy na Tajwan? [KOMENTARZ]
„Wzywam do tego, by europejskie marynarki wojenne patrolowały Cieśninę Tajwańską, aby pokazać zaangażowanie Europy na rzecz wolności żeglugi w tym absolutnie kluczowym rejonie” napisał wysoki przedstawiciel Unii do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa Josep Borrell. Czy to oznacza, że Unia Europejska zauważyła wreszcie znaczenie Tajwanu dla Europy?

Nie milkną echa ostatniej wypowiedzi Macrona dla Politico po powrocie z Chin, gdzie stwierdził odnosząc się do napięć między Państwem Środka a USA w sprawie statusu Tajwanu, że "wielkim ryzykiem", przed którym stoi Europa jest to, że "zostaje uwikłana w kryzysy, które nie są nasze, co uniemożliwia jej budowanie swojej strategicznej autonomii". "Nie chcemy popadać w logikę blok kontra blok" – dodał francuski prezydent.
Zobacz też
Odnosząc się do napięć wokół Tajwanu, prezydent Macron zauważył, że Europejczycy muszą sami odpowiedzieć sobie na pytanie, czy w naszym interesie leży przyspieszenie kryzysu na Tajwanie. Jego zdaniem błędną decyzją byłoby myślenie, że Europejczycy muszą się stać naśladowcami w tej sprawie i podążać za agendą USA. Politico zaznacza, cytując francuskich urzędników towarzyszących prezydentowi, że Macron i Xi rozmawiali o Tajwanie "intensywnie", a Macron wydaje się przyjmować bardziej pojednawcze podejście do tej kwestii niż USA czy Unia Europejska.
Zobacz też
"Europejczycy sami nie mogą rozwiązać kryzysu na Ukrainie, jak więc możemy wiarygodnie powiedzieć (Chinom) w sprawie Tajwanu: uważajcie, jeśli zrobicie coś złego, będziemy tam? Jeśli naprawdę chcesz zwiększyć napięcia to właśnie w ten sposób" - powiedział Macron.
W zeszłym tygodniu prezydent USA Joe Biden omówił w rozmowie telefonicznej z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem jego niedawną wizytę w Chinach. Francuski prezydent miał powiedzieć, że "Chiny mają rolę do odegrania w przyczynieniu się, w średniej perspektywie, do zakończenia konfliktu na Ukrainie, zgodnie z zasadami i celami Karty Narodów Zjednoczonych". Według Paryża Macron podkreślił też konieczność dozbrajania się Europejczyków, by mogli objąć swoją część odpowiedzialności za bezpieczeństwo transatlantyckie.
Zobacz też
Macron bardzo mocno został skrytykowany przez opinię publiczną w Europie za swoje słowa, ale także w USA. Władzę na Tajwanie również były lekko zdegustowane słowami francuskiego prezydenta. Jednak głos Francji to nie wszystko. Jak wezwał we francuskim „Journal Du Dimanche" wysoki przedstawiciel Unii do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa Josep Borrell, by europejskie marynarki zaangażowały się w patrolowanie Cieśniny Tajwańskiej: "wzywam do tego, by europejskie marynarki wojenne patrolowały Cieśninę Tajwańską, aby pokazać zaangażowanie Europy na rzecz wolności żeglugi w tym absolutnie kluczowym rejonie", według niego Tajwan jest kluczowy dla Europy. Argumentując na łapach „Journal Du Dimanche" dlaczego tak, Borrell napisał, że Tajwan "dotyczy nas ekonomicznie, handlowo i technologicznie".
W przemówieniu otwierającym debatę na temat Chin w Parlamencie Europejskim, Borrell powiedział: „Tajwan jest wyraźnie częścią naszego geostrategicznego obwodu, aby zagwarantować pokój (...) Jakiekolwiek działania [przyp. red. zbrojne Chin] wobec Tajwanu należy odrzucić nie tylko ze względów moralnych, ale też dlatego, że z punktu widzenia gospodarczego miałoby to dla nas bardzo poważne konsekwencje, bo Tajwan odgrywa strategiczną rolę w produkcji większości najbardziej zaawansowanych półprzewodników" – argumentował Borrell.
Z kolei jak pisze Taipei Times wczoraj Ministerstwo Spraw Zagranicznych podziękowało UE za wielokrotne podkreślanie znaczenia pokoju i stabilności w Cieśninie Tajwańskiej.
„UE pokazuje, że ceni i wspiera Tajwan, sprzeciwiając się wszelkim jednostronnym zmianom w "status quo" Cieśniny Tajwańskiej i podkreślając, że Tajwan jest kluczowy dla geostrategicznych interesów Europy ze względu na jego rolę w łańcuchu dostaw półprzewodników i utrzymaniu pokoju w regionie".
Zobacz też
„Jako kluczowy członek regionu Indo-Pacific, Tajwan będzie nadal pogłębiać więzi z podobnie myślącymi demokratycznymi partnerami, zwiększać odporność kluczowego łańcucha dostaw i chronić regionalny pokój, stabilność i dobrobyt" - dodano.
Opinia Borrela jest zupełnie inna niż francuskiego prezydenta, co pokazuje, że Francja nie dyktuje jednego nurtu w Unii Europejskiej, ale też zaczyna być świadoma tego jak ważny jest Tajwan, nie tylko ze względu na panującą tam demokrację, która jest kluczowa ze względu na wartości demokratyczne wyrażane przez UE, ale także strategii i ekonomii. A upadek Tajwanu odbije się także w Europie.
Jak można się domyśleć opinia Borrela nie spotkała się z przychylnością Chin. Chiński dziennik „Global Times" w tekście pt: "Borrell and his likes should avoid leading Europe into a ditch: Global Times Editorial" nie omieszkał skrytykować słów unijnego dyplomaty nazywając ją „prowokacyjną" i dość mocno skrytykował Borrela: „Europa nie może porzucić pomysłu mieszania się w sprawy Azji i Pacyfiku, pomimo absolutnego upadku jej potęgi i pogrążenia w licznych trudnościach. Podobnie jak stetryczały starzec, który od dawna nie nadąża za współczesnością, gdyby europejskie okręty wojenne nadal chciały dziś popisywać się swoją potęgą na Pacyfiku, wynik byłby jedynie żenującą porażką. Dla Armii Ludowo-Wyzwoleńczej, która dysponuje potężną siłą do obrony ojczyzny, stawianie czoła europejskim okrętom wojennym, które przybywają, aby prowokować i popisywać się, nie jest warte nawet podniesienia brwi. Radzimy im, by nie przynosili sobie wstydu" - pisał dziennik chiński.
Zobacz też
Autorzy (nie podpisani pod artykułem) tekstu nie omieszkali uderzyć w USA, które mają oczywiście stać za UE i ją podburzać do działań konfliktowych z Chinami „Artykuł Borrella odzwierciedla jednak, że w Europie rzeczywiście istnieje siła polityczna, która zawsze dzieli i utrzymuje mentalność zimnej wojny wobec Chin. Niezależnie od tego, czy za Borrellem stoi cień USA, jasne jest, że ta część siły politycznej jest pod głębokim wpływem USA".
Według autorów, Europa generalnie chce współpracować i robić z Chinami „interesy" ale oczywiście są „siły" ze Stanów Zjednoczonych, które temu przeszkadzają: „Z perspektywy własnych interesów Europa nie chce "rozłączać się" z Chinami i musi z nimi współpracować w kwestiach globalnych. Chce utrzymać wymianę z Chinami ze względu na znaczenie relacji Chiny-UE dla Europy. Z drugiej strony, europejscy politycy reprezentowani przez Borrella zostali poddani praniu mózgu przez Waszyngton w kwestii Tajwanu, nie wiedząc o tym, i trudno jest im wyjść z nałogu bycia wykładowcami praw człowieka i ideologii. Borrell i jemu podobni próbują samozwańczo poradzić sobie z tą sprzecznością i chcą osiągnąć równowagę, ale jest to trudniejsze niż chodzenie po linie i jest to mission impossible".
Z kolei Li Haidong, profesor z Instytutu Stosunku Międzynarodowych na publicznym Chińskim Uniwersytecie Spraw Międzynarodowych też na łamach „Global Times" w tekście "Call of top EU diplomat for European navies to patrol the Taiwan Straits 'very dangerous"" powiedział „Uwagi Borrella są bardzo niebezpieczne, bo pokazują podejmowane w złych intencjach próby przekształcenia kwestii Tajwanu w sprawę międzynarodową". Mówiąc dalej „Pokazuje to, że polityka Unii Europejskiej względem Chin skręca w kierunku twardszej. W kwestii Tajwanu jest krok w tył w stosunku do polityki jednych Chin i prowokacja wojskowa w wewnętrzne sprawy Chin, która może mieć poważne konsekwencje".
Zobacz też
Tydzień temu, zaś minister spraw zagranicznych Chin Qin Gang powiedział w Szanghaju, że obie strony Cieśniny Tajwańskiej należą do Chin i że jest to właściwe i słuszne, aby Chiny utrzymały swoją suwerenność.
"Ostatnio pojawiła się absurdalna retoryka oskarżająca Chiny o zachwianie status quo, zakłócenie pokoju i stabilności w Cieśninie Tajwańskiej" - powiedział Qin. "Logika (ta) jest absurdalna, a wnioski niebezpieczne" - powiedział chiński dyplomata, którego cytuje Reuters.
"To nie Chiny kontynentalne, ale niepodległościowe siły separatystyczne na Tajwanie i garstka krajów próbują zakłócić status quo" - oświadczył Qin. "Ci, którzy bawią się ogniem na Tajwanie, w końcu się sparzą" - dodał.
Ostro jest też na linii Chiny – Republika Korei, rzecznik chińskiego MSZ Wang Wenbin powiedział, że Pekin „nie pozwoli innym na słowne wtrącanie się" w swoje wewnętrzne sprawy. Odniósł się do wypowiedzi prezydenta Korei Południowej Jun Suk Jeola, który zadeklarował sprzeciw wobec prób jednostronnej zmiany status quo w sprawie Tajwanu.
„Określenie wypowiedzi prezydenta kraju jako słowne wtrącanie się jest komentarzem, który przekracza linię i bardzo niegrzecznym zachowaniem" – powiedział Li. Zarzucił chińskim władzom arogancję i ignorowanie uniwersalnych wartości.
„Mocarstwowość nie pochodzi od rozmiaru geograficznego. Chiny zostaną naprawdę uznane za wielkie mocarstwo tylko wtedy, kiedy pokażą, że przestrzegają uniwersalnych wartości człowieczeństwa" – dodał sekretarz generalny rządzącej w Korei Płd. partii.
Jak widać, propaganda Chińska bardzo mocno zareagowała na pomysł Josepa Borrella, co pokazuje, że Chiny poważnie się boją tego pomysłu. Chiny doskonale zdają sobie sprawę, że jeśli Zachód się zjednoczy tak, jak jest to w przypadku wojny na Ukrainie, Chiny podobnie jak Rosja zostaną ocenzurowane i zmarginalizowane. Oczywiście będzie to dużo trudniejsze do zrobienia. Chiny globalnie są większe niż Rosja, nie mówiąc o ogromnych powiązaniach gospodarczych Chin ze światem. Jednak zaburzenie tego sprawi, że Chińska gospodarka poważnie ucierpi a Chiny dwa razy się zastanowią czy chcą atakować wyspę.
Zobacz też
Polski premier Mateusz Morawiecki powiedział niedawno, że „jeśli Ukraina przegra wojnę, następnego dnia Chiny mogą zaatakować Tajwan". Wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński w rozmowie z portalem TVP Info komentując słowa premiera powiedział „porządek gwarantuje bezpieczeństwo, dlatego tak ważne jest to, by o tym mówić, a nie wysyłać takie sygnały, jakie miały miejsce niedawno, że jeśli miałby nastąpić jakiś atak na Tajwan, to Europa będzie uważała, że ta sprawa nas nie dotyczy". Mówiąc dalej „Dotyczy nas to tak samo, jak wszystkie globalne negatywne zjawiska, które mogą doprowadzić do destabilizacji światowej gospodarki. Jakikolwiek konflikt w tej części świata, również w ogromnym stopniu oddziaływałby na łańcuch dostaw na przykład w zakresie półprzewodników, więc to też są sprawy niezwykle ważne dla naszego bezpieczeństwa".
Czy to jednak oznacza, że Unia Europejska zmieni swoje nastawienie do Chin i Tajwanu? Trudno obecnie to jednoznacznie stwierdzić. Słowa Macrona wypowiedziane na głos mogły być tym co większość unijnych urzędników czy polityków w Europie myśli, ale ze względu na wyznawane wartości demokratyczne i kulturę dyplomacji, tego publicznie nie mówią. Zwłaszcza, że USA są mocno zaangażowane we wsparcie Tajwanu i konflikt z Chinami.
Sam pomysł Borrea stanowi jednak problem, ponieważ Unia Europejska oficjalnie nie posiada marynarki wojennej, tylko poszczególne kraje delegują swoje okręty do poszczególnych misji w ramach UE. Jak można się domyślać, część państw zapewne nie będzie chętna do wzięcia udziału w takim przedsięwzięciu, by nie drażnić Chin. Wystarczy zobaczyć, jak reagują Chiny na demonstracyjne przepłynięcia amerykańskich okrętów w Cieśninie Tajwańskiej, by podkreślić wolność żeglugi.
Do tego dochodzą interesy Unii Europejskiej. UE w 2019 roku nazwała Chiny "systemowym rywalem", jednak w porównaniu z USA Unia Europejska stara się prowadzić dialog i skupia się na kwestiach gospodarczych i zabezpieczaniu przed zagrożeniami chińskimi we Wspólnocie.
Zobacz też
W 2021 r. Chiny były trzecim co do wielkości partnerem pod względem eksportu towarów z UE (10,2 proc.) i największym partnerem pod względem importu towarów do UE (22,4 proc.) – jak czytamy na stronie Komisji Europejskiej. W 2019 r. wartość importu z Chin do UE wyniosła 363 mld euro, a w 2021 r. 472 mld euro. W 2019 r. wartość eksportu z UE do Chin wyniosła 198 mld euro, a w 2021 r. 223 mld euro. Oznacza to w przybliżeniu wartość importu 1,3 mld euro dziennie i wartość eksportu 600 mln euro dziennie, czyli wartość wymiany handlowej między UE a Chinami na poziomie 1,9 mld euro dziennie.
Jednak jak zwraca w swoim tekście na łamach Politico Andrew A. Michta w tekście pt: „Europe's China policy will shape transatlantic relations", komentujący przyjazd na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa chińskiego dyrektora Biura Centralnej Komisji Spraw Zagranicznych Wang Yi, „zarówno przemówienie, jak i późniejsza moderowana dyskusja jasno pokazały, że Wang przybył do Monachium, aby wbić klin między Stany Zjednoczone i Europę – zaatakować Amerykę i zabiegać o względy Europy". Jak pisze Michta, Chiny dzięki swoim inwestycjom, dostępowi do każdego szczebla europejskich instytucji i wzrostowi wpływów wśród elit biznesowych i politycznych Europy, „są gotowe znacząco zwiększyć swoją rolę w europejskiej polityce". Według niego z powodu ograniczeń do dostępu amerykańskiej technologii oraz bazy badawczo-rozwojowej, Chiny chcą uzyskać dostęp do europejskich korporacji oraz bazy badawczo-rozwojowej. Dodatkowo jak pisze Michta „zależność Europy - a zwłaszcza Niemiec - od chińskich podzespołów i dostępu do rynku wzrosła do punktu, w którym Pekin ma znaczną przewagę w kontaktach z europejskimi rządami".
Dlatego jak przewiduje ekspert „rosnące znaczenie Chin jako partnera biznesowego Europy będzie kształtować decyzje polityczne w całym bloku w ciągu najbliższych dwóch-trzech dekad, stawiając priorytety Europy na prawdopodobnym kursie kolizyjnym z celami strategicznymi USA, które będą koncentrować się na konfrontacji z Chinami w sferze gospodarczej, wojskowej i, w coraz większym stopniu, ideologicznej".
Zobacz też
Michta zwraca uwagę, że błędem unijnych polityków jest to, że postrzegają Chiny jako czołową gospodarkę świata, wskazują na niskie koszty pracy, a także na potencjał chińskiego rynku konsumenckiego. Ten ostatni punkt jest wielokrotnie artykułowany w Niemczech, gdzie eksport stanowi blisko 40 procent PKB kraju – jak przypomina analityk. Dodatkowo zwraca się uwagę, że Chiny mają korzystne położenie geograficzne, ponieważ znajdują się w pobliżu wschodzących rynków w Azji i kluczowych szlaków morskich. Jak zwraca uwagę na sam koniec „wybory Europy w kwestii jej polityki wobec Chin będą miały ogromny wpływ na wynik rywalizacji USA z Chinami także na innych teatrach".
Wiele osób nie zdaje sobie sprawy ale aneksja Tajwanu miałaby poważne globalne konsekwencje, która by odbiła się na świecie ale także w Europie. Gideona Rachmana na łamach Financial Times podał trzy argumenty stojące za tym, jak ważny jest Tajwan. Pierwszy dotyczy przyszłości wolności politycznej na świecie. Drugi dotyczy globalnej równowagi sił. Trzeci dotyczy światowej gospodarki.
Jak zauważa autor "Komunistyczna Partia Chin twierdzi, że rządy jednej partii to idealny system dla Chin (...) Jednak Tajwan, kwitnie dobrze jako prosperujące społeczeństwo, i jest żywym dowodem na to, że chińska kultura jest całkowicie zgodna z demokracją. Jego istnienie podtrzymuje przy życiu alternatywną wizję tego, jak Chiny mogą pewnego dnia rządzić". Autor zwraca uwagę, że Chiny już zmiażdżył aspiracje do demokracji w Hongkongu, co pokazuje co może się stać z Tajwanem pod rządami chińskich komunistów. Ogólnie jak się spojrzy, to pozwolenie na aneksję Tajwanu sprawi, że świat demokratyczny nie będzie bezpieczny żyjąc z Chinami, ponieważ to będzie pokazywać, że państwa autorytarne mogą łamać prawo międzynarodowe a państwa demokratyczne są zagrożone przed chińskim komunizmem. Dziś możemy zobaczyć jak państwa demokratyczne muszą się mierzyć z agresywnym imperializmem i autorytaryzmem Rosji, która napadła na Ukrainę, łamiąca prawo międzynarodowe i podważając demokratyczny ład w Europie.
Zobacz też
Dalej Rachmana zwraca uwagę na bardzo ważny szczegół, ponieważ gdyby Chiny dokonały inwazji na wyspę to "potęga USA w regionie doznałaby ogromnego ciosu", to zmieniłby nastawienie krajów regionu i z obawy na potęgę Chin, dostosowałby swoją politykę do Pekinu. Tym samym kraje, które teraz opowiadają się za USA i nie zgadzają się na imperialną politykę Chin, mogłyby dla swojego bezpieczeństwa stosować bardziej spolegliwą politykę względem Pekinu. Przez co Chiny zbudowałby w regionie Indo-Pacyfiku własny blok. Region ten przecież odpowiada za około dwie trzecie światowej populacji i produktu krajowego brutto. Tak więc jak pisze autor "Gdyby Chiny zdominowały region, byłyby na dobrej drodze do wyparcia Stanów Zjednoczonych ze statusu najpotężniejszego państwa świata". A przypomnijmy, że obecnie USA są głównym partnerem strategiczny, jeśli chodzi o bezpieczeństwo w Europie, więc wycofanie amerykańskiej obecności i zaangażowania zachwiałby systemem bezpieczeństwa, przez co Europa byłby narażona na ekspansjonizm Rosji. Co prawda Francja ma aspirację, by USA zastąpić w Europie ale nie jest obecnie zdolna do tego.
Kolejną ważną kwestią jest to, że Tajwan produkuje ponad 60 procent światowych półprzewodników i około 90 procent najbardziej zaawansowanych półprzewodników z których wszyscy korzystamy na całym świecie. Tak więc "Gdyby tajwańskie fabryki chipów przetrwały inwazję, ale dostały się pod chińską kontrolę, konsekwencje gospodarcze byłyby ogromne. Kontrola nad najbardziej zaawansowanymi na świecie półprzewodnikami dałaby Pekinowi kontrolę nad światową gospodarką" - piszę autor.
Zobacz też
Możemy więc zauważyć za tokiem myślenia autora, że konsekwencje inwazji na Tajwan byłby katastrofalne dla świata ale także dla Europy. Musimy sobie odpowiedzieć na pytanie czy chcemy żyć w świecie łamania prawa międzynarodowego i praw człowieka przez agresywne zapędy Chin, a także obecnie także przez Rosję czy może należy dostrzec przed jakim problemem stoi Europa i opowiedzieć się po stronie wartości zamiast interesów z Chinami.
WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]