Armatohaubica samobieżna Boxer RCH oddaje strzał na poligonie.

To działo strzela w ruchu. Tylko czy to ma sens?

Boxer RCH 155 może prowadzić ogień, nie zatrzymując się nawet na chwilę. Tylko czy na Ukrainie, gdzie wkrótce trafi niemiecka armatohaubica samobieżna, ta zdolność będzie przydatna?

Zamówiona przez Niemcy, Szwajcarię, Ukrainę i Wielką Brytanię haubica nie przestaje budzić kontrowersji oraz dzielić obserwatorów wojskowości. Czy to wysoce zautomatyzowane, obsługiwane przez jedynie dwóch artylerzystów, osadzone na samonośnym podwoziu, pozbawione hydraulicznie wysuwanych podpór działo samobieżne sprawdzi się na pełnowymiarowej wojnie?

Wdrożenie do służby tak skomplikowanego sprzętu zawsze stanowi duże ryzyko, zwłaszcza gdy z marszu ma trafić na front. Dlatego o komentarz w tej sprawie poprosiłem doświadczonego artylerzystę, podpułkownika Tomasza Lisieckiego, niegdyś dowódcę dywizjonu w 23. Śląskim Pułku Artylerii w Bolesławcu. W 2016 roku, po 31 latach służby w Wojskach Rakietowych i Artylerii, ppłk Lisiecki odszedł do rezerwy.

Reklama

Uciec przed ostrzałem

Antoni Walkowski, Defence24.pl: Zacznijmy od kwestii podstawowej. Czy prowadzenie celnego ognia na odległość kilkudziesięciu kilometrów z pozostającego w ruchu działa samobieżnego jest technicznie wykonalne?

Ppłk (rez.) mgr inż. Tomasz Lisiecki: Oczywiście! Okręty wojenne od ponad 100 lat prowadzą w ruchu celny ogień z dział wielkiego kalibru, i to w o wiele trudniejszych warunkach (wzburzone morze, duża prędkość, manewrowanie). Nie jest to zatem nic nowego, a dziś z technicznego punktu widzenia może to być realizowane jeszcze bardziej dokładnie. Jednakże masa okrętu, rozumianego jako podstawa i oparcie dla strzelającego działa, jest zupełnie inna niż trzy, cztero, czy nawet pięcioosiowego pojazdu lądowego o trakcji kołowej, którego masa wynosi zaledwie kilkadziesiąt ton.

Ppłk Tomasz Lisiecki i prototyp armatohaubicy samobieżnej Kryl.
Ppłk Tomasz Lisiecki i prototyp armatohaubicy samobieżnej Kryl.
Autor. Archiwum prywatne Tomasza Lisieckiego

Co mogło sprawić, że konstruktorzy armatohaubicy samobieżnej Boxer RCH zdecydowali się na wdrożenie takiego rozwiązania?

Wydaje się, że zasadniczą przyczyną była próba stworzenia rozwiązania mającego służyć wygraniu z rosnącą szybkostrzelnością i dokładnością ognia przeciwnika w walce kontrbateryjnej, przy jednoczesnym ograniczeniu masy działa samobieżnego i wzroście jego mobilności. Inną kwestią było też zastąpienie ciężkich, gąsienicowych dział samobieżnych lżejszymi, które lepiej sprawdzałyby się na misjach, w walce ze słabszym przeciwnikiem, dysponującym przestarzałym sprzętem. Teoretycznie takie działa sprawdziłyby się też w natarciu, zapewniając ciągłość wsparcia ogniowego piechocie, oczywiście przy pełnej dominacji sił własnych w powietrzu.

Jednakże pojawienie się uderzeniowych bezzałogowców dalekiego zasięgu sprawiło, że tego typu rozwiązanie nie ma racji bytu. Dlaczego? Otóż duże gabaryty działa takiego jak Boxer RCH, wynikające z procesu automatyzacji ładowania amunicji, czynią je widocznym z daleka. Nawet strzelając w ruchu, choć z ograniczoną prędkością (załóżmy, że będzie to 20-50 km/h), działo samobieżne nie jest w stanie uciec przed bezpilotowcem osiągającym prędkość 75-150 km/h i mającym porównywalny do tego działa zasięg do 50 km.

Reklama

Ślepy zaułek artylerii

Czyli w warunkach „przezroczystego”, zdominowanego przez bezzałogowce pola walki takie działo będzie miało ograniczoną przydatność.

Moim zdaniem to ślepy zaułek w rozwoju artylerii. Nawet tworzenie coraz bardziej doskonałych systemów automatycznego ładowania amunicji nie spowoduje, że będą one niezawodne. Jazda w trudnym terenie będzie wymagać skomplikowanego i odpornego na każde warunki terenowe podwozia, a jeśli chodzi o zmniejszenie gabarytów uzyskane efekty pozostaną niewielkie…

Niemiecka haubica samobieżna Panzerhaubitze 2000 na ćwiczeniu Quadriga na Litwie, maj 2024 roku.
Niemiecka haubica samobieżna Panzerhaubitze 2000 na ćwiczeniu Quadriga na Litwie, maj 2024 roku. Na papierze PzH 2000 jest jednym z najnowocześniejszych dział samobieżnych w NATO. Na Ukrainie okazała się skomplikowana w obsłudze i awaryjna.
Autor. Marco Dorow / Bundeswehr / Flickr

Działa te potrzebować będą niewielkich, 2-3 osobowych obsług, których wyszkolenie będzie długotrwałe, oraz wyspecjalizowanego serwisu i logistyki, gdzie będą potrzebni już nie zwykli technicy uzbrojenia, ale inżynierowie. Przy niewielkiej liczbie takich dział ich pozyskanie nie będzie nastręczało problemu, ale jeśli ich liczebność przekroczy 100 egzemplarzy, to będzie to poważny problem dla gospodarki narodowej, skąd trzeba będzie „wyrwać” wielu wysokiej klasy specjalistów. W konsekwencji i tak pewnie okaże się (vide Panzerhaubitze 2000 na Ukrainie), że skomplikowane usterki można będzie usunąć tylko w wyspecjalizowanych zakładach remontowych.

Jednak zasadnicza kwestia nie polega na problemach technicznych, ale na realnym zapotrzebowaniu na takie rozwiązanie. Dzisiaj na polu walki każdy ruch wiąże się z wykryciem i natychmiastową odpowiedzią przeciwnika w postaci uderzeń lotnictwa, artylerii czy bezzałogowców. Weźmy pod uwagę rozwój artyleryjskiej walki kontrbateryjnej w wojnie na Ukrainie. Początkowo stawiano na działanie masą (dywizjonami i bateriami) oraz szybkostrzelnością dział, co powodowało ogromne zużycie amunicji.

Czytaj też

Potem, na skutek strat, nastąpiło przejście do działania artylerii w rozproszeniu. Następnie, po wprowadzeniu na szeroką skalę dronów uderzeniowych, w artylerii ciągnionej i samobieżnej zaczęto stosować różnego typu siatki i osłony przeciwdronowe, po czym najlepszym wyjściem okazało się… ukrycie się pod ziemią. Obecnie obserwujemy połączenie obu sposobów: głębokich, oszalowanych i doskonale maskowanych działobitni oraz dodatkowych osłon z metalowych siatek.

Kolejną sprawą jest stosowanie różnorodnej amunicji. Otóż podczas strzelania w ruchu jest ono skomplikowane, jeśli nie wręcz niemożliwe. Przykładowo, jak wprowadzić nastawę zapalnika w pociskach różnych typów? Zatem jeśli już, to będzie można prowadzić ogień jedynie zwykłymi pociskami odłamkowo-burzącymi, co zredukuje skuteczność ostrzału.

YouTube cover video
Polska armatohaubica samobieżna Krab w służbie Sił Zbrojnych Ukrainy. Wóz wyposażono w dodatkowe osłony przeciwko bezzałogowcom. Haubica operuje z przygotowanej inżynieryjnie działobitni.

Dodatkowym problemem będzie strzelanie do celów ruchomych lub manewrujących, gdyż te musiałyby być obserwowane w czasie rzeczywistym. Dane o tym są przekazywane na działo cyfrowo, co dziś zajmuje nawet kilkanaście-kilkadziesiąt sekund. To pozwala celowi przemieścić się nawet o kilkadziesiąt metrów.

Poza dokładnością i donośnością strzelania, prowadzenie ognia w ruchu budzi największe wątpliwości w zakresie możliwości stosowania w nim trybu MRSI (ang. Multiple Rounds Simultaneous Impact) oraz wytrzymałości podwozia na oddziaływanie najsilniejszych ładunków z uwagi na brak stabilizacji działa.

Reklama

Przeciwdronowy parasol

Biorąc pod uwagę Pańskie doświadczenie, a także lekcje, które wyciągamy z wojny na Ukrainie, jakie zmiany wprowadziłby Pan we współczesnych działach samobieżnych? Mam podejrzenie graniczące z pewnością, że na tę listę nie trafiłaby zdolność do prowadzenia ognia w ruchu.

Wnioski z Ukrainy mówią nam kilka rzeczy. Po pierwsze, sprzęt artyleryjski nie może być skomplikowany i drogi, bowiem przy długotrwałym konflikcie największym problemem będzie jego produkcja, remonty i szkolenie obsług. Sprawdzają się zatem systemy w miarę proste, skuteczne i masowo produkowane, takie jak M109, AHS Krab, CAESAR i Bohdana, które można w miarę szybko wytworzyć (lub wyremontować) oraz wyszkolić ich obsługę, chociaż ponoszą istotne straty.

Po drugie, głównym wrogiem artylerii oprócz lotnictwa stały się bezzałogowce, zatem najlepszą obronę zgrupowań artylerii stanowią pododdziały przeciwlotnicze i antydronowe (OPLiA) oraz walki radioelektronicznej (WRE). Bez ich osłony nie ma artylerii na współczesnym polu walki.

Ukraiński przeciwlotniczy zestaw artyleryjski Gepard. W świetle doświadczeń z wojny na Ukrainie dołączanie osłony przeciwlotniczej i przeciwdronowej do odziałów artylerii wydaje się naturalnym kierunkiem ewolucji.
Ukraiński przeciwlotniczy zestaw artyleryjski Gepard. W świetle doświadczeń z wojny na Ukrainie dołączanie osłony przeciwlotniczej i przeciwdronowej do odziałów artylerii wydaje się naturalnym kierunkiem ewolucji.
Autor. Dowództwo Zjednoczonych Sił Zbrojnych Ukrainy/Facebook

Pytanie jest następujące – czy należy inwestować w indywidualne systemy OPLiA i WRE dla każdego systemu artyleryjskiego (a pamiętajmy, że to nie tylko działa, ale i wozy dowodzenia, amunicyjne, warsztatowe itd., a zatem ogromna ilość sprzętu), czy też raczej powinniśmy skupić się na większej liczbie pododdziałów OPLiA oraz WRE na etacie oddziałów artylerii. Pierwsze rozwiązanie generuje koszty, natomiast drugie rodzi obawę, że stanie się to samo, co na Ukrainie – systemy OPLiA pójdą do osłony miast i infrastruktury krytycznej państwa zamiast do osłony wojsk, w tym artylerii…

Podsumowując, na dziś skórka w postaci zdolności strzelania w ruchu nie jest warta wyprawki. Nie wykluczam przy tym, że coś się może zmienić za 10-15 lat, jednak na razie nie widzę przydatności takich systemów w najbliższej przyszłości.

Dziękuję za rozmowę.

Ukraińska armatohaubica samobieżna 2S22 Bohdana, nieoficjalnie określana jako wariant 3.0. Bohdana stanowi dobry przykład sprzętu dostosowanego do masowej produkcji w czasie „W” dzięki niskiej cenie oraz technicznej prostocie.
Ukraińska armatohaubica samobieżna 2S22 Bohdana, nieoficjalnie określana jako wariant 3.0. Bohdana stanowi dobry przykład sprzętu dostosowanego do masowej produkcji w czasie „W” dzięki niskiej cenie oraz technicznej prostocie.
Autor. Defense of Ukraine/X

Czym jest Boxer RCH 155?

RCH 155 to artyleryjski zdalnie sterowany system wieżowy osadzony na podwoziu kołowego transportera opancerzonego. W wersji podstawowej nośnik stanowi GTK Boxer. Moduł uzbrojenia bazuje na wielu rozwiązaniach opracowanych na potrzeby haubicy samobieżnej Panzerhaubitze 2000, z uzbrojeniem głównym włącznie.

RCH 155 legitymuje się donośnością zbliżoną do gąsienicowego kuzyna. Strzelając standardową amunicją z gazogeneratorem dennym trafi w cel oddalony o ponad 40 km. Korzystając z amunicji specjalnej, np. pocisków M982 Excalibur lub M2005 V-LAP, wartość ta może wynieść nawet ponad 50 km. Moduł wieżowy jest całkowicie zautomatyzowany, a dwuosobowa obsługa przebywa w kadłubie pojazdu. Szybkostrzelność teoretyczna wynosi 9 strzałów na minutę. Zapas amunicji to 30 pocisków i 144 modułowe ładunki miotające.

Czytaj też

Jednostkę napędową stanowi silnik MTU 8V 199 TE21 o mocy 815 KM, który umożliwia Boxerowi osiągnięcie 100 km/h. Z pełnym zapasem paliwa wóz przejedzie około 700 km. Moduł wieżowy RCH 155 również zostać osadzony na innym podwoziu. Przykładowo, Szwajcaria wybrała wariant na bazie wydłużonego KTO Piranha V.

Reklama
Reklama

Komentarze (2)

  1. eee

    Czemu oprócz pozowania WP nie zadziała w kier pozyskania Kryła, i armat holowanych kiedy wszystko takie oczywiste Przecież jest tańsza wydajniejsza opcja i przeciwdziała zafiksowaniu na pancerzu iszturm i inne glupoty

  2. QVX

    Odnośnie PzH2000 (vide zdjęcie), to jest trochę inaczej. W dziale tym wymiana mechaniczna komponentów wcale nie jest trudna i może być spokojnie wykonywana w warunkach polowych. Problem polega na tym, że każdy komponent ma "inteligentny" (np. powerpack) ma swoją pamięć, w której oprogramowanie wektroniki wpisuje dane działa (po przełożeniu "dziewiczego" komponentu). I to uniemożliwia polowe przekładanie komponentów (np. przekładamy powerpack z bardziej uszkodzonego, mniej uszkodzone wraca na front, a bardziej do serwisu fabrycznego), bo niezgodność tutaj blokuje współdziałanie. A że "dziewiczych" części brak, to trzeba je wymontowywać z używek z magazynów BW, potem serwis fabryczny musi wyzerować pamięć i dopiero wtedy można montować. A że to zajmuje czas...