- Analiza
- Opinia
- Wiadomości
Broń masowego rażenia „biednych”, czyli o rosyjskiej karcie atomowej [OPINIA]
Rosyjska broń atomowa czy też obecne groźby wywołania incydentu w ukraińskiej elektrowni jądrowej to tematy niewątpliwie budzące wiele obaw w kontekście lutowej agresji, a także bezpieczeństwa w Europie. Lecz pod fasadą tej rosyjskiej „karty atomowej”, analogicznie jak w przypadku konwencjonalnych zdolności militarnych pojawiają się znaczące rysy. Ukazują one, że Kreml sięga nie tyle po argument siły mocarstwa, odwołując się do broni masowego rażenia, ale raczej po argument przysłowiowej broni masowego rażenia „ubogich”.

Od początku agresji Rosji na Ukrainę, a nawet jeszcze wcześniej na etapie przygotowań do inwazji, zauważyć można nad wyraz rozbudowane działania Kremla względem szeroko pojmowanej kwestii atomowej. Wyróżnić można bowiem trzy segmenty działań – pierwszy z nich to klasyczne zastraszenie własnym potencjałem atomowym, drugim budowanie psychozy niechybnej wojny atomowej w domenie informacyjnej, a trzecim podejście do obiektów związanych z energetyką atomową w samej najechanej w lutym 2022 r. Ukrainie. W tym ostatnim przypadku należy nadmienić, iż mowa jest oczywiście o de facto drugiej agresji, pamiętając o zajęciu Krymu i wywołaniu konfliktu zbrojnego w Donbasie w 2014 r. Jednakże, cechą charakterystyczną strony rosyjskiej jest postępowanie, które świadczy raczej o niepewności własnej strategii i słabości innych środków działania. Szczególnie, gdy po rozpoczęciu inwazji zatrzymane zostały rosyjskie ofensywy na kilku kierunkach operacyjnych, a przede wszystkim nie udało się zdobyć Kijowa.
Zobacz też
Dziś, Rosjanie wytwarzając niepewność wokół bezpieczeństwa i funkcjonowania Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej w Enerhodarze sięgają wręcz po broń masowego rażenia „biednych". Pojawiający się w tym ujęciu cudzysłów jest oczywiście związany z faktem, że pierwotnie analogiczne określenie padało względem przede wszystkim broni biologicznej. Dlatego, że miała być ona łatwiejsza do pozyskania przez państwa (i nie tylko aktorów państwowych) z mniejszymi zasobami finansowymi, a także nie trzeba było do jej zastosowania dużych kompetencji w zakresie środków przenoszenia. I zauważmy, że Rosja ze swoimi obecnymi akcjami idealnie wpisuje się w ten opis, ale właśnie z podejściem do kwestii atomowych. Jeśli chodzi o większą dostępność to przecież Kreml niejako odziedziczył po ZSRS tysiące głowic. Według szacunków Federation of American Scientists mowa o ok. 5 977 ładunkach, w gotowości jest oczywiście około jednej czwartej do jednej trzeciej z nich, co i tak stanowi bardzo duży potencjał.
Czyli w momencie, gdy dla rosyjskiej zbrojeniówki wyprodukowanie lud odtworzenie zasobów konwencjonalnych staje się wyzwaniem (sankcje, niekompetencja, słabość systemowa) straszenie istniejącym i niewykorzystanym potencjałem nuklearnym staje się bardzo kuszące. Co więcej, nawet nie musi chodzić o ilość głowic, ale również o środki przenoszenia. Przede wszystkim triadę atomową widzianą z perspektywy strategicznej, bowiem pewne zasoby środków taktycznych (przede wszystkim rakietowe) zostały skonsumowane na potrzeby agresji. Taniej jest obecnie rosyjskiej armii wyprowadzić na granicę z Finlandią rakiety lub przekazać informację o ćwiczeniach sił odstraszania nuklearnego, niż straszyć państwa NATO oraz partnerów z NATO siłami konwencjonalnymi. Mówiąc wprost na wielkie manewry z udziałem setek czołgów, BWP, artylerii nie ma środków, a także nie ma zaplecza sprzętowego. Biorąc pod uwagę jaką mobilizację rezerw wykonuje się w Rosji, widząc rosnące koszty agresji na Ukrainę.
W stosunku do tego, wyprowadzenie i zagrożenie światu wojną atomową jest relatywnie niskokosztowe jak na możliwości właśnie Rosji. Co więcej, można w to włączyć również Białoruś i reżim w Mińsku. Spójrzmy na komunikat Reutersa, gdzie Aleksandr Łukaszenka miał stwierdzić, że cyt. „białoruskie bombowce Su-24 zostały dostosowane do przenoszenia broni jądrowej". Ponownie można stwierdzić, że mówienie o Su-24 jako nosicielu bmr A jest łatwiejsze i tańsze niż mówienie o efektywności Su-24 w kategorii samolotu bojowego w realiach agresji na Ukrainę (szacunki mówią, że Rosjanie mogli utracić już 7-10 tych maszyn). Broń atomowa i straszenie nią przez Rosjan et consortes ułatwia też, przynajmniej przez chwilę, wszelkie narracje o efektywności rosyjskich systemów uzbrojenia.
Zobacz też
Przykładowo o rosyjskich ICBM-ach (międzykontynentalna pociski balistyczne) można dziś w przestrzeni propagandowej powiedzieć wszystko, a tego samego już nie zrobimy w zakresie rosyjskiej narracji odnoszącej się do śmigłowców bojowych, samolotów, dronów, czołgów, obrony przeciwlotniczej. Kierunek broń atomowa wydaje się być tanią zasłoną dymną w stosunku do wydawać by się mogło z natury tańszych, ale w przypadku Rosji raczej nie, technologii konwencjonalnych. Co więcej, łączy on w sobie pewną niepewność strategiczną odnoszącą się do czynnika ludzkiego. Zauważmy bowiem, że tak jak sprzętowo, tak również pod względem dowodzenia czy wyszkolenia wojska rosyjskie ukazały swoje oblicze w toku agresji na Ukrainę. Oczywiście nie tylko one, bowiem należy też wspomnieć o służbach specjalnych, Rosgwardii, najemnikach.
Tak naprawdę jedyną nietkniętą strukturą, nadal żyjącą wokół mitu są właśnie siły odstraszania strategicznego. Przy czym, możemy tylko domniemywać ile przez to więcej patologii jest tam zakorzenionych. Albowiem, jeśli weźmie się pod uwagę próby wprowadzania jakiś, nawet minimalnych reform kadrowych (dziś wiemy, że było to więcej propagandy niż realnych działań) w oparciu o doświadczenia syryjskie, etc. w różnych strukturach sił zbrojnych Rosji, to odstraszanie atomowe żyło w bańce. Zawsze bezpieczni, bowiem mogący wykazać wszystko i w każdej skali. Zawsze odwołujący się do wymiaru strategicznego, dowódcy szczególnie mogli być narażeni na wszelkie typowe w tych siłach zbrojnych negatywne trendy. Tak czy inaczej, nadal tymi wojskowymi najtaniej jest Rosjanom straszyć wszystkich, bowiem nikt naprawdę nie jest w stanie dokonać pełnej diagnozy ich wyszkolenia, morale, a także realnych zdolności do działania.
Zobacz też
W jednym z komentarzy, napisanym wcześniej dla Defence24 pojawiło się w tym kontekście porównanie do polityki Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej. Albowiem czołgów reżimu Kimów nie obawia się już żaden z ich rywali, ale tandemu rakiety i głowice atomowe już tak. Można więc po raz kolejny powiedzieć o swoistej "kimizacji" elit putinowskiego systemu władzy. Co więcej, sami Rosjanie mogą szeroko sięgać przy tej okazji do różnych utartych mitów oraz narracji, które były elementem ich propagandy wojskowej lub raczej marketingu militarnego niemal od początku pojawienia się ekipy Władimira Putina. Przykładem jest próba narzucenia Zachodowi debaty o tzw. jądrowym uderzeniu deeskalacyjnym, które już dawno wyszło poza ramy zwykłych rozważań ekspertów ds. obronności i zaczęło żyć własnym życiem w przestrzeni społeczno-politycznej.
Drugim z elementów, zauważalnym w toku rosyjskiej agresji na Ukrainę, jest nad wyraz specyficzne podejście do systemu energetyki atomowej. Zaczęło się to od działań w rejonie Strefy Wykluczenia przy Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej. Rosyjskie wojska miały tam działać nie tylko z pogwałceniem standardów bezpieczeństwa, ale również z pogwałceniem podstawowych zasad instynktu samozachowawczego. Pojawiły się m.in. doniesienia o ruchu ciężkich pojazdów w miejscach, gdzie istniało ryzyko radiacji, a nawet okopywania się. Niezależnie do tego na ile skala takich zachowań w tym przypadku rzeczywiście ugodziła w wojska inwazyjne, uwidoczniła się przy tym wprost wola polityczno-wojskowa, aby wykazać brak poszanowania do standardów bezpieczeństwa. Pamiętajmy, że takie obiekty jak elektrownie jądrowe w ZSRS były brane pod uwagę w zakresie celów dla wojska przy potencjalnej inwazji na Zachód. Jednakże, zakładano wprowadzanie do nich przede wszystkim komponentów sił operacji specjalnych. Co więcej, operatorzy specnazu mieli przechodzić szkolenia z wykorzystaniem własnej bazy podobnych obiektów. Tak, aby jak najlepiej przygotować się do funkcjonowania w wysoce skomplikowanym środowisku technicznym.
Zobacz też
Stąd też, jeśli w toku inwazji z 2022 r. nie odniesiono się właśnie do działań specjalnych i szybkiego zabezpieczenia zajętych obiektów. Za to pojawia się dyskusja o dziwnym podejściu do dyslokowanych w rejon Czarnobyla i Enerhodaru jednostek liniowych, w tym sprzętu ciężkiego. Można więc uznać, że istnieje wola polityczna by tak działać lub istnieje wola wojskowa by nie przewidywać takich możliwych efektów tego rodzaju operacji. Najbardziej prawdopodobne jest jednak połączenie obu czynników. I znów Rosja sięga po broń atomową „ubogich" sugerując światu, że może szukać rozwiązań zbliżających ją do koncepcji tzw. brudnej bomby atomowej. Gdzie, środkiem rażenia ma być sama radiacja i skażenie, nie zaś pełnoprawny ładunek atomowy skonstruowany z myślą o działaniach bojowych. Wszelkie sugestie, że Rosjanie mogą starać się wywołać incydent w Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej pozycjonuje ich w przestrzeni raczej dotychczas zarezerwowanej dla terrorystów z podmiotów niepaństwowych. Nie zaś państwa, które najpierw rajdem komandosów może zająć taki specyficzny obiekt, a później z wykorzystaniem własnych zasobów kadrowych (pozawojskowych) nim administrować w taki sposób, żeby był w pełni kontrolowany.
Trzecim z elementów, wskazującym wprost na użycie broni masowego rażenia „ubogich" przez Rosję, jest mocne pozycjonowanie aspektu atomowego w przekazach informacyjnych. Wielokrotnie było powtarzane, że państwa mocarstwa-atomowe nie muszą straszyć użyciem broni atomowej. Albowiem znaczenie ich zasobów bmr A jest wszystkim zainteresowanym bardzo dobrze znane i brane pod uwagę. Czyli propagandowe straszenie bronią atomową elit decyzyjnych na Zachodzie nie ma sensu strategicznego. Świetnie oddały to słowa byłego francuskiego ministra spraw zagranicznych Jean-Yves Le Driana. Przypomniał on wprost prezydentowi Rosji Władimirowi Putinowi, że grożąc użyciem broni nuklearnej Zachodowi, trzeba pamiętać, iż państwa NATO również dysponują środkami odstraszania atomowego.
Można więc uznać, że straszak atomowy (konwencjonalny – broń atomowa, niekonwencjonalny – możliwość wywołania katastrofy) jest w takim sensie nadal użytkowany wobec społeczeństwa. Jednakże i tutaj mówimy o działaniu w przestrzeni borni masowego rażenia „ubogich", gdyż mija się to z obrazem zakulisowych form nacisku Rosji na serca i umysły zachodnich obywateli. Jest za to wręcz postawa w stylu wręcz radykalnego podejścia sowieckiego. Można nawet uznać, że działania na niwie energetyki są obecnie bardziej wyrafinowane niż właśnie rosyjskie odwoływanie się do kwestii atomowych. Co więcej, np. pokazywanie rosyjskich przekazów propagandowych, gdzie mówi się sporo o uderzeniach atomowych, może finalnie przynieść odwrotny skutek. Pozycjonując Rosję jako państwo straszące, ale zapominające, że Zachód też ma środki odpowiedzi.
Zobacz też
Podsumowując, jeśli mówimy o odstraszaniu Rosji względem sięgania po wyżej wymienione elementy kwestii atomowej można być wbrew pozorom optymistycznym. Przede wszystkim Zachód godzi się z własnym potencjałem nuklearnym. Mowa chociażby o debacie odnoszącej się do modernizacji zasobów w państwach posiadających własne arsenały broni masowego rażenia A (USA, Francja, Wielka Brytania), ale też przykładowo do zasobów państw partycypujących w NATO Nuclear Sharing. W tym ostatnim przypadku znamienne jest podjęcie przez rząd federalny w Berlinie decyzji o nieskasowaniu maszyn podwójnego przeznaczenia DCA. Jeśli chodzi o przeciwdziałanie rosyjskiej kampanii w domenie informacyjnej, to generalnie uzyskujemy o wiele większe zdolności do niwelowania różnorakich form zastraszania państw j społeczeństw. Zauważmy, że na płaszczyznach natowskiej, unijnej oraz krajowej państwa wypracowują coraz to lepsze narzędzia zwalczania dezinformacji oraz odnoszą się do lepszych rozwiązaniach w sferze chociażby komunikacji strategicznej. Wykluczając tym samym łatwość zastraszania ich przez groźby atomowe.
Najwięcej obaw budzi oczywiście podejście do sprawy rosyjskich incydentów wokół elektrowni jądrowej. Lecz i tutaj można uznać, że decydująca jest swoista kombinacja możliwości wywiadu i dyplomacji. Patrząca stronie rosyjskiej na ręce i wskazująca na konsekwencje podjęcia się tego rodzaju prowokacji, które mogą nieść ze sobą konsekwencje dla bezpieczeństwa innych. Jednakowoż, żadne zdolności Zachodu nie doprowadzą do łatwego zaprzestania stosowania przez Kreml kwestii atomowej w polityce obecnej ekipy rządzącej. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest przede wszystkim to, że dla Rosji jej bmr A itp. stały się bronią państwa, którego inne atuty są ograniczone lub zniwelowane.
WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]