Reklama

Geopolityka

„Przeceniamy siłę Rosjan w Afryce” [WYWIAD]

Siły rosyjskie eskortujące ludność uciekającą z terenu walk. Fot. mil.ru

O francuskich priorytetach w Afryce, potencjalnej roli NATO oraz o faktycznej pozycji Rosji i Grupy Wagnera na tym kontynencie dr Robert Czulda rozmawia z Emmanuelem Dupuyem – dyrektorem ośrodka analitycznego IPSE (Institut Prospective & Sécurité en Europe) z siedzibą w Paryżu, Brukseli i Rabacie.

Reklama

Wojna na Ukrainie - raport specjalny Defence24.pl

Reklama

Nasza poprzednia rozmowa dla Defence24.pl odbyła się w czerwcu 2021 roku. Wtedy atmosfera była zupełnie inna – Francuzi intensyfikowali swoje działania na Sahelu, a do operacji dołączały kolejne państwa. W tamtym okresie coraz częściej mówiło się, że także polscy żołnierze mogliby przyłączyć się do międzynarodowej operacji Takuba. Obecnie sytuacja jest inna, dużo bardziej niekorzystna. Co się stało?

Zgodzę się z diagnozą, że sytuacja uległa zmianie, ale nie zgodzę się, że jest gorzej. W regionie doszło do istotnych zmian politycznych, które wymusiły na społeczności międzynarodowej, by ta dokonała zmiany w swojej polityce. Przykładowo, jeśli nowe władze Mali nie chcą u siebie sił międzynarodowych to mają do tego prawo. Być może gdyby w kraju odbyły się wolne wybory to sytuacja byłaby inna, ale doszło do przewrotu. Podobnie jest w sąsiednim Burkina Faso. Francja nie chciała opuszczać tych państw, ale została do tego zmuszona.

Reklama

Czytaj też

Po drugie, trzeba zauważyć, że obecnie grupy terrorystyczne działają już nie tylko w środkowej części Sahelu. W rezultacie zarówno Francja jak i społeczność międzynarodowa musiały dokonać zmian i zwiększyć zaangażowanie w takich państwach jak Wybrzeże Kości Słoniowej, Benin, Togo, czy też Ghana. To ogłosił niedawno prezydent Macron w swojej nowej strategii dla Afryki. Nie doszło do implemenetacji kroku, który jeszcze niedawno był dyskutowany. Mowa tutaj o zamknięciu trzech lub nawet czterech baz wojskowych w regionie, w tym w Senegalu, Gabonie, Dżibuti oraz w Wybrzeżu Kości Słoniowej. Niemniej jednak francuska obecność zmienia się – ma być lżejsza i bardziej mobilna niż do tej pory. Francja w Afryce jednak pozostanie.

Czytaj też

Po trzecie, w regionie aktywna już nie jest jedynie Francja. Dobrą ilustracją tego trendu jest wspomniana europejska misja Takuba. Została zaplanowana jako wspólna inicjatywa państw Europy. To również zwiększona obecność wojskowa Stanów Zjednoczonych. Nie można zapominać też o NATO, choć to oczywiście niezbyt istotny aspekt działalności Sojuszu. Zwiększenie zainteresowania Afryką – w ramach „południowego filaru" potwierdzono podczas szczytu NATO w Madrycie w czerwcu 2022 roku. O zaangażowanie w region zabiegała Hiszpania, która chce, aby NATO włączyło się w zwalczanie terroryzmu oraz nielegalnej migracji. W dyskusjach porusza się możliwość aktywniejszego działania NATO w Somalii oraz włączenia się w zwalczanie piractwa w Zatoce Gwinejskiej.

Istotną zmianą jakościową w regionie jest wyraźne pojawienie się Rosjan, którzy sprawnie uzyskali szereg przyczółków w Afryce. Jak patrzy na to Paryż?

Nie zgodziłbym się z narracją, że w Afryce rosyjska obecność jest znaczna. Silna jest jedynie wolna Rosji, by być obecnym. Nie oznacza to, że w praktyce ma ona jakieś istotne znaczenie. Wojna na Ukrainie sprawia, że Rosjanie nie są w stanie rozwinąć swoich struktur w Afryce. Weźmy za przykład Republikę Środkowoafrykańską. Przed wybuchem wojny w lutym ubiegłego roku w tym państwie było około 2,5 tysiąca rosyjskich „instruktorów", a więc w praktyce pracowników Grupy Wagnera. Obecnie to raptem 800 osób. Ta sama sytuacja ma miejsce w Mali i innych miejscach. Według naszych danych Grupa Wagnera obecna jest w 18 z 54 państw Afryki. Nie znaczy to jednak, że Rosja ma spójną strategię względem Afryki i wie, co chce tam osiągnąć.

Czytaj też

Powiem otwarcie – nie wycofaliśmy się z Mali, bo zostaliśmy wypchnięci przez Rosjan. Miejscowe władze wykorzystały sytuację, by zaprosić Rosjan. Nie wiadomo też, jaka jest przyszłość rosyjskiej obecność w Afryce, bowiem ta oparta jest na wspomnianej Grupie Wagnera. Jewgienij Prigożin jest dla Kremla w coraz większym stopniu problemem niż pomocą. Grupa Wagnera ma własne cele, które nie zawsze są spójne z tymi, które realizuje Kreml i rosyjskie Ministerstwo Obrony.

Czytaj też

Innymi słowy – przyjęliśmy pozycję wyczekującą. Czekamy, aż rządy, które nas wyprosiły, poproszą, byśmy wrócili. Raz jeszcze odnieśmy się do przykładu Republiki Środkowoafrykańskiej. Francja wycofała się z tego kraju i zakończyła operację „Sangaris" w październiku 2016 roku. W grudniu tego samego roku Rosja przekazała miejscowym władzom broń lekką. A teraz? Prezydent Faustin-Archange Touadéra przyjął amerykańską propozycję, która zakłada wyrzucenie z kraju Grupy Wagnera i obecność jednostek amerykańskich. Jeszcze pół roku temu nikt nie założyłby, że Touadéra będzie usuwał z kraju Rosjan.

Francja ma realną szansę na powrót?

To oczywiście zależy od kraju. Największe szanse są na to w Burkina Faso – wątpię, aby miejscowy rząd zdecydował się poprosić Grupę Wagnera, by ta aktywnie włączyła się w działania na dużą skalę. Mniejsze nadzieje wiążę z Mali, gdzie sytuacja ulega systematycznemu pogorszeniu. Miejscowe wojsko nie chce oddać władzy.

Czytaj też

A Demokratyczna Republika Kongo? Pojawiają się doniesienia o rosnącym kursie na Rosję miejscowych władz. Z drugiej strony nie brak informacji o przybyciu do kraju sił amerykańskich.

Niewątpliwie w kraju dochodzi do prywatyzacji instrumentów wojskowych, które prezydent Félix Tshisekedi potrzebuje do walki nie z miejscowymi rebeliantami, ale sąsiednią Rwandą. W regionie działają siły Wagnera, ale także są inne firmy. Są informacje o obecności kontraktorów z Bułgarii i Rumunii.

Czytaj też

Jeśli dobrze rozumiem – rosyjska obecność w regionie jest faktem, ale jednocześnie nie stanowi ona istotnego wyzwania, lecz bardziej to efekt medialnego szukania sensacji?

Uważam, że przeceniamy rosyjską zdolność do torpedowania europejskiej, w tym francuskiej, pozycji w regionie. Siła Grupy Wagnera jest w praktyce mniejsza niż wynika z wielu medialnych doniesień. Nie da się zbudować długofalowej współpracy z afrykańskimi państwami jedynie za sprawą najemników. Nie jestem nawet przekonany, czy Grupa Wagnera w ogóle przetrwa wojnę na Ukrainie.

Czytaj też

Dlaczego Rosjanie zyskali w Afryce na atrakcyjności? Może jednak powinienem zapytać inaczej – skąd te antyfrancuskie nastroje?

To w dużym stopniu efekt skutecznej kampanii propagandowej, która trafiła na podatny grunt. Sami też popełniamy błędy – nie zawsze działamy odpowiednio i nie zawsze przykładamy odpowiednie znaczenie do toczącej się „wojny reputacyjnej". Antyfrancuskie hasła to w dużym stopniu element gry politycznej i cynizmu niż faktycznych przekonań. Raz jeszcze odwołajmy się do przykładu Republiki Środkowoafrykańskiej.

Czytaj też

Antyfrancuska retoryka używana jest przez różnych polityków, którzy w taki sposób chcą zdobyć społeczne poparcie. Weźmy za przykład Senegal, gdzie prezydentem jest Macky Sall. Jego politycznym rywalem jest Ousmane Sonko, który wykorzystuje antyfrancuską narrację, choć sam nie jest politykiem antyfrancuskim. Dlaczego tak robi? Bo prezydent Sall ma dobre relacje z Francją, więc Sonko – by się odróżnić – krytykuje te stosunki. Bardzo podobnie wygląda sytuacja w Czadzie, gdzie prezydentem jest Mahamat Déby, a jego krytykiem jest Succès Masra. Ten drugi jest proamerykański, ale na potrzeby wewnętrzne stosuje krytykę Francji – to narracja popularna nie wśród elity, ale wśród społeczeństwa. Francja to łatwy kozioł ofiarny.

Niemniej jednak utrata przez Francję cennych przyczółków wojskowych w regionie jest faktem. Wcześniej Francuzi wspierali lokalne rządy w walce z dżihadystami. Teraz miejscowe, słabe władze, pozostały z tym wyzwaniem same. Gdzie tu logika?

Ruchy te stanowią decyzje miejscowych rządów, które uznały, że tak będzie dla nich lepiej. Nie żyjemy już w latach siedemdziesiątych, kiedy moglibyśmy decydować za nich. Usuwając nas miejscowe rządy przygotowują sobie grunt do rozmów z grupami, z którymi wcześniej walczyli. Tego rodzaju dialog z dżihadystami nawiązano w Mali i Burkina Faso. Jednocześnie brak naszej obecności pozwolił władzom w Mali na rozpoczęcie walk przeciwko Tuaregom.

Czytaj też

Gdzie obecnie są siły francuskie?

Około 350 żołnierzy stacjonuje na Wybrzeżu Kości Słoniowej, tyle samo w Senegalu i nieco mniej w Gabonie. 1,4 tysiąca Francuzów stacjonuje w Dżibuti. W Czadzie mamy około 1,2 tysiąca żołnierzy, a w Nigrze około 800-1000. Żołnierze z prowadzonej wcześniej w Mali operacji „Barkhane" zostali rozesłani do innych baz w regionie. Około 40-50 żołnierzy jest w Beninie i tyleż samo w Togo.

Czytaj też

Sytuacja dżihadystyczna zdaje się stawać coraz gorsza – nie brak doniesień o rozlewaniu się problemu na kolejne państwa regionu, w tym Ghanę, Benin, Wybrzeże Kości Słoniowej, Gwineę i Senegal. Czy to prawdziwy obraz?

Tak, zagrożenia ewoluują i rozszerzają się na południe. Punkt ciężkości dżihadyzmu nie znajduje się już na obszarze granicy pomiędzy Nigrem, Burkina Faso a Mali. Miejscem o rosnącym zagrożeniu jest północno-wschodnia część Wybrzeża Kości Słoniowej, północno-zachodnie Togo, północno-zachodnia Gwinea. W regionie działają różne grupy, w tym Państwo Islamskie oraz Al Kaida. Dostrzec można jednak trend stawiania na struktury lokalne. Przykładowo, coraz więcej Burkińczyków chce utworzyć własne filie międzynarodowych organizacji dżihadystycznych. Podobnie jest w Nigrze.

Czytaj też

W większości przypadków siły zbrojne poszczególnych państw są niezdolne do ich zatrzymania. Czasem dowódcy wojskowi są bardziej zainteresowani polityką i walką o władzę niż zwalczaniem zagrożeń dżihadystycznych. Państwa te są również słabe, a ich rządy nie mają społecznego poparcia. Nie jest tajemnicą, że wielu z miejscowych polityków doszło do władzy w sposób niedemokratyczny. Na tym tle wyróżnia się Senegal. Kraj doświadcza niewielkiej liczby ataków, co wynika z faktu, że prezydent Macky Sall ma dobre relacje z własnym wojskiem.

Wrócę jednak do mojej myśli – czy w sytuacji zagrożenia dżihadystycznego państwa regionie nie powinny być bardziej profrancuskie lub proamerykańskie?

Nie, zdecydowanie nie. Chociażby dlatego, że Francuzi i Amerykanie nie są jedynymi, którzy mogą wesprzeć afrykańskie rządy w walce. Tak było dwadzieścia lat temu. Teraz wiele państw oferuje im swoje wsparcie. To chociażby Izrael, Turcja, Iran, państwa Zatoki Perskiej, Maroko, Hiszpania, Włochy, Niemcy.

Czytaj też

Tacy ludzie, jak prezydent Ibrahim Boubacar Keïta w Mali, Roch Marc Christian Kaboré w Burkina Faso, czy nawet Alpha Condé w Gwinei, byli szczerze zainteresowani działaniem na rzecz zwalczania dżihadyzmu. Desygnowali to zadanie na nas, jednocześnie oczekując, że nie będziemy naciskali na wprowadzenie demokracji. Teraz sytuacja jest inna – ich rządy zostały obalone przez wojskowych. Było to tym łatwiejsze, że te nie były demokratyczne. Junty wojskowe uważają, że terroryzm i rebelianci wcale nie stanowią kluczowego problemu. W ich odczuciu priorytetem jest budowa pokoju.

Oznacza to, że wielu z partyzantów, którzy teraz są zwalczani, w przyszłości będą partnerami w rozmowach, a nawet w rządzie. Taki scenariusz nie potrzebuje obecności obcych sił. W przypadku takich państw jak Mali istotny jest także czynnik nacjonalistyczny – rząd w Bamako jest przekonany, że sam jest w stanie poradzić sobie z problemami i nie potrzebują do tego obcych. Przykładem przeciwnym jest z kolei sąsiedni Niger, który jest bardzo chętny współdziałać z partnerami zagranicznymi. Podobnie jest w Czadzie.

A Iran? Jaką rolę może odgrywać?

Iran jest obecnie partnerem Algierii – Teheran oferuje Algierii pomoc wojskową przeciwko Maroku. Nie widzę powodu, dla którego Iran nie miałby podobnej propozycji złożyć władzom Mali, które zbliżają się do Algierii. Skąd irańskie zainteresowanie regionem? To reakcja na rosnącą obecność Izraela, który ma w Afryce dwóch formalnych partnerów – Sudan i Maroko. Znamienny jest tutaj incydent z RPA z połowy grudnia, kiedy to podczas szczytu Unii Afrykańskiej przedstawiciel Izraela został wyrzucony z obrad. Do tego dochodzi trwająca przeszło 30 lat obecność w Afryce Hezbollahu – chociażby w Nigerii, Ghanie, Gwinei-Bissau. Nie byłbym zaskoczony, gdyby Iran zaoferował państwom regionu wsparcie wojskowe, chociażby w formie dronów lub szkoleń.

Czytaj też

Prezydent Macron odbył wizytę po państwach Afryki oraz ogłosił nową strategię Francji wobec Afryki. Jak Paryż chce od teraz podchodzić do państw regionu?

Afrykańskie państwa, które prezydent Macron odwiedził w marcu, to te, do których nie przyjechał podczas swojej pierwszej kadencji. To Gabon, Demokratyczna Republika Konga, Kongo-Brazzaville i Angola. Wizyta w środkowej Afryce stanowi tym samym realizację jego wcześniejszej obietnicy. Celem podróży było zwiększenie francuskiej obecności w tej części Afryki.

Czytaj też

Jak wspomniałem wcześniej, pierwotnie prezydent Macron rozważał wycofanie części sił, które stacjonują w Afryce. Prezydent Gabonu Ali Bongo Ondimba nakłonił Paryż, by z powodów pragmatycznych – prezydent stara się w tym roku o reelekcję – nie wycofywać sił wojskowych. Z kolei prezydent Demokratycznej Republiki Konga Félix Tshisekedi wyraził oczekiwanie wobec Paryża, iż ten będzie mniej wspierał Rwandę i przyjmie bardziej zrównoważone podejście.

Co do nowej strategii to prezydent Macron nie ogłosił zbyt wielu zmian. Nie będzie wycofania sił wojskowych. Zapowiedział przemyślenie francuskiej pozycji i polityki w Afryce oraz rozszerzenie zainteresowania poza Sahel – chociażby na Zatokę Gwinejską oraz – ze względu na francuskie interesy w Indo-Pacyfiku – na Kanał Mozambicki i Madagaskar. Francja musi patrzeć bardziej z perspektywy europejskiej a mniej frankofońskiej.

Jednocześnie Francja potwierdziła, że jest świadoma rywalizacji w Afryce. Nasi rywale to nie tylko Rosja i Chiny, ale także nasi bliscy partnerzy. Takim przykładem są chociażby Włochy, Hiszpania oraz Niemcy.

Jaka jest przyszłość Sahelu i jego bezpieczeństwa, a także pozycji Francji?

Nie będzie wycofania. Pozycja Francji zostanie odbudowana, a jej zakres obejmować będzie już nie tylko Sahel. Spodziewać się należy kolejnych prób usuwania rosyjskich wpływów – Grupa Wagnera jest osłabiona, a Francja zwiększa wobec niej presję. Przykładem niech będzie chociażby Czad – wiemy dobrze, że Rosjanie próbują nas z tego państwa usunąć. W ten sposób bowiem chcą wyrąbać sobie połączenie pomiędzy Libią a Republiką Środkowoafrykańską.

Czytaj też

Po drugie, w związku z budowaniem bezpieczeństwa w zakresie surowców strategicznych oraz źródeł energii, Francja będzie koncentrować się na Afrykę. Oznacza to zwiększenie zainteresowania wspomnianą Zatoką Gwinejską. Stąd też wizyta prezydenta Macrona w Angoli. Francja liczy na większy udział afrykańskiej ropy naftowej i gazu ziemnego.

Reklama

Komentarze (3)

  1. kowalsky

    Abstrahując od meritum sprawy poruszonej w powyższym artykule zauważam że zaczęła się w komentarzach masowa "przecena siły Rosjan". Życzmy sobie byśmy nie ulegli za pewien czas rozczarowaniu tymi diagnozami bo coś za szybko strach ustąpił lekceważeniu. A prawda zapewne jak zwykle leży gdzieś pośrodku.

    1. Tren

      Prawda nie leży zwykle ani zapewne po środku. To złudne założenie i jedno z tych głupich powiedzonek, którymi zwykliśmy rzucać bez zastanowienia.

    2. przemsa

      Wzmacniam. Strasznie szkodliwe przekonanie. Powtarzane bezrefleksyjnie, traktowane jak - nomen omen - prawda objawiona, wywołuje fałszywe przekonanie, że prawda wcale nie leży tam gdzie leży, ale gdzieś pomiędzy skrajnymi opiniami.

    3. kowalsky

      Oby siła naszej armii nie opierała się tylko na takich specjalistach od językowych niuansów. Głupi są ci których brak refleksji nad determinacją obrońców zaatakowanego kraju tłumaczą "słabością agresora".

  2. Vanquish

    Duzo literal I tekstu. A wszystko sprowadza sie do tego jak traktuje sie ludzi. Afrykanie pamietaja, to samo arabowie, azjaci i ameryka poludniowa tez. A co najlepsze. Duzo, co raz wiecej nas tu zyjacych. Czujacych ucisk, wyzysk i pogarde od tych tzw ELIT

    1. Beton

      O tak. Szczególnie elit rosyjskich….

    2. Chinol

      BETon - Akurat ZSRR inwestwalo w Elity Aftykanskie i Ameryki Poludnwej. Kazdy Unwesrstet w Moskwie mial pule studentow do przjecia z tych krajow. Do dzis wielu Afrykanczykow czy Kubanczkow stoduje w Rosji i...oni to potem pamietaja. Edukacja zawsze byla wazna.

    3. przemsa

      Na szczęście Rosjanie nie patrzą na Afrykę z góry; nie w głowie im ucisk i wyzysk, a pogarda to już w ogóle. Oni tylko sprawiedliwie rządzą pragnąc, by wszyscy byli zdrowi, uśmiechnięci i zadowoleni.

  3. Chinol

    Pare dni temu spotkalem w Hotelu (teraz jestem w Szkocji) ludzi z Afryki mowiacych po Francusku. Spytalem czy lubia Francje to zamsmieli sie - "to ze mowimy w tym jezyku nie znaczy ze ich lubimy. Tez bys ich nie lubial gdyby ci to zrobili" . Co do wojny w Urakinie powidzial jeden "Nie obchdzi mnie kto wygra - oby tylko nie wygrala Francja i UE i zaden z kolonizatorow"

Reklama