- Wiadomości
Ukraina: to wojna artylerii, a nam brakuje amunicji
Obecnie toczy się wojna artylerii, to ona zdecyduje o przyszłości, a Ukraina pod względem artylerii przegrywa – powiedział wiceszef wywiadu wojskowego Ukrainy w wywiadzie dla brytyjskiego dziennika „Guardian”. „Wszystko zależy od tego, jakiej pomocy udzieli nam Zachód” – podkreślił wojskowy. Kijów boryka się z brakami amunicji do systemów posowieckich, co jest szczególnie bolesne w wypadku artylerii rakietowej.

Strona ukraińska zużywa 5-6 tys. pocisków artyleryjskich dziennie, a jej zapasy są praktycznie na wyczerpaniu – powiedział Wadym Skibicki z Zarządu Głównego Wywiadu Ministerstwa Obrony Ukrainy (HUR).
Zobacz też
Według niego rosyjska przewaga pod względem środków artyleryjskich to obecnie 10-15 do jednego, dlatego dostawy zachodniego sprzętu, przede wszystkim artylerii rakietowej dalekiego zasięgu, to sprawa kluczowa. „Obecnie to wojna artylerii. Na froncie zdecyduje się przyszłość, a my pod względem artylerii przegrywamy" – zaznaczył Skibicki.
Skibicki mówił, że Ukraina "niemal zużyła" swoje zapasy amunicji i polega na dostawach zachodnich. Oznacza to, że Kijów wykorzystał już większość z posiadanych zapasów amunicji np. 152 mm (wzorów sowieckich), a to takimi działami przed wojną dysponowała Ukraina Zapasy amunicji "posowieckich" kalibrów przekazywały państwa sojusznicze, ale są one ograniczone. Do chwili obecnej dostarczono na Ukrainę około 150 haubic 155 mm (ciągnione M777 oraz FH-70, samobieżne Caesar, Krab i M109A3), tylko USA zapowiedziały dostawę do nich ponad 200 tys. sztuk amunicji.
Zobacz też
To dużo, jeśli wziąć pod uwagę struktury większości armii europejskich, ale z drugiej strony liczbę posowieckich haubic i armat na Ukrainie (włączając w to systemy o niższych zdolnościach kal. 122 mm) przed wojną szacowano nawet na 1950. Cała ukraińska artyleria miała liczyć około 100 dywizjonów (włączając w to artylerię lufową i rakietową), a etat dywizjonu artylerii to najczęściej 18 dział/wyrzutni. To pokazuje skalę potrzeb. Z drugiej strony, rosyjska armia ma "komfort" ściągania sprzętu z rezerw (nawet jeśli to stare systemy, to nadal mogą być groźne, jak chociażby 2S5 Hiacynt czy BM-27 Uragan.
Ponadto, Ukraina jak na razie nie otrzymała z krajów NATO artylerii rakietowej dalekiego zasięgu (za taką nie można uznać wyrzutni BM-21 i RM-70), a jej własne zasoby amunicji do posowieckich systemów BM-27 Smiercz i BM-30 Uragan są na wyczerpaniu, o czym niedawno informował "The Independent". Jak na razie USA i Wielka Brytania obiecały dostawę kilku systemów HIMARS i MLRS. „Guardian" pisze, że według prezydenckiego doradcy Ołeksija Arestowycza Ukraina potrzebuje 60 takich wyrzutni, a więc znacznie więcej, niż dotąd obiecały kraje zachodnie.
Zobacz też
Skibicki jest przekonany, że w najbliższej przyszłości na froncie kluczowa pozostanie właśnie artyleria, zaś rosyjskie ataki prowadzone z użyciem kosztownych pocisków precyzyjnych (takich jak Iskander czy Kalibr) utrzymają się na obecnym poziomie.
W publikacji zauważono, że w porównaniu z pierwszym miesiącem wojny Rosja zmniejszyła intensywność ataków rakietowych, co wynika z tego, że wyczerpuje swoje zapasy pocisków zdolnych pokonywać duże odległości i atakować cele w głębi Ukrainy. Każda taka rakieta kosztuje od kilkuset tysięcy do kilku milionów dolarów.
„Zauważyliśmy, że Rosja przeprowadza mniej ataków i zaczęła używać rakiet Ch-22, czyli starych, radzieckich, z lat 70." – powiedział Skibicki. Z powodu sankcji - ocenił - Rosja nie będzie miała możliwości szybkiego odbudowania zapasów swoich pocisków rakietowych dalekiego zasięgu.
Zobacz też
Obecnie takich pocisków Rosja wystrzeliwuje 10-14 dziennie (takie dane podawał w maju naczelny dowódca Sił Zbrojnych Ukrainy Walerij Załużny).
„Każda rakieta leci od 40 do 90 minut, w zależności od tego, skąd jest wystrzelona. Nie wiemy, gdzie one trafią" – powiedział Skibicki, dodając, że Rosja używa także bombowców dalekiego zasięgu, które mogą atakować całe terytorium Ukrainy, nie opuszczając rosyjskiej przestrzeni powietrznej. Mówiąc o sytuacji na froncie, Skibicki wskazał, że główne siły rosyjskie skoncentrowane są obecnie w Donbasie, próbując zająć całe obwody ługański i doniecki. Tam toczą się najcięższe pojedynki artyleryjskie.
Zobacz też
Na północnym wschodzie kraju, w okolicach Charkowa, siły rosyjskie prowadzą głównie działania obronne po udanej ukraińskiej kontrofensywie w maju. Sam Charków jest teraz mniej zagrożony, jednak o ostrzałach informują codziennie zarówno władze miasta, jak i regionu.
W obwodach zaporoskim i chersońskim, na południowym odcinku frontu, Rosjanie okopują się i umacniają, budują podwójne, a nawet potrójne linie obrony, co sprawia, że odzyskanie tych terytoriów będzie trudniejsze. Mało tego, jeśli Rosjanie zajmą Donbas, będą mogli wykorzystać jego terytorium do dalszego ataku na Odessę, Zaporoże, Dniepr. „Ich celem jest cała Ukraina i jeszcze więcej" – ocenił Skibicki.
Zobacz też
Według ukraińskiego wywiadu Rosja posiada wystarczające zasoby, by kontynuować wojnę na obecnym poziomie jeszcze przez kolejny rok i nie potrzebuje w tym celu produkować dodatkowego uzbrojenia czy mobilizować żołnierzy.
Skibicki nie wykluczył też „zamrożenia" przez Rosję wojny na jakiś czas, by przekonać Zachód do zniesienia sankcji. „Ale potem zaczną znowu. Spójrzcie na ostatnie osiem lat" – powiedział, nawiązując do wojny w Donbasie, którą Rosjanie rozpoczęli w 2014 r., a osiem lat później wznowili na pełną skalę.
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS