Dlaczego młodzi Amerykanie chcą iść do wojska?

Autor. Army Master Sgt. Gregory Williams, domena publiczna
Amerykanie, a szczególnie nowa administracja prezydencka i Pentagon, chwalą się uzyskanym przełomem w rekrutacji do wojska, a przede wszystkim U.S. Army. I rzeczywiście, po latach niemożności uzyskania zaplanowanych wcześniej limitów przyjęć do wojsk lądowych, udało się to osiągnąć i co najważniejsze przed czasem. Jednakże, cała sprawa oprócz wymiaru politycznej walki w USA ma o wiele więcej, bardziej zróżnicowanych wątków. Przedstawiamy pierwszą część artykułu dr. Jacka Raubo.
Rzeczywiście, już od kilku lat rekrutacja do U.S. Army (i nie tylko tam) borykała się ze znacznymi problemami w osiąganiu wcześniej zakładanych limitów. Jednak w tym roku ogłoszono, że udało się zrealizować plany rekrutacyjne – i to jeszcze przed końcem roku. Oczywiście amerykańscy rekruterzy oraz planiści stoją przed wyzwaniem nie tylko skonsumowania tego sukcesu, lecz przede wszystkim utrzymania jego efektów w kolejnych latach. Trzeba bowiem zgodzić się z obserwatorami, którzy zalecają tonowanie huraoptymizmu, zdając sobie sprawę ze złożoności takich procesów. Chodzi o uwzględnienie szeregu czynników długofalowych, przede wszystkim związanych z megatrendami – i to nie tylko w obszarze wojskowości. Pamiętajmy, że wojsko wraz z procesem rekrutacji, nie tylko w USA, musi funkcjonować w ramach rynku pracy oraz ogólnego stanu ekonomicznego państwa.
Czytaj też
Rekrutacja to nie tylko sprawa wojska
Do tego dochodzą tak mocno złożone czynniki, jak chociażby procesy demograficzne zachodzące w danym społeczeństwie. W przypadku USA bardzo celnie podkreśla się także kwestię podejścia do systemu szkolnictwa i szerzej edukacji obywateli. Zauważmy, że chodzi nie tylko o sam poziom wykształcenia w kontekście potrzeb nowoczesnej technologicznie Army czy innych rodzajów sił zbrojnych, ale także o takie aspekty, jak system benefitów zachęcających do łączenia zaciągu do sił zbrojnych z nauką. W USA szczególnie ważne są systemy świadczeń stypendialnych, zwłaszcza gdy mowa o wysoce kosztownej edukacji wyższej. Obszar rekrutacji jest również warunkowany przez emocje związane z podejściem do zaangażowania zagranicznego sił zbrojnych i powiązane z tym odczucia społeczne. Negatywne emocje towarzyszyły Amerykanom przy zakończeniu wojny wietnamskiej, a także podczas przedłużających się działań bojowych w Afganistanie i Iraku. Z kolei przykładem pozytywnych emocji względem rekrutacji (a także retencji zasobów ludzkich) może być postawa społeczeństwa po zamachach z 9/11 (11 września 2001 r., atak na WTC oraz Pentagon).

Autor. U.S. Army National Guard Staff Sgt. Jaccob Hearn, domena publiczna
Największym beneficjentem zaistniałych sukcesów rekrutacyjnych są oczywiście obecnie wojska lądowe. Nie da się jednak ukryć, że U.S. Army, według obserwatorów, borykała się z największymi lukami od czasu przejścia na system All-volunteer force (AVF) w 1973 r. Toczyły się w tym zakresie liczne dyskusje polityczne, medialne i eksperckie, a w tle przewijały się nawet hipotezy, że może dojść do zakwestionowania całego AVF. Szczególnie, że braki kadrowe odbijały się naturalnie na polityce obronnej – od kształtowania sił własnych (brak żołnierzy przekłada się na liczbę jednostek bojowych, które można realnie wystawić), aż po zdolności do ich dyslokacji w kluczowe rejony dla USA (mowa przede wszystkim o możliwości utrzymania cyklicznej rotacji sił stacjonujących czasowo poza państwem, w obszarach odpowiedzialności np. dowództw geograficznych takich jak U.S. EUCOM).
Czytaj też
Efekt Trumpa?
W czerwcu 2025 r. U.S. Army ogłosiła, że nawet niejako przekroczono pierwotny cel rekrutacyjny, określony w planach na rok fiskalny 2025. Trzeba dodać, że zakładano w nim przyjęcie 61 tys. rekrutów, co się udało, mając na uwadze, że do końca rekrutacji de facto pozostały jeszcze kolejne miesiące. Należy też zaznaczyć, że cele tegoroczne były wyższe niż te z 2024 roku fiskalnego, gdzie mowa była o 55 tys. nowych rekrutów w U.S. Army. Co ciekawe, taki sukces rekrutacyjny nie zdarzył się od 2014 r. Rekruterzy z U.S. Army mogą nadal pozyskiwać chętnych, przede wszystkim dzięki posiadaniu narzędzia, jakim jest program Delayed Entry Program. Opóźnia on przyjęcie do wojska, dając niejako już bonus na start w kolejnym roku fiskalnym. Przede wszystkim pozwala to nie tracić rekrutów, którzy przecież nie zawsze po kilku miesiącach zachowują podobną wolę względem zaciągnięcia się do sił zbrojnych. Mówiąc wprost, jeśli pojawi się osoba już zainteresowana służbą wojskową, należy to wykorzystać, a nie spoczywać na laurach po wykonaniu przydziałów na dany rok fiskalny. Generalnie, DEP daje możliwość odroczenia szkolenia o 365 dni (a w pewnych okolicznościach nawet do 410 dni). Dzięki temu można ukończyć szkołę średnią, studia lub po prostu uporządkować swoje sprawy przed służbą (jak czytamy w oficjalnym komunikacie). Rekruci są wówczas już uznawani za zasoby rezerw poszczególnych rodzajów sił zbrojnych, ale nie uczestniczą w ćwiczeniach ani procesach szkoleniowych. Zauważmy, że pozwala to uniknąć przeciążenia zasobów ludzkich, infrastrukturalnych oraz sprzętowych podczas szkolenia podstawowego.
Czytaj też
Podobny do U.S. Army optymizm w procesach rekrutacyjnych jest widoczny również w kontekście innych rodzajów sił zbrojnych. Przykładowo, już na początku roku rekruterzy z U.S. Marine Corps zauważali pozytywne trendy w swoich działaniach. U.S. Air Force, słowami Brig. Gen. Christophera Amrheina, dowódcy odpowiedzialnego za rekrutację, także wykazuje możliwość osiągnięcia wyznaczonych limitów. Aby jednak uzyskać pełen obraz sytuacji w całych siłach zbrojnych USA, należy jeszcze poczekać kilka miesięcy. Symboliczne jest to, że głośno było również o zwiększonej rekrutacji w U.S. Coast Guard (Straży Wybrzeża), choć w tym przypadku rola tej formacji jest hybrydowa – znajduje się ona między siłami zbrojnymi a zasobami homeland security, czyli bezpieczeństwa wewnętrznego. Warto przy tym uzmysłowić sobie, że rynek rekrutacji do sił zbrojnych w USA jest bardzo skomplikowany, a każdy z rodzajów sił zbrojnych, jak również każda agenda federalna, stanowa czy lokalna, poszukująca kandydatów do sektora bezpieczeństwa i obronności, musi wykazywać się wielką asertywnością. To zwiększa znaczenie sukcesu U.S. Army, co również powinno wybrzmieć.

Autor. Marine Corps Lance Cpl. William Horsley, domena publiczna
Przywrócić "etos wojownika"
Nie zaskakuje więc, że przede wszystkim Pete Hegseth (Sekretarz Obrony USA) i jego podwładni mogą tryumfować publicznie. Zauważając, że właśnie kwestie rekrutacji i zasobów ludzkich były podkreślane przez nich jeszcze na etapie przesłuchań przed Kongresem USA, nie mówiąc o wcześniejszych zapowiedziach politycznych. Przy czym, debatę polityczno-medialną zdominowały w tym kontekście przede wszystkim sprawy ideologiczne. Zauważmy, że wspomniany P. Hegseth, ale nie tylko on, mocno akcentował niezbędność przywrócenia czegoś, co określano jako „etos wojownika/żołnierza”. W praktyce miało chodzić m.in. o ograniczenie lub wręcz zahamowanie szeregu inicjatyw ideologiczno-politycznych poprzedników, a odnoszących się chociażby do polityki DEI (Diversity, Equity, and Inclusion - Różnorodność, Równość i Włączenie) w siłach zbrojnych. Po przejęciu władzy przez nową administrację uwidoczniło się to w kasowaniu programów i rozwiązań prawno-instytucjonalnych, ale nie obyło się również bez głośnych zmian personalnych w części dowódczej. Najgłośniejsze są oczywiście sprawy gen. C.Q. Brown Jr., byłego przewodniczącego Kolegium Połączonych Szefów Sztabów i byłej szefowej operacji morskich U.S. Navy admirał Lisy Franchetti.

Autor. DoD photo U.S. Navy Petty Officer 1st Class Alexander Kubitza, domena publiczna
Mówiąc wprost, miało to upewnić zwolenników nowej administracji, że wojsko wraca do spraw stricte militarnych, odchodząc od kwestii pobocznych. Przy czym, różnie ocenia się te decyzje na przestrzeń rekrutacji. Zwolennicy Donalda Trumpa i obecnej administracji podkreślają, że koniec z ideologizacją i polityzacją sił zbrojnych powoduje, że pojawi się więcej ochotników do służby. Lecz są także głosy krytyczne, które uważają, że ograniczenie DEI może przynieść wręcz odwrotny skutek, do zamierzonego przez obecnie rządzących. Aczkolwiek, ich zdaniem efekty będą widoczne nie tyle teraz, ale w kolejnych latach. Co więcej, w tle była głośna medialnie, ale marginalna jeśli chodzi o faktyczną skalę powrotów do wojska, sprawa związana z żołnierzami nie chcącymi się poddać szczepieniom na COVID19. To akurat była sprawa ważna dla kampanii Donalda Trumpa, ale w mniejszym stopniu możemy uznać, że przełożyła się na procesy rekrutacyjne w skali makro. Chociaż również i ona była w tym ujęciu lokowana, mogąc ją zaklasyfikować do sfery politycznej.
Czytaj też
Trzeba zaznaczyć, że media opozycyjne wobec administracji Donalda Trumpa oraz jej polityczni krytycy mocno nie zgadzają się, że mamy do czynienia z „czynnikiem Trumpa” w rekrutacji. Szczególnie negatywnie podchodzi się w ich przypadku do porównań z okresem rządów administracji Joe Bidena. Zauważając, że wręcz przeciwnie, to właśnie ówczesne decyzje mają dziś skutkować pikiem rekrutacji i że w ogóle nie doszło do jej załamania. Podkreślmy, że cała sprawa ma i mieć będzie wymiar polityczny, stąd też należy szukać pewnych niezbędnych lessons learned pod jej powierzchownym, emocjonalnym i medialnym wierzchu.
Symboliczna obecność wojska w przestrzeni publicznej
O wiele ważniejsze mogą być postawy samych polityków z nowej administracji. Zarówno sam Pete Hegseth, jak i chociażby wiceprezydent J.D. Vance dość mocno akcentowali w swoich działaniach wątki związane z ich służbą wojskową oraz przywiązaniem do służby w siłach zbrojnych. Jednym z wątków takiej postawy była właśnie promocja zaciągania się do wszystkich rodzajów sił zbrojnych. Zauważając, że jednym z elementów tego rodzaju postępowania publicznego wiceprezydenta czy sekretarza obrony USA były zawsze akcenty utrzymania dobrej kondycji fizycznej. Nawet odbywając oficjalną wizytę w Polsce, sekretarz Hegseth nie omieszkał ćwiczyć z amerykańskimi żołnierzami i marines o poranku. Lecz to szersza, zapewne celowo przyjęta praktyka, biorąc pod uwagę przede wszystkim wymóg szerszej zmiany jakościowej jeśli chodzi o styl życia Amerykanów. Zauważając, że podobne działania podejmuje nowy sekretarz zdrowia i usług społecznych Robert F. Kennedy Jr. (też od lat promujący od lat zdrowy tryb życia). Od dłuższego czasu w USA zauważalna jest wręcz epidemia otyłości, a także ściślej lub luźniej powiązanych z nią chorób przewlekłych. I ten fakt znacząco przekłada się na bazę rekrutacyjną, z której przecież korzystają właśnie tamtejsze siły zbrojne.

Autor. Marine Corps Lance Cpl. Alex Devereux, domena publiczna
Innym ważnym aspektem, który pewnie zostanie przeanalizowany w kolejnych latach, jeśli oczywiście utrzyma się pozytywny trend w zakresie rekrutacji do sił zbrojnych USA jest lokowanie wątków wojskowych w przestrzeni symbolicznej. Zauważmy, że Donald Trump i jego administracja mocno, nawet jak na grunt amerykański, akcentują różne wątki jeśli chodzi o obecność sprzętu wojskowego i wojskowych w przekazach medialnych. Dla U.S. Army może być tu symboliczna niedawna parada wojskowa, gdzie oprócz żołnierzy przed prezydentem prezentowany był m.in. sprzęt ciężki, w tym czołgi podstawowe, bojowe wozy piechoty, itp. Dla Europejczyków, mając na uwadze parady wojskowe w Polsce (choć też przecież niejako reaktywowane w dużej skali w XXI w.) czy Francji (Dzień Bastylii) nie musi się to wydawać niczym zaskakującym. Lecz na gruncie amerykańskimi nie jest to coś równie oczywistego. W tym miejscu, należy zaznaczyć, że amerykańskie wojsko (w kontekście działania już AVF) de facto od prezydentury Ronalda Reagana mocno stawia na aktywne środki w domenie informacyjnej, a zachęcające do rekrutacji. Dziś dochodzi o tego element synergii w zakresie działań politycznych obecnej administracji.
W II części artykułu dr Jacka Raubo przedstawimy długofalowe wnioski i prognozy, jeśli chodzi o rekrutację do US Army
Czytaj też

Autor. U.S. Marine Corps Sgt. Edgar Rafael
Przyszłość
Opłacanie studiów które są piekielnie drogie. Ubezpieczenie społeczne które jest piekielnie drogie. Plus lekkie oszustwa rekrutacyjne typu pojedziesz na Hawaje będziesz służył w ciepłym kraju A później lądujesz okupujesz jakiś kraj na pustyni. plus setki samobójstw co roku weteranów to jest realność
Jerzy
Myślę, że dlatego, że jeść dadzą, zęby wyleczą i można liczyć na obywatelstwo - mniej więcej taka sama motywacja jaka przyświecała barbarzyńcom wstępującym do armii Cesarstwa Rzymskiego.
Pucin:)
@Jerzy - 100/100 - dodałbym po służbie można Budweisera popić i pojeździć amerykańskim produktem motoryzacyjnym (Ford, Jeep, Tesla-Forever) bo na europejskie i japońskie o lata świetlne lepsze już po cłach nie będzie stać. :) -- Ot i cała Ameryka kolorowego prezydenta. :)
PGR
Opłacenie studiów to w zamian za służbę w armii to też jest niebagatelna zachęta. W PL studia są za darmo dla każdego tak samo powinno być z obywatelstwem coś na wzór służby w Legii Cudzoziemskiej a nie jak leci dla każdego.
Pucin:)
@PGR - najpierw to trzeba usunąć w społeczeństwie RP blokady mentalne a potem myśleć o tym co napisałeś. Wprowadzenie studiów płatnych dla wszystkich/obywatele z urodzenia też/ oraz obywatelstwo /obcokrajowcy/ po służbie co najmniej 6 lat. A gdzie jeszcze weryfikacja wywiadowcza naszych ułomnych służb kontrwywiadowczych i nie tylko. To tylko takie małe schody wydumane przez USA-nów. :)
xdx
Ja bym gdzie indziej szukał związku z liczbą rekrutów, w US Army mogą służyć obcokrajowcy i jeżeli ich służba jest nienaganna uzyskują możliwość uzyskania obywatelstwa amerykańskiego - to tu szukałbym zwiększonej liczby rekrutów
Pucin:)
@xdx - chyba żartujesz - ten program trwa od bodajże odwróconego NIXONA i nie miało to żadnego wpływu na liczebność US Army.!!! :)
Buczacza
Tak w temacie ukraiński wywiad przekazał listę nowych propagandystów. W Polsce? Bo też taką mamy...
Pucin:)
tytuł artykułu - "Dlaczego młodzi Amerykanie chcą iść do wojska?" - bo wali im się gospodarka i to jest jedyne pewne źródło utrzymania. :)