Siły zbrojne
Gen. Ben Hodges wprost o błędach popełnionych w Afganistanie
Gen. w stanie spoczynku Ben Hodges na łamach „New York Post” [24 sierpnia 2021] wypunktował, jego zdaniem, kilka kluczowych problemów, które doprowadziły do obecnego fiaska amerykańskiej obecności wojskowej w Afganistanie. Nie obawiając się stwierdzeń, że za część z nich również odpowiada on sam w zakresie swojej służby wojskowej w tym państwie. Refleksja gen. Hodgesa stanowi zapewne jeden z wielu ważnych głosów, które będą pojawiały się w amerykańskiej przestrzeni analiz polityczno-wojskowych w kolejnych miesiącach i latach. Problem upadku Afganistanu będzie bowiem jednym z elementów szeregu amerykańskich procedur lessons learned, które mają zagwarantować, że w przyszłości nie zostaną popełnione podobne błędy w planowaniu, dowodzeniu i kontroli.
Przede wszystkim, ten były wysoki rangą dowódca zauważa katastrofalną dla rozwoju sytuacji w tym państwie decyzję o rozpoczęciu w 2003 r. kolejnej dużej amerykańskiej operacji wojskowej w Iraku. Przez co, rozdzielono siły i uniemożliwiono pełną koncentrację w zakresie działań prowadzonych przeciwko Al-Kaidzie oraz Talibom właśnie w Afganistanie. Trzeba przyznać, że Amerykanie przecenili wówczas własne możliwości zaangażowania sił w dwóch tego rodzaju konfliktach zbrojnych. Szczególnie, że konwencjonalna kampania zbrojna przeciwko Irakowi w 2003 r. była jedynie zasłoną dymną przed krwawym konfliktem asymetrycznym. Terroryści i bojownicy walczący z Amerykanami i siłami międzynarodowymi zarówno w Afganistanie i Iraku bardzo szybko zauważyli taką słabość i przede wszystkim zaczęli eksploatować takie formy działań nieregularnych, które pozwalały na obniżenie poziomu bezpieczeństwa w Afganistanie i Iraku przy niemal ciągłym zadawaniu strat Amerykanom i ich sojusznikom.
Gen. Hodges nie ucieka przed odpowiedzialnością Stanów Zjednoczonych i trzeba dodać również własną, osobistą jako wysokiego rangą dowódcy. Dotyczy to chociażby sposobu podejścia do budowania afgańskich sił zbrojnych. Podkreślając, że tworzono tam wojsko na modłę zachodnich standardów. Szczególnie było to widoczne w przywiązaniu do potrzeby posiadania przewagi w sile ognia, odwoływanie się do wysoce rozbudowanych możliwości logistycznych, a także wsparcia wywiadowczego. Gdy, zabrakło lub w najlepszym wypadku ograniczono wspomniane walory, to afgańskie wojsko wpadło w swego rodzaju pułapkę jeśli chodzi o samodzielne zdolności operacyjne. Stąd też obecnie możemy widzieć znaczne ilości przejętego przez Talibów, wielokrotnie niemal bez walki, sprzętu oraz uzbrojenia sił afgańskich. Po prostu tworzono armię, która samodzielnie nie była w stanie wykorzystać zachodnich przewag - takich jak dominacja w powietrzu, posiadanie silnego komponentu jednostek zmechanizowanych, etc., co przeciwnik skrzętnie wykorzystał na masową skalę.
Czytaj też: „Afganistan jest na razie stracony dla Zachodu”
Amerykański generał podkreśla, że zabrakło większego osadzenia sił zbrojnych i służb bezpieczeństwa Afganistanu w ich, lokalnych warunkach kulturowo-społecznych. Nawet jeśli chodzi o podziały, które są widoczne w tym państwie w sferze relacji plemiennych. Trzeba pamiętać, że promowaną przez lata ideą było właśnie w tworzenie sił zbrojnych jako niejako odpowiedzi na wszelkie wewnętrzne podziały w postaci struktury ogólnopaństwowej i jednoczącej wszystkich Afgańczyków. Doświadczony amerykański dowódca widzi wiele problemów, które leżały po stronie właśnie podejścia sił amerykańskich i międzynarodowych do oceny efektywności wojsk afgańskich. Jego zdaniem, należy docenić fakt, że najbardziej efektywne były formacje daleko odbiegające od standardów zachodnich. Szczególnie te, trenowane i wspierane przez US Special Forces („Zielone Berety”), które jednak wyglądały i działały de facto tak samo jako formacje talibskie.
Przypomina się w tym zakresie chociażby bogata lekcja wyniesiona z działań Amerykanów i sojuszników w nieistniejącej już Republice Wietnamu, a nawet i Laosie w toku tamtejszych tajnych zmagań. Tam, gdzie wojska specjalne oraz formacje paramilitarne CIA uzyskiwały swobodę i możliwość działania, tam komuniści nie byli w stanie wywalczyć sobie niezbędnej swobody operacyjnej. Jednak, gdy w trakcie wojny wietnamskiej wygrała wizja tworzenia sił południowowietnamskich wręcz na modłę zimnowojennych, europejskich zmagań doszło do katastrofy. Utracono bowiem zarówno możliwości efektywnej walki kontrpartzanckiej, ale też finalnie w 1975 r. z racji braku wsparcia amerykańskiego, problemów finansowych i logistycznych nie udało się efektywnie walczyć z nacierającymi na południe jednostkami konwencjonalnymi komunistów z północy. Jak widać, także w Afganistanie doszło do podobnych błędnych analiz, gdzie priorytetem było ustanowienie przewagi technologicznej i ilościowej po stronie wojsk afgańskich. Pomijając de facto świetne doświadczenia z okresu pierwszej fazy kampanii, gdy CIA oraz operatorzy jednostek specjalnych, wspierani przez lotnictwo bazowali w głównej mierze na lokalnych formacjach zbrojnych.
Gen. Hodges jest również kolejnym dowódcą amerykańskim, który z perspektyw obecnych wydarzeń w Afganistanie uwypukla znaczenie fatalnych konsekwencji rozpanoszonej w tym kraju korupcji. To ona miała szczególnie mocno wpłynąć na słabość tamtejszej kadry dowódczej oraz decydentów, od których zależało przywództwo w momencie próby czyli w trakcie ofensywy Talibów. Jego zdaniem, wielu szeregowych miało rzeczywiście bardzo mało powodów, aby ryzykować życie i walczyć, gdy ich liderzy uwłaszczeni dzięki wspomnianej korupcji nie starali się pozyskać ich przysłowiowych serc i umysłów. Zauważmy, że tegoroczna chociażby bitwa o Kandahar uwypukliła zróżnicowanie między żołnierzami chcącymi stawiać opór Talibom i ich dowódcami oraz liderami politycznymi. Zrodziło to porażki militarne, ale chyba o wiele bardziej znaczący upadek morale. Zaś nacierający Talibowie stawiali właśnie na synergię wysokiego morale, propagandy i przemocy. Tym samym, bez efektywnego poczucia misji wojskowi na linii frontu częstokroć nie widzieli szans lub potrzeby działania. Tutaj przypomina się również bogata lekcja wyniesiona z okresu walk z Da`ish w Iraku i postawy części regularnych jednostek irackich, szczególnie w obliczu walk o Mosul. Zastanawiać się można dlaczego nie dokonano brutalnego zestawienia problemów irackich z 2014 r. właśnie z możliwymi konsekwencjami podobnych zachowań w Afganistanie, przede wszystkim w kontekście planowania ograniczenia własnej obecności wojskowej, a później wycofania wojsk.
Problem amerykańskiej polityki wobec Afganistanu, zdaniem generała Hodgesa obejmował nie tylko kwestie stricte afgańskie. Widać to było dobitnie, a obecnie nawet jeszcze lepiej w problematycznej polityce Waszyngtonu względem Pakistanu. To właśnie to państwo zagwarantowało możliwości istnienia swego rodzaju bezpiecznych przystani dla Talibów walczących z Amerykanami, siłami międzynarodowymi i wojskami Afganistanu. Zaś polityka względem Pakistanu była niewystarczająca jeśli chodzi o stworzenie spójnej agendy celów, które należało osiągnąć. Generał sugeruje nawet, że część krytycznych uwag odnoszących się do Pakistanu, a wysuwanych przez analityków i ekspertów była pomijana lub kamuflowana. I rzeczywiście, postawa Pakistanu, a może przede wszystkim części pakistańskich elit politycznych, wojskowych i wywiadowczych (ISI) od początku konfliktu budziła wiele zastrzeżeń wśród szeregu analityków i obserwatorów działań w Afganistanie. Tryumfowała jednak w amerykańskiej polityce swego rodzaju polityczna poprawność, wspierana do tego pragmatycznym postępowaniem wobec Pakistanu. W tym ostatnim ujęciu chodziło, na co zwrócił uwagę również gen. Hodges o utrzymanie stabilności Pakistanu jako państwa dysponującego bronią atomową.
Zdaniem generała Hodgesa należało także wprowadzić dodatkowe obciążenia fiskalne właśnie do finansowania działań zbrojnych w Afganistanie i amerykańskiej obecności w tym państwie. Dałoby to asumpt do analizy sytuacji w Afganistanie przez większą część społeczeństwa amerykańskiego, a co za tym idzie istniałoby przekonanie o potrzebie większej aktywności chociażby Kongresu przy ocenianiu i analizowaniu zastosowanej względem tego konfliktu strategii. Bez tego doszło do sytuacji, gdzie rzeczywiście amerykański podatnik finansował jedną z najdroższych form obecności militarnej Stanów Zjednoczonych w XXI w., ale po czasie opinia publiczna i media przestały mocniej angażować się w sprawy związane z Afganistanem. Podatek na wojnę w Afganistanie byłby więc swego rodzaju bezpiecznikiem w systemie decydowania o polityce obronnej kraju, a także elementem widocznej relacji w zakresie wykorzystania sił zbrojnych i odpowiedzialności społeczeństwa za takie działania.
Na łamach "New York Post" gen. Hodges docenił olbrzymią pracę oraz poświecenie żołnierzy odpowiadających za operację ewakuacji osób z Afganistanu. Zarówno jeśli chodzi o działania bezpośrednio podejmowane w Kabulu jak i bardziej skryte od oczu opinii publicznej, a stanowiące kluczowy wysiłek w sferze dowodzenia i kontroli. Generał wskazał na niepowodzenie administracji Joe Bidena jeśli chodzi o planowanie takiej ewakuacji i działań z nią związanych z wyprzedzeniem. Stąd też, wojskowi muszą spieszyć się z realizacją wszystkich celów do 31 sierpnia, aby wywiązać się z terminu. Chociaż konstatacja gen. Hodgesa jest stanowcza, zdaniem tego doświadczonego dowódcy Talibowie nigdy nie powinni być tymi, którzy dyktują Stanom Zjednoczonym konkretne działania.
W tekście w New York Post gen. Ben Hodges nie ukrywa, że istnieje realna obawa, iż upadek Afganistanu przełoży się na problem uchodźczy dotykający państwa europejskie. Jego zdaniem będzie to również oddziaływało w sposób negatywny na Stany Zjednoczone, gdyż państwa UE są największym amerykańskim partnerem handlowym. Co więcej, sam Afganistan stanie się przestrzenią, gdzie coraz śmielej będzie prowadził swoją własną politykę głównych globalny rywal Stanów Zjednoczonych. Chińczycy zapewne szybko wkroczą do Afganistanu z własnymi środkami finansowymi, ale bez żadnych pytań wobec Talibów jeśli chodzi o ich postępowanie wobec własnych obywateli. To zaś wymusi na Amerykanach lokowanie kwestii Afganistanu w szerszym, o wiele bardziej strategicznym wymiarze rozważań o własnych interesach.
Finalnie były dowódca US Army w Europie stwierdził, że kluczowa praca leży obecnie też po stronie samych amerykańskich sił zbrojnych oraz tamtejszego aparatu państwowego. Chodzi o wyciągnięcie lekcji i przede wszystkim zbudowanie niezbędnego zaplecza analiz na przyszłość właśnie w oparciu o trudną i jakże bolesną lekcję Afganistanu. Odnosząc się do tego, trzeba stwierdzić, że Stany Zjednoczone będą musiały przeprowadzić podobną debatę jak w przypadku wojny wietnamskiej. Dziś dzieje się to przede wszystkim w przestrzeni medialnej,o czym świadczy chociażby omawiany tekst gen. Hodgesa, ale za chwilę zapewne zobaczymy również szersze publikacje w stylu chociażby "Why We Were In Vietnam" Normana Podhoretza czy nawet "No more Vietnams" autorstwa Richarda Nixona.
"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie