Reklama
  • Analiza
  • Komentarz
  • Wiadomości

NATO chce wielkiej armii lądowej. Co na to Polska? [KOMENTARZ]

Aby spełnić wymogi w zakresie zdolności bojowych i skutecznie odstraszać Rosję, państwa NATO potrzebują aż 131 brygad wojsk lądowych, czyli o ponad połowę więcej, niż mogło być postawione do dyspozycji trzy lata temu – pisze „Die Welt”. Warto zastanowić się, na ile realne są te postulaty, ale też czym – również z punktu widzenia Polski – grozi ich ewentualne niespełnienie.

Polski czołg K2 Black Panther należący do 20 Bartoszyckiej Brygady Zmechanizowanej na poligonie w Orzyszu.
Polski czołg K2 Black Panther należący do 20 Bartoszyckiej Brygady Zmechanizowanej na poligonie w Orzyszu.
Autor. mł. chor. Daniel Wójcik / 16 Dywizja Zmechanizowana

O zwiększonych potrzebach w zakresie wojsk lądowych, ujętych w nowym planowaniu NATO napisał dziennikarz niemieckiego „Die Welt” Thorsten Jungholt. Wynikają one z dokumentów przygotowanych pod kierownictwem amerykańskiego generała Christophera Cavioli (naczelnego dowódcy sił NATO w Europie) oraz francuskiego generała Pierre’a Vandiera, najwyższego dowódcy NATO ds. transformacji.

Reklama

Plany NATO

Nowe wytyczne są konsekwencją decyzji politycznych szczytu Sojuszu w Wilnie z 2023 roku, gdzie przywódcy zgodzili się, by NATO budowało zdolność do obrony całego terytorium traktatowego i utrzymywało swoje siły w stałej gotowości. Innymi słowy przywódcy polityczni dali wojskowym zielone światło do takiego przygotowania wytycznych planowania NATO, by Sojusz mógł skutecznie bronić „każdego cala” terytorium nawet przed doświadczoną bojowo i rozbudowaną do 1,5 mln żołnierzy (po przejściu na wojenną gospodarkę) armią rosyjską.

Jakie otrzymano efekty? O ile w 2021 roku za wystarczające uznawano „zaledwie” 82 brygady wojsk lądowych, to teraz trzeba ich aż 131. Wzrosła też liczba związków wyższego szczebla – dywizji (z 24 do 38) oraz dowództw korpusów (z zaledwie 6 do 15). Zwiększono też wymogi w zakresie konkretnych zdolności, w niektórych wypadkach – jak naziemnej obrony powietrznej, podlegającej we wcześniejszych latach dużym cięciom – wymagane ma być ponad czterokrotne zwiększenie zdolności.

Nie jest żadną tajemnicą, że wypełnienie tych wymogów będzie bardzo dużym wyzwaniem dla państw NATO. Po rosyjskiej aneksji Krymu, gdy wymagania Sojuszu były na dużo niższym poziomie, często występowały problemy z ich wypełnianiem – we wszystkich domenach, ale najbardziej właśnie w domenie lądowej. Tak przynajmniej wynikało z dokumentów państw, które zdecydowały się je ujawnić (np. Holandia, ale nie jest tajemnicą, że właśnie domena lądowa podlegała wcześniej największym redukcjom czy to we Francji, Wielkiej Brytanii czy w Niemczech.

Trzeba też dodać, że obecnie środowisko walki ulega bardzo poważnym przeobrażeniom (w szczególności z uwagi na masowe wykorzystanie środków bezzałogowych), więc można wysnuć wniosek, że wzrost liczebności armii krajów NATO powinien się odbywać równolegle ze zmianą (transformacją) sposobu ich funkcjonowania.

A już samo wyposażenie i ukompletowanie nowo formowanych jednostek może być gigantycznym wyzwaniem. Artykuł „Die Welt” sugeruje, że – przykładowo – Niemcy by spełnić te wymagania potrzebowaliby pięciu dodatkowych brygad wojsk lądowych, dziś mają ich osiem, dziewiąta jest formowana (do rozmieszczenia na Litwie), a dziesiąta planowana. A Bundeswehra boryka się z problemami z rekrutacją żołnierzy (i inaczej niż ostatnio US Army, ciężko jej wyjść z „dołka”). Z kolei przewodniczący komitetu wojskowego NATO admirał Rob Bauer w programie telewizyjnym Buitenhof, powiedział wprost, że w celu spełnienia wymogów NATO w zakresie zdolności nie wystarczy wydawać 2 proc. PKB na obronę, a udział wydatków powinien wynosić 3-3,5 proc. Wypowiedź admirała Bauera jest zresztą potwierdzeniem, że doniesienia „Die Welt” nie są „wrzutką”, a co najmniej określeniem kierunku w jakim idzie planowanie NATO, nawet jeśli ostateczne rezultaty planowania mogą do pewnego stopnia różnić się w szczegółach.

Spełnienie kryteriów dotyczących wydatków obronnych i sprzętu to jedno - do tego dochodzą problemy ze znalezieniem żołnierzy chętnych i zdolnych do służby – często wspominana demografia to jedno, ale radykalizacja nastrojów wśród młodzieży w krajach zachodnich będąca następstwem kryzysu migracyjnego, dodatkowo zmniejszająca „pulę” kandydatów to drugie.

Zobacz też

Powstaje więc pytanie, co będzie w momencie, gdy państwom NATO nie uda się spełnić wszystkich tych wymogów. Do takich sytuacji dochodziło już zresztą także w czasach Zimnej Wojny (przy innym systemie planowania, choć ostatnie decyzje ze szczytu w Wilnie mimo wszystko zbliżają system reagowania do tego zimnowojennego). Brak spełnienia wymogów NATO może jednak oznaczać spadek wiarygodności całego Sojuszu, a także uzasadnienie dla USA do zmniejszenia zaangażowania – ze wszystkimi tego skutkami. Oczywiście nie stanie się to z dnia na dzień, bo pełen cykl planowania w NATO to około 15 lat (pytanie, ile czasu pozostaje do osiągnięcia tych zdolności), ale zdecydowanie należy realnie dążyć do uzyskania takiego poziomu, nawet jeśli nie będzie to osiągnięte w 100 proc. a „tylko” w większości. W innym wypadku wiarygodność NATO będzie obarczona ryzykiem. Pewnym optymizmem napawa fakt, że wytyczne NATO mimo wszystko traktowane są przez sojuszników poważnie, choć na przeszkodzie w ich wypełnieniu mogą stać różne problemy społeczne czy gospodarcze.

Warto powiedzieć jeszcze jedno, patrząc na decyzje polityczne podjęte na szczycie w Wilnie. Zakładając, iż NATO będzie w stanie w miarę skutecznie przystosowywać się do ewolucji pola walki – potencjał, jaki da nowy model sił po rozbudowie powinien skutecznie odstraszać agresję Rosji. I to nie tylko poprzez nałożenie na Moskwę konsekwencji po ewentualnej agresji („deterrence by punishment”) ale posiadanie zdolności uniemożliwiających jej osiągnięcie celów agresji („deterrence by denial”). Nie jest jednak tajemnicą, że Rosja będzie podejmować nie tylko działania mające na celu zwiększenie własnych zdolności wojskowych, ale też – równolegle – kroki mające ograniczyć skłonność władz i społeczeństw NATO do budowy takiego potencjału. Można więc powiedzieć, że zdolności w Nowym Modelu Sił NATO są swego rodzaju wyznacznikiem „ceny za bezpieczeństwo”, pytanie czy państwa sojusznicze, które nie graniczą z Rosją, będą ją chciały zapłacić?

Niemiecki uniwersalny karabin maszynowy MG5.
Niemiecki uniwersalny karabin maszynowy MG5.
Autor. Heer/X
Reklama

Konsekwencje dla Polski

Wytyczne planowania NATO mają też swoje konsekwencje dla Polski. Z jednej strony, oznaczają one że kierunek na zwiększenie liczebności SZ RP w ogóle i Wojsk Lądowych w szczególności musi zostać utrzymany. Powód jest prosty: Polska jest członkiem NATO i chcąc liczyć na wspólną obronę (art. 5 Traktatu Waszyngtońskiego) musi wypełniać zobowiązania dotyczące zdolności samoobrony i obrony zbiorowej (art. 3 Traktatu Waszyngtońskiego). Co więcej, można się spodziewać że państwa takie jak Niemcy czy Holandia będą mieć trudności z osiągnięciem zakładanego poziomu potencjału ilościowego, szczególnie w domenie lądowej.

Tym bardziej istotne jest, że ten potencjał musi budować Polska. O woli kontynuowania procesu wzmacniania Wojsk Lądowych, także pod kątem liczebności, świadczą ostatnie decyzje MON. To zawarcie kontraktu na 96 śmigłowce uderzeniowe Apache (co będzie wymagało formowania nowych jednostek Lotnictwa Wojsk Lądowych) czy zmiana miejsca dyslokacji nowo formowanego dowództwa 8 Dywizji Piechoty AK na Kielce. To ostatnie potwierdza, że nowa dywizja, pomimo bardzo dużych trudności w całych SZ RP, ma być formowana - być może zostanie to jedynie rozciągnięte w czasie. Niedawno też wiceminister obrony Paweł Bejda potwierdził w odpowiedzi na pytanie dziennikarza Defence24.pl, że udało się znaleźć – za pośrednictwem Banku Gospodarstwa Krajowego – finansowanie na umowy wykonawcze z Republiką Korei w drugim etapie. A to oznacza nie tylko możliwość wejścia w życie negocjowanej umowy na czołgi K2PL, ale też nieco już „zapomnianych”, a bardzo ważnych umów na haubice K9A1/K9PL i wyrzutnie Homar-K, z grudnia 2023 i kwietnia 2024 roku.

Reklama

Dostawy sprzętu dla Wojsk Lądowych, przynajmniej w niektórych domenach, są jak na razie zabezpieczane, choć oczywiście w innych obszarach (choćby BWP, czy sprzęt do zwalczania bezzałogowców) jest dużo gorzej. Niemniej, kierunek na zwiększenie ich liczebności jest utrzymany.

Zobacz też

Trzeba jednak pamiętać, że sama liczebność to tylko jeden (choć fundamentalny) element budowy zdolności. Proces jej zwiększania wiąże się z wieloma ryzykami, którymi trzeba zarządzać. To przede wszystkim szkolenie, zarówno pod kątem jego jakości jak i dostosowania do zmian współczesnego pola walki. I tutaj jest wiele do poprawy, a angażowanie Wojska Polskiego na ogromną skalę do usuwania skutków powodzi (podkreślmy – już nie do działań ratowniczych, a usuwania skutków), czy do ochrony granicy na pewno wywiera wpływ na możliwości odpowiedniego szkolenia.

Nie można też przechodzić obojętnie wobec problemów logistycznych czy łączności, bo bez tych elementów żadna liczebność i żaden sprzęt bojowy nie pomoże. Innymi słowy, ze zwiększaniem liczebności nierozerwalnie wiąże się ryzyko tworzenia formacji silnych na papierze, ale nie dysponujących realnym potencjałem w odpowiednim zakresie. Mówi o tym anglojęzyczne pojęcie „hollow force” znane np. z okresu po wojnie w Wietnamie z USA, w wolnym tłumaczeniu „pusta siła”. W Polsce często używa się eufemizmu „zdolności z ograniczeniami”, który ma wiele znaczeń, a niektórzy mówią, że bywa przykrywką dla braku zdolności. I nie jest żadną tajemnicą, że w Wojsku Polskim często występuje presja na dowódców (szefów) na różnych szczeblach, by ci swoim przełożonym przedstawiali korzystny obraz sytuacji, a kwestie zabezpieczenia, łączności (na poziomie pojedynczego żołnierza czy drużyny czasem zapewnianej przez… prywatny sprzęt żołnierzy…) czy logistyki siłą rzeczy bywają przerzucane na dalszy plan. Ale w wypadku realnego zagrożenia (wojny) wrócą ze zwielokrotnioną siłą.

Tyle, że tych wszystkich problemów – o których trzeba głośno mówić, a czasem (albo nawet często) zbywane są, w procesie budowy obrazu silnej armii jako „malkontenctwo” – przyjęcie dawnego założenia o armii „małej, ale nowoczesnej” na pewno nie rozwiąże. Nie ma takiej możliwości, bo ani nie pozwala na to charakter współczesnych konfliktów, ani położenie geograficzne Polski, ani – jak się okazuje – dokumenty NATO.

Powstaje pytanie, jak stworzyć dla Sił Zbrojnych RP warunki, by odpowiednie zdolności mogły być budowane? Obok bardzo dużego poziomu nakładów na obronę, potrzebne mogą być trudne, kierunkowe decyzje, ale też otwartość przełożonych na słuchanie o problemach. Dzięki temu budowanie i utrzymywanie potencjału pozostanie priorytetem na odpowiednim poziomie, i to równolegle z tworzeniem odporności całego państwa na agresję. Trzeba też uświadomić sobie, że nie ma tu prostych recept.

Reklama
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama