Reklama
  • Wiadomości
  • Komentarz

Koniec moratorium, którego nie było. Dlaczego Rosja boi się Redzikowa? [KOMENTARZ]

Szef MSZ Rosji Siergiej Ławrow poinformował o odwołaniu moratorium na rozmieszczenie pocisków rakietowych średniego i pośredniego zasięgu. Jego deklarację należy widzieć w kontekście prowadzonej przez Rosjan wojny informacyjnej, której celem jest także baza antyrakietowa w Redzikowie.

Jedno z wcześniejszych odpaleń systemu Standard SM-3. Fot. MDA.
Jedno z wcześniejszych odpaleń systemu Standard SM-3. Fot. MDA.

Po naruszeniu traktatu INF, zakazującego stosowania pocisków bazowania lądowego o zasięgu od 500 do 5500 km przez Rosję i wycofaniu się z niego USA w następstwie tego naruszenia w 2019 roku Rosjanie twierdzili, że wprowadzają jednostronnie moratorium na rozmieszczenie rakiet o takich parametrach w określonych obszarach Europy. Część doniesień i rosyjskich mediów mówiła o całym Starym Kontynencie (nawet jednak rozmieszczenie rakiet 9M729, czyli pocisków manewrujących o zasięgu ocenianym na ponad 2000 km w Azji było naruszeniem tej umowy), a część - tylko o Obwodzie Królewieckim jako o obszarze obowiązywania moratorium. Przy tej okazji krytykowano rozlokowany w Polsce system Aegis Ashore, z wyrzutniami pocisków Standard SM-3 Block IIA przeznaczonych do przechwytywania pocisków balistycznych poza atmosferą ziemską, pod pozorem rzekomej możliwości rozmieszczenia w nim rakiet ziemia-ziemia Tomahawk.

Reklama

Rosyjski minister spraw zagranicznych stwierdził obecnie, że „nasze moratorium nie jest już praktycznie wykonalne i trzeba będzie z niego zrezygnować. USA arogancko zignorowały ostrzeżenia Rosji i Chin i w praktyce przeszły do rozmieszczenia broni tej klasy w różnych regionach świata”. Warto zwrócić uwagę na sygnalizację koordynacji działań Moskwy z Pekinem.

Dodajmy, że Amerykanie przeprowadzili na razie ćwiczebne rozmieszczenie systemu Typhon (z wyrzutniami rakiet Tomahawk i Standard SM-6) na Filipinach, zapowiadane są podobne działania w Niemczech od 2026 roku. Ze swojej strony Rosjanie w listopadzie ubiegłego roku użyli bojowo systemu rakiet balistycznych Oriesznik przeciwko Ukrainie, będącego wprost takim typem broni, jakiego produkcji i posiadania zabraniał traktat INF.

A następnie rozpoczęli seryjną produkcję tego sprzętu, z zamiarem rozmieszczenia – między innymi – na Białorusi, a zapewne też w innych lokalizacjach, w tym w Europie. Co do zasady bowiem Rosjanie wprowadzają nowe generacje sprzętu najpierw u siebie, a potem u sojuszników.

Wszystko to oznacza, że Rosjanie przygotowywali się do szerokiej eksploatacji pocisków objętych „moratorium” już od dawna i de facto złamali je atakując cel na Ukrainie. Dziś możemy Obecne deklaracje Ławrowa i rosyjskiego rządu mają na celu tylko zastraszenie Europy i USA oraz usprawiedliwienie własnych działań i ewentualnie zaktywizowanie wciąż licznych środowisk nawołujących do jednostronnego rozbrojenia Zachodu.

Tutaj dygresja: te środowiska, często wbrew własnym intencjom, ale bardzo skutecznie przyczyniły się do tego, że Ukraina nie otrzymała odpowiednich ilości konwencjonalnego uzbrojenia (i to niekoniecznie o zasięgu setek kilometrów) by uzyskać decydujące powodzenie nad Rosją w latach 2022-2023, gdy rosyjski system produkcji wojennej i sojuszy nie był tak rozwinięty, a Kijów dysponował odpowiednimi kadrami.

Zobacz też

Wróćmy jednak do pocisków średniego i pośredniego zasięgu. Praktycznym skutkiem deklaracji Rosji będzie zapewne rozlokowanie pocisków balistycznych Oriesznik oraz prawdopodobnie manewrujących typu 9M729 w różnych miejscach w europejskiej części Federacji, a także na Białorusi. Będzie to wymagało przeciwdziałania po stronie NATO i to zarówno jeśli chodzi o systemy obronne (przeznaczone do zwalczania wrogich rakiet) jak i ofensywne, służące do zwalczania celów w głębi terytorium przeciwnika, w tym wyrzutni i magazynów rakiet (tzw. counterforce). Dodajmy, że niszczenie potencjału ofensywnego przeciwnika jest od dekad w doktrynach obrony powietrznej NATO i nie jest niczym nowym. Tylko teraz doktryny trzeba wypełnić realnymi zdolnościami, zarówno amerykańskimi (jak system Typhon i nie tylko), jak i europejskimi (program pocisku manewrującego ELSA, ale też koncepcja nowej rakiety balistycznej średniego zasięgu pokazana przez Francję). Dodajmy jeszcze, że w NATO – jak na razie – nie planuje rozmieszczenia broni jądrowej w klasach „średniego i pośredniego zasięgu”, a jedynie systemów konwencjonalnych. Pytanie, czy to się zmieni, pozostaje otwarte.

Warto jednak zwrócić uwagę na to, że wspomniany rosyjski Oriesznik jest systemem konwencjonalnym, a przed jego bojowym użyciem Rosjanie ostrzegali Amerykanów. Specyfika rakiet balistycznych pośredniego zasięgu powoduje bowiem, że czasu na decyzję (o identyfikacji zagrożenia oraz środkach obronnych/odwetowych) jest bardzo mało. Mówiąc bardziej ogólnie, działania z zakresu redukcji ryzyka są potrzebne, ale nie mogą mieć formy jednostronnej rezygnacji z określonych zdolności bojowych.

Zobacz też

Obecna sytuacja pokazuje też, dlaczego Rosjanie tak ostro krytykują bazę w Redzikowie. Rosyjska propaganda czasem mówi, że zamiast pocisków przeciwrakietowych miałaby zostać tam rozmieszczona broń ofensywna, choć od dawna wiadomo, że wyłącznym celem tej instalacji jest przygotowanie na odparcie ograniczonego ataku rakietowego. Sam fakt użycia pocisków z kinetycznymi głowicami i relatywnie małej ich liczby powoduje, że nie można wykorzystywać systemu Aegis Ashore do innych celów.

Trzeba założyć, że Rosjanie doskonale o tym wiedzą, bo można to wywnioskować na bazie jawnych i publicznie dostępnych informacji o systemie, który niedawno został formalnie uruchomiony. Pomimo tego, Redzikowo pozostaje dużym problemem dla Rosjan. Dlaczego?

Gdyby w Europie w ogóle nie było systemów przeciwrakietowych tej klasy, to Moskwa miałaby pełną swobodę w atakowaniu Europy pociskami pośredniego zasięgu. Nie trzeba by planować zmasowanego uderzenia, przełamania obrony, gromadzić zapasów pocisków i głowic, a jedynie uderzać – w pewnym uproszczeniu – na zasadzie „jeden pocisk – jeden cel”. A to daje agresorowi duże atuty w różnych scenariuszach operacyjnych.

Oczywiście system przeciwrakietowy można przełamać, ale mimo wszystko sama jego obecność komplikuje zamiary agresora. Dokładnie tak, nie uniemożliwia, ale komplikuje. Dodatkową komplikacją dla Rosjan jest zapewne to, że jest on rozmieszczony w Polsce, a więc w kraju który kiedyś był w rosyjskiej/sowieckiej strefie wpływów i jest jednym z potencjalnych celów różnych form agresji.

Jak więc należy postrzegać rosyjskie deklaracje o rozmieszczeniu rakiet średniego i pośredniego zasięgu? To formalne ogłoszenie decyzji, które zostały już dawno podjęte i są wdrażane przez Moskwę. I NATO musi rozwijać środki przeciwdziałania niezależnie od tego, co o rakietach powie minister Ławrow.

Reklama
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama