Reklama

Geopolityka

„Oddziały rebeliantów rozwiązane”. Powstaje nowa armia Syrii [ANALIZA]

Operator dronów HTS
Operator dronów HTS
Autor. mat. propagandowe HTS

Abu Muhamad al-Dżaulani, przywódca Hay’at Tahrir al-Szam (HTS), który wygrał wojnę dziesięciodniową i tworzy nowy rząd Syrii, zapowiedział stworzenie państwowej armii. Czy oznacza to kres zbrojnych milicji w tym kraju?

Rebranding dotyka kierownictwo wojskowo-polityczne w Syrii. Nie tylko Dżaulani wrócił do swojego prawdziwego nazwiska al-Szaraa, ale zmiany czekają także nowe siły zbrojne tego państwa. „Frakcje rebeliantów w Syrii zostaną rozwiązane” – zapowiedział al-Dżaulani w czasie spotkania z przedstawicielami druzyjskiej mniejszości. Dawni rebelianci zostaną wcieleni w szeregi Sił Zbrojnych Syrii. Przejdą także przeszkolenie. Dżaulani odziedziczył spuściznę – dosłownie – zdemilitaryzowanej armii po serii izraelskich bombardowań, ogromnej skali dezercji, porzucania broni i braku jedności wynikającej z mozaiki etniczno-religijnej Syrii.

``
Reklama

Po demobilizacji

Siły Zbrojne tego kraju uczestniczyły w brutalnej pacyfikacji rebelianckich części kraju, będąc pod bronią od 2011 roku do lat 2019-2020. HTS atakując siły rządowe na przełomie listopada i grudnia 2024 roku złapały „na wykroku” armię Assada, ponieważ trwała demobilizacja. W momencie ofensywy Assad miał pod bronią zaledwie 1/3 sił z okresu wojny domowej. To była jedna z przyczyn pogromu, który obserwowaliśmy w toku wojny dziesięciodniowej. W teorii Damaszek, nawet po demobilizacji, dysponował dwukrotnością sił, które miał HTS. Koalicję oddziałów zbrojnych rezydujących w Idlib szacowano na ok. 30 tys. islamistów. Tymczasem formalnie ówczesne siły rządowe to 170 tys. żołnierzy pod bronią, 50 tys. w rezerwie, oraz 50 tys. Sił Narodowej Obrony (NDF), czyli assadowskiej milicji. Nowe syryjskie roczniki, które miały zastąpić weteranów wojny domowej, miały napłynąć do armii de facto w roku 2025, więc Dżaulani wiedział kiedy uderzyć.

Jedną z największych patologii armii Assada był awans z tytułu przynależenia do klanu lub grupy religijnej (a raczej religijno-etnicznej) Alawitów. Spowodowało to, że nawet 70 proc. kadry oficerskiej stanowili Alawici, będący zaledwie 10 proc. społeczności Syrii. Z pewnością, w nowej armii Syrii będzie odwrotnie. Miażdżąca większość ugrupowań rebelianckich w Idlib rekrutowała się z sunnickiej (przede wszystkim) i arabskiej części kraju. Dżaulani mianował zatem swoich komendantów polowych, dawnych war-lordów, na generałów i to oni będą decydowali nowym kształcie armii. Pierwszych dwóch watażków już zostało gubernatorami. HTS, będąc lekką armią kadrową, ma wiele swoich ograniczeń. Dlatego Dżaulani kazał otworzyć w Aleppo komendanturę, do której zapisywać się mogli syryjscy dezerterzy, licząc na amnestię. Ponadto, na granicy syryjsko-irackiej, mają obecnie czekać długie kolejki zielonych autokarów, które mają zabrać z powrotem do Syrii dezerterów, którzy uciekli do Iraku z myślą o internowaniu.

Reklama

Mozaika etniczno-religijna w armii

Dżaulani potrzebuje oficerów ze specjalizacją: od broni pancernej, po lotniczą. Ponadto neofici, czyli dawni oficerowie Assada, którzy przeszli na stronę Dżaulaniego wiedząc, iż mogą być skazywani za zbrodnie wojenne z okresu wojny domowej, będą udowadniali swoją lojalność, więc przywódca HTS zapewne pragmatycznie ich zostawi. Potrzebuje on także przedstawicieli mniejszości religijnych w armii jako legitymację do rządzenia większością terytorium Syrii. Unifikacja armii nie będzie łatwym zadaniem. Dlaczego?

Mozaika zbrojnych milicji na Bliskim Wschodzie to istny gordyjski węzeł. Sojusznikami Dżaulaniego w wojnie dziesięciodniowej było przecież szereg turkmeńskich oddziałów zbrojnych. O ile jako sunniccy muzułmanie są oni do zaakceptowania przez Damaszek, o tyle nie są Arabami, więc zaczynają się między nimi etniczne tarcia. Mało tego, z Dżaulanim na Damaszek ruszyli nawet Ujgurzy. Koalicja HTS oraz SNA ma względem etnosów Syrii wyraźną nadreprezentację etnicznych Turków, co na pewno podoba się Ankarze, ale dla Dżaulaniego może skończyć się tymi samymi zarzutami jak wobec Assada, że nie ma etniczno-religijnego balansu w administracji i armii Syrii.

Muszą to wiedzieć także watażkowie, którzy świetnie wyposażeni, z bronią pod ręką, ze swoimi ludźmi, na wchłonięciu w szeregi armii wcale nie muszą skorzystać. Najlepszym przykładem jest Islamska Partia Turkiestanu (TIP), która dla Dżaulaniego była świetnym narzędziem do wygrania wojny, ale od pierwszego dnia pokoju zaczyna być ciężarem wiszącym u szyi. TIP posiada własne oddziały zbrojne, które imponowały indywidualnym wyposażeniem swoich żołnierzy, którzy nie tylko wkroczyli do Damaszku, ale podobnie jak Dżaulani przemawiali do syryjskiego ludu w meczetach. TIP rekrutuje się z muzułmanów, z Azji Centralnej, mając w swoich szeregach nawet chińskich Ujgurów. Dla nich wojna się nie skończyła, ponieważ Assad był tylko jednym z dyktatorów, do obalenia, po drodze na wschód. Jest więcej niż prawdopodobne, że formacje takie staną się odbiciem lustrzanym Hezbollahu, tzn. będą armią „proxy” nowej Syrii, zmierzając na wschód np. do konfrontacji z osłabionym Iranem.

Kto zatrzyma broń?

Grupy religijno-etniczne niepozbawione swoich enklaw (jak Druzowie na południu, czy Alawici na wybrzeżu) będą chciały zachować swoje milicje, bo to daje im poczucie bezpieczeństwa. Z uwagi na zbrodnie reżimu Assadów, taki układ mogą negocjować z władzami nowej Syrii raczej Druzowie, niż właśnie Alawici. Dżaulani wszelako wie, że w taki sam układ wszedł Assad, a następnie Druzowie z południa wypowiedzieli mu lojalność i pomaszerowali na Damaszek, docierając tam wcześniej niż Dżaulani. Wszelako pozbawianie ich autonomii to rozpoczęcie rządów od wojny etnicznej. W najgorszej sytuacji są chrześcijanie, ponieważ są rozproszeni po kraju, a zatem skazani na układanie się z każdą aktualną władzą, z którą muszą iść na zgniły kompromis, aby uniknąć pogromu. Pamiętam, jak rozmawiałem swego czasu z polskimi księżmi, którzy posługiwali w Syrii i utyskiwali oni, że chrześcijańska młodzież jest przerażona wizją poboru do Syryjskiej Arabskiej Armii i umierania za Assada na nieswojej wojnie. Wtedy w Polsce pokutowała opinia, że Assad chroni chrześcijan, a w praktyce okazało się, że obecnie syryjskie kazamaty opuściło wielu wyznawców Chrystusa, którzy siedzieli zamknięci od czasów wojen libańskich.

Przyszłą kością niezgody jest także radykalizm dżihadystyczny dołów rebelianckich i części wojennych watażków. Z nagrań dostępnych w Infosferze jasno wynika, że chcą oni maszerować na Jerozolimę, zwłaszcza w sytuacji, w której Izrael stworzył na terytorium Syrii tzw. strefę buforową. Dżaulani jest zbyt długo na wojnie by wiedzieć, że taką konfrontację by przegrał. Zresztą zapowiedział, że Syria jest zbyt słaba na taką wojnę. Zwłaszcza po serii izraelskich nalotów, które dosłownie zdemilitaryzowały kraj. Nowa władza będzie więc musiała przekupywać war-lordów różnymi przywilejami licząc, iż dadzą oni rozpuścić swoje prywatne chorągwie, a siebie samych zamienić w posłów, ministrów, lub urzędników.

Last but not least, rozwiązanie ugrupowań rebelianckich na terytorium Syrii oznaczać może celowy nacisk na Kurdów zjednoczonych pod egidą Syryjskich Sił Demokratycznych (SDF), aby także oni się podporządkowali. Problem w tym, że skoro nie zrobili tego przy Baszszarze al-Assadzie, to dlaczego mieliby to robić przy Dżaulanim? Zwłaszcza że SDF jest wspierany przez USA, a na terytorium przez nich kontrolowanym są pola roponośne. Konfrontacja nowych Sił Zbrojnych Syrii z Kurdami oznaczałaby kolejną odsłonę wojny domowej i linię frontu na Eufracie, który w sposób naturalny oddziela zasięga kontroli HTS/SNA od YPG/SDF. Damaszek może grać na antykurdyjską arabską rebelię w Rakkce oraz innych miastach etnicznie nie-kurdyjskich za Eufratem, ale SDF tracąc linię na Eufracie, traci dogodną linię obrony.

Czytaj też

Najważniejszym pytaniem, jakie zadają sobie eksperci, jest to, ile broni de facto zostało jeszcze w Syrii? W toku wojny dziesięciodniowej wolumen porzucanej broni, pojazdów i amunicji był przerażający. Nie tylko świadczy to o degeneracji Syryjskiej Arabskiej Armii, ale także o absolutnym braku kontroli nad tym, gdzie może ona finalnie trafić. Dawna broń SAA trafiła głównie do HTS, SNA, część do Iraku i na pewno część do Turcji. Ankara na pewno była zainteresowana zwłaszcza bardziej zaawansowanymi rosyjskimi systemami, bo taka ofensywa stwarza możliwość przysłowiowego „rozkręcenia na śrubki” różnej maści broni. Wiemy, że HTS w toku ofensywy przejął dużą ilość czołgów – głównie T-72, pojazdów, ciężarówek, artylerii samobieżnej jak np. 2S1 Goździk i tym uzbroi nową armię rządową w Syrii.

Reklama

Kto uzbroi Syrię?

Do tego posiada niezużytą broń, którą w przededniu ofensywy dysponowały właśnie HTS i SNA. Rachityczna flota i lotnictwo uległy zniszczeniu w serii izraelskich bombardowań. Prawdopodobne jest to, iż przyszłe Siły Zbrojne Syrii będą zamawiały broń w Turcji. Zagadką wszelako pozostaje ile karabinów, skrzynek z amunicją, granatników RPG-7 i materiałów wybuchowych zniknęło z Syrii. O ile zarekwirowała to np. iracka armia to jeszcze nie jest najgorzej. Wszelako prawie pewne jest to, że część tej broni wędruje po bliskowschodnich czarnych rynkach, a to oznacza, że może trafić do każdego – szyickich milicji powiązanych z Iranem, lub dżihadystycznych sunnickich organizacji będąc w kontrze do Dżaulaniego, do narkotykowych gangów, służb specjalnych różnych państw etc.

Czytaj też

Dżaulani odziedziczył po Assadzie garnizony, które o ile nie zostały zbombardowane, to są w nienaruszonym stanie, ponieważ nikt ich w zasadzie nie bronił. Swoją armię będzie musiał umundurować, ponieważ SAA w 2024 roku wyglądała jak bieda-armia, a typowy syryjski „mobik” był gorzej umundurowany i indywidualnie wyposażony niż szeregowy HTS-owiec. Cała infrastruktura ministerialno-bezpieczniacka, w policyjnym systemie, jakim był reżim Assada to „państwo w państwie”, więc nowe władze Syrii przejęły przynajmniej część majątku tej struktury, co dla kadrowej armii jaką był HTS rezydujący w prowincji Idlib oznacza ogromny wzrost zasobów oraz narzędzi kontroli. Nierozwiązaną sprawą są państwowe długi, jakie Assad miał wobec – zwłaszcza – Iranu oraz Rosji. Wobec szykującego się bloku antyirańskiego, gdy zaprzysiężony zostanie Donald Trump w Białym Domu, to może być jednym z argumentów, by nowe władze Syrii podjęły jakąś operację militarną wobec Iranu. Irak skolonizowany przez Iran wydaje się nietrwałą zaporą do takiej operacji, jeżeli chodzi o wysłanie grup dywersyjno-sabotażowych, zwłaszcza że Damaszek ma obecnie nadmiar islamistycznych psów wojny. Niewyjaśniona jest sprawa umowy dzierżawy portu-bazy w Tartus jaką Putin wymusił na Damaszku. Umowa ta była zawarta na ponad czterdzieści lat, co wobec wojny dziesięciodniowej, brzmi jak żart, a gdy piszę te słowa, trwa ewakuacja Rosjan z Syrii. Nie postawiono jednak „kropki nad i”.

Syria pod nowymi rządami dawnych rebeliantów to wielka niewiadoma. Także militarna. Nie oznacza to wcale, że musi zrealizować się – z naszej perspektywy - czarny scenariusz. Dżaulani – oceniając go po dotychczasowych decyzjach – wydaje się bardziej pragmatyczny, niż przewidywała to większość polskich ekspertów. Aktywni w Damaszku ponownie są niemieccy dyplomaci. Warto zatem rozważyć czy Syria nie byłaby atrakcyjnym rynkiem dla polskich firm, które mogłyby uzyskać kontrakty na odbudowę kraju, eksport towarów do Syrii czy powrót do humanitarnej misji naszego kraju, jakiego podejmowaliśmy się przez lata, czyli roztoczenia parasola ochronnego nad syryjskimi chrześcijanami. Oczywiście wszystko ze świadomością, że Syria wciąż jest wojenną ziemią, ponieważ Assad co prawda został obalony, ale wojna wciąż trwa.

Reklama

Rok dronów, po co Apache, Ukraina i Syria - Defence24Week 104

Komentarze

    Reklama