Geopolityka

Trump wygrywa: co to oznacza dla Polski, NATO i świata?

Autor. Donald J. Trump / Facebook

Donald Trump ponownie triumfuje w wyborach prezydenckich, ale jego wygrana budzi liczne pytania o przyszłość Polski, NATO i rywalizację międzynarodową. Z mocnym mandatem i kontrolą nad Kongresem, nowy prezydent z Partii Republikańskiej zmieni kierunki polityki zagranicznej USA. Choć na początku jego administracja skupi się na sprawach wewnętrznych, to dla Polski, jako kluczowego sojusznika w Europie Środkowo-Wschodniej, szczególne znaczenie ma wschodni front w Europie. W obliczu utrzymującego się zagrożenia ze strony Rosji, rosnącej roli Chin i oczekiwaniach Unii Europejskiej, kolejna kadencja Trumpa będzie przełomowa.

Oczywistym jest że 47. prezydentem Stanów Zjednoczonych zostanie kandydat Partii Republikańskiej Donald Trump. Uzyskał on zarówno silny mandat społeczny, jak i przynajmniej przez kolejne dwa lata (do tzw. midterm-elections do Kongresu) będzie miał komfortową pozycję do rządzenia. Partia Republikańska zapewniła sobie bowiem – obok istniejącej już większości w Izbie Reprezentantów i przychylnego Sądu Najwyższego – dodatkowo większość w Senacie. Dla amerykańskich wyborców najważniejszymi elementami w kampanii tradycyjnie były kwestie wewnętrzne (kondycja gospodarki, problem nielegalnej imigracji, kwestie aborcyjne), jednak z perspektywy sojuszników USA – w tym Polski – obok polityki handlowej najważniejsza wydaje się agenda polityki zagranicznej przyszłej administracji.

Priorytety Trumpa

Na ten moment, podobnie jak w poprzedniej kadencji, priorytetem administracji Trumpa pozostanie polityka wewnętrzna. Nie oznacza to, że będą ograniczenia w polityce międzynarodowej, ale na pewno na początku na pierwszym miejscu będzie Ameryka. Nowy prezydent jest daleko od izolacjonizmu, ponieważ zapowiedział wiele zmian, choćby w kontekście wojny na Ukrainie.

USA stanowią trzon takich organizacji jak NATO i ONZ, dlatego w nich również będą zmiany, gdzie podstawą ma być interes amerykański. Ponadto ważne będą projekty zapoczątkowane w czasie jego pierwszej kadencji, jak na przykład Inicjatywa Trójmorza czy Bukaresztańska Dziewiątka. To oznacza bardzo dobre informacje dla Polski, która będzie organizowała w ostatnim tygodniu kwietnia przyszłego roku szczyt Trójmorza w Warszawie.

Czytaj też

Składając gratulacje na ręce nowo wybranego prezydenta, europejscy decydenci kierują się chęcią utrzymania pozytywnych stosunków z USA, a także obawą o przyszły kształt amerykańskiej polityki zagranicznej. Przykładem może być stanowisko prezydenta Litwy, który podkreślił, iż Wilno przeznacza 3,5% PKB na obronność w ramach NATO, a poziom ten jeszcze wzrośnie. Polska mająca 4% znacząco wyprzedza np. Francję, która inwestuje ok. 2%. Każdy ze światowych przywódców będzie się teraz pozycjonował względem nowego prezydenta USA.

Przyszła prezydentura Trumpa, podobnie jak poprzednia, będzie charakteryzować się pragmatycznym podejściem transakcyjnym, a jego ruchy będą skoncentrowane na poszukiwaniu takich narzędzi, których użycie przyniesie korzyści Ameryce. Polityka zagraniczna jest tylko częścią, która ma znowu wypromować USA, na czele z nową głową państwa. Zmiana w Białym Domu nie oznacza rewolucyjnej polityki, ponieważ mocarstwo, jakim są Stany Zjednoczone, nie będzie co cztery lata drastycznie zmieniało swojego nastawienia. Pierwsi, kluczowi sojusznicy, są już naznaczeni, tj. Izrael, Arabia Saudyjska, Australia, Japonia, czy Kanada; i na pewno się nie zmienią, ale mogą pojawić się nowi.

Polityka zagraniczna przyszłej administracji Trumpa

Z pewną rezerwą trzeba podchodzić do deklaracji składanych w kampanii wyborczej. Należy pamiętać bowiem, że z jednej strony język komunikacji z potencjalnymi wyborcami wymaga pewnych uproszczeń, z drugiej kandydaci na prezydentów z partii opozycyjnej nie mogą liczyć na tak szerokie wsparcie ze strony urzędników i doradców świetnie znających polityczne niuanse, jak urzędujący przywódcy czy członkowie administracji. Przykładem może być tu pierwsza kadencja Donalda Trumpa, która mimo budzących duże wątpliwości wypowiedzi z czasów kampanii – nazywał NATO przestarzałym, czy wskazywał na brak automatyzmu w pomocy sojusznikom (miała być uzależniona od poziomu wydatków na obronność) – była mniej kontrowersyjna, niż przewidywały to negatywne scenariusze i stosunkowo bliska tradycyjnej linii republikańskiej.

Chiny zawsze jako wyzwanie

Trump w czasie pierwszej prezydentury zwiększył wydatki na siły zbrojne, odwracając cięcia z czasów administracji Obamy i położył nacisk na rywalizację z reżimami postrzeganymi przez USA jako potencjalne zagrożenie. Obok Iranu (m.in. wypowiedzenie porozumienie nuklearnego P5+1 z Iranem) na celowniku Trumpa znalazły się przede wszystkim Chiny, wobec których Trump zaostrzył politykę handlową (rozpoczynając wręcz wojnę celną), ograniczył dopływ wrażliwych technologii i wzmocnił współpracę regionalną, jak w przypadku odtwarzania formatu QUAD (Australia, Japonia, Indie i USA).

Skupienie USA na Chinach i Indopacyfiku nie było jednak niczym nowym – większą koncentrację na regionie planowała już bowiem administracja George’a W. Busha, a „zwrot w kierunku Azji” ogłosiła administracja Baracka Obamy. Administracja Bidena natomiast, co do zasady, utrzymała a nawet zwiększyła ograniczenia technologiczne nałożone na Chiny przez poprzedników. Również w drugiej kadencji Trumpa należy się spodziewać kontynuacji koncentracji na obszarze Indopacyfiku (panuje w tej sprawie zresztą ponadpartyjny konsensus w Waszyngtonie) i wyzwaniach związanych ze wzrostem potęgi Chin.

Trump będzie postrzegał sojuszników i partnerów wyłącznie przez pryzmat tego, jak mogą pomóc Stanom Zjednoczonym, a niekoniecznie odwrotnie, a przez to będzie mniej skłonny, aby iść na wojnę z Chinami, czy to z powodu Tajwanu, czy jakiegokolwiek innego sojusznika USA. Nowa administracja musi jednak wziąć pod uwagę, że Chiny będą testować limity i mogą zwiększyć swoją obecność na Morzu Południowochińskim i w Cieśninie Tajwańskiej. Tym samym prezydentura Trumpa będzie bardziej wybiórcza w podtrzymywaniu zobowiązań USA i ostrożniejsza w stosowaniu siły militarnej za granicą.

Prezydentura Donalda Trumpa będzie charakteryzować się silnymi relacjami osobistymi z premierem Narendrą Modim. Będą one połączone z transakcyjną polityką zagraniczną. Kwestia handlu w relacjach USA – Indie znajdzie się na pierwszym planie z uwagi na zapowiedziane nakładanie ceł. Kością niezgody będzie kwestia nielegalnej imigracji, ponieważ w 2023 roku w USA było 97 000 nieudokumentowanych imigrantów z Indii. Jednocześnie Trump wie, że jeśli chce rywalizować z Chinami, to jego pierwszym partnerem będą właśnie Indie.

Najważniejszym priorytetem Australii będzie zademonstrowanie kluczowego znaczenia i roli, jakie relacje amerykańsko – australijskie pełnią zarówno w polityce zagranicznej, jak i bezpieczeństwie narodowym Australii, w tym także podkreślenie australijskich wydatków na obronę i infrastrukturę. Zostaną przedstawione przekonujące argumenty – być może w bardziej transakcyjnych kategoriach – dla administracji Trumpa, aby kontynuować działania w ramach AUKUS.

Po wygranej Trumpa, Korea Północna (na początku) poczuje się ośmielona i zwiększy ilość wystrzeliwanych rakiet w Koreę Południową. W tym samym czasie, Japonia i Korea Południowa będą starały się utrzymać zaangażowanie USA w regionie. Trump nie przykłada wielkiej wagi do zmian klimatycznych. Małe państwa wyspiarskie w Oceanii mogą czuć się zagrożone w obliczu narastających kryzysów środowiskowych.

Bliski – daleki – Wschód i Afryka

W przypadku Bliskiego Wschodu, Trump w pierwszej kadencji również trzymał się tradycyjnej linii republikańskiej, zapewniając silne wsparcie dla Izraela. Jego administracja m.in. uznała Jerozolimę za stolicę Państwa Żydowskiego i doprowadziła do jego uznania przez kilka państw regionu (tzw. Porozumienia Abrahamowe). Trump nie wahał się też sięgać po siłę, jak w przypadku ataku na Syrię po użyciu przez reżim al-Asada broni chemicznej. Również tu można spodziewać się kontynuacji polityki z czasów pierwszej administracji z silnie anty-irańską i pro-izraelską agendą.

Administracja Trumpa będzie popierać rząd Izraela w konflikcie z Hamasem w sposób bardziej stanowczy, niż w przypadku ekipy Bidena, sprzyjając wizji zakończenia wojny na warunkach izraelskich. Po wyborach prezydenckich nasili się społeczna presja na ustanowienie rozejmu. Natomiast polityka wobec Iranu będzie kontynuacją „maksymalnej presji”, aby zmusić Iran do ograniczenia prac nad bronią jądrową. W dalszym ciągu USA będą nakładać sankcje na Iran i demonstrować swoją gotowość do użycia siły.

Czytaj też

Na zwycięstwo Donalda Trumpa bardzo liczył Recep Tayip Erdogan. Tureccy decydenci szacowali, że wygrana Kamali Harris oznaczać będzie marginalizację Turcji. Choć Ankara i Waszyngton będą mieć rozbieżne interesy w Syrii oraz wobec konfliktu izraelsko-palestyńskiego, to Stany Zjednoczone będą przychylnie patrzyły na tureckie próby mediacyjne w kontekście wojny ukraińsko-rosyjskiej.

Ani prezydent Biden, ani Trump, nie przywiązywali wielkiej uwagi do kontynentu afrykańskiego. Nie będzie to na pewno jeden z priorytetów nowej administracji w USA. Podczas swojej kampanii, ani razu nie wspomniał o Afryce. Dopiero po kilku miesiącach, nowy prezydent będzie decydował o rozmieszczeniu wojsk amerykańskich i angażowaniu we współpracę z krajami Afryki, która jest kluczowa pod względem wydobycia surowców. Ponadto rywalizacja z Chinami (i częściowo z Rosją) również będzie mieć miejsce na Czarnym Lądzie.

Ach, Europa

Bardzo źle została odebrana zapowiedź nakładania ceł na wszystkich sojuszników USA, co mogłoby sugerować rozpoczęcie wojny handlowej na linii USA – UE. Pierwsza byłaby niemiecka branża samochodowa, która jest zagrożona nałożeniem ceł na import aut z UE. Tym samym UE nałożyłaby cła odwetowe na produkty amerykańskie, podobnie jak zrobiono to za pierwszej kadencji Trumpa. Nowy prezydent USA wykorzysta swoje wpływy w niektórych krajach UE (np. Węgry), aby zablokować zdecydowaną reakcję UE.

Ciekawe będzie podejście Londynu, ponieważ Wielka Brytania stanie przed ogromnym dylematem. Długoletnim celem polityki Wielkiej Brytanii wobec Stanów Zjednoczonych jest utrzymywanie specjalnych – bliskich stosunków. Z drugiej strony Donald Trump pozostaje w Wielkiej Brytanii niepopularnym politykiem, zwłaszcza wśród zwolenników Partii Pracy. Ta relacja będzie mieć ogromne znaczenie również dla NATO.

Choć relacja Macron – Trump nigdy nie wydawała się dobra, a francuski prezydent dzień po wynikach jeszcze zaognił sytuację mówiąc, że „Europa nie może liczyć na Amerykę, musi liczyć na siebie. Ponadto należy chronić szerzej europejskich interesów, w tym przed USA i Chinami”. Jednakże, dla Francji nowa administracja w Ameryce nie musi oznaczać złego scenariusza. Obaj prezydenci współpracowali za poprzedniej prezydentury i bardzo dobrze się rozumieją, ponieważ wywodzą się z kręgów finansowo-biznesowych. Macron ma jeszcze trzy lata kadencji i będzie chciał bardzo pokazać, że jest niezależny od Trumpa. Bardziej ugodowy jest francuski minister spraw zagranicznych Jean-Noel Barrot, który podkreślił, że Francja będzie współpracować ze Stanami, niezależnie od wyników wyborów.

Czytaj też

Władimir Putin oficjalnie pogratulował Donaldowi Trumpowi, uznając go za legalnie wybranego prezydenta USA i podkreślił, że nie widzi przeszkód w nawiązaniu bezpośredniego kontaktu, choć obecnie jest sceptycznie nastawiony do rozmów telefonicznych. Zapewnił jednak, że Rosja jest gotowa do ogólnych rozmów z USA, wyrażając nadzieję na stabilniejsze relacje oparte na wzajemnym szacunku i równowadze interesów. Putin dał jasno do zrozumienia, że dalszy rozwój stosunków będzie zależał od działań Waszyngtonu, sugerując potrzebę konkretnej odpowiedzi i chęci współpracy ze strony administracji amerykańskiej.

Trump chce figurować jako niekwestionowany autorytet na arenie międzynarodowej, który trzyma w garści jednocześnie polityków pokroju Zełeńskiego, Putina czy Kim Jong Una. Stany Zjednoczone w Europie będą chciały znaleźć regionalnego lidera, z którego stworzą swego rodzaju regionalnego żandarma. Takim krajem może być Polska lub Rumunia.

Reakcje na zwycięstwo Donalda Trumpa

Premier Izraela Benjamin Netanjahu i premier Węgier Viktor Orbán serdecznie pogratulowali Donaldowi Trumpowi, sugerując, że relacje USA z Izraelem i Węgrami pozostaną bliskie przez najbliższe cztery lata. Premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer nawiązał do historycznego sojuszu brytyjsko – amerykańskiego, podkreślając konieczność wzmocnienia relacji bilateralnych. Premier Indii Narenda Modi nazwał Trumpa „przyjacielem” i wyraził nadzieję na dalsze wzmacnianie współpracy na rzecz pokoju i dobrobytu.

Emmanuel Macron złożył dyplomatyczne gratulacje, zaznaczając gotowość Francji do współpracy mimo różnic, po czym odbył rozmowę z kanclerzem Niemiec Olafem Scholzem. Obaj przywódcy zgodzili się na działania na rzecz bardziej zjednoczonej, silnej i suwerennej Europy, współpracującej z USA i broniącej własnych interesów. Również Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej, wezwała do budowania silnej transatlantyckiej agendy, zaznaczając, że więzi między USA a UE wykraczają poza formalny sojusz.

Gratulacje złożyli przedstawiciele Polski: prezydent Andrzej Duda, Premier Donald Tusk, Minister Obrony Kosiniak-Kamysz, sekretarz generalny NATO Mark Rutte, Wołodymyr Zełenski z Ukrainy, kanclerz Austrii Karl Nehammer, prezydent Słowacji Peter Pellegrini, prezydent Litwy Gitanas Nausėda, prezydent Estonii Alar Karis, premier Hiszpanii Pedro Sanchez, premier Włoch Giorgia Meloni, prezydent Finlandii Alexander Stubb oraz prezydent Serbii Aleksandar Vučić. Wszyscy liczą na kontynuację współpracy z USA w duchu wzajemnych korzyści, pokoju i stabilności.

Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan wyraził nadzieję, że Trump podejmie wysiłki w kierunku pokoju w Ukrainie. Z kolei Dmitry Medvedev skomentował wynik wyborów z zadowoleniem z porażki Kamali Harris i potwierdził, że Rosja nie zmienia swoich planów w ramach „operacji specjalnej.” Chińskie MSZ, za pośrednictwem swojej rzeczniczki, zadeklarowało, że Pekin podchodzi do stosunków z USA na zasadach wzajemnego szacunku, pokojowego współistnienia i korzyści dla obu stron. Rzeczniczka MSZ Rosji, Maria Zacharowa, odniosła się do deklaracji Trumpa o zakończeniu konfliktów, podkreślając konieczność konkretnych działań w tym kierunku.

Afrykańscy przywódcy wyrazili gotowość do współpracy z Donaldem Trumpem po jego zwycięstwie w wyborach. Prezydent Felix Tshisekedi z DRK, Umaro Sissoco Embalo z Gwinei Bissau, Bola Tinubu z Nigerii oraz Bassirou Diomaye Faye z Senegalu podkreślili chęć zacieśnienia relacji gospodarczych i działań na rzecz pokoju. Emmerson Mnangagwa z Zimbabwe zapowiedział współpracę dla bardziej dostatniego świata, a Cyril Ramaphosa z RPA oczekuje wzajemnie korzystnego partnerstwa. Premier Etiopii Abiy Ahmed oraz Paul Kagame z Rwandy wyrazili gotowość do wspólnych działań dla obu krajów. William Ruto z Kenii chwalił „wizjonerskie przywództwo” Trumpa, a Wavel Ramkalawan z Seszeli wyraził obawy o zaangażowanie USA w kwestie klimatyczne.

Skutki dla NATO i wschodniej flanki

Z perspektywy Polski oczywiście najistotniejszym zagadnieniem będzie polityka USA pod rządami Trumpa wobec NATO, wschodniej flanki Sojuszu i będącej w stanie wojny z Rosją Ukrainy. Pierwsza kadencja republikańskiego prezydenta pełna była bowiem napięć z niektórymi Europejskimi sojusznikami w ramach NATO (Trump miał wręcz grozić opuszczeniem Sojuszu w drugiej kadencji) i również w obecnie zakończonej kampanii nie wahał się sięgać po bardzo kontrowersyjne wypowiedzi (wskazywał, że wręcz miałby zachęcać Rosję do agresywnej polityki wobec niewywiązujących się z obietnic sojuszników).

Pomijając jednak uderzający w spójność i zaufanie język; również tu postulaty Trumpa nie są niczym nowym, a kolejne amerykańskie administracje, poczynając od George’a W. Busha, naciskały na europejskich sojuszników w zakresie podniesienia ich wydatków zbrojeniowych i zwiększenia wkładu do wspólnej obrony. Paradoksalnie wydaje się też, że – obok agresji Rosji na Ukrainę – tak ostre postawienie sprawy okazało się skuteczne, bowiem o ile jeszcze w 2016 r. zaledwie pięć państw Sojuszu wydawało na obronność co najmniej 2 proc. PKB (na co wszyscy sojusznicy zgodzili się na szczycie w Newport w 2014 r.), dziś wymóg ten spełniają 23 państwa. W pozostałych aspektach związanych z europejskim bezpieczeństwem w czasie pierwszej kadencji Trump kontynuował co do zasady wcześniejszą politykę, a nawet wzmacniając amerykańską obecność na kluczowych odcinkach, w tym na wschodniej flance.

Stosunkowo najwięcej niepokoju budzi podejście nowej administracji do wojny na Ukrainie. Zarówno bowiem Trump, jak i jego przyszły wiceprezydent J.D. Vance, bardzo krytycznie odnosili się do kontynuowania amerykańskiej pomocy wojskowej dla Kijowa. Co więcej, zapowiadali podjęcie natychmiastowych działań w celu zakończenia wojny, co na obecnym etapie musiałoby wiązać się z koniecznością akceptacji dużej części rosyjskich warunków (Kreml domaga się m.in. zaakceptowania „terytorialnej rzeczywistości” na Ukrainie).

Czytaj też

Taki scenariusz byłby jednak niezwykle trudny do zaakceptowania dla władz w Kijowie i mógłby być wręcz dla nich politycznym samobójstwem. Niemniej należy pamiętać, że jeszcze przez kilka miesięcy władzę sprawować będzie istniejąca administracja, która podejmie kroki w celu wzmocnienia Ukrainy przed kolejnym rokiem, a porównywalna część pomocy do amerykańskiej płynie już z UE. Czas, który dzięki temu uda się zyskać, należy jak najefektywniej wykorzystać w celu przekonania nowej administracji, że warto kontynuować wysiłek na rzecz zwycięstwa Ukrainy. Ważny będzie tu argument o rosnącej współpracy reżimów autorytarnych, w tym rosyjsko – chińskiej.

W zakresie Polski nie powinniśmy spodziewać się żadnego załamania relacji ze Stanami Zjednoczonymi po zaprzysiężeniu nowej administracji. Trump wielokrotnie pozytywnie wypowiadał się o Polsce; wskazując ją wręcz jako przykład dobrego sojusznika.

Z perspektywy Warszawy oczywiście – obok wstrzymania amerykańskiej pomocy dla Ukrainy – negatywnym byłby scenariusz wzrostu napięcia w relacjach transatlantyckich na linii Unia Europejska – Stany Zjednoczone (np. z powodu kwestii handlowych, czy relacji z Chinami). Tym bardziej Warszawa powinna wykorzystywać potencjalnie dobre relacje z administracją Trumpa na rzecz utrzymania spójności transatlantyckiej.

Autorzy:

Dr Aleksander Olech, Szef Współpracy Międzynarodowej w Defence24, Wykładowca Baltic Defence College

Dr Tomasz Smura, Członek Zarządu, Dyrektor Programu Bezpieczeństwo Międzynarodowe i Obronność, Fundacja im. Kazimierza Pułaskiego

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (6)

  1. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy

    yy - bardzo ciekawa, spójna teza. Dla USA problemem jest wypychanie USA z Europy przez Niemcy, Francję - i oczywiście Kreml - bo te trzy stolice chcą od szczytu w Deauville 2010 stworzyć swoje supermocarstwo Lizbona-Władywostok, a to jest ich "plan geostrategiczny nr 1" załatwienia wszystkich problemów z dominacją USA i z rosnącymi Chinami - SAMEMU stać się największym supermocarstwem - połączyć potencjał technologiczno-finansowy Europy pod butem karolińskim - z surowcami i tanią energia i najsilniejszym jądrowym potencjałem na świecie. Tyle, że wg rachunku Waszyngtonu - jak obrócą Rosję przeciw Chinom - to Berlin i Paryż położy uszy po sobie wobec siły tego bloku - i będą posłuszni wobec widma blokady ich handlu na morzu przez US Navy. USA kalkuluje, że proxy-war Ukrainą tak osłabiło Rosję, że ta BARDZIEJ zaczyna obawiać się apetytu smoka za miedzą na Syberię - i niż USA.

  2. rwd

    Wybór Trumpa oznacza, że nadchodzą ciężkie czasy dla Chin, Iranu i Ukrainy. Trump da okazję Rosji, by mogła wycofać się z wojny jako zwycięzca, na jej warunkach, kosmetycznie zmodyfikowanych, by i Trump coś z tego miał. Z Ukrainą nikt nie będzie się liczył, bo nikomu nie jest potrzebna a kosztowała Zachód zbyt dużo aby ten bawił się z nią w jakieś sentymenty.

  3. Endres

    Wedle sporej liczby osób mających coś do powiedzenia w USA, a siedzących w Kongresie, Pentagonie,kompleksie przemysłowo-zbrojeniowym, panuje ZGODNA opinia, że KAŻDY dolar "zainwestowany" przez administrację USA, w UA, jest NAJLEPSZĄ inwestycją z największą stopą zwrotu, od długich, długich lat. Czyli-można założyć, że dalsze "finansowanie" UA, i co za tym idzie stymulowanie wzrostu gospodarczego, produkcji, zwiększania miejsc pracy w USA,dochodów budzetowych, będzie miał miejsce. Ba, można odnieść wrażenie, że administracja USA, już teraz przewidująco planuje działania, w przypadku braku chętnych do walki na froncie z FR. Zawsze można uzupełniać szeregi obywatelami UE. USA zapewni support sprzętowy, amunicyjny,logistyczny, walczących, Tak, UA musi zwyciężyć. Cokolwiek byłoby tym zwycięstwem.

    1. Rusmongol

      Trump wie też że Rosja to wróg i zaraza tego świata. Jest pragmatywny i zdaje sobie sprawę że Rosja musi być osłabiana gdzie się da i jak się da. Bo Rosja to ogniwo wspierające terroryzm i wrogów zachodu.

    2. Endres

      Racja, pełna zgoda. Dzięki działaniom zachodu, na czele z USA, sankcje już dawno powaliły gospodarkę, przemysł, finanse FR, na kolana. Na froncie idzie im jak po grudzie, wręcz wchodzą w pułapkę zastawioną przez armię UA. Szczyt BRICS w Kazaniu, okazał się kompletną klapą, nawet Arabia Saudyjska miała tam swoich przedstawicieli by oglądać upadek tego nikomu niepotrzebnego tworu. Tylko po co AS, nie przedłużyła umowy o rozliczaniu sprzedaży swych surowców w USD?

  4. Jan z Krakowa

    Autor to napisał, a ja tylko jeszcze raz wspomnę: ważny jest także ten sojusz USA z Arabią Saudyjską i b. zdecydowana polityka wobec Iranu. Uważam także, że obecnie RP powinna zachować dystans wobec >>Trójkąta Weimarskiego<<, ponieważ problemy Niemiec i Francji z prezydentem Trumpem nie sa naszymi problemami. Może "choroba dyplomatyczna" byłaby wyjściem?

    1. yy

      Nasz rząd po idiotycznych oskarżeniach wobec Trumpa np pana Tuska czy Sikorskiego ma z tym takie same problemy jak Niemcy czy inne kraje zachodu.

  5. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy

    Wybór Trumpa to sygnał, że nadchodzi TRANSAKCYJNOŚĆ i MAKSYMALNY EGOIZM w polityce - każdy będzie grał na siebie. Dla Polski stawianie na USA to samobójstwo - bo USA sprzedadzą Polskę i Ukrainę, jak tylko dogadają z Kremlem obrót Rosji przeciw Chinom. A ten tzw. "manewr odwróconego Kissingera" jest NIEZMIENNYM i NADRZĘDNYM celem geopolityki USA od 2009 - tylko od 2014 instrumentalnie marchewkę zmieniono na kij. Tak samo dla Polski stawianie na Brukselę [czyli na Berlin - szerzej - na jądro karolińskie] - jest samobójstwem - bo Berlin z Paryżem chcą wspólnie od szczytu w Deauville 2010 zbudować swoje supermocarstwo Lizbona-Władywostok - po trupie bufora - czyli Polski [no i Ukrainy i Bałtów]. Wyjściem jest sojusz Polski z integrującym się NORDEFCO+UK - oraz z silną Turcją. Sojusz PRAGMATYCZNY - a nie oparty o "wartości" czy "przyjaźń".

    1. yy

      Obrót Rosji przeciw Chinom za oddanie Polski i Ukrainy? Co uzyskałybo USA? Straciłoby wpływy w Eurpie na rzecz Berlina który od dawna próbuje wypchać USA i Moskwy czekającej z niecierpliwoscia na uzależnienie Europy od swoich surowców. Naiwnością jest myślenie że Rosją zwróci się przeciw Chinom, poza jakimiś pozorowanymi ruchami nie będą w stanie i nie będą chcieli nic zrobić. Do tego każdy kandydat na prezydenta musi brać pod uwagę głosy Poloni co było decydujące choćby w ostatnich wyborach..

    2. Rusmongol

      Wcześniej zobaczę jak Chiny i USA dzielą się Rosją niż Rosja z NATO atakuje Chiny. nie promuj proszę tych bajek.

  6. Franek Dolas

    Najważniejszą częscią tego artykułu jest przypomnienie nowej wizji NATO proponowanej przez Trampa czyli automatyzm w pomocy sojusznikom oraz obowiązkowy l wzrost wydatków. I te proponowane przez Trampa w pierwszej kadencji zmiany był być może głwnym powodem konfliktu na linii USA a Niemiecki-Francuską Europą. Ten proponowany przez Trampa automatyzm to dla wszystkich państw wschodniej flanki NATO bardzo dobre rozwiązanie którego przyjęcie miałoby ogromny efekt odstraszający dla potencjalnych agresorów. No ale wymuszałoby to stworzenie wyodrębnionych jednostek odpowoednio wyposażonych które z automatu przechodziłoby w orzypadku agresji pod dowództwo NATO.