Reklama

Geopolityka

Syria na zakręcie: masakry alawitów i porozumienie z Kurdami

Fot. Flickr/CC BY 2.0/Freedom House
Fot. Flickr/CC BY 2.0/Freedom House

Masakry alawitów na syryjskim wybrzeżu pokazały, że sytuacja w Syrii daleka jest od stabilności, a od tego jak rządzący krajem Ahmed asz-Szaraa poradzi sobie z rozliczeniem winnych zależy jego przyszłość. Pozytywnie zaskakującym i przełomowym krokiem jest przy tym podpisanie porozumienia z SDF, choć trzeba pamiętać, że otwiera ono dopiero negocjacje.

Kilka ostatnich dni obfitowało w Syrii w ważne wydarzenia i to zarówno tragiczne, jak i pozytywne, przy czym trzeba pamiętać, że wokół tego, co się dzieje na miejscu, toczy się też międzynarodowa gra geopolityczna. Ponadto wszystko wskazuje na to, że podpisanie 10 marca porozumienia między asz-Szarą a liderem SDF Mazlumem Abdim było jedną z konsekwencji masakr na wybrzeżu.

Reklama

Alawici na celowniku

Eskalacja rozpoczęła się 6 marca wieczorem, gdy bojówki proassadowskie zaatakowały siły bezpieczeństwa nowych władz i przejęły kontrolę nad niektórymi miejscowościami, np. rodzinnym miastem Assada, Qardaha. Mimo początkowych sukcesów rebeliantów siły nowych władz zdołały do rana 7 marca przywrócić swoją kontrolę nad większością zaatakowanych miejsc. W tym czasie Szaraa zadeklarował, że „czas przebaczenia się skończył” i nastąpił czas na „oczyszczenie regionu”, podkreślając jednak konieczność ochrony ludności cywilnej przez siły bezpieczeństwa. W związku z tym wezwaniem 7 marca na alawickie wybrzeże masowo ruszyli bojownicy powiązani z nowymi władzami. Nie było to przy tym wyłącznie HTS (Hayat Tahrir asz-Szam) asz-Szary, lecz również różne, znacznie mniej zdyscyplinowane grupy SNA (protureckiej Syryjskiej Armii Narodowej), w tym zagraniczni bojownicy (głównie Czeczeni i Ujgurzy). Wtedy to doszło do największej liczby masakr, pozasądowych egzekucji oraz grabieży. Ofiarami byli głównie alawici, ale przemoc dotknęła też chrześcijan, co potwierdził grekoprawosławny patriarcha Antiochii Jan X oraz źródła greckie.

Warto dodać, że mimo zapewnień asz-Szary przemoc wobec alawitów, a w mniejszym stopniu również ataki na chrześcijan, trwała od upadku Assada. Dżihadyści niszczyli świątynie alawickie, dokonywali pozasądowych egzekucji na osobach powiązanych z poprzednim reżimem, grabieży itp. Skala tych zbrodni i nadużyć jest przy tym trudna do oszacowania. Nie ulega natomiast wątpliwości, że nie mogą one być tłumaczone wcześniejszymi zbrodniami Assada. Problem alawitów nie wynika przy tym wyłącznie z tego, że z tej grupy religijnej wywodzi się rodzina Assadów, lecz również z tego, że tak naprawdę nie są oni muzułmanami. Uznanie ich za szyitów nastąpiło w sposób arbitralny w latach 70. z powodów politycznych, a nie doktrynalnych. Dlatego dla sunnickich radykałów są oni apostatami, których nawet nie obejmuje ochrona dhimmi (ludów księgi), lecz zasługują na śmierć. Kilka lat temu w arabskojęzycznej Al Jazeerze znany dziennikarz Fajsal Qasim zorganizował sondaż dotyczący tego, czy należy wszystkich alawitów wymordować, samemu przekonując, że jest to konieczne (wraz z kobietami i dziećmi).

    Z drugiej strony bojówki proassadowskie, które rozpoczęły eskalację raczej nie kierowały się dobrem społeczności alawickiej, lecz interesem dawnych dowódców, ukrywających się w górach. Grupy te liczyły, że jeśli zdołają opanować wybrzeże to otrzymają wsparcie ze strony Rosji, a jednocześnie będą mogły liczyć na co najmniej neutralność ze strony USA i Izraela. USA, po przejęciu władzy przez Trumpa, nie wykazały żadnej woli nawiązania kontaktów z asz-Szarą i zniesienia sankcji. Uderzenie dżihadystów w chrześcijan również sprzyjałoby zaostrzeniu polityki USA wobec nowego reżimu w Damaszku, gdyż w administracji Trumpa nie brak osób o antydżihadystycznym nastawieniu (np. Hegseth, Gabbard itp.). Ostatnie kroki USA wskazujące na chęć porozumienia z Rosją również mogłyby sprzyjać takiemu podejściu. Z kolei w interesie Izraela jest jak najbardziej słaba i podzielona Syria. Wprawdzie Izrael pomógł w dojściu HTS do władzy, ale nie było to wsparcie bezpośrednie, lecz raczej koincydentalne (wynikające z osłabienia Hezbollahu oraz uderzeń na pozycje irańskie w Syrii, dokonywanych nie w interesie dżihadystów, lecz własnym Izraela). Niemniej, gdy Assad już upadł, Izrael dążył do jak największego osłabienia nowych władz, dokonując nalotów na obiekty militarne, niszcząc arsenał bojowy i deklarując poparcie dla Druzów i Kurdów. Pojawiły się nawet koncepcje, że tereny kontrolowane przez Druzów, Sztab Operacji Południa (SOR) i AANES (Autonomiczna Administracja Syrii Północno-Wschodniej kontrolowana przez SDF) zostaną połączone pod parasolem ochronnym Izraela. To de facto prowadziłoby do podziału Syrii i byłoby również szansą dla bojówek proassadowskich by przejąć kontrolę nad regionami Latakii i Tartus, a Rosja utrzymałaby dzięki temu swoje bazy w Chmejmim i Tartus.

      Syryjska geopolityczna układanka

      Założenia te nie były abstrakcyjne, gdyż Izrael rzeczywiście bardzo szybko i bardzo ostro zareagował na masakry alawitów i chrześcijan. Minister obrony Izrael Katz już 7 marca nazwał Szarę „dżihadystycznym terrorystą” i uznał go za odpowiedzialnego za masakry, jednocześnie podkreślając, że Izrael zapewni demilitaryzację południowej Syrii i będzie „chronił lokalną społeczność Druzów – każdy kto ich zaatakuje spotka się z naszą odpowiedzią”. Natomiast 9 marca w oświadczeniu wydanym przez Departament Stanu USA Marco Rubio potępił „radykalnych islamskich terrorystów, w tym zagranicznych dżihadystów, mordujących ludzi w zachodniej Syrii” oraz podkreślił wsparcie USA dla „religijnych i etnicznych mniejszości w Syrii, w tym chrześcijan, Druzów, alawitów i Kurdów”, a także zażądał od tymczasowych władz pociągnięcia winnych do odpowiedzialności. Stanowisko USA kontrastowało z oświadczeniem UE, która potępiła „elementy pro-assadowskie” za ataki na tymczasowe władze Syrii i cywilów, nic nie wspominając o dżihadystach. Po stronie nowych władz syryjskich opowiedziały się również sunnickie państwa arabskie oraz Turcja, natomiast Iran oraz siły szyickie w Iraku potępiły dżihadystów i asz-Szarę.

      Reakcja Rosji była znacznie bardziej złożona. Możliwe, że gdyby bojówki proassadowskie odniosły większe sukcesy, Moskwa zdecydowałaby się na ich wsparcie. Jednak na tym etapie, na którym wszystko się zakończyło, nic nie wskazuje na jej aktywną rolę. Najprawdopodobniej uznała, że zaangażowanie się w ten konflikt wiązałoby się ze zbyt dużym ryzykiem i mogłoby doprowadzić do utraty jej baz w Syrii. Kreml zdaje sobie sprawę, że Assad jest już politycznie skończony i lepszym rozwiązaniem byłoby porozumienie z asz-Szarą.

      Problem w tym, że nowe władze w Damaszku stawiają Rosji warunki, na które ta nie może się zgodzić – m.in. odszkodowania za zniszczenia spowodowane rosyjskimi nalotami czy wydanie Assada. Jednocześnie jednak nie czują się na tyle silne, by grozić Rosjanom. W związku z tym Moskwa, w przeciwieństwie do USA i Izraela, nie posunęła się do oficjalnego potępienia nowego rządu Syrii.

      Znacznie śmielej działała natomiast rosyjska propaganda. Na przykład portal pravda.ru sugerował konieczność utworzenia „sojuszu Rosji, USA i Izraela” w celu powołania państwa alawickiego w Syrii. Wcześniej ten sam serwis, powołując się na Reutersa, informował, że Izrael lobbuje w USA za utrzymaniem rosyjskich baz wojskowych w Syrii. Chociaż brak dowodów na to, że Stany Zjednoczone włączyły się w te działania, nie można wykluczyć, że Rosja będzie próbowała przekonać Waszyngton, iż sprzyja to wywieraniu presji na Iran – choć w rzeczywistości byłoby to jedynie grą pozorów, która z czasem zostałaby zweryfikowana negatywnie.

        Z perspektywy Izraela działania te miałyby nie tylko zapobiec powrotowi irańskich wpływów w Syrii, ale także osłabić pozycję Turcji. W tym kontekście warto zauważyć, że administracja Trumpa całkowicie ignoruje Ankarę, co w dużej mierze jest efektem izraelskich działań.

        8 marca, gdy masakry były kontynuowane, asz-Szaraa wysłał zdyscyplinowane oddziały HTS by opanowały sytuację i powstrzymały dalszy rozlew krwi, a następnego dnia wystąpił z oświadczeniem, w którym zapowiedział powołanie komisji, która miałaby zbadać masakry oraz pociągnięcie do odpowiedzialności wszystkich winnych, w tym tych związanych z nowymi władzami. W kręgach związanych z nowymi władzami Syrii pojawiła się jednak tendencja do usprawiedliwiania dokonanych przez dżihadystów masakr zbrodniami assadowców, w tym brutalnymi zabójstwami dokonanymi na początku eskalacji przez bojówki pro-assadowskie. Do takiego podejścia zachęciło też co najmniej niezręczne oświadczenie UE, w którym brak było słowa o mordach dokonywanych przez dżihadystów, a także fakt, że już następnego dnia po masakrach Komisja Europejska zaprosiła asz-Szarę do Brukseli na konferencję darczyńców dla Syrii, nie czekając na potwierdzenie przez konkretne działania deklaracji asz-Szary w sprawie odpowiedzialności winnych. To też bardzo kontrastuje ze stanowiskiem USA, które ewidentnie nie zamierzają znosić sankcji nałożonych na Syrię. Warto przy tym podkreślić, że nic nie może usprawiedliwić mordów dokonanych przez dżihadystów, a poparcie dla asz-Szary powinno być uzależnione od skuteczności osądzenia winnych. Według zweryfikowanych danych (m.in. przez SOHR i HRW) w masakrach zginęło co najmniej 779 osób, w tym 172 bojowników sił bezpieczeństwa nowych władz, 211 cywilów zabitych przez bojówki pro-assadowskie oraz 396 cywilów oraz rozbrojonych pro-assadowskich lojalistów (egzekucje pozasądowe) zamordowanych przez dżihadystów.

        Reklama

        Wszystko wskazuje na to, że większość mordów dokonali członkowie wspieranych przez Turcję grup zbrojnych wchodzących w skład SNA. Już wcześniej wsławiły się one mordami i grabieżami dokonywanymi przeciw Kurdom. Część z nich to nie Syryjczycy, lecz Czeczeni i Ujgurzy, którzy powinni zostać zmuszeni do opuszczenia Syrii. Problem polega na tym, że SNA, liczy ok. 80 tys. bojowników, a HTS tylko ok. 40 tys., choć wartość bojowa HTS jest znacznie wyższa. To może skomplikować spełnienie przez asz-Szarę jego deklaracji ukarania winnych i zapewnienia ochrony wszystkim cywilom bez względu na ich religię i etniczność. Chyba, że zyskałby nowego, silnego sojusznika. I w tym kontekście trzeba interpretować dość sensacyjne pojawienie się 10 marca Mazluma Abdi w Damaszku w celu podpisania porozumienia z asz-Szarą. Co prawda wiadomo było o negocjacjach, ale nie było żadnych zapowiedzi przełomu i spotkania Abdiego z asz-Szarą.

          Porozumienie z Kurdami

          Kurdowie potępili masakry na wybrzeżu i podkreślili konieczność ukarania winnych, jednocześnie kierując oskarżenie na protureckich dżihadystów z SNA, w tym zagranicznych bojowników. Już po podpisaniu porozumienia z komentarzy kurdyjskich wynikało, że doszło do tego nie mimo, ale właśnie w związku z masakrami. Można zatem, oczywiście z dużą ostrożnością, domniemywać, że obie strony zainteresowane są pacyfikacją elementów siejących chaos i to zarówno pro-assadowskich jak i dżihadystycznych. Asz-Szaraa mając po swojej stronie 100-tysięczny SDF zyskuje znaczącą przewagę nad tymi frakcjami, które są odpowiedzialne za masakry i grabieże. Jednocześnie Kurdowie nie mają żadnych powodów by sprzymierzać się z grupami post-assadowskimi. Warto pamiętać, że do 2011 r. większość Kurdów była pozbawiona obywatelstwa, a rządzący reżim podkreślał, że tylko Arabowie mogą być Syryjczykami. Później, Assad odmawiał jakichkolwiek ustępstw wobec Kurdów, żądając od nich całkowitego podporządkowania się Damaszkowi, bez zagwarantowania jakichkolwiek praw tożsamościowych.

          Podpisane porozumienie jest dość krótkie i zawiera się w 8 punktach, które m.in. gwarantują udział we władzach wszystkich Syryjczyków, niezależnie od ich pochodzenia religijnego i etnicznego; uznają Kurdów za rdzenną społeczność państwa syryjskiego (czego odmawiał reżim Assada), z zagwarantowanymi prawami obywatelskimi i konstytucyjnymi (wskazuje to na plany uznania podmiotowości tożsamości kurdyjskiej w konstytucji); integrację wszystkich cywilnych i wojskowych instytucji północno-wschodniej Syrii z państwem syryjskim oraz zapewnienie, że wszyscy przesiedleni Syryjczycy powrócą do swoich miast i wiosek i będą chronieni przez państwo syryjskie. Jednocześnie wdrożenie porozumienia ma nastąpić do końca 2025 r., a nad szczegółami mają pracować komitety wykonawcze.

            Warto zwrócić uwagę na to, że w porozumieniu nie ma mowy o rozwiązaniu SDF. Wręcz przeciwnie, fakt, że asz-Szaraa podpisał porozumienie z Abdim (w przypadku innych grup nie miały miejsca takie odrębne umowy), wskazuje na uznanie podmiotowości SDF. Jest też dość jasne, że AANES nie przejdzie pod kontrolę ani komponentów związanych z SNA (jest to oczywiste) ani HTS (Szaraa potrzebuje ich u siebie). Zatem siłami rządowymi, które będą kontrolowały AANES będzie po prostu SDF (zarówno komponenty kurdyjskie jak i niekurdyjskie), który zyska obecnie status sił rządowych. Podobnie będzie z instytucjami cywilnymi. Na taką interpretację wskazuje też uczestniczący w delegacji SDF/AANES Bedran Ciya Kurd, który napisał na X-ie, że „dyskusje na temat mechanizmów instytucji suwerennych będą prowadzone we współpracy z Damaszkiem, przy jednoczesnym zapewnieniu wyjątkowości lokalnych instytucji w sposób odzwierciedlający wolę lokalnych społeczności w zakresie zarządzania ich sprawami i reprezentowania ich aspiracji”. Jednocześnie asz-Szaraa zobowiązał się do zapewnienia Kurdom bezpiecznego powrotu do Afrin i Serekanije, skąd zostali wygnani przez SNA w wyniku inwazji tureckiej. Porozumienie mówi o niepodzielności Syrii, ale nie wyklucza to zapewnienia sporej samodzielności Syrii Północno-Wschodniej (a także innych terenów zamieszkanych przez mniejszości). Nie musi to być gwarantowane przez administracyjną autonomię, bo przecież w Iraku Region Kurdystanu, wbrew obiegowemu przekonaniu, też nie jest autonomiczny, lecz stanowi drugi szczebel podziału federalnego kraju.

            Podpisanie porozumienia między asz-Szarą a Abdim wywołało erupcję radości zarówno na terenach kontrolowanych przez nowe władze syryjskie jak i w AANES. Natomiast reakcje innych państw nie były natychmiastowe. Nie wydaje się przy tym by porozumienie to wspierane było przez Turcję, zwłaszcza, że jeszcze na kilka godzin przed jego podpisaniem szef tureckiej dyplomacji Hakan Fidan mówił o konieczności „walki z obecnością PKK w Syrii” (przy czym Turcja przez PKK rozumie też SDF), a wcześniej Turcja dążyła do wyeliminowania z dialogu wewnątrzsyryjskiego Mazluma Abdi, uznając go za „terrorystę” i chciała by SDF złożyło broń, a nie zyskało status syryjskich sił rządowych. Obecnie Turcja będzie miała znacznie większy problem w atakowaniu SDF. Ta sytuacja jest natomiast na rękę arabskim państwom sunnickim, w tym Arabii Saudyjskiej, które były zainteresowane zrównoważeniem wpływów tureckich w Syrii. Izrael zapewne zachowa pozycję wyczekującą, przy czym Kurdowie mieli świadomość, że realne wsparcie z jego strony, w wypadku nowej inwazji tureckiej, byłoby wielce wątpliwe. Również brak było natychmiastowej reakcji USA, choć wątpliwe jest by Amerykanie szybko zamierzali opuścić północno-wschodnią Syrię i przestać współpracować z Kurdami. Liderzy SDF/AANES od dawna brali jednak pod uwagę to, że trwałość obecności USA w Syrii jest niepewna, a poza tym pamiętali, że Trump dał zielone światło na inwazję turecką w 2019 r. Niemniej na uwagę zasługuje też fakt, że tego samego dnia, w którym Abdi podpisał porozumienie z asz-Szarą, spotkał się też z gen. Michaelem Kurillą, szefem CENTCOM-u, który odwiedził Syrię Północno-Wschodnią.

            Reklama
            WIDEO: B jak BTR-4 Bucefał - Alfabet Defence24
            Reklama

            Komentarze (2)

            1. Milutki

              Powraca stata gierka znana od XIX w. na Bliskim Wschodzie czyli rozszerzenie zagranicznych wpływów pod pretekstem ochrony mniejszości religijnych. Owe mniejszości są już mądrzejsze niż wtedy i w większości nie woadają w tę pułapkę, wiedzą co było w Turcji na początku XX w. Jeżeli porozumienie rządu z Damaszku i SDF wejdzie wżycie to de facto SDF ulegnie stopniowemu rozwiązaniu. Tereny SDF zamieszkują w większości Arabowie, szczególnie w roponośnym Deir Az Zaur, oni przejdą na stronę Damaszku, Kurdowie zaczną popierać inne partie kurdyjskie poza YPG. Jeżeli zakończy się bezposrednie wsparcie USA dla YPG to SDF straci rację bytu. SDF nie ma wartości militarnej dla Damaszku, SDF przegrywa ze wszystkimi od lat mimo wsparcia USA, ostatnio utracili Manbidż w kilka tygodni, gdyby nie troska o tamę na Eufracie to przegraliby w kilka dni.

            2. Zam Bruder

              Społeczeństwa zamieszkujące Arabię Felix potrzebują silnej władzy centralnej do tego aby zachowač tam jakikolwiek porządek, niezależnie czy to będzie władza sułtana czy świeckiego generała ; najgorszym rozwiązaniem dla nich jest "demokracja" z którą dzisiaj mamy do czynienia w państwach które jeszcze niedawno cieszyły się tam spokojnym relatywnie i dostatnim życiem pod rządami takie czy innej bliskowschodniej....dyktatury. Ot, taki paradoks.

            Reklama