Geopolityka
Rok 2021: czas na "strategiczną refleksję" [OPINIA]
Miniony 2020 r. skończył się na naszych oczach niedokończoną walką z pandemią. Jednakże, zbyt łatwym byłoby umowne zepchnięcie wszystkiego co działo się w sferze bezpieczeństwa i obronności na kwestie związane z wirusem SARS-CoV-2. Tym samym, być może, czas na szerszą „refleksję covidową” względem kolejnych lat. Uznając, że żyjemy w wymagającym świecie, który będzie nacechowany większym poziomem rywalizacji, partykularyzmów i przede wszystkim możliwości użycia sił zbrojnych lub innych form aktywności zbrojnej (od najemników po domenę cyber).
Miniony 2020 r. zapamiętamy w znacznym stopniu jako rok pandemii, szczególnie jeśli chodzi o bogaty Zachód. Jednakże, za samymi emocjonalnymi diagnozami można go również postrzegać w kategorii katalizatora, przyspieszającego zmiany w relacjach pomiędzy mocarstwami i to nie tylko tymi globalnymi (USA i Chiny). Sytuacja stała się bowiem pogmatwana, być może o wiele bardziej niż pod koniec 2019 r., chociażby w przypadku Morza Śródziemnego (ze wschodnią częścią tego akwenu na czele).
Nowe rozdania w jak zawsze skomplikowanej grze interesów widać na Bliskim Wschodzie. Gdzie ewidentnie część klasycznych ujęć, stosowanych jeszcze na początku tego wieku, wysoce się zdezaktualizowała (niezależnie jak oceniamy rolę amerykańskiej dyplomacji, a na ile prym wiodą partykularne rozważania w stolicach poszczególnych państw). Mając na uwadze rozwój bloków interesów skupionych wokół polityki Turcji, Iranu i wrogich im państw regionu. Pamiętajmy tak w ogóle, że odchodzący rok zaczął się od eliminacji gen. Sulejmaniego i obecnie niejako kończy się również napięciem w relacjach z Iranem (m.in. po ataku na doktora Fakhrizadeha).
Czytaj też: „Pułapka Fakhrizadeha” [KOMENTARZ]
Można skonstatować, że dopiero dziś dostrzegliśmy, że terroryzm ewidentnie nie był nigdy wyzwaniem strategicznym, co raczej operacyjnym. Jedynie nasze zasoby medialne wprzęgły Al-Kaidę czy tzw. Państwo Islamskie (Da`ish) w rolę globalnych graczy, mogących sterować przeobrażeniem świata.
Pandemiczna refleksja może być tu ciekawym elementem dłuższego przewartościowania priorytetów. Szczególnie, że jakby nie oceniać samych decyzji Stanów Zjednoczonych, to trzeba zauważyć i odnotować dążenie do wyjścia z Afganistanu, Iraku czy też Somalii. Kosztowne operacje antyterrorystyczne są bowiem obciążeniem dla ważniejszej rywalizacji z innymi mocarstwami. Tym samym, rodzi się sygnał, że musi nastąpić zmiana w formułowaniu strategii obecności międzynarodowej w rejonach występowania kluczowych aktorów niepaństwowych, posługujących się częstokroć narzędziami terrorystycznymi. O wiele więcej może być wymagane od własnych, lokalnych sił, a także formacji PMC i struktur najemniczych. Tyle, że z mniejszym medialnym rozmachem, jak to miało miejsce w przypadku Iraku po 2003 r. - swoisty syndrom sukcesu rynkowego Blackwater. W tym miejscu należy zauważyć rolę i znaczenie modelu obecności rosyjskiej w Afryce. Jak również można odwołać się do aktywności Zjednoczonych Emiratów Arabskich w konflikcie libijskim.
Co więcej, to właśnie 2020 r. chyba najbardziej wprowadził na salony problemy związane z potrzebą zabezpieczenia łańcuchów dostaw podstawowych w kryzysie dóbr. Trzeba zauważyć, że już nie tylko dyskutujemy jak zaopatrzyć się w surowce energetyczne czy też szerzej surowce, ale również jak istotne jest dysponowanie zapleczem przemysłowym na potrzeby szerszej odporności społeczeństw. Interesującym przykładem stała się w dobie pandemii rola amerykańskich analiz wokół mobilizacji przemysłu na bazie Ustawy o produkcji wojennej.
Generalnie szereg państw zauważyło, że kryzysy to nie tylko punktowe i ograniczone pod względem skali działania, ale możliwość swego rodzaju rażenia całej populacji (kinetycznego lub pośredniego). Do tego zaś potrzebne jest skonstruowanie zasobów wojska, służb pozawojskowych i przede wszystkim uzyskanie przewagi przemysłowej lub chociażby dysponowania szczątkowym potencjałem własnym, umożliwiającym jakąś formę przetrwania pierwszego uderzenia. Chyba nauka i technologia, jako taka, będzie odczuwała pandemię, w sensie pozytywnym, najdłużej. I widać to już od kwestii farmacji, poprzez technologie cyfrowe, aż po bezzałogowe statki powietrzne. Pandemia włączyła odporność państwa na nowy poziom, już nie tylko widziany z perspektywy kolejnych dokumentów, debat eksperckich i jałowych najczęściej konferencji naukowych, które nie przekładały się na konkretne działania.
Czytaj też: Chiny ćwiczą mobilizację gospodarki
Patrząc z naszej polskiej perspektywy nadszedł czas, żeby nie strasząc (jak zrobiono to chociażby w sferze zagrożeń terrorystycznych) i nie wykluczając (wskazując, że to tematyka tylko dla wąskiego grona profesjonalistów i służb) zacząć rozmowę o bezpieczeństwie w XXI w. Nasza mała dywidenda pokoju z lat 1999-2019 wymaga bowiem zredefiniowania. Szczególnie, że zostaniemy postawieni w obliczu rywalizacji amerykańsko-chińskiej na pełną skalę i to niezależnie czy w Białym Domu będzie Joe Biden czy ktokolwiek inny. NATO wymaga transformacji i w żadnym razie nie będzie to łatwy proces, biorąc pod uwagę chociażby postawę Turcji czy nawet Francji. W „covidowym stanie uśpienia” jest również sprawa presji migracyjnej.
W tym ostatnim przypadku musimy zdać sobie sprawę z czegoś bardzo trudnego na polskim gruncie, a więc zauważenia szerszego spektrum wydarzeń światowych, innych niż nasze najbliższe otoczenie europejskie. Bowiem, pandemia oraz liczne konflikty (trwające lub pozostające w złudnym zamrożeniu) będą implikowały próby dostania się do umownej bogatej północy, na czele z Europą. Spójrzmy chociażby na samą Afrykę i miałkość naszej krajowej dyskusji nad długofalowymi skutkami problemów w takich państwach jak Etiopia, Maroko, Libia, Somalia, Republika Środkowoafrykańska, … itd. Dostrzegamy trasy przerzutu nielegalnych migrantów czy też emocje wokół politycznych aspektów skutków presji migracyjnej, ale jednocześnie nie traktujemy poważnie źródeł oraz długofalowych procesów kształtujących szersze niż lokalne bezpieczeństwo (nie deprecjonując oczywiście i takiej perspektywy). Konkludując, 2020 r. to najlepszy punkt odniesienia, żeby zacząć naukę spraw międzynarodowych.
Co więcej, już chyba nikt nie kwestionuje faktu, że po argument siły można sięgnąć w XXI w. i to bez większych konsekwencji międzynarodowych. To zaś może nam sugerować, iż twarda polityka podparta grą interesów, partykularyzmami i przede wszystkim przewagą militarną oraz technologiczną będzie wyznaczała kolejne lata. Nie stanowiąc płaszczyzny debaty filozoficznej, ale wykazując konkretne wymagania praktyczne w sferze bezpieczeństwa i obronności. Jeśli nadal nie chcemy tego przyjąć na gruncie europejskim, uznając się za ostoję bezpieczeństwa (zapewne z dużą dozą przesady i idealizmu, co pokazała sprawa zajęcia Krymu i wojna na Ukrainie) to warto chociaż zauważyć sytuację w rejonie Indo-Pacyfiku. Indie, mocarstwo o aspiracjach przynajmniej regionalnych, obecne w branży IT, technologiach kosmicznych, dysponujące olbrzymim zapleczem terytorialnym i ludzkim nagle musiało się skonfrontować z Chinami.
Nie chodzi nawet o te przysłowiowe walki na pięści i kije w wysokogórskim rejonie rozgraniczenia obu państw (które były zarzewiem całego późniejszego napięcia), co raczej mniej efektowne prace prowadzone w biurach strategów i planistów indyjskich. Odkładane reformy sprzętowe New Delhi i wyspowa modernizacja nagle zaczęła rodzić realne konsekwencje. Co więcej, strona chińska z lubością przypominała Indiom dysproporcje w zakresie przygotowania sił zbrojnych obu państw. Szczególnie, gdy chociażby należało w trybie wręcz bojowym zgromadzić zasoby ISTAR strony indyjskiej w spornych rejonach. Niestety chciałoby się zapytać czy nie brzmi to nader znajomo, być może aż nadto.
Wracając do czynnika siły to 2020 r. pozostanie nam w głowach (poza pandemią) pod znakiem rosnących budżetów na obronność i to nawet pomimo problemów związanych z SARS-CoV-2 lub właśnie dlatego, że była pandemia. Nie bez przyczyny wielu decydentów na świecie wskazuje, że zbrojenia są wymogiem dzisiejszego świata, charakteryzującego się niestabilnością i wysokim prawdopodobieństwem wybuchu kryzysu (w tym konfliktu zbrojnego). Oczywiście, trzeba przy tym dostrzegać, że pieniądze na zbrojenia są dokładniej oglądane pod względem sposobu wydatkowania. Znów odchodząc od stricte Europy, zauważmy, że nie dziwi tendencja, że od Australii po Indie, od Azji po Bliski Wschód coraz głośniej mówi się o włączaniu własnych przemysłów zbrojeniowych. Różnicą w tej sferze jest pilne dozbrajanie się w zakresie tego co jest niezbędne niejako na dziś, a tu widać, że korzystają kluczowi gracze na czele ze Stanami Zjednoczonymi. Waszyngton za sprawą administracji Donalda Trumpa, niejako rzutem na taśmę, w ostatniej chwili dąży do zapewnienia intratnych (pod względem finansowym i strategicznym) kontraktów z Republiką Chińską na Tajwanie, Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi czy też Marokiem.
Lecz na rynku uzbrojenia 2020 r. pokazał również, że nie ma przysłowiowych świętości. Spójrzmy bowiem chociażby na przestrzeń bezzałogowych statków powietrznych (BSP), gdzie Chiny coraz głośniej aspirują o rolę kluczowego gracza ze swymi Wing Loong II czy najnowszym pomysłem w postaci eksportowych możliwości Golden Eagle. Tym bardziej, że toczące się konflikty w Libii, Jemenie, a może przede wszystkim Górskim Karabachu potwierdzają, iż nie mówimy o rewolucji dronowej w przyszłości lecz już dawno jesteśmy w jej środku.
Czytaj też: Koniec dobrego roku dla chińskich dronów
Konkludując, być może trudno dziś jeszcze nam emocjonalnie wyjść poza samą pandemię, która dotyka niemal każdego z nas. Jednakże, rolą pogłębionej debaty o bezpieczeństwie i obronności musi być ewidentnie rozszerzenie zakresu dostępnych narracji istniejącej w Polsce. Przy założeniu, że nie ma jednej, idealnej odpowiedzi na wszelkie problemy związane z naszym bezpieczeństwem. O rząd dusz walczą bowiem dwa nader silne podejścia, bazujące z jednej strony na sprowadzaniu bezpieczeństwa do flanki wschodniej NATO i to w wersji wysoce wąskiego geograficznie podejścia. Jak również, systemu opisu globalnych wydarzeń opartego na niejako sprawdzonych i pewnych zasadach, pasujących do wszystkich okresów. Nie negując wkładu obu trendów w rozwój debaty intelektualnej, być może należy spróbować je systematycznie poszerzać. Skupiając uwagę na własnych krajowych doświadczeniach, ale wzbogacanych przez lekcje jakie płyną z innych państw świata, poza Stanami Zjednoczonymi, czy Chinami.
"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie