- Analiza
Rosja zepchnięta do narożnika: Putin szuka planu awaryjnego
„Rosja rozmieściła na Białorusi 5 tys. żołnierzy i planuje w najbliższych tygodniach wysłać tam kolejnych wojskowych. To element zagrożenia, które Rosja stwarza dla Ukrainy.” - powiedziała w dn. 31 stycznia br. rzeczniczka Białego Domu Jen Psaki. Dodała, że „ważnym jest, by otwarcie i szczerze mówić o zagrożeniu ze strony Rosji.”, szczególnie, „że oprócz jednostek na Białorusi, Moskwa zgromadziła wokół granicy rosyjsko-ukraińskiej tysiące innych żołnierzy.” Zaznaczyła, że „jest to niebezpieczne i dlatego od ponad tygodnia ostrzegamy, że do rosyjskiej inwazji może dojść w każdej chwili.” Według Kijowa wokół granic Ukrainy rozmieszczono ponad 127 tys. żołnierzy rosyjskich wojsk lądowych, powietrznych oraz marynarki wojennej.

Nie od dziś wiadomo, że rosyjska dyplomacja często wspierana jest militarnymi argumentami wzmacniającymi działania polityczne Federacji Rosyjskiej na arenie międzynarodowej. W obliczu zachodnich wartości demokratycznych, niedemokratyczne, patrz retoryka i działania militarne stosowane przez Federację Rosyjską podważają jej wiarygodność na płaszczyźnie dyplomacji. Wystarczy przytoczyć np. Naddniestrze, Gruzję (Osetia i Abchazja), Czeczenię, Syrię, Mali, Wenezuelę, aby zauważyć starą szkołę dyplomacji radzieckiej, kontynuowaną przez dyplomatów rosyjskich wyrażoną okupacją Ukrainy (Donbas, Ługańsk, Krym).
Przysłuchując się coraz liczniejszym głosom dyplomacji zachodniej, nasuwa się wniosek, że i w tym konkretnym przypadku (okupacja Ukrainy) stosowanie czynnika militarnego, jako elementu dyplomacji rosyjskiej, jest przez Moskwę wykorzystywane tym razem do certyfikacji North Stream 2. Niemniej jednak pojawiają się głosy, że rosyjska dyplomacja popełniła liczne błędy, co stawia ją w trudnej pozycji negocjacyjnej z zachodem, spychając tym samym Rosję do narożnika w którym rozwiązanie militarne wobec Ukrainy jest coraz bardziej wyraźne.
Zobacz też
Już słowa szefa rosyjskiej dyplomacji Sergieja Ławrowa nt. szefa NATO Jensa Stoltenberga budzą liczne wątpliwości: „Od dawna nie śledzę jego oświadczeń. Sądzę, że on już dawno stracił kontakt z rzeczywistością." Do wypowiedzi Ławrowa odniósł się rosyjski niezależny analityk ds. militarnych i bezpieczeństwa Paweł Felgengauer, który stwierdził: „Ławrow nadużywa alkoholu, jest już stary, i prawdopodobnie sam zaczyna tracić kontakt z rzeczywistością. Wie, że jest już dalej jak bliżej do końca jego kariery, a konkurencja w MSZ FR jest duża. Prędzej czy później ktoś go wysadzi z siodła. Oznacza to, że może on próbować pokazać Putinowi jakim jest twardzielem". Podkreśla, że „jest to element gier w rosyjskim świecie dyplomacji".
Zauważa jednocześnie, że „teraz jest to kwestia konkursu kto powie coś bardziej oburzającego na temat zachodu. To jest ważniejsze niż cokolwiek innego. To co teraz dzieje się w rosyjskiej dyplomacji to jest absolutna katastrofa.". Podkreśla również, że „Zdenerwowanie Rosji w sprawie Ukrainy bierze się między innymi z powodu krytycznych wobec Moskwy głosów płynących z zachodu." Co istotne Felgengauer zauważa, że „wszystkie działania rosyjskie skończyły się wskrzeszeniem NATO, wzmocnieniem wschodniej flanki Sojuszu i dozbrajaniem przez zachód Ukrainy. To co się stało jest katastrofą dyplomatyczną. Rosja nie tylko nie ma ani jednego sojusznika w Europie, ale nie ma nawet przyjaciół czy też kolegów. Nawet Austria czy Węgry mówią ostrożnie o swojej przyjaźni. Niemcy też wycofują się. Droga dyplomatyczna jest przegrana. Ale dla Putina jest to ciągle jedynie stwierdzenie stało się i idziemy dalej. W tej chwili, po przegranej wojnie dyplomatycznej Rosja może rozważać przejście na techniczne środki wojskowe. Może to oznaczać przemieszczanie sił."
Zobacz też
Stawia przy tym pytanie „czy Rosja ma słabych dyplomatów, przez co poniosła porażkę, czy też musieli tą porażkę ponieść bo takie były rozkazy? Może to oznaczać kwestię użycia technicznego grożenia walką, niekoniecznie bezpośrednich walk.". Można pokusić się o wniosek, że może chodzić jednak o niedyplomatyczny sposób wymuszenia certyfikacji NS2, który ma być kroplówką dla budżetu Rosji. Wszak wiele wskazuje, że rosyjska dyplomacja zawiodła.
Natomiast prof. Orel Braun, wykładowca Uniwersytetu w Toronto i Uniwersytetu Harvarda zauważa, że „Putin udaje, że wszystko jest w porządku. Niemniej elity FR odczuwają straty. Putin chce dać im gwarancje stabilności, jednak skorumpowane elity zaczynają odczuwać zagrożenia. Przez to chce stworzyć chaos na Ukrainie."
Zdaniem Profesora „należałoby to odczytywać jako sygnał dla inwestorów, że w Rosję warto inwestować, a zachód nie jest w stanie pomóc Ukrainie." Dlatego też zdaniem prof. Brauna Putin bierze pod uwagę wiele czynników, w tym sygnały płynące z relatywnie zjednoczonego NATO, w tym Turcji, która jednoznacznie stwierdziła, że jako członek NATO wywiąże się ze swoich zobowiązań.
Więcej informacji na temat rosyjskiej sztuki operacyjnej znajdziesz tu
Zauważa jednocześnie, że „w wypadku nałożenia przez Zachód kolejnych sankcji na Rosję, ta będzie bardzo cierpieć, szczególnie z powodu niskich cen na nośniki energii." Braun stwierdza, że „pomimo tego, iż w tej chwili ropa dochodzi do 100 USD za baryłkę, co jest absolutnie na rękę Putinowi, a przez to Rosja może mieć wrażenie, że poradzi sobie z sankcjami, to właśnie dlatego też tak ważne jest pokazywanie jaki będzie realny koszt netto nałożonych sankcji. Należy podkreślać, że będzie to wysoki koszt ekonomiczny, kulturalny, gospodarczy i wojskowy dla Rosji." Zdaniem profesora „Rosja nie powinna też liczyć na Chiny, gdyż te nie zawierają z nikim partnerstwa. Z tego też powodu sygnał z USA powinien być jasny i wyrazisty."
Braun ocenia, że „niestety sygnały płynące np. z Niemiec nie są pomocne w rozstrzyganiu sytuacji wokół Ukrainy." Zauważa On jednak, że „przerzuty wojsk bardzo mocno obciążają gospodarkę rosyjską. Jednak kluczowe decyzje zapadają na kanwie politycznej nie gospodarczej. Putin chce utrzymać władzę. Chce wzmocnić i skonsolidować swoją władzę. Dał sobie niemalże nieograniczoną kadencję. Jednak na rynku wewnętrznym ponosi same porażki. Wystarczy spojrzeć na to co stało się przez ostatnie 20 lat w Niemczech, Chinach, Japonii, w krajach które rozbudowały kwitnące gospodarki. Natomiast mija 30 lat od upadku ZSRR, a Rosja dalej drepcze w miejscu. Putin zdaje sobie z tego sprawę i dlatego wykorzystuje potrząsanie szabelka i jest gotów ponosić ogromne koszty, aby odciągnąć uwagę od problemów wewnętrznych." Należy w tym miejscu podkreślić, że według Forbes Rosja tylko w styczniu 2022 roku straciła 28 mld USD z powodu polityki Kremla. Za przyczynę spadków na giełdzie uważa się pogłoski o możliwości wybuchu wojny z Ukrainą. Natomiast w tle podkreśla się, że chodzi o nieudane rozmowy dyplomatyczne Rosji z USA i NATO w sprawie gwarancji bezpieczeństwa jakich Rosja oczekuje od Zachodu. Taki stan rzeczy uderza w rosyjskich oligarchów, którzy mogą chcieć zmian na szczytach władzy. Należy jednak zwrócić uwagę, że analitycy ekonomiczni zauważają związek spadków na giełdzie w Moskwie z próbą ratowania sytuacji przez Putina zabiegającego o wsparcie ze strony włoskiego biznesu.
Zobacz też
W kontekście powyższego należy zauważyć głosy płynące z zachodu, w tym podniesione na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ, płynące z NATO, UE, USA, Wielkiej Brytanii oraz, co prawda niejednoznaczne, ale jednak z Niemiec. Niezmiernie istotne znaczenie w tej grze nerwów odgrywają wizyty na Ukrainie przedstawicieli dyplomacji zachodniej do których dochodzi regularnie w ostatnim czasie. W tym tygodniu dojdzie do spotkania w Kijowie prezydenta Turcji Recepa Erdogana z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim. Celem wizyty ma być załagodzenie napięć pomiędzy Ukrainą a Rosją. Prezydent Erdogan będzie rozmawiał z Zełenskim o utrzymaniu pokoju w regionie, powstrzymaniu napięć i zapobieżeniu konfliktu. Ankara planuje zaprosić prezydenta Rosji Władimira Putina do Turcji po zakończeniu zimowych igrzysk olimpijskich, które rozpoczynają się w Pekinie 4 lutego. Według Agencji Reutera, Ankara ma dobre stosunki zarówno z Kijowem, jak i Moskwą, niemniej sprzeciwia się ona rosyjskim działaniom w Syrii i Libii, a także rosyjskiej aneksji Krymu z 2014 roku. W ubiegłym tygodniu Erdogan oświadczył, że atak Rosji na Ukrainę byłby niemądrym posunięciem, a gdyby do tego doszło, to Turcja jako członek NATO zrobi to, co konieczne. Taki sygnał Turcji, jak się wydaje nie pozostawia Moskwie dużego pola manewru.
W dn. 01 luty w Kijowie wizytę złożył premier Mateusz Morawiecki. W tym tygodniu do Kijowa przybędą również: premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson i premier Holandii Mark Rutte. Kijów jest odwiedzany przez ministrów spraw zagranicznych Grecji, UK, Holandii. Planowane są liczne wizyty szefów dyplomacji innych krajów Europy Środkowej. Ministrowie spraw zagranicznych Niemiec, Francji pełnią rolę pośredników w formacie normandzkim, który według ekspertów ma szansę na wskrzeszenie i odegranie ważnej roli w deeskalacji sytuacji.
Zobacz też
Przedstawiciele Polski, USA, Litwy, Francji, Wielkiej Brytanii i innych państw zachodnich podczas poniedziałkowej dyskusji na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ oskarżyli Rosję o zagrażanie porządkowi międzynarodowemu. Rosja, wspierana przez Białoruś oraz częściowo przez Chiny, odrzucała oskarżenia, sama zarzucając Zachodowi wywoływanie paniki. Niemniej jednak pomimo sprzeciwu Rosji i Chin doszło na forum RB ONZ do debaty na temat zagrożenie płynącego ze strony Rosji wobec Ukrainy. Ambasador RP Krzysztof Szczerski ostrzegał, że „działania Rosji stanowią zagrożenie nie tylko dla bezpieczeństwa Europy i mogą mieć globalne konsekwencje, a do tego mogą zachęcić inne rewizjonistyczne mocarstwa do dalszego podważania fundamentów porządku międzynarodowego." Ambasador RP przy ONZ podkreślił, że „to co się dzieje (pomiędzy Rosją i Ukrainą) stanowi bezpośrednie pogwałcenie fundamentalnych zasad zawartych w Karcie Narodów Zjednoczonych.". Ambasador USA Linda Thomas-Greenfield stwierdziła, że obecna sytuacja jest "tak wyraźnym i znaczącym zagrożeniem dla pokoju i bezpieczeństwa, jak tylko sobie można wyobrazić, zaś rosyjska agresja zagraża nie tylko Ukrainie, ale też całej Europie i porządkowi międzynarodowemu, którego strzec ma ONZ." Należy zwrócić uwagę, że przedstawiciel Rosji przy ONZ Wasilij Nebenzia wyszedł w trakcie przemówienia przedstawiciela Kijowa Serhija Kyslyca i w czasie jego przemówienia rozmawiał na zewnątrz z dziennikarzami.
Ważny sygnał popłyną również w dn. 31 stycznia z Komisji Europejskiej, która przyjrzy się zgodności gazociągu Nord Stream 2 z polityką energetyczną UE. „UE zrobi wszystko, by Rosja nie użyła gazu ziemnego jako broni." - oświadczył w poniedziałek przebywający na Ukrainie wiceprzewodniczący KE Valdis Dombrovskis. Przypomniał on, że Nord Stream 2 został na razie wstrzymany. Należy tu jednak wskazać, że nie oznacza to jednak, że certyfikacja NS2 zostanie całkowicie wstrzymana. Biegnący po dnie Bałtyku z Rosji do Niemiec gazociąg Nord Stream 2 został ukończony we wrześniu i czeka obecnie na zgodę regulatorów w Niemczech i UE na dopuszczenie do eksploatacji. Podczas spotkania z prezydentem Ukrainy Wołodomyrem Zełenskim Dombrovskis powiedział, że KE planuje zatwierdzić we wtorek pakiet pomocy finansowej dla Ukrainy w wysokości 1,2 mld euro. Polityk podkreślił również „niewzruszone wsparcie bloku dla suwerenności i terytorialnej integralności Ukrainy w obliczu rosyjskiego zagrożenia.". Sygnał KE jest ważny, ale wydaje się, że mimo wszystko na obecną chwile nie rozstrzyga jednoznacznie o przyczynie obecnego napięcia na linii Moskwa – Kijów, tj. NS2, postrzeganego jako projekt zagrażający bezpieczeństwu Europy.
Zobacz też
Wydaje się jednak, że dyplomatyczną układankę Moskwy, dotychczas nieźle funkcjonującą, rozsypał, zdymisjonowany w trybie pilnym, były dowódca marynarki wojenne Niemiec admirał Kay-Achim Schoenbach, który wywołał skandal słowami o konflikcie ukraińskim. Zdaniem wielu komentatorów admirał Schoenbach wyraził, w sposób zamierzony lub nie, stanowisko elit politycznych Niemiec, co budzi poważne wątpliwości co do intencji Niemiec w zakresie bezpieczeństwa w Europie. Sytuacje próbuje ratować prasa Niemiecka, która z jednej strony punktuje „słabość" rządu RFN wobec Rosji, a z drugiej strony nie wypowiada się jednoznacznie o NS2 jako zagrożeniu dla bezpieczeństwa w Europie. Rację mają natomiast Ci, którzy uważają, że głosy płynące z prasy niemieckiej o romantycznej sympatii Bundeswehry do Rosji są jedynie kwiatkiem do kożucha. Wiadomym jest, że Rheinmetall zrealizował kontrakt o wartości około 100 - 120 mln Euro na budowę centrum szkoleniowego dla wojsk pancernych i zmechanizowanych na poligonie Mulino w pobliżu Niżnego Nowogrodu. Wszelkie próby zestawienia tamtego wydatku z 5 tys. hełmów planowanych do przekazania Ukrainie w obliczu potencjalnego ataku przez Rosją, mijają się z międzynarodowymi zasadami zachowania status quo pomiędzy państwami. Natomiast wypowiedź z dn. 01 lutego szefa współrządzącej w Niemczech SPD Larsa Klingbeila dla telewizji ARD, że „eskalacja na granicy rosyjsko-ukraińskiej jest winą Rosji, a zadaniem jest teraz znalezienie pokojowego rozwiązania", jest tylko i wyłącznie wypowiedzią współprzewodniczącego SPD, a nie kanclerza Niemiec Olafa Scholza. Należy odnotować, że Scholz w poufnym spotkaniu SPD nie uczestniczył. Kwestia powstrzymania NS2, zarzewia eskalacji napięcia w Europie, w dalszym ciągu nie doczekała się jednoznacznego stanowiska ani kanclerza Scholza, ani prezydenta Franka-Waltera Steinmeier'a. Słyszane są natomiast głosy byłego kanclerza Gerharda Schrodera (SPD), który broni Rosji i działa na rzecz uruchomienia NS2.
Mając natomiast na uwadze rosyjskie dążenia do odbudowy stref wpływu, należy zauważyć w kontekście, jak to wszystko wskazuje, dysfunkcji rosyjskiej dyplomacji wobec rozwiązania napięcia wobec Ukrainy (czego przyczyną jest dążenie Rosji do uruchomienia NS2), pewne zdarzenia jakie miały miejsce w czasach ZSRR. System sowiecki od samego początku borykał się z licznymi wyzwaniami, a choroby jego kolejnych przywódców wyglądały jak jego uosobiona agonia. Kremlowscy władcy na ogół trzymali się kurczowo „tronu", a stan ich zdrowia próbowano nieudolnie ukrywać przed opinią publiczną. W tle rozgrywała się na Kremlu brutalna walka o sukcesję. Zastępy lekarzy były bezradne przez dwa i pół roku wobec zdrowia Włodzimierza Lenina. Józef Stalin leżał kilkanaście godzin bez pomocy.W późniejszych latach przez Związek Radziecki przetoczyły się trzy wielkie pogrzeby: Leonida Breżniewa, Jurija Andropowa i Konstantina Czernienko.
Zobacz też
Co ciekawe każdy z nich próbował podejmować do końca decyzje polityczne, będąc świadomym, że stopniowo jest odsuwany na boczny tor władzy. Dręczyły ich bezsenność, niepokój i natręctwa. Walka o władzę w ZSRR zawsze była bezwzględna, jak np. podczas agonii Stalina oraz po jego śmierci. Berię na śmierć posłali wkrótce jego partyjni rywale. Malenkow władzę sprawował zbyt krótko, by na Kremlu doczekać starości. Podobnie Nikita Chruszczow - choć warto wspomnieć, że w 1964 r. usunięto go ze stanowiska właśnie m.in. pod pretekstem złego stanu zdrowia. Pamiętać należy, że opozycjonista Andriej Sacharow nazwał dopiero Michaiła Gorbaczowa „pierwszym normalnym przywódcą rosyjskim". Gorbaczow niejako wbrew swej woli uruchomił procesy, które w ciągu paru lat doprowadziły ZSRR do śmierci z przyczyn naturalnych. Ten najmłodszy radziecki przywódca od czasu Stalina nie zdążył się na swoim stanowisku zestarzeć. Z Kremla wypchnął go jego równolatek i krytyk jeszcze z czasów pierestrojki: Borys Jelcyn, który borykał się z problemami zdrowotnymi. Polityczną próżnię wypełnią z namaszczenia Jelcyna ludzie tacy jak Władimir Putin - najpierw szef FSB (spadkobierczyni KGB), a dopiero potem premier. 31 grudnia 1999 r. Jelcyn zrzekł się prezydentury, de facto czyniąc Putina swoim następcą. Putin jako prezydent nie bez powodu latami budował image okazu zdrowia. Nieoficjalnie mówi się jednak o problemach zdrowotnych prezydenta Putina. Mimo to wiele wskazuje, że zdrowie nie stanie prezydentowi Putinowi na drodze. Czy zatem, jak się wydaje, obserwowana pewnego rodzaju dysfunkcja rosyjskiej dyplomacji na arenie międzynarodowej, oraz rosnące problemy wewnętrzne, w tym gospodarcze, przyczyni się do wymuszonych zmian na szczytach władzy? Kto zostałby zmieniony pierwszy? Pozycja prezydenta Putina raczej jest niezagrożona, przynajmniej do czasu, kiedy ma realną władzę. W wypadku dalszych niepowodzeń dyplomatycznych można spodziewać się, że mogłoby dojść do zmiany szef dyplomacji FR Sergieja Ławrowa, który do znudzenia stosuje te same metody oddziaływania na społeczność międzynarodową. Wydaje się jednak, że pierwszych który zostanie odsunięty od władzy będzie Łukaszenko, co pozwoli Putinowi na uspokojenie sytuacji i odsunięcie w czasie piętrzących się problemów.
W kontekście powyższego należy zwrócić uwagę na ostatnie wypowiedzi samego Łukaszenki, który to np. ogłasza w mediach, że „Ze zdziwieniem przeczytałem, iż nastąpiła okupacja Białorusi. Rosja i Białoruś szykują się do ćwiczenia Związkowa Stanowczość 2022, w których to udział weźmie do 80 tys. rosyjskich żołnierzy. Dopóki ja jestem prezydentem i generałem nie dopuścimy do okupacji Białorusi. Nigdy do tego nie dojdzie ani z prawej, ani z lewej, ani od zachodu, ani od wschodu, północy i południa."
Zobacz też
W tym miejscu warto jednak przytoczyć słowa Pawła Felgengauera, który to uważa, że „Dyslokowane na Białorusi wojska prawdopodobnie mają równoważyć siły NATO. Białoruś wojskowo jest teraz bardzo słaba i ma niski budżet obronny. Łukaszenko roztrwonił pieniądze na KGB i siły specjalne i polega wyłącznie na systemie policyjnym. Teraz nie jest w stanie zmobilizować obywateli, gdyż oni trzymają mu nóż na gardle, dlatego musi polegać na siłach rosyjskich, które pozwalają mu suplementować armię. Na ludzi nie może on zbytnio liczyć."
W podobnym tonie wypowiada się Sierhier Pielasa niezależny analityk międzynarodowy z Biełsat TV. Zauważa on, że „Łukaszenko zapędził się w swojej wierności sojuszniczej wobec Rosji. Wszedł głęboko w status wasala wobec Putina, aż sam się tego przestraszył. Wygląda na to, że sprawy zaszły dalej jak Łukaszenko chciał przed laty."
Pielasa podkreśla, że „Łukaszenko realnie nie boi się NATO" (wie, że NATO nie zaatakuje). Dodaje, że „gdzieś może jest strach psychologiczny, ale realnie on rozumie, że nie ma wystarczających sił aby się przeciwstawić. Próbuje jednak wykręcić się z tego że rosyjskie wojska są na Białorusi i o dziwo tłumaczy się przez Zenonem Paźniakiem, który jest na emeryturze politycznej." Pielasa zastanawia się jednak dlaczego Łukaszenko wrócił do języka białoruskiego podczas spotkania z pracownikami białoruskiej akademii nauk. W trakcie spotkania Łukaszenka stwierdził, że „Język rosyjski znamy lepiej jak białoruski. Tak się złożyło, ale w ślad za rosyjskim musi iść białoruska mowa. Nie wolno zapominać swojego języka. Jeżeli nie będziemy znać białoruskiego języka to nie jesteśmy Białorusinami."
Zobacz też
Pielasa uważa, że nie jest to nagła miłością do języka, ale rzadką i cyniczną deklaracja Łukaszenki, który chce przekonać wahającą się część społeczeństwa do przejścia na stronę reżimu lub przynajmniej do rezygnacji wsparcia opozycji. Zdaniem Pielasa jest to grupa ok 20-30% społeczeństwa, o których poparcie Łukaszenka zabiega. Tej umiarkowanej grupy społeczeństwa, która jest mu potrzebna przed referendum, co należy odczytywać jako bardzo ryzykowną kampanię polityczną.
Jak wiadomo w dn. 27 lutego br. odbędzie się na Białorusi referendum konstytucyjne, co potwierdza sam Łukaszenka. Projekt zakłada istotną przebudowę systemu władzy na Białorusi. Organem konstytucyjnym ma zostać Ogólnobiałoruskie Zgromadzenia Narodowe zyskujące szerokie kompetencje kosztem prezydenta i rządu. Właśnie to ograniczenie władzy miałoby wywoływać pewne obawy Łukaszenki, który twierdzi, że „referendum może być odwołane tylko w przypadku wybuch wojny." Należy pamiętać, że na referendum nalega Moskwa, ale nie jest one na rękę Łukaszence, niemniej musi je przeprowadzić. W ten sposób chce zadowolić Kreml i zapłacić Putinowi za udzielone wsparcie polityczne i finansowe, jakie Łukaszenka otrzymał po ostatnich sfałszowanych i przegranych wyborach. Łukaszenko liczy, że referendum pozwoli mu zapewnić legitymizacji władzy, a przez to przekonać część zachodniego społeczeństwa do dialogu. Tylko kto będzie chciał rozmawiać po pierwsze z nieuznawanym dzisiaj dyktatorem, a po drugie dyktatorem, którego realna władza będzie marginalna. Czy jest to plan Putina na czasowe wyjście z sytuacji do której sam doprowadził wokół Ukrainy? Czy też może rosyjski biznes, który może stracić miliardy dokona zmiany Putina? Czy zatem odpowiedź w dalszym ciągu pozostaje w Berlinie? Należy czekać na wypływ informacji z poufnego spotkania SPD do którego doszło bez udziału kanclerza Scholza. Wydaje się jednak, że w obliczu zdecydowanych sygnałów płynących z USA, NATO, UE oraz silnego sygnału jaki popłynął ze strony Wielkiej Brytanii, Polski i Ukrainy, oraz innych państw regionu, dyplomacja niemiecka pogrąży dyplomację rosyjską (Ławrowa), która to dla zachowania twarzy poświęci Łukaszenkę. Dalej jednak pozostanie kwestia NS2.
WIDEO: "Żelazna Brama 2025" | Intensywne ćwiczenia na poligonie w Orzyszu