- Analiza
- Wiadomości
Trump grozi Talibom. USA wrócą do Afganistanu [KOMENTARZ]
Amerykańska administracja, słowami Donalda Trumpa, upomina się o słynną poradziecką bazę w Bagram, która przez większą część amerykańskiej obecności wojskowej w tym państwie była jednym z najbardziej krytycznych obiektów wojskowych. Na całym świecie rodzą się więc pytania, czy należy spodziewać się, że Amerykanie wrócą z żołnierzami do Afganistanu, z którego w dramatycznych okolicznościach ewakuowali się w 2021 r.

Autor. US Air Force Tech. Sgt. Gregory Brook, domena publiczna
Wypowiedź prezydenta Donalda Trumpa dotycząca „odzyskania” afgańskiej bazy lotniczej w Bagram bezsprzecznie wzbudziła liczne emocje na całym świecie. Szczególnie że amerykański przywódca, jak to ma w zwyczaju, nie doprecyzował chociażby zakresu swojej reakcji, jeśli reżim talibów nie będzie chciał negocjować z USA. Samo stwierdzenie, że mogą dziać się „złe rzeczy” (ang. bad things), wygenerowało już szereg debat, nie tylko w samym Afganistanie – m.in. o możliwości ponownej operacji wojskowej w tym państwie. A przecież w 2021 r. wycofano w dramatycznych okolicznościach siły międzynarodowe z afgańskiego terytorium. Zaś symbolem tego stał się słynny już most powietrzny do Kabulu w sierpniu tamtego roku, ostro krytykowany przez samego Donalda Trumpa i jego środowisko polityczne. Dodajmy, że to przecież pierwsza administracja Donalda Trumpa wynegocjowała tzw. „Doha Accord” (Doha Agreement/Agreement for Bringing Peace to Afghanistan) w 2020 r., a więc umowę właśnie z talibami mającą zakończyć amerykańską wieloletnią obecność w Afganistanie. I obecny prezydent wielokrotnie zaznaczał, że nie będzie wiązał wojsk amerykańskich w niekończące się konflikty zbrojne właśnie w stylu Afganistanu, gdzie USA utknęły z operacjami wojskowo-wywiadowczymi od niemalże 2001 r.
Wysyłali tam tysiące żołnierzy najpierw w odpowiedzi na zamachy z 9/11 (11 września 2001 r. Al Kaida uderzyła w cele porwanymi samolotami pasażerskimi, w tym w budynek WTC w Nowym Jorku, a jej szefostwo przebywało wówczas właśnie w Afganistanie), a później już w dość nieokreślonej misji budowy państwowości w tej części świata. Skąd więc akurat teraz taki nagły zwrot Donalda Trumpa i jego administracji w kierunku państwa, które przysporzyło tyle problemów USA w XXI w. i symbolicznie jest traktowane jako tzw. cmentarzysko imperiów? Jako że naturalnie nie posiadamy dostępu do pełnej oceny strategicznej amerykańskiej administracji i tamtejszego prezydenta, opartej na różnych źródłach, w tym wywiadowczych, musimy uznać, że wyjaśnień może być kilka. Warto więc zaprezentować kilka hipotez i wskazać na prawdopodobieństwo zaistnienia scenariuszy z nimi związanych.
Zobacz też

Autor. US Navy Petty Officer 1st Class Dominique A. Pineiro
Afgańska Wielka Gra - kolejne rozdanie kart
Amerykanie mają więc poszukiwać oparcia w sparaliżowaniu aktywności Chińskiej Republiki Ludowej (ChRL), uzyskania wpływu na miękkie podbrzusze Rosji poprzez państwa tego regionu będące dawnymi republikami ZSRS.
Niewątpliwie ważną rolę miałaby odgrywać baza na co dzień w rozgrywkach z Talibami, stanowiąc straszak przed większą otwartością na chińskie interesy. Być może oznaczałoby to uzyskanie pewnych koncesji z poszczególnymi frakcjami władz Talibów, które mogłyby poszukiwać wsparcia ekonomicznego dla swojej władzy lub wprost być otwartymi na walory ekonomiczne. Jeśli już Talibowie obawialiby się przyjęcia dużego kontyngentu do Kabulu lub innego miasta, to oferta z modelem Bagram mogłaby być bardziej akceptowalna i służyła np. jakiejś formie relacji dyplomatycznych. Stworzeniu tego rodzaju modus operandi mogłyby służyć działania nie tylko bezpośrednio kierowane przez USA, ale także ich partnerów z Zatoki na Bliskim Wschodzie.
Kamuflując rozmowy z Talibami mocnym stanowiskiem, wręcz jednostronnym wymuszeniem koncesji ze strony nowego afgańskiego reżimu,
Zobacz też
Zauważmy, że po 9/11 amerykańska CIA (Centralna Agencja Wywiadowcza) dość dobrze wykorzystywała lokalne różnice wśród samych „pierwszych” Talibów do ich rozgrywania. Właśnie strumienie pieniędzy i działania zakulisowe były, oprócz sprawnych tajnych akcji z użyciem synergii sił lokalnych, amerykańskich sił operacji specjalnych i lotnictwa bojowego, krytyczne dla pierwszej fazy udanych walk. Co więcej, w żadnym razie wspomniane już wcześniej państwa także zainteresowane wpływem na Afganistan nie pozostałyby bierne wobec swoistego powrotu możliwości operacyjnych USA i ich strategicznej obecności w pobliżu własnych granic.
Mówiąc o tym, należy wspomnieć, że Afganistan jeszcze przed powrotem Talibów do władzy był przestrzenią nasycenia aktywności służb wywiadowczych Pakistanu (słynne ISI), Indii (RAW), Iranu (MOIS/Ghoods), Rosji czy ChRL. Trudno przypuszczać, że obecnie pozostałyby one bez własnych możliwości oddziaływania na kazus Bagram. A mówimy przecież o możliwości wywierania presji politycznej, a także zakulisowych działań, w tym z użyciem wewnętrznych podziałów wśród frakcji reżimu oraz struktur poza nim. Przysłowiowe flagi na mapach łatwo jest przesuwać z komfortowej pozycji siedzących w gabinetach, a tym bardziej sprzed komputerowych klawiatur. Dlatego należy pozostać wysoce ostrożnym przy przyjmowaniu takiej strategicznej hipotezy, dążącej do prostych rozwiązań opartych wyłącznie na widzeniu uproszczonej geografii. Szczególnie że należy jeszcze wskazać na problemy logistyczne związane z powrotem do Afganistanu.
Idąc tym tropem, pamiętajmy, że działania w Afganistanie, czy to się USA podoba, czy nie, były szeroko wsparte aktywnością NATO i państw współpracujących z NATO.

Autor. US Air Force Staff Sgt. Keith James, domena publiczna
Zobacz też
Biznes, dyplomacja, a może rozgrywka pokerowa?
Innego rodzaju hipotezą jest uznanie, że mamy do czynienia najprawdopodobniej z formą jedynie wywarcia presji na Talibów w zakresie ich polityki regionalnej.
Zauważmy, że poprawności tego rozumowania może sprzyjać chociażby wypowiedź ministra edukacji reżimu Talibów. Habibullah Agha miał bowiem zauważyć, że Talibowie są świadomi, iż niesprecyzowane amerykańskie bezzałogowe statki powietrzne operują w przestrzeni powietrznej Afganistanu, a obecnie rządzący w tym państwie nie dysponują środkami do przeciwdziałania takiej aktywności wojskowej. Co ciekawe, oznacza to brak transferów uzbrojenia do sił zbrojnych reżimu Talibów na poziomie znanym np. z aktywności paramilitarnej Huti w Jemenie. Ci ostatni przecież byli zdolni do porażenia amerykańskich BSP, zaś w tym przypadku przynajmniej oficjalnie nie ma takowej możliwości. O swoistych manewrach dyplomatycznych wokół Afganistanu może również świadczyć, że oprócz gróźb i nieprzejednanej retoryki (przykładowo komentarz Fasihuddina Fitrata - szefa sztabu w tamtejszym ministerstwie obrony – zapewniający wszystkich mieszkańców Afganistanu, że żadne porozumienie w sprawie choćby metra kwadratowego terytorium Afganistanu nie jest możliwe), sami Talibowie mieli zwrócić się z prośbą o uszanowanie racjonalnych i realistycznych, ich zdaniem, postanowień z Doha (Doha Accord). Co może być swego rodzaju zaproszeniem, aby władze kontrolujące Afganistan i USA sięgnęły do metod znanych z pierwszej kadencji Donalda Trumpa. A sama amerykańska administracja stara się uzyskać lepszą pozycję startową lub wzmocnić obecne działania. Zaś Talibowie grać mogą na to, aby wszelkie ustępstwa nie zostały odebrane wewnętrznie i poza granicami państwa jako ich słabość pod groźbą amerykańskiej siły zbrojnej.
Zobacz też
Odrzucenie wniosku Donalda Trumpa i jego administracji o Bagram jest w tym przypadku jedynie szukaniem czegoś w rodzaju wysoce kontrolowanej casus belli. Tym bardziej, gdyby jeszcze towarzyszyło temu np. zniszczenie amerykańskiego statku powietrznego za pomocą jakiegoś systemu MANPADS itp.
Przede wszystkim, Amerykanie nie mieliby szans na sięgnięcie po silną opozycję wobec Talibów w postaci Sojuszu Północnego. Inne są szanse na wykreowanie również czegoś w rodzaju Sojuszu Południowego. Co więcej, duża kampania powietrzna bez JTAC-ów z sił operacji specjalnych/jednostek paramilitarnych wywiadu, np. CIA, na lądzie byłaby mało efektywna i kosztowna. Lecz o wiele bardziej prawdopodobne byłoby przeprowadzenie punktowych uderzeń wymierzonych w zasoby Talibów. Zauważmy, że Zamir Kabulow, specjalny przedstawiciel prezydenta Rosji w Afganistanie, powiedział agencji informacyjnej RIA Novosti, że w jego ocenie USA najprawdopodobniej nie przeprowadzą ataku na Afganistan. Lecz co interesujące w kontekście rozważanej w tym miejscu hipotezy, jednocześnie ostrzegł, że konsekwencje dla Waszyngtonu będą „katastrofalne”, gdyby zdecydowali się na rozwiązania militarne. Co może świadczyć o tym, że rosyjskie służby i aparat państwa nie biorą pod uwagę pełnoskalowej amerykańskiej inwazji, ale nie wykluczają właśnie innych form działań kinetycznych ze strony USA. Chodzić może w pierwszej kolejności o konwencjonalne bazy wojskowe, gdzie przechowywany i serwisowany jest sprzęt wojskowy przejęty od upadłej afgańskiej armii i innych służb bezpieczeństwa, a służący Talibom.

Autor. U.S. Air Force Staff Sgt. Divine Cox, CENTCOM, domena publiczna
Cel - osłabić Talibów
To właśnie te zasoby są krytyczne, gdyż dają one przewagę Talibom nad ich potencjalną opozycją zbrojną – oddolną lub wykreowaną. Stąd też, np. porażenie zasobów statków powietrznych czy MRAP-ów mogłoby zmienić w dłuższej perspektywie sytuację w tym państwie na niekorzyść właśnie Talibów. Co więcej, stałoby się czymś w rodzaju symbolicznego upomnienia się USA o sprzęt, który sfinansowano i trafił on do rąk dawnego wroga. I w dodatku jest jeszcze serwisowany w kooperacji z globalnymi i regionalnymi rywalami USA. Takie zniszczenia można byłoby sprzedać w samych USA jako naprawienie nieudolnej ewakuacji z Afganistanu, której twarzą według obecnej administracji Donalda Trumpa jest jego bezpośredni poprzednik Joe Biden. Nawet bez wysłania ponownie żołnierzy do Bagram mielibyśmy do czynienia z czymś w rodzaju próby uzyskania lepszego zakończenia misji prowadzonej na afgańskiej ziemi niemal od 2001 r. Jednocześnie, powiedzmy szczerze, czy Talibowie nie mając śmigłowców, pojazdów opancerzonych i znacznych zapasów środków bojowych, innych SpW będą w stanie tak samo, jak obecnie sprawować kontrolę nad chociażby Pandższirem.
Wówczas możliwe jest już zakulisowe i tajne wspieranie opozycji wewnątrz Afganistanu, ale też poprzez aktywizację osób z diaspory ewakuowanej z tego państwa po 2021 r. Jednym z elementów może być sięgnięcie po lessons learned z programów w stylu Zero Units (nadal budzących krytyczne opinie) i jednoczesną zdolnością do wyparcia się wszelkiej odpowiedzialności. Może to być wysoce kuszące dla tych pamiętających skuteczne działania przeciwko Sowietom, ale przede wszystkim weteranom udanej pierwszej części kampanii w Afganistanie po 2001 r., gdzie największą efektywnością wykazywały się tajne operacje sięgające po synergię wywiadu i sił operacji specjalnych. Nie mówiąc już o możliwym porażeniu celów osobowych wśród Talibów, które w obecnych warunkach są ważne dla reżimu (HVT). A tym, którzy przeżyliby taką kampanię z powietrza, znacząco ograniczając komfort sprawowania władzy i wywierając ponownie presję psychologiczną. Generując również wysokie prawdopodobieństwo pewnych form rywalizacji o przywództwo nad poszczególnymi segmentami władzy „centralnej” (jeśli przyjąć, że takowa była i jest skuteczna w wymiarze afgańskim) i przede wszystkim lokalnej.
Zobacz też
Pojawia się np. próba połączenia Afganistanu z niemożnością wpłynięcia na Danię w sprawie Grenlandii. W dodatku należy być w tym wysoce ostrożnym, szczególnie jeśli są to diagnozy włączone również w pewną ideologiczną krytykę prezydenta USA, o czym mocno przekonaliśmy się w Polsce całkiem niedawno na bazie sprawy przypisania Donaldowi Trumpowi słów odnośnie Polski (…).
Dlatego też, takie spersonalizowanie wątków amerykańskiej polityki jest dość kłopotliwe, wiedząc, że nawet pomimo swojej pozycji w administracji, Donald Trump raczej jednostkowo nie wszedłby nagle na sprawy związane z Afganistanem. Zupełnie pomijając Departament Stanu, Departament Wojny, Wspólnotę Wywiadowczą, Radę Bezpieczeństwa Narodowego czy nawet analizy U.S. CENTCOM. Raczej mowa jest o wypowiedzi, mniej lub bardziej emocjonalnej, ale wkomponowanej w szersze procesy polityczno-dyplomatyczno-wojskowo-wywiadowcze. Sygnałem, że nie jest to jedynie jednorazowy medialny „wystrzał” prezydenta USA są chociażby słowa rzecznika chińskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Lin Jian miał bowiem stwierdzić, że Chiny szanują integralność terytorialną i suwerenność Afganistanu, a przyszłość Afganistanu powinna być w rękach narodu afgańskiego. Sprawa jest więc czymś więcej niż tylko samymi słowami Donalda Trumpa i może być powiązana z szeregiem możliwości na płaszczyźnie strategicznej oraz operacyjnej. Szczególnie że nasze polskie doświadczenia z Afganistanem powinny zbudować w nas uznanie, iż jest to państwo wielu umownych szarości i sprzeczności.
WIDEO: "Żelazna Brama 2025" | Intensywne ćwiczenia na poligonie w Orzyszu