Geopolityka
Donald Trump: narracje a kierunki działania
Jeszcze nim nawet został zaprzysiężony, Donald Trump jako prezydent-elekt wywołał szereg napięć na arenie międzynarodowej. Jednakże, spór o odczytywanie jego sformułowań nie powinien przesłonić kierunków działania jego administracji, które można wyczytać właśnie z tak pozycjonowanych publicznych przekazów.
To prawda, że jeszcze przed inauguracją prezydencką (20 stycznia 2025) Donald Trump wywołał szereg międzynarodowych kontrowersji swoimi komentarzami odnoszącymi się do spraw bezpieczeństwa i relacji z innymi państwami. Mowa oczywiście o podkreślaniu nowego pułapu wydatków na obronność w ramach NATO (5 proc. PKB – obecnie jest to 2 proc. PKB), kwestii, co by nie mówić chińskich wpływów wokół strategicznego szlaku prowadzącego przez Kanał Panamski oraz oczywiście sprawy Grenlandii i jej pozyskania od Danii. Co naturalne w takim przypadku, od razu pojawiła się fala bardzo drastycznych wizji upadku relacji transatlantyckich, a nawet użycia siły przez Amerykanów przeciwko sojusznikom w NATO.
Czytaj też
Co chce osiągnąć Donald Trump?
Jednakowoż, trzeba zauważyć kilka warstw nakładających się na siebie w przypadku mocnego, publicznego stanowiska prezydenta elekta oraz jego przyszłej administracji w USA. Pierwszą z nich jest jak zawsze warstwa wewnętrzna wobec samych obywateli USA i aparatu państwa. Można powiedzieć, że charakteryzuje ją podkreślenie, że nowy prezydent diametralnie zmieni podejście do agendy państwa w relacjach międzynarodowych w niemal wszystkich politykach. Dystansując się szczególnie do sposobu pracy i aktywności międzynarodowej ustępującego prezydenta Joe Bidena. Odwołując się przy tym do części tez głoszonych czy to w toku kampanii wyborczej, czy to w obliczu jeszcze pierwszej kadencji prezydenckiej. Jednakowoż, należy także wskazać, że część interesów strategicznych USA jest stała i one istniały przed Trumpem i będą funkcjonować również po zakończeniu jego prezydentury. Należy również podkreślić, że w tle tych wszystkich rozważań trzeba także lokować rolę Kongresu USA, która jednak wymaga niezależnego podejścia w innym komentarzu.
Jest to sygnalizowanie nad wyraz ambitnej agendy (wyrażonej w różnych wystąpieniach kampanijnych, ale także dokumentach ze środowisk intelektualnych wspierających wizję prezydentury Donalda Trumpa), nakreślonej dla administracji na arenie międzynarodowej. I co równie ważne, przekazanie tego do wewnątrz państwa, jeszcze przed formalną inauguracją. Można uznać, że Donald Trump zapewne chciałby widzieć się, jako tego amerykańskiego prezydenta, który postawił przed państwem nie tylko same cele, a przede wszystkim wzmocnił jego aspiracje jeśli chodzi o realne pozycjonowanie na arenie międzynarodowej. Przypominając, że jest to jego ostatnia możliwość w zakresie wpisania się na przysłowiowe karty historii prezydentów USA. Co więcej, jest to mocno utrudnione w kontekście dysponowania niejako obrazem pierwszej administracji zauważmy, że wiele z opisów tego okresu odnosi się raczej do turbulencji wewnętrznych w USA aniżeli do spraw międzynarodowych. W dodatku, chociażby sytuacja z 2023 r. na Bliskim Wschodzie nadwątliła jeden z największych jej sukcesów w postaci Porozumień Abrahamowych, nie mówiąc o de facto nieudanej próbie działań na kierunku północnokoreańskim. To ostatnie musi być szczególnie widoczne w momencie, gdy żołnierze z KRLD walczą wspólnie z Rosjanami przeciwko Ukrainie.
Czytaj też
Efekt prawdziwego globalnego lidera
Dlatego tak ważne może być dla samego Trumpa i jego środowiska wywołanie efektu prawdziwego globalnego lidera, widzącego co najważniejsze możliwość implementacji wizji pozycjonowania USA i interesów strategicznych tego państwa w epicentrum aktywności nowej władzy. Lecz ta gra emocjami może być również odczytywana w kategorii wywierania wpływu na swoich partnerów zagranicznych oraz przeciwników, którzy mogliby uznawać, że po amerykańskich emocjach wyborczych (ostra kampanijna rzeczywistość) wróci de facto klasyczna polityka post-zimnowojenna. Można również założyć, że tak mocne akcentowanie pewnych wątków w relacjach z sojusznikami sprzyja wytworzeniu niepewności wobec nieprzychylnych USA państw (niepewność strategiczna). Wróćmy jednak do spraw nakreślonych na wstępie i zauważmy sprawę chociażby 5 proc. PKB na obronność w ramach NATO.
Nowa administracja, co było do przewidzenia już od dłuższego czasu, wysoko będzie pozycjonować w swojej agendzie sprawy bezpieczeństwa i obronności. Szczególnie widząc również atmosferę w Kongresie USA. Lecz nie oznacza to, że USA zamierzają tolerować w wysoce niestabilnej rzeczywistości międzynarodowej dalszych dysproporcji w zakresie wydatków na sprawy obronności. Zauważmy, że dość absurdalnie wygląda fakt, iż państwa członkowskie NATO przez lata starały się w większym gronie dojść do ustalonego pułapu 2 proc. PKB na sprawy wojskowe. A przecież już wówczas uwidoczniło się zagrożenie rosyjskie. Co więcej, była to wola nie narzucona z zewnątrz, ale wypracowana przez państwa należące do NATO. Nawet w momencie, gdy widocznym stało się, że kontynent europejski nawiedził największy konflikt zbrojny od zakończenia II wojny światowej (druga rosyjska inwazja na Ukrainę) nadal nie wszyscy są w stanie pochwalić się tymi 2 proc. PKB.
Czytaj też
Szykować pieniądze na obronność
Ten sygnał o 5 proc. PKB ze strony Donalda Trumpa oznaczać może koniec z akceptacją dla szumnych zapowiedzi polityczno-dyplomatycznych, ale bez ich niezbędnej, szybkiej ich implementacji. NATO, a raczej państwa członkowskie dobrze wiedzą i jeszcze lepiej widzą swoje braki w przestrzeniach sił zbrojnych, to zaś wymaga działań i niezbędnego finansowania. Nie mówiąc również o tym, że po dywidendzie pokoju, czas na inwestycję w odstraszanie i obronność. Co przy dzisiejszych realiach nie może oznaczać jedynie manewrów w przestrzeniach narracji oraz zapowiedzi. Przede wszystkim dlatego, że należy prowadzić niejako trzy inwestycje w poszczególne siły zbrojne – tj. kontynuować modernizację, szybko niwelować mankamenty na teraz (np. jeśli chodzi o produkcję zbrojeniową, zaplecze amunicyjne, etc.), a także ścigać się z nowymi i przełomowymi technologiami. Aż chciałoby się powiedzieć, że chcesz pokoju to w końcu zacznij inwestować realne pieniądze w swoje siły zbrojne. I właśnie z takim przesłaniem pojawi się nie tylko sam Donald Trump, ale i jego administracja w wymiarze NATO. Szersze ujęcie tej problematyki znalazło swoje miejsce w innym komentarzu na łamach Defence24, pt. Koniec (łatwej) konsumpcji bezpieczeństwa w Europie (29.12.2024).
Problem lub raczej problemy długo ignorowane nie rozwiążą się same, szczególnie, że nie ma w tym żadnego zaskoczenia jeśli chodzi o podejście Amerykanów (szerzej niż tylko przyszłej administracji) i samej specyfiki wypowiedzi prezydenta-elekta Trumpa nie tylko względem pieniędzy. Sprawa Panamy i słynnego braku wykluczenia możliwości zastosowania siły to również, przy głębszej analizie coś więcej, niż jest to obecnie prezentowane w różnych komentarzach. Zauważmy, że strona panamska przez ostatnie lata eksperymentowała z obecnością chińską przy tej krytycznej instalacji. USA były nad wyraz pobłażliwe, zapewne widząc niezbędność utrzymania dobrych relacji nie tyle z samymi Panamczykami, co raczej Chińczykami.
Czytaj też
Panama to sygnał dla innych na świecie
Teraz Amerykanie, głosem Donalda Trumpa zasygnalizowali, iż kończy się pewne przyzwolenie odnoszące się do strategicznej przestrzeni związanej z handlem morskim oraz potencjałem morskim państwa, wyrażonym w zasobach marynarki wojennej. Obejmuje to zarówno Kanał Panamski, ale nie da się odbierać tego wątku jedynie jednostkowo, gdyż najprawdopodobniej możemy za chwilę usłyszeć o czymś w rodzaju globalnej walki o porty. Dokładniej, wywierania presji na inne państwa wpuszczające do swoich instalacji portowych, żeglugowych znaczną obecność kapitału oraz technologii chińskich. Interesujące stanie się potencjalnie budowanie polityki nowej administracji w USA wobec chińskiej aktywności morskiej i inwestycji w infrastrukturę portową w Europie, ale także w Afryce. Panama i Kanał Panamski jest w tym przypadku czymś w rodzaju słowa kluczowego, gdzie splatają się inne wątki i inne przypadki, a z racji wagi tego szlaku wodnego uznano, iż on będzie uwypuklony.
Jednocześnie, na miejscu jemeńskich Huti, paraliżujących i wiążących siły US Navy na Morzu Czerwonym też należałoby dokładnie przyswoić tego rodzaju wiadomość. Co więcej, sygnał wobec Panamy to również podkreślenie, że USA muszą zmienić podejście do działań wobec państw Ameryki Środkowej i Południowej. Mamy tam bowiem, oprócz obecności Chińskiej Republiki Ludowej (ChRL), także zarzewia takich strategicznych problemów strony amerykańskiej, jak produkcja i przemyt narkotyków oraz presja migracyjna. Zauważmy, że nim nawet doszło do wspomnianej debaty wokół Panamy, to już władze Hondurasu rozpoczęły dyskusję o bazie Soto Cano Airbase na ich terytorium. Przy czym, można postawić hipotezę, że podobnie jak amerykańscy partnerzy z Europy, także państwa zachodniej hemisfery mogły najprawdopodobniej uznawać, że wybór Trumpa de facto nie zmieni nic. Lecz, przynajmniej w przestrzeni narracyjnej prezydent-elekt Trump nie zamierza zaakceptować takiego podejścia, stąd mocne stanowisko wobec wspominanej wielokrotnie Panamy.
#READ[ articles: 1045683 | showThumbnails: true ]
Arktyka w centrum uwagi USA
Ostatecznie, pojawia się chyba najmocniej komentowana w Europie kwestia propozycji pozyskania od Danii Grenlandii. W tym przypadku także uwidoczniła się kontrowersyjna formuła narracyjna, przyjmowana przez samego Donalda Trumpa, jak i jego współpracowników na czele z Donaldem Trumpem Juniorem (wizyta na Grenlandii). I ona rzeczywiście ubodła władze duńskie, czego powinno się spodziewać. Lecz za sprawą „Grenlandii” stoi szereg kwestii szczegółowych, a odnoszących się do wyścigu o Arktykę w dłuższej perspektywie czasu. Pierwszą z nich jest wątek rywalizacji USA z duetem chińsko-rosyjskimi w wymiarze arktycznym, który będzie tylko narastał. Zauważmy, że mówimy o zagrożeniach odnoszących się do spraw czysto wojskowych. Od wielu lat zauważalne były aspiracje rosyjskie w zakresie militaryzacji działań podejmowanych w tym regionie. Zaś osłabienie potencjału rosyjskiego, jeśli chodzi o militarne zaangażowanie się w Ukrainie, stwarza okienko możliwości dla przyszłego wzrostu obecności militarnej/paramilitarnej ChRL. Nie bez przyczyny USA, ale i sojusznicy z NATO prowadzą szereg inicjatyw we współpracy również z Danią, a odnoszących się do wzmocnienia własnych zdolności obronnych w Arktyce. Dzieje się tak również w obrębie samych amerykańskich sił zbrojnych.
Lecz, oprócz konwencjonalnych aspektów militarnych nie można ukrywać, że Grenlandia jest niejako papierkiem lakmusowym ukazującym, że USA widzą ten region w kategorii swoich priorytetów. Odnosząc się również do kwestii żeglugowych, ale może przede wszystkim do surowców naturalnych na czele ze strategicznie istotnymi minerałami ziem rzadkich. Mamy więc do czynienia z korelacją różnych motywów zwrotu ku Północy przez stronę amerykańską. Donald Trump, w swój sposób (który przecież nie jest zaskoczeniem) to ulokował w swoich wypowiedziach, a za tym zapewne pójdą działania polityczno-dyplomatyczne nowej administracji. I właśnie tego rodzaju przekaz kryje się najprawdopodobniej za opiniami wyrażanymi publicznie jeszcze przez prezydenta-elekta. Zaś relacje duńsko-amerykańskie czeka szereg spotkań i twardych negocjacji wokół kwestii Grenlandii. Ich rozwiązanie może za to leżeć w jakimś konsensusie w sferze chociażby wzmocnienia infrastrukturalnej obecności sił amerykańskich w tej przestrzeni. Najprawdopodobniej, oba państwa nie uciekną przed poważną dyskusją o surowcach naturalnych.
Czytaj też
Od tych problemów nie uciekniemy w 2025 r.
Niezależenie jak ocenia się postawę prezydenta-elekta w USA względem spraw międzynarodowych, to poruszone przez niego wątki należy uznać za strategiczne obszary. I niezależnie od estetyki, to właśnie one powinny być zdiagnozowane przez nas w roli miejsc, gdzie będzie dochodziło do turbulencji w 2025 r. I nie mówimy tutaj o operacjach desantowych US Marine Corps, ale twardych negocjacjach prowadzonych przez polityków i dyplomatów. Szczególnie, że USA będą dążyły do zmiany szeregu negatywnych dla ich pozycji trendów regionalnych i globalnych. Nie ma co ukrywać, że zapewne towarzyszyć będą temu kolejne wypowiedzi samego Donalda Trumpa, który w ten sposób od lat stara się narzucać presję na swoich partnerów i przeciwników.
Przy czym, możliwość wywarcia na państwa NATO w zakresie zwiększenia wydatków na swoją obronność można uznać za kluczową z perspektywy patrzenia nie tylko na dylematy samej wschodniej flanki NATO, ale i celów długofalowych w relacjach transatlantyckich. Również z naszej, europejskiej perspektywy nie należy tracić z oczu kazusu Panamy, gdyż jak zostało stwierdzone symbolizuje on szerszą debatę o liniach komunikacji morskiej, krytycznych dla gospodarek państw w wymiarze transatlantyckim. Zaś Grenlandia i jej pozycjonowanie jeszcze przed zaprzysiężeniem na prezydenta przez Trumpa oznacza nie mniej, nie więcej, że sprawy w Arktyce są nie tylko priorytetowe, ale i ulegną przyspieszeniu. Warto to studiować z perspektywy NATO, ale również takich inicjatyw jak JEF. Co więcej, możemy być pewni tego, że w dobie prezydentury Donalda Trumpa zaostrzy się rywalizacja o krytyczne minerały ziem rzadkich, niezbędne w przypadku nowoczesnej gospodarki.
WIDEO: Trump na podbój Panamy, Grenlandii i Kanady I ORP Ślązak Gawronem | Defence24Week #105