Reklama
  • Opinia
  • Polecane
  • Wiadomości
  • W centrum uwagi

Przełamać tabu: Amunicja kasetowa potrzebna Ukrainie, Polsce i NATO [OPINIA]

Ukraina boryka się z brakami amunicji do artylerii lufowej dostarczanej przez państwa zachodnie, coraz bardziej zużyte są też systemy artyleryjskie, podczas gdy Rosja mobilizuje swoje siły. Wzmocnieniem dla Kijowa mogłoby być dostarczenie na szeroką skalę amunicji kasetowej. To jednak wymaga decyzji politycznej i przełamania pewnego tabu, także na poziomie NATO. A zdolności, jakie daje amunicja kasetowa są cenne również dla Polski.

Ukraińska haubica M777 należąca do 44.Samodzielnej Brygady Artylerii im. hetmana Daniła Apostoła
Ukraińska haubica M777 należąca do 44.Samodzielnej Brygady Artylerii im. hetmana Daniła Apostoła
Autor. Ministerstwo Obrony Ukrainy
Reklama

Po ponad dziesięciu miesiącach wojny ukraińska artyleria pozostaje jednym z najważniejszych systemów walki. Została ona w bezprecedensowy sposób wzmocniona dostawami z państw NATO, obejmującymi nie tylko systemy posowieckie, jak przekazywane przez Polskę Goździki, ale też te w kalibrach standardowych dla sojuszu. Na Ukrainie walczą więc działa w standardzie NATO dostarczone z USA (haubice M777 kalibru 155 mm i M119 kalibru 105 mm), Polski (Krab, 155 mm), Niemiec i Holandii (Panzerhaubitze 2000, 155 mm), Włoch (M109 i FH-70, 155 mm), Francji (Caesar, 155 mm), pomoc przekazują też inne państwa.

Reklama

Systemy artyleryjskie pochodzenia zachodniego są generalnie chwalone przez Ukraińców, jako przewyższające posowieckie działa, jakie do dyspozycji mieli oni i mają Rosjanie. Nie ma też wątpliwości, że wykorzystanie zachodnich dział było kluczowe w czasie kontruderzeń pod Chersoniem, Charkowem czy Izjum.

 Kijów boryka się jednak z kilkoma problemami. Po pierwsze, w stosunku do potrzeb dostawy są nadal zbyt małe.

Reklama

Ukrainie przekazano prawdopodobnie nie więcej niż 200 ciągnionych dział 155 mm, a systemów samobieżnych w tym kalibrze – nie więcej niż 150. Może to się wydawać dużo, ale nie w stosunku do potrzeb, jeśli uwzględnimy jak bardzo rozwinęły się struktury Sił Zbrojnych Ukrainy po mobilizacji i jak mocno są one zależne właśnie od artylerii. Ukraina nie może też korzystać w takim stopniu jak państwa NATO z lotnictwa, jest bardziej zależna od artylerii.

Drugim problemem jest zużycie amunicji. Charakter konfliktu i intensywność wykorzystania artylerii powodują, że na Ukrainie zdecydowanie przekroczono założenia dotyczące jej zużycia. Szacuje się, że strona ukraińska zużywa ok. 5-6 tys. pocisków dziennie, aczkolwiek dotyczy to różnych systemów artyleryjskich, nie tylko tych w standardzie NATO. To powoduje, że dostawy amunicji są coraz większym obciążeniem dla państw zachodnich. Tym bardziej, że przez długie lata zamawiano stosunkowo małe ilości amunicji artyleryjskiej, a rozwinięcie zdolności przemysłu nie może odbyć się z dnia na dzień. Przykładowo, Stany Zjednoczone zwiększają zdolności produkcji klasycznych pocisków artyleryjskich 155 mm z 14 tys. miesięcznie w ubiegłym roku do 20 tys. wiosną tego roku.

Reklama

Zobacz też

Reklama

Wreszcie trzeci problem to straty bojowe i zużycie samych systemów artyleryjskich. Kijów utracił już kilkadziesiąt z dostarczonych przez Zachód haubic, a te które pozostają w służbie, są zużyte i wymagają remontów. Coraz trudniej jest też państwom zachodnim zwiększyć dostawy środków artyleryjskich, bo ich produkcja trwa 2-3 lata, a własnych zapasów nie można przekazywać w nieskończoność. Nieprzypadkowo Amerykanie obok haubic 155 mm rozpoczęli też przekazywanie lżejszych dział 105 mm.

Wszystko to odbywa się w momencie, gdy Rosja przygotowuje się do kolejnej fali mobilizacji i zamierza rozbudować swoje struktury sił zbrojnych nieomal na „sowiecką" modłę, formując kolejne dywizje zamiast „kompaktowych" brygad. Wyraźnie widać, że Moskwa będzie chciała walczyć „masą", wielkimi formacjami, uwzględniając ryzyko ponoszenia nawet dużych strat. Bo kopiowanie wzorców zachodnich, zakładających większą samodzielność dowódców na niskim szczeblu czy sprawną łączność i precyzyjne rażenie Rosjanom nie wyszło, co pokazały pierwsze miesiące wojny. Przedstawiciele władz Ukrainy, od prezydenta Zełeńskiego, poprzez ministrów obrony i spraw zagranicznych, aż po szefa sztabu generalnego gen. Załużnego wyraźnie mówią o niebezpieczeństwie „eskalacji" i rosyjskiej ofensywy w nadchodzących miesiącach. A wzmocnienie artylerii, obok przekazania zachodnich samolotów, czołgów czy BWP (co do pierwszej partii tych ostatnich decyzję już podjęto), jest jednym z ich kluczowych postulatów. Ale zapasy środków artylerii lufowej, są – jak już wskazywano wcześniej – ograniczone i trudno je odtwarzać. Podobnie zresztą rzecz się ma z amunicją precyzyjną do dział 155 mm, jak Excalibur czy SMArt 155.

Reklama

Zobacz też

Reklama

Amunicja kasetowa – przełom na miarę dostaw HIMARS

Wyjściem może być więc przekazanie Ukrainie konwencjonalnej amunicji kasetowej. Amunicja ta, jak sama nazwa wskazuje (DPICM - Dual Purpose Improved Conventional Munition ang. Ulepszona Amunicja Konwencjonalna Podwójnego Przeznaczenia), ma znacznie wyższe zdolności rażenia zarówno siły żywej, jak i pojazdów opancerzonych, od klasycznej amunicji odłamkowo-burzącej. Zasada działania amunicji kasetowej jest dosyć prosta. Nad celem rozrzucanych jest kilkadziesiąt (w wypadku pocisków artyleryjskich) lub nawet kilkaset (w wypadku amunicji lotniczej czy rakiet) podpocisków, najczęściej o działaniu kumulacyjno-odłamkowym.

Reklama
Podpociski subamunicji M777, kilkaset takich znajdowało się w niekierowanych rakietach MLRS M26
Podpociski subamunicji M777, kilkaset takich znajdowało się w niekierowanych rakietach MLRS M26
Autor. Jack E. Hammond via Wikimedia Commons
Reklama

Ich wybuchy pozwalają na skuteczne rażenie pojazdów (poprzez przebicie słabego, górnego pancerza), ale też siły żywej na zdecydowanie większym obszarze, niż w wypadku klasycznego pocisku odłamkowo-burzącego. To samo zadanie ogniowe można więc wykonać mniejszą liczbą dział i mniejszą liczbą pocisków. I to zadając przeciwnikowi większe straty, bo nie tylko obezwładniając czy lekko uszkadzając pojazdy, ale powodując znaczne straty bezpowrotne. Te zalety amunicji kasetowej byłyby szczególnie przydatne właśnie na Ukrainie, a więc w konflikcie o dużej intensywności (szczególnie w zakresie wykorzystania artylerii) i wiążącym się z narażeniem na ogień kontrbateryjny przeciwnika. Wszystkie te cechy powodowały, że amunicja amunicja kasetowa do dział 155 mm, ale i wyrzutni rakiet M270 MLRS była jednym z podstawowych narzędzi, jakie miały zapewnić artylerii NATO zdolności do odparcia uderzenia dawnego Układu Warszawskiego.

Jeśli więc Kijów otrzymałby od partnerów zachodnich większą liczbę amunicji kasetowej, efekt byłby podobny, co w wypadku przekazania dodatkowych środków artyleryjskich. Jak na razie, pomimo próśb Ukrainy, opisywanych między innymi przez Politico czy CNN, USA najwyraźniej nie zdecydowały się na taki krok, choć na Ukrainie miała się pojawić niewielka partia zachodniej amunicji kasetowej. A zdecydowana większość europejskich sojuszników w ogóle nie ma już klasycznej amunicji kasetowej w swoich arsenałach.

Reklama

Dlaczego Zachód pozbył się większości amunicji kasetowej?

Wykorzystanie amunicji kasetowej powoduje duże straty uboczne, bo po jej użyciu z reguły pozostają niewybuchy, stanowiące od kilku do nawet około 20 proc. podpocisków. Te, jak pokazują doświadczenia konfliktów lokalnych, stanowią zagrożenie dla cywilów. W 2008 roku w Oslo przyjęto konwencję o zakazie stosowania tej amunicji, którą podpisało ponad 100 państw, w tym większość krajów zachodniej Europy, jak Francja, Niemcy, Wielka Brytania, Hiszpania itd.

Reklama

Spowodowało to zaprzestanie produkcji amunicji kasetowej i zniszczenie wszystkich posiadanych jej zapasów wśród państw-sygnatariuszy. Tylko w wypadku Niemiec było to ponad 300 tys. samych pocisków artyleryjskich 155 mm, zniszczono też dziesiątki tysięcy rakiet M26. Konwencji nie podpisały Polska, Rumunia, Turcja, Grecja czy Izrael, a także Stany Zjednoczone, Rosja i Chiny.

Zobacz też

Samo jej przyjęcie utrudniło jednak państwom, które nie zdecydowały się na sygnowanie traktatu, utrzymywanie zdolności do produkcji amunicji kasetowej. Najlepszym przykładem jest Polska. Jak mówił Defence24.pl gen. bryg. rez. Jarosław Wierzcholski, Polska zaprzestała produkcję tej amunicji do wyrzutni 122 mm (pociski Feniks-Z), po tym jak Francja odmówiła dostaw silników rakietowych. Zachodnie instytucje finansowe i organizacje pozarządowe wywierały też presję na firmy zbrojeniowe z krajów które nie podpisały konwencji, by te zaprzestały produkcji.

Reklama
Wieloprowadnicowa wyrzutnia pocisków rakietowych WR-40 Langusta.
Wieloprowadnicowa wyrzutnia pocisków rakietowych WR-40 Langusta.
Autor. Jarosław Ciślak/Defence24.pl
Reklama

W USA nie produkuje się klasycznej amunicji kasetowej, część zapasów zniszczono, ale część pozostaje w służbie, z tym że jej użycie ma następować jedynie wtedy, gdy jest to niezbędne. Podjęto też środki mające na celu wprowadzenie zastępstwa dla amunicji kasetowej, nie powodującego strat ubocznych. Przykładem jest głowica GMLRS AW (Alternative Warhead), złożona z około 182 tys. prefabrykowanych odłamków. Zakupiono również niewielką partię pocisków BONUS, z dwoma kierowanymi podpociskami (te są zgodne z konwencją z uwagi na niewielką liczbę podpocisków oraz posiadany system naprowadzania). Trwają też prace nad nowymi, kierowanymi pociskami do artylerii 155 mm oznaczonymi XM1180, według amerykańskich dokumentów mających razić cele opancerzone bezpośrednim trafieniem, inny pocisk XM1208 ma dysponować dziewięcioma „inteligentnymi" podpociskami do rażenia celów miękkich.

Zobacz też

Te środki nie pozwalają jednak na zastąpienie amunicji kasetowej w skali, jaka jest niezbędna w konflikcie o dużej intensywności. Niektóre środki (choćby wspomniane dwa typy pocisków artyleryjskich 155 mm) są dopiero w opracowaniu i nie wiadomo, czy dadzą zdolności pozwalające w pełni zastąpić klasyczną amunicję kasetową. Wiadomo za to, że ich wykorzystanie będzie kosztowne (bo to pociski kierowane) i trudne z logistycznego punktu widzenia. Choćby dlatego, że trzeba będzie używać różnych typów amunicji do różnych celów.

Reklama

Jako alternatywę dla amunicji kasetowej wskazywano amunicję precyzyjną, pozwalającą razić konkretne cele jednym strzałem. Artyleryjskiej amunicji precyzyjnej, szczególnie do haubic 155 mm jest o wiele za mało, w stosunku do potrzeb wynikających z konieczności zwalczania kolejnych „rzutów" rosyjskiej armii. Sami Amerykanie przekazali Ukrainie co najmniej 4700 pocisków Excalibur, czyli ponad 25 proc. całej produkcji na ich potrzeby, przez kraje europejskie są też dostarczane pociski BONUS i SMArt (z precyzyjną amunicją przeciwpancerną). Wszystkie te systemy odegrały kluczową rolę w walkach w drugiej połowie 2022 roku, ale ich zapasy nie są niewyczerpane.

Zobacz też

Ponadto, niewielką liczbę amunicji precyzyjnej lepiej zachować do zwalczania najtrudniejszych i najważniejszych celów (np. stanowiska zestawów przeciwlotniczych, artylerii, ewentualnie czołgi), podczas gdy zgrupowania piechoty zmechanizowanej, parki maszynowe i inne cele powierzchniowe lepiej razić pociskami kasetowymi. Biorąc pod uwagę relatywnie dużą celność środków ogniowych kalibru 155 mm, jakie posiada Ukraina, w rodzaju M777 czy Kraba, nie byłoby zresztą potrzeby wystrzeliwania dużej ilości pocisków kasetowych. Przy skutecznym kierowaniu ogniem salwa małego pododdziału, plutonu ogniowego czy niepełnej baterii – 3-4 działa po 3-4 pociski – w zupełności wystarczyłaby do zniszczenia (a nie tylko obezwładnienia) nieprzyjacielskiego pododdziału zmechanizowanego czy zgrupowania piechoty. A amunicja odłamkowo-burząca nie daje aż takiej skuteczności.

Reklama

Oczywiście po zastosowaniu amunicji kasetowej występowałoby ryzyko pozostania niewybuchów, potencjalnie niebezpiecznych również dla ludności cywilnej. Tyle, że z operacyjnego punktu widzenia dla artyleryjskiej amunicji kasetowej nie ma dobrej alternatywy, a dla cywilów nic nie jest bardziej niebezpieczne, niż rosyjska okupacja. Na porządku dziennym są tortury i egzekucje oraz wywózki, łamiące wszystkie międzynarodowe konwencje. A Ukraina cały czas ponosi duże straty zarówno w żołnierzach jak i cywilach. Jest to ryzyko, które trzeba podjąć, tym bardziej że o amunicję kasetową wnioskują sami Ukraińcy. Zresztą, wystrzelenie nawet kilkunastu pocisków 155 mm będzie tak samo niebezpieczne, jak zaledwie jedenej czy dwóch rakiet 227 mm do wyrzutni MLRS (a te odpalano zwykle salwami – np. 72 pociski z sześciu wyrzutni po 12 rakiet na każdej, każda rakieta przenosiła aż 644 podpocisków). Standardowy amerykański pocisk artyleryjski M864 155 mm ma 88 podpocisków, więc krótka salwa plutonu 4 haubic (po 4 pociski w każdym) to mniej niż jedna czwarta potencjalnych niewybuchów po salwie jednej tylko wyrzutni M270 MLRS.

Zobacz też

Z tych względów amunicja kasetowa powinna zostać Ukrainie przekazana i w pierwszej kolejności właśnie do artylerii lufowej. Właśnie amunicji do dział dotyczy w największym stopniu „amunicyjny głód". Jeśli chodzi o lotniczą amunicję precyzyjną, tu zdolności produkcji są większe niż w wypadku precyzyjnej amunicji artyleryjskiej (nawet do 45 tys. samych zestawów JDAM rocznie, w stosunku do kilku tysięcy Excaliburów czy Bonus-ów, zgodnie z dokumentami budżetowymi USA). Jednocześnie jej zużycie jest nieporównywalnie mniejsze z uwagi na odrębną specyfikę działań artylerii i lotnictwa. I takie pozostanie nawet, gdyby Ukraina otrzymała zachodnie myśliwce.

Reklama

Z kolei w zakresie rakiet do wyrzutni HIMARS trzeba zaznaczyć, że przenoszące głowice kasetowe pociski niekierowane mają mniejszy zasięg (30 lub 45 km w stosunku do 85 km dla GMLRS) i nie wiadomo czy są jeszcze w eksploatacji. Ponadto, silniki z rakiet niekierowanych M26, używanych w standardowych M270 MLRS można wykorzystać do tworzenia pocisków GLSDB, o zasięgu 150 km. Wreszcie, dostarczane przez, Francję czy Niemcy gąsienicowe wyrzutnie M270 MLRS nie są dostosowane do użycia amunicji kasetowej, bo te państwa podpisały konwencję z Oslo. Pozostaje więc artyleria lufowa, która z konieczności bierze na siebie największy ciężar walki z przeciwnikiem na odległościach do maksymalnie 30-40 km (a często mniej).

Holowana armatohaubica M119A3 (zdjęcie poglądowe)
Holowana armatohaubica M119A3 (zdjęcie poglądowe)
Autor. U.S.Army

Dodajmy, że pociski kasetowe są dostępne również dla haubic 105 mm. Mogłyby więc uczynić z nich bardzo skuteczny oręż walki na krótszych dystansach. Do tych haubic w zasadzie nie ma amunicji precyzyjnej rażącej „w punkt", która – w niewielkiej liczbie, ale jednak – jest dostępna do haubic 155 mm, a działanie odłamkowo-burzące jest dużo słabsze, niż w wypadku pocisków 155 mm. Należy spodziewać się, że dział 105 mm będzie stopniowo coraz więcej, a więc coraz istotniejsze stanie się zapewnienie im skutecznej amunicji. I można tego dokonać, przekazując amunicję kasetową, która pozwoli lekkim haubicom skutecznie razić nawet pododdziały zmechanizowane.

Reklama

Przełamanie tabu to konieczność

Amerykanie nadal nie zdecydowali się na dostarczenie Ukrainie amunicji kasetowej. Wydaje się jednak, że taki krok jest niezbędny do zapewnienia Kijowowi powodzenia na polu walki. Można zastanawiać się, czy ewentualne dostarczenie amunicji kasetowej nie byłoby sprzeczne ze zobowiązaniami prawnymi części państw wspierających Ukrainę. Konwencja z Oslo zawiera jednak artykuł 21, który pod pewnymi warunkami umożliwia współpracę wojskową z państwami, które nie podpisały tej umowy, również w związku z użyciem amunicji kasetowej.

Reklama

A najkorzystniejszym rozwiązaniem byłoby pójście o krok dalej i przywrócenie produkcji amunicji kasetowej w krajach NATO, także tych które wcześniej podpisały umowę z Oslo. Wymagałoby to wypowiedzenia konwencji, co jest możliwe z 6-miesięcznym terminem. Ze względów politycznych może to być trudne do osiągnięcia.

Zobacz też

Z drugiej jednak strony, istnieje wiele argumentów za tym, by taką zdolność przywrócić. Przy okazji podpisania konwencji z Oslo przekonywano, że amunicja kasetowa to „broń czasów Zimnej Wojny", duże konflikty konwencjonalne to przeszłość, a w operacjach ekspedycyjnych amunicja kasetowa powoduje zbyt duże straty uboczne.

Reklama

Tyle, że pełnoskalowa wojna na Ukrainie i mobilizacja w Rosji pokazały, że konflikty konwencjonalne z udziałem mas wojsk bynajmniej do przeszłości nie należą. Można wręcz postawić tezę, że wycofanie amunicji kasetowej w państwach NATO było sprzeczne z artykułem 3 Traktatu Waszyngtońskiego zobowiązującego do budowy zdolności do samoobrony i obrony kolektywnej. Oczywiście nie było to działanie umyślne, bo ryzyko wojny z udziałem Rosji przy granicach NATO czy potencjalnie przeciwko krajowi NATO w ogóle, a pełnoskalowego konfliktu w szczególności nie były brane pod uwagę przez większość państw sojuszniczych, które podpisały tą konwencję.

Zobacz też

Rozwiązanie polegające na wypowiedzeniu konwencji może spotkać się z krytyką ze strony zwolenników kontroli zbrojeń. Trzeba jednak pamiętać, że Rosja złamała szereg umów międzynarodowych, atakując Ukrainę. To między innymi Akt Stanowiący NATO-Rosja z 1997 roku, Memorandum Budapesztańskie z 1994 roku, wreszcie – sama Karta Narodów Zjednoczonych.

Reklama

Moskwie można by postawić ultimatum wykorzystując 6-miesięczny okres wypowiedzenia konwencji: albo przestanie ona stanowić zagrożenie i wycofa swoje wojska z Ukrainy (co jest bardzo mało prawdopodobne), albo państwa zachodnie będą zmuszone przywrócić do swoich arsenałów broń, która pozwoli skutecznie się bronić i skutecznie wspierać Ukrainę przed tym zagrożeniem.

Amunicja kasetowa a Polska

Reklama

Dyskusja o amunicji kasetowej ma też swój polski kontekst. Polska nie podpisała konwencji z Oslo, jednak ponad 10 lat temu zaprzestano produkcji amunicji kasetowej. Z uwagi na ograniczenia w dostępności komponentów (silniki rakietowe z Francji), ale też na fakt, że na instytucje finansowe wywierana jest presja, by nie finansować takiej produkcji, utrudniana jest kooperacja itd. Dodajmy, że w ofercie polskiego przemysłu była nowoczesna amunicja kasetowa także do moździerzy 98 mm i haubic Goździk (Hesyt-1), o wysokich parametrach, a także dużej niezawodności, zdecydowanie wyższej niż w wypadku zachodniej amunicji kasetowej sprzed kilkudziesięciu lat. Co za tym idzie, ryzyko wystąpienia szkód ubocznych w wypadku jej zastosowania jest zdecydowanie mniejsze.

Zobacz też

Powstaje pytanie, czy obecnie nie powinno się powrócić do produkcji tego typu amunicji. Najlepiej, by odbyło się to równolegle z uświadamianiem sojuszników o jej niezbędności i znaczeniu na polu walki. Od lutego 2022 roku już ostatecznie wiadomo, że oceny środowiska bezpieczeństwa o współpracującej z państwami zachodnimi Rosji i braku zagrożenia dużym konfliktem konwencjonalnym były całkowicie błędne, choć pierwsze tego symptomy pojawiły się w zasadzie półtorej dekady wcześniej (przemówienie Putina w Monachium, wojna w Gruzji). Czas więc wyciągnąć wnioski i budować odpowiednie zdolności obronne dla NATO równolegle z udostępnianiem ich Ukrainie. Wprowadzanie do Sił Zbrojnych RP nowych środków ogniowych artylerii, takich jak Krab, Rak czy K9, to okazja, by wzmocnić te zdolności z zastosowaniem amunicji kasetowej.

Reklama

A co z ryzykiem strat ubocznych? Ono oczywiście istnieje, tyle że strat w trakcie konfliktu o dużej intensywności nie da się uniknąć, zwłaszcza jeśli zagraża nam przeciwnik, który nie patrzy na straty (także własne), ani na międzynarodowe konwencje (niezależnie czy je podpisał czy nie). A najbardziej niebezpieczna dla cywilów jest nie amunicja kasetowa, a wroga okupacja i jej skutki, takie jakie widzimy na Ukrainie. Jeśli Zachód odbuduje swoje zapasy amunicji kasetowej, pozwoli to zwiększyć potencjał odstraszania i tym samym zmniejszyć ryzyko konfliktu z Rosją. To cel nadrzędny, do którego powinno się dążyć.

Reklama
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama