Geopolityka
Polska do wojny wkracza ostatnia [OPINIA]
Niestabilność sytuacji międzynarodowej w skali globalnej, amerykańsko-chiński spór o przyszłość Tajwanu, eskalujący konflikt na Bliskim Wschodzie, trwająca wojna na Ukrainie oraz konieczność partycypacji w procesie podejmowania decyzji w ramach Sojuszu Północnoatlantyckiego na porządku dziennym stawiają przed polską polityką bezpieczeństwa wyzwanie w postaci podejmowania trafnych decyzji strategicznych. Polska jako państwo średniej wielkości, silnie zakorzeniona w tradycji chrześcijańskiej, położona w szczególnie wrażliwym miejscu Europy, które decyduje o posiadaniu kontroli strategicznej nad regionem, stanowi kluczowe terytorium w grze sił w tym miejscu Starego Kontynentu.
Jednocześnie należy mieć świadomość, że polski potencjał gospodarczy, wojskowy jak i polityczny nie pozwala na dziś uważać Polski za kluczowego gracza w skali Europy, a co najwyżej za istotnego gracza regionalnego w przypadku rozwoju określonych scenariuszy zagrożeń w państwach bałtyckich, na Białorusi lub Ukrainie. Powyższe determinuje, iż polityka polska realizująca dziś polską rację stanu musi być obecnie skupiona na szeroko rozumianej problematyce bezpieczeństwa, a w szczególności na wyzwaniu natury egzystencjalnej jaką jest decyzja o udziale państwa w wojnie.
Nie bez przyczyny chiński mistrz Sun Zi w swoim dziele „Sztuka wojny” już na samym początku pisze, że: „Wojna jest dla państwa sprawą najwyższej wagi, sprawą życia lub śmierci, drogą wiodącą do przetrwania lub upadku. Dlatego też należy poświęcić jej poważne studia”, a wśród pięciu sposobów na zwycięstwo Sun Zi na pierwszym miejscu wymienił zasadę „Wiedzieć kiedy walczyć, a kiedy nie walczyć”, a w innym miejscu podkreślił, że: „Nie ma nic trudniejszego niż walka zbrojna”. Biorąc pod uwagę historyczne doświadczenia w prowadzeniu wojen przez Polaków w XIX oraz w XX wieku (vide: udział w wojnach Napoleona przeciw Prusom 1806, Austrii 1809 i Rosji 1812, powstanie listopadowe 1830/31, powstanie styczniowe 1863/1865, wojna z Rosją 1920 roku, wojna 1939 roku oraz powstanie warszawskie 1944), wiemy jak fundamentalne znaczenie dla uzyskania sukcesu z wykorzystaniem środków militarnych ma decyzja o przystąpieniu do wojny w najbardziej właściwym momencie, będąc do starcia militarnego optymalnie przygotowanym, przy jednoczesnym zapewnieniu sobie najbardziej przychylnych uwarunkowań w otoczeniu międzynarodowym.
Bezpośrednie pułapki ukraińskie
Mocarstwa z racji swojego doświadczenia strategicznego oraz posiadania potencjału wywiadowczego i analitycznego, zazwyczaj z odpowiednim wyprzedzeniem widzą zachodzące zmiany w stosunkach międzynarodowych. Pomaga im w tym także fakt, iż zachodzące procesy zmian same w części inspirują lub wręcz nimi sterują, próbując w taki sposób wzmacniać swoją pozycję. Historia uczy także, iż takie sterowanie procesami międzynarodowymi potrafi wymknąć się spod kontroli i wtedy wchodzimy nagle w etap prób neutralizacji źródeł destabilizacji lub też rozpoczyna się gra oto, kto poniesienie największe konsekwencje powstałej aktualnie turbulencji międzynarodowej. Skrajnym zmaterializowaniem się takiej turbulencji jest wybuch wojny, czego doświadczyliśmy w 1939 roku, stając się ofiarą porozumienia niemiecko-rosyjskiego (vide pakt Ribbentrop-Mołotow) oraz brytyjskiej zagrywki, w której Londyn kupił sobie czas na przygotowanie się do wojny kosztem tego, że Polska pierwsza przyjęła na siebie niemieckie uderzenie.
Agresja rosyjska na Ukrainę 24 lutego 2024 roku stanowi dla Polski strategiczne doświadczenie nowego typu, ponieważ tym razem to nie Polska pierwsza stała się celem agresji, ani też Polska lub jej sojusznik nie rozpoczął wojny z wykorzystaniem polskich zasobów (vide: wojny napoleońskie), na co Warszawa nie miałaby wpływu lub miałaby wpływ ograniczony. Wskazane czynniki są niezwykle istotne z tego względu, że państwo nie zaangażowane bezpośrednio w wojnę, nie odczuwa jej skutków w postaci śmierci własnych żołnierzy, śmierci ludności cywilnej oraz niszczenia infrastruktury. Sytuacja ta ma charakter zupełnie odwrotny w przypadku państwa zaatakowanego. Z tego względu zaatakowany w sposób racjonalny zainteresowany jest tym, aby wciągnąć do trwającej wojny po swojej stronie kogokolwiek, a najlepiej państwo o istotnym regionalnym potencjale militarnym.
Czytaj też
Prowadzenie polityki bezpieczeństwa w sytuacji w jakiej znalazła się Warszawa po 24 lutym 2022 roku jest w istocie procesem zarządzania ryzkiem. W takiej sytuacji każda decyzja musi być kalkulowana pod kątem zmaterializowania się potencjalnego zagrożenia począwszy od narażenia się na uderzenie z wykorzystaniem takich środków odwetowych państwa które rozpoczęło wojnę jak ataki rakietowe, dronowe lub bombardowania lotnicze, skończywszy na objęciu terytorium państwa agresją pełnoskalową z wykorzystaniem wszystkich domen.
W kalkulacji, w której uznajemy rosyjskie zagrożenie militarne za zagrożenie egzystencjalne dla państwowości polskiej (Rosjanie nie ukrywają, iż traktują współczesne NATO jako blok państw wrogich) udzielanie pomocy humanitarnej, ekonomicznej, finansowej i militarnej walczącej Ukrainie jest ze strony polskiej strategicznym wyrachowaniem a zarazem strategiczną dojrzałością tym bardziej, że jako członek NATO prawdopodobieństwo rosyjskiego ataku odwetowego na Polskę maksymalnie minimalizujemy. Zasada ta w procesie akceptacji ryzyka odnosi się także do takich działań strony polskiej jak dostarczanie uzbrojenia i materiałów potrzebnych do prowadzenia wojny stronie ukraińskiej z zasobów polskich, szkolenia żołnierzy ukraińskich na poligonach w Polsce, leczenia rannych żołnierzy ukraińskich w polskich szpitalach, współpracy wywiadowczej, czy wsparcia informacyjnego.
Czytaj też
Istnieją jednak dwie zasadnicze granice których strona polska nie może przekroczyć w procesie udzielania pomocy Ukrainie. Pierwszą z nich jest sytuacja w której na wniosek władz w Kijowie polskie systemy obrony powietrznej zaczęłyby obejmować swoim oddziaływaniem przestrzeń powietrzną państwa ukraińskiego pod pretekstem obrony polskiej przestrzeni powietrznej. Spełnienie takiej prośby strony ukraińskiej narażałoby wprost polskie systemy na możliwą reakcję wojskową strony rosyjskiej, która mogłaby uznać, iż zniszczenie polskich systemów jest warunkiem koniecznym do skutecznej realizacji misji rosyjskich rakiet lub dronów wystrzelonych w cele na terytorium Ukrainy. Drugą granicą której strona polska nie może przekroczyć jest sytuacja, w której Warszawa bez względu na zadeklarowany cel takiego przedsięwzięcia podjęłaby decyzję w porozumieniu ze stroną ukraińską o wysłaniu na terytorium Ukrainy pododdziałów wojska polskiego. Ruch taki Rosja uznałaby wprost za przyłączenie się Polski do wojny po stronie Ukrainy, a także prawdopodobnie zmusiłoby to Białoruś do otwartego przystąpienia do wojny po stronie rosyjskiej przeciw Polsce jak i Ukrainie.
NATO i pułapki ukraińskie
Kwestią o wiele bardziej złożoną a przez to trudniejszą do rozstrzygnięcia w praktycznym prowadzeniu polskiej polityki bezpieczeństwa są pojawiające się pomysły wśród państw członkowskich NATO dotyczące wysłania kontyngentu wojsk Sojuszu Północnoatlantyckiego na terytorium Ukrainy. Generalnie w tej materii należy kierować się zasadą, w której strona polska w takiej sytuacji robi wszystko, aby uniknąć scenariusza wysyłania pododdziałów Sił Zbrojnych RP na terytorium Ukrainy. Propozycja takiego podejścia wynika co najmniej z trzech powodów. Po pierwsze wkraczając wojskowo na Ukrainę, a więc w istocie podejmując decyzję o wejściu w wojnę z Federacją Rosyjską, należałoby zadać sobie pytanie, co miałoby być celem takiego koalicyjnego wkroczenia i jaki realny interes miałaby z takiej decyzji mieć Polska? Czy taki ruch przyczyniłby się do wzrostu znaczenia geopolitycznego państwa polskiego w regionie? Czy takie wkroczenie wzmocniłoby polski potencjał obronny i gospodarczy? Czy wejście wojskowe na Ukrainę pomogłoby Polsce w doprowadzeniu do likwidacji rosyjskiej enklawy w postaci okręgu królewieckiego i jej włączenia w granice Polski i Litwy?
Czytaj też
Dodajmy, że przed zmaterializowaniem się takiej decyzji, trzeba byłoby postawić na porządku dziennym kwestię tego kto i czym na Ukrainę wojskowo wchodzi, przy czym nie tyle liczyłaby się tu nawet ilość wojsk, ale ich zdolności do efektywnego powiązania takiej obecności z komponentami wojsk ukraińskich, tak aby było one zdolne brać udział w walce. Musiałoby to zatem być wkroczenie sił zbrojnych większości państw członkowskich NATO bez wyjątku pod przywództwem Stanów Zjednoczonych, w którym najliczniejsze komponenty lądowe wystawiliby Brytyjczycy, Francuzi i Niemcy będące gwarancją, że w przypadku niekorzystnego rozwoju wypadków na froncie ukraińsko-rosyjskim (a w takiej sytuacji i prawdopodobnie ukraińsko-białoruskim) nie dałoby się tych jednostek w przeciwieństwie do lotnictwa, marynarki wojennej i sił specjalnych szybko wycofać z Ukrainy, bez pomocy państwa-zaplecza takiego przedsięwzięcia jakim byłaby Polska.
Po drugie wejście wojsk NATO na Ukrainę wiązałoby się z koniecznością zabezpieczenia wojskowego całej polskiej granicy z Federacją Rosyjską i Białorusią z uwagi na wzrost zagrożenia w postaci możliwości wykonania z terytorium okręgu królewieckiego oraz Białorusi uderzenia na Polskę drogą lądową, co przy obecnym potencjale SZ RP właściwie wyklucza wysłanie na Ukrainę silnego komponentu wojskowego przez Warszawę. Po trzecie zagadnieniem istotnym w kontekście wysłania wojsk NATO na Ukrainę, a w ich szeregach pododdziałów SZ RP jest nieufność, niechęć a niekiedy otwarta wrogość do Polaków na zachodniej Ukrainie. Zatem nie można wykluczyć, iż bez względu na przyświecające intencje takiemu wkroczeniu wojsk polskich nolens volens dalibyśmy paliwo polityczne środowiskom neobanderowskim w obwodach wołyńskim, lwowskim, rówieńskim, tarnopolskim i stanisławowskim, co kompletnie nie leży w interesie Rzeczpospolitej.
Czytaj też
Zaznaczmy, iż można sobie wyobrazić obecność wojsk NATO na Ukrainie w formule „nie ogłaszania tego miastu i światu”. Mam tu na myśli w pierwszej kolejności obecność przedstawicieli wywiadów wojskowych, misji szkoleniowych, obserwatorów wojskowych, oficerów łącznikowych, czy nawet żołnierzy wojsk specjalnych na przykład snajperów. Istnieje w tej materii cała gama subtelności i niuansów, która wymaga od politycznych decydentów umiejętności wyboru narzędzi w taki sposób, aby nie narazić państwa na bezpośrednie pełnoskalowe zaangażowanie militarne. Trzeba to jednak robić z wyobraźnią i wyczuciem chwili.
Kiedy zatem słyszymy jak Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego mówi: „Wszystko wskazuje na to, że jesteśmy tym pokoleniem, które stanie z bronią w ręku w obronie naszego państwa. I nie zamierzam ani ja, ani myślę żaden z was, przegrać tej wojny” to zgadzając się z prawdopodobieństwem takiego scenariusza wydarzeń wiedzmy, iż najlepszą receptą na wygranie takiej wojny jest wejście do niej na samym końcu.