Reklama

Geopolityka

Bliski Wschód w 2022 roku: stare problemy z dużym potencjałem eskalacji [ANALIZA]

Autor. Media Center of Yemeni Armed Forces

W 2021 r. nie doszło do tak spektakularnych wydarzeń na Bliskim Wschodzie jak w latach poprzednich. Potencjał niestabilności pozostał jednak ogromny, a takie konflikty jak wojna w Syrii czy w Jemenie nie zostały zakończone. W szerszym wymiarze regionalnym, obejmującym również Afrykę Płn. i Azję Środkową, najbardziej spektakularnym wydarzeniem było niewątpliwie przejęcie władzy w Afganistanie przez talibów. Natomiast zmiany polityczne w Tunezji stały się ostateczną klamrą zamykającą okres niespełnionych nadziei Arabskiej Wiosny.

Wśród kluczowych zdarzeń, jakie miały miejsce w 2021 r. na Bliskim Wschodzie, należy wymienić: wybory parlamentarne w Iraku oraz pielgrzymkę papieża Franciszka do tego kraju, porozumienie z al-Ula, wybory prezydenckie w Iranie, starcia izraelsko-palestyńskie i koniec ery Netanjahu oraz zagadkową próbę „puczu" w Jordanii. W Afryce Płn. najważniejszymi wydarzeniami była konsolidacja władzy w Tunezji przez tamtejszego prezydenta Kaisa Saida oraz wybory w Libii (a w zasadzie fakt, iż ostatecznie do nich nie doszło). Do tego można dodać jeszcze wzrost napięć algiersko-marokańskich oraz kolejny przewrót w Sudanie.

Czytaj też

Rok 2021 był dziesiątym rokiem wojny w Syrii i siódmym rokiem wojny w Jemenie.W obu przypadkach przez ostatnie 12 miesięcy nie doszło do istotnych zmian, choć na początku roku wydawało się, że istnieje szansa na pokój w tym drugim konflikcie. Obie wojny stały się przy tym tak trwałym elementem krajobrazu polityczno-militarnego regionu, że brak spektakularnych starć powoduje niedostrzegalność tego, iż dramat ten cały czas trwa W Syrii stan gry nie uległ większej zmianie i nie doszło do żadnych znaczących ofensyw którejkolwiek ze stron. Poza kontrolą rządu w Damaszku pozostaje przede wszystkim Autonomiczna Administracja Syrii Północno-Wschodniej (AANES), której terytorium jest celem regularnych ataków ze strony Turcji i pozostających na jej usługach dżihadystów. Turcja zintensyfikowała również próby odcięcia AANES od wody, a jesienią Erdogan znów zaczął grozić kolejną inwazją na to terytorium (co jest związane z próbą odwrócenia uwagi od problemów wewnętrznych w Turcji, a także ma służyć tworzeniu elementu nacisku na Rosję w związku z m.in. sytuacją w Idlibie). Na terenach AANES dochodzi też od czasu do czasu do prób sił między sprzymierzonymi z Syryjskimi Siłami Demokratycznymi (SDF) Amerykanami a wspierającymi Assada Rosjanami.

Rośnie też aktywność ukrytych komórek Państwa Islamskiego, w związku z nie rozwiązaniem (w wymiarze międzynarodowym) problemu przetrzymywanych przez SDF terrorystów i ich zwolenników. Drugim terytorium pozostającym poza kontrolą Damaszku jest Idlib (z przyległościami) rządzony przez wywodzących się z Al Kaidy dżihadystów, wspieranych przez Turcję. Dochodzi tu do starć z siłami rządowymi, niemniej w 2021 r. miały one niską intensywność. Idlib jest jednak beczką prochu z tlącym się lontem i jest wykluczone by obecny stan utrzymał się permanentnie, a prawdopodobieństwo eskalacji w 2022 r. jest ogromne. Poza kontrolą Damaszku pozostają też tereny okupowane przez Turcję w północnej Syrii, na których dochodzi do postępującej turkifikacji, a także niewielka enklawa at-Tanf, wykorzystywana przez USA do blokowania jednej z tras tranzytowych z Iranu do Libanu. W 2021 r. zintensyfikowane zostały również ataki izraelskie na siły irańskie pozostające w Syrii. W tym obrazie wybory prezydenckie, które odbyły się w maju nie miały żadnego znaczenia, a co do tzw. negocjacji pokojowych, to można odnieść wrażenie, że społeczność międzynarodowa dała sobie spokój z tą farsą.

Czytaj też

Jeżeli chodzi o Jemen to poprzednia administracja amerykańska postanowiła na odchodne utrudnić poszukiwanie politycznego rozwiązania konfliktu uznając rządzących w Sanie Husich za organizację terrorystyczną. Po objęciu urzędu przez Joe Bidena decyzja ta została odwołana, a cofnięcie poparcia USA dla saudyjskich operacji przeciwko Husim skłoniło Rijad do wystąpienia w marcu z propozycją rozejmu. Husi odrzucili jednak możliwość zawieszenia broni, stawiając jako warunek wstępny żądanie zniesienia blokady i wycofania z Jemenu sił saudyjskich. Jednocześnie przez niemal cały rok trwała ofensywa Husich na miasto Marib i bitwa ta, mimo znaczących sukcesów Husich, pozostała nierozstrzygnięta. Sytuacja humanitarna jest niezmiennie tragiczna i na tyle spowszedniała, że przestała wpływać na emocje międzynarodowej opinii publicznej, zwłaszcza, że głodujące dzieci jemeńskie są zbyt słabe by dojść do granic Europy.

Brak przełomu w konflikcie w Jemenie związany jest ściśle z impasem w kwestii reaktywacji porozumienia nuklearnego z Iranem (JCPOA). Polityka „maksymalnej presji" poprzedniego prezydenta USA zakończyła się totalną porażką i nie tylko nie doprowadziła do uległości Teheranu, czy też jakieś zwycięskiej rewolucji ale spowodowała konsolidację władzy w rękach obozu konserwatystów z wybranym w czerwcu na prezydenta Iranu Ebrahimem Raisim na czele. Mimo deklarowanej przez nowego prezydenta USA Joe Bidena woli reaktywacji JCPOA nie udało się przezwyciężyć impasu związanego z warunkiem wstępnym Iranu w postaci żądania zniesienia sankcji oraz próbą włączenia przez USA do JCPOA kwestii nie związanych z programem atomowym Iranu. Po objęciu urzędu prezydenta Iranu przez Raisiego stanowisko Iranu uległo dalszemu usztywnieniu i pierwsze spotkanie w sprawie JCPOA z udziałem nowej irańskiej ekipy miało miejsce dopiero w grudniu i nie przyniosło przełomu.

Czytaj też

Izrael niezmiennie nie jest zainteresowany reaktywacją JCPOA, preferując militarne rozwiązanie sporu z Iranem (oczywiście nie własnymi siłami, lecz rękami USA I sojuszników, w tym zapewne Polski, wobec której obecna ekipa rządząca w Izraelu prowadzi jawnie wrogą politykę). Dlatego też Izrael zintensyfikował ataki na pozycje irańskie w Syrii, licząc na sprowokowanie Iranu do takiej reakcji, która pogrzebałaby nadzieje na reaktywację JCPOA. Polityka ta nie uległa zmianie mimo dojścia do władzy nowej koalicji po wyborach parlamentarnych, które odbyły się w Izraelu w marcu 2021 r. Były to czwarte wybory w ciągu 2 lat i ostatecznie przełamały one impas między dwoma przeciwnymi obozami, doprowadzając do utworzenia koalicji, która odsunęła od władzy Benjamina Netanjahu po 12 latach rządów. Aby nie dopuścić do jej stworzenia Netanjahu doprowadził do nowego kryzysu izraelsko-palestyńskiego, gdyż warunkiem odsunięcia Likudu od władzy było wejście do koalicji arabskiej partii Ra'am.

Gwałtowny wybuch konfliktu związany był z brutalną i prowokacyjną reakcją izraelskich służb bezpieczeństwa na protesty Palestyńczyków w związku z planowanymi wywłaszczeniami na terenie dzielnicy Szejk Dżarrah we wschodniej Jerozolimie. Wtargnięcie uzbrojonych izraelskich policjantów do meczetu Al Aksa spowodowało atak ze strony Hamasu i nieproporcjonalny kontratak Izraela na Gazę. Jednocześnie w Izraelu zaczęło dochodzić do starć między arabskimi obywatelami Izraela a żydowskimi Izraelczykami. Konfrontacja ostatecznie została zakończona po 2 tygodniach dzięki mediacji Egiptu i jedynym efektem było to, że zginęło w niej kilkaset osób, a tysiące zostały ranne i/lub straciły swoje domy. Konfrontacja ta zbiegła się też z odwołaniem palestyńskich wyborów parlamentarnych i prezydenckich. Pretekstem było niedopuszczenie przez Izrael do objęcia nimi Jerozolimy ale faktycznym powodem była niepewność co do ich wyniku (teoretycznie powinna to być norma, ale teoria często rozmija się z praktyką, zwłaszcza na Bliskim Wschodzie).

Czytaj też

Niepewność wyborczego wyniku nie zablokowała natomiast wyborów w Iraku, w którym widoczna jest wreszcie względna stabilizacja, choć wciąż przyszłość tego kraju jest niepewna. Pozytywny rozwój wydarzeń w Iraku jest zresztą pewnym paradoksem, zważywszy na to, że zbiegł się on z pojawieniem się fali „irackich uchodźców" na polsko-białoruskiej granicy. Kluczowymi wydarzeniami w Iraku w 2021 r. była marcowa pielgrzymka papieża Franciszka oraz październikowe wybory parlamentarne. Udany przyjazd papieża do Iraku, który odbył się bez jakichkolwiek incydentów, pozwolił na poprawę międzynarodowego wizerunku tego kraju, uznawanego jeszcze niedawno za państwo upadłe, będące na skraju rozpadu, a także podkreślił jego wielokulturowość. Próbą kolejnego wzmocnienia pozycji geopolitycznej przez Irak była organizacja w Bagdadzie szczytu z udziałem przedstawicieli kluczowych państw arabskich, Iranu, Turcji i Francji.

Bagdad pokazał w ten sposób, że jest jedynym państwem, które utrzymuje dobre relacje ze wszystkimi w regionie (z wyjątkiem Izraela), mimo licznych wrogości miedzy różnymi uczestnikami tego szczytu. Sukcesem były też październikowe wybory i to mimo, że część opozycyjnie nastawionych uczestników antyrządowych protestów (tzw. ruch Tiszrin) wzywała do ich bojkotu, a także pojawiały się różne głosy podważające ich uczciwość. Faktycznie jednak były one całkowicie wolne, co zostało potwierdzone przez międzynarodowych obserwatorów, a także przez to, że z góry nie było wiadomo kto wygra. Jest to ewenement na skalę tego regionu, w którym albo wyborów w ogóle nie ma albo zawsze wygrywają ci sami kandydaci. Paradoksem jest jednak to, że to właśnie Irak, w którym w każdych wyborach wygrywa kto inny, był (i do pewnego stopnia wciąż jest) ukazywany jako największa porażka i karykatura demokracji na Bliskim Wschodzie. Jedną z przyczyn tej krytyki (i jest to kolejny paradoks) jest właśnie to, że Irakijczycy w swoich wyborach uparcie wybierają nie tych, co trzeba. Kontrastuje to np. z Afganistanem gdzie kiedy miał wygrać Karzaj to wygrał, a kiedy po nim miał wygrać Ghani to też wygrał i wszystko było w porządku- do póki nie runęło niczym domek z kart. Tymczasem w Iraku wybory wygrał Muktada as-Sadr, który nie pasuje ani USA, ani Iranowi. Siły proirańskie zaliczyły natomiast dotkliwą, choć nie druzgocącą, porażkę. Powiązana z Haszed Szaabi lista Fatah zdobyła tylko 17 mandatów, ale łącznie siły te dysponują co najmniej 69 miejscami (21 %). Haszed Szaabi próbowało podważać te wyniki, ale bezskutecznie. Nie doszło też do próby siłowego ich obalenia, choć takie zagrożenie istniało, co jest również dobrym sygnałem.

Czytaj też

Co najmniej 67 miejsc przypadło kandydatom niezależnym oraz powiązanym z ruchem protestów, co także jest dowodem uczciwości tych wyborów. Dlatego Irak był jedynym państwem arabskim i jednym z dwóch (obok Izraela) państw szeroko rozumianego regionu MENA, który został zaproszony na organizowany przez Joe Bidena szczyt demokratyczny. Irak w najbliższych miesiącach czeka jeszcze długi proces tworzenia nowego rządu, który zapewne nie obędzie się bez problemów. Jednym z nich będzie kwestia statusu Haszed Szaabi, które w 2021 r. pokazało swoją siłę organizując defiladę w Dijali. Formacja ta zapewne przejdzie pewne zmiany, ale wykluczone jest jej rozwiązanie, gdyż oznaczałoby to całkowitą destabilizację państwa. Innym wyzwaniem dla stabilności Iraku są działania Turcji na północy tego kraju i jej ataki na pozycje PKK. Ponadto pogarsza się cały czas sytuacja w Regionie Kurdystanu, który do niedawna był pokazywany jako pozytywny przykład „innego Iraku". Chodzi przy tym zarówno o korupcję jak i represje wobec przeciwników politycznych. Przeniesienie ciężaru walk między Turcją a PKK na teren północnego Iraku, w tym Region Kurdystanu, i rosnące napięcia wewnątrzkurdyjskie (zwłaszcza między PDK a PKK), są obecnie największym zagrożeniem dla postępującej jstabilizacji Iraku. Zagrożenie to potęguje nadchodząca w 2023 r. setna rocznica podpisania traktatu w Lozannie. Choć faktycznie nie ma to żadnego znaczenia, już od dłuższego czasu szerzy się opinia, iż traktat ten, odpowiedzialny za granice postotomańskiego Bliskiego Wschodu, ma jakoby wygasnąć. Trudno przy tym sobie wyobrazić co miałoby to oznaczać w praktyce.

W Libanie, po 13 miesiącach po tym jak do dymisji podał się premier Hassan Diab, we wrześniu przezwyciężony został impas polityczny wraz z wyborem nowego premiera w osobie Nadżiba Mikatiego. Nowy rząd oparty jest jednak na takiej samej partyjno-etnicznej dystrybucji stanowisk jak poprzedni, a Liban cały czas pogrążony jest w kryzysie finansowo-ekonomicznym bez jasnych perspektyw wyjścia z niego. Do maja 2022 r. mają się odbyć nowe wybory parlamentarne, ale choć, podobnie ja w Iraku, jednym z postulatów antyrządowych protestów w Libanie były przyśpieszone wybory to ostatecznie mogą one w ogóle się nie odbyć, co zapewne będzie iskrą dla nowych, prawdopodobnie krwawych protestów.

Czytaj też

Skuteczne okazało się natomiast zakopanie topora wojennego między Katarem a innymi państwami arabskimi z Arabią Saudyjską i Zjednoczonymi Emiratami na czele. Nowa rzeczywistość wywołana wyborem Joe Bidena na prezydenta USA spowodowała konieczność skracania frontów przez Saudów i Emiraty, więc już w styczniu doszło do niespodziewanego porozumienia między nimi a Katarem w al-Ula. Nie rozwiązało ono przy tym żadnych problemów dzielących obie strony (w szczególności dotyczących działalności telewizji Al Jazeera oraz Bractwa Muzułmańskiego). Skutecznie implementowane są również Porozumienia Abrahamowe, zwłaszcza w relacji Izraela ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi. Przełom nie nastąpił natomiast w relacjach Turcji z państwami arabskimi, mimo starań Erdogana załagodzenia konfliktów wywołanych w tych relacjach przez jego politykę zagraniczną.

Pogrążająca się w coraz większej problemach wewnętrznych Turcja potrzebuje z jednej strony wyjścia z coraz większej izolacji, w którą wpędza ją polityka Erdogana, z drugiej strony państwa arabskie z nieufnością podchodzą do deklaracji Ankary i niezmiennie warunkują pełną normalizację stosunków zaprzestaniem wspierania Bractwa Muzułmańskiego przez Turcję. Przyjęcie tego warunku przez Erdogana zrujnowałoby jednak jego wizerunek i obróciłoby przeciwko niemu jego dotychczasowych, dżihadystycznych sojuszników. Coraz gorsza sytuacja ekonomiczna Turcji, bardzo prawdopodobna załamanie się tureckiej waluty, a także spadek poparcia dla Erdogana i jego partii AKP, wreszcie perspektywa wyborów, które mają się odbyć w 2023 r., powodują, że istnieje duże prawdopodobieństwo niepokojów wewnętrznych w Turcji w 2022 r., a także kolejnej wojny wywołanej przez Erdogana w celu odwrócenia uwagi od sytuacji wewnętrznej.

Czytaj też

Ogromne wyzwania i zagrożenia stoją również przed sąsiadującym z Bliskim Wschodem regionem Afryki Północnej. W Tunezji, w lipcu prezydent Kais Said zdymisjonował rząd, zawiesił parlament, a następnie powołał nowy rząd bez oparcia w partiach politycznych. Decyzje te postawiły pod znakiem zapytania przyszłość demokracji w Tunezji, jak dotąd jedynym kraju, w którym Arabska Wiosna przyniosła pozytywne zmiany. Said zapowiedział też zmianę konstytucji i przyśpieszone wybory w końcu 2022 r., a do tego czasu prace parlamentu mają pozostać zawieszone. W sąsiedniej Libii tocząca się tam od 2014 r. wojna domowa pozostawała przez cały rok 2021 w stanie uśpienia. Zaplanowane na 24 grudnia wybory prezydenckie nie odbyły się jednak ze względu na kontrowersje dotyczące dopuszczenia do nich kluczowych kandydatów takich jak np. marszałek Chalifa Haftar czy Saif al-Islam Kadafi. Nowy termin wciąż nie jest znany, niemniej trudno sobie wyobrazić by ewentualne wyniki tych wyborów nie były kwestionowane przez przegranych, co oznacza, że wznowienie wojny domowej w 2022 r. jest bardzo prawdopodobne.

W 2021 r. wybory parlamentarne odbyły się również w Algierii i Maroku. W tym pierwszym kraju, w związku z zawiedzionymi nadziejami na demokratyzację, wzięło w nich jednak udział zaledwie 23 % głosujących. W Maroku natomiast druzgocącą klęskę poniosła islamistyczna Partia Sprawiedliwości i Rozwoju premiera Saadeddina Othmaniego, co jednak nie wpłynęło na stabilność kraju, gdyż władza i tak należy do króla. Doszło natomiast do eskalacji napięć w relacjach marokańsko-algierskich, związanych z Saharą Zachodnią, na co nakłada się również zbliżenie marokańsko-izraelskie z jednej strony i algiersko-irańskie z drugiej. Z kolei w Sudanie w październiku wojsko odsunęło od władzy cywilne władze co stawia pod znakiem zapytania demokratyzację tego kraju rozpoczętą po obaleniu Omara Baszira. Przewrót ten nie zmienia natomiast układu geopolitycznego, w którym Sudan jest bliskim sojusznikiem Egiptu, zwłaszcza w narastającym konflikcie z Etiopią.

Reklama

Komentarze (3)

  1. HeHe

    W tym kontekście "Izrael nam kaŻe". "KaRZe" byłoby poprawne gdyby chodziło o karę np. Izrael nas kaRZe.

  2. Ech

    Jesli Izerael nam karze zaatakowac Iran nie pojdziemy na wojne. Ale jesli karza USa by nam kazali wtyedy pojdziemy na wojne z Iranem i z Chinami (tak jak bylo z Irakiem I Afgastanem) W sumie w naszej histrii blisko wschod raczej byl pozywtny. Jesli bedzmey ulegac izealskiej narracji to zrobimy konferencje bliskwoschdnia i znow dostanemy po twarzy. Wstyl. Zamiast dbac o nas Polakow to rzad dba o obcych.

  3. Krzywy

    "Bagdad pokazał w ten sposób, że jest jedynym państwem [...]" - Bagdad nie jest państwem, o ile wiem.

Reklama