Reklama

Geopolityka

Dziurawy Front Oporu i Trump. Co czeka Iran w 2025 roku?

Irański pocisk rakietowy Zelzal-2 wraz z wyrzutnią na defiladzie wojskowej w 2019 roku.
Irański pocisk rakietowy Zelzal-2 wraz z wyrzutnią na defiladzie wojskowej w 2019 roku.
Autor. Student News Agency / Wikimedia Commons / CC BY 4.0

Islamska Republika Iranu wchodzi w nowy rok z wieloma problemami wewnętrznymi i międzynarodowymi. Rychłe przejęcie władzy w Białym Domu przez Donalda Trumpa zwiastuje kolejne wyzwania, z którymi decydenci w Teheranie będą musieli sobie radzić.

Raptem 12 miesięcy temu władze Islamskiej Republiki Iranu miały powody do zadowolenia, bowiem na różnych odcinkach notowano mniejsze lub większe sukcesy. Kwitło partnerstwo strategiczne z Rosją, a o irańskich dronach mówiły media na całym świecie. W Syrii panował względny spokój, a władzę tam ciągle sprawował - wydawało się niezagrożony - prezydent Baszszar al-Asad.

Z kolei Amerykanie z jednej strony utrzymywali sankcje na Iran, ale z drugiej administracja Joe Bidena przymykała oko na eksport ropy naftowej do Chin pod warunkiem, że Iran nie zmilitaryzuje swojego programu jądrowego. Według danych OPEC w 2024 roku produkcja wzrosła do 3,3 miliona baryłek dziennie, co jest najlepszym wynikiem od 2018 roku. Eksport ropy naftowej systematycznie rósł.

Reklama

Trudny rok 2024

Rok 2024 Iran naznaczony był jednak wieloma problemami, w tym majową katastrofą śmigłowca, w której zginął prezydent Ebrahim Ra’isi. Kluczowym katalizatorem był 7 października 2023 roku, kiedy to Hamas dokonał bezprecedensowego i zuchwałego ataku na Izrael. Nie ma zgody, czy Teheran wiedział o planowanym uderzeniu, czy też nie oraz czy brał udział w koordynacji. To jednak kwestia wtórna, bowiem atak ruszył całą lawinę zdarzeń, które dla Iranu okazały się niekorzystne. Od tego czasu irańscy sojusznicy – w tym w Libanie, Syrii, Jemenie oraz Iraku – są przez Izrael bezwzględnie bombardowani.

Czytaj też

Pod koniec lipca w Teheranie zginął sam Ismail Hanije – przywódca sojuszniczego Hamasu z Palestyny. Był to dla Republiki Islamskiej nie tylko cios operacyjny, bowiem Hanije stanowił kluczową postać organizacji, ale również blamaż, bowiem skrytobójstwa dokonano w tak wydawałoby się pilnie strzeżonym miejscu. Członkowie kierowanej przez Iran tak zwanej „Osi Oporu” (lub „Frontu Oporu”) nie zdążyli się po tym fakcie otrząsnąć, gdy pod koniec września w ataku Izraela zginął wieloletni sekretarz generalny Hezbollahu Hasan Nasrallah. W międzyczasie proirański obóz na Bliskim Wschodzie stracił innych dowódców wojskowych i polityków.

Teheran stanął wówczas przed wyzwaniem, ponieważ od lat budował swój wizerunek jako przywódca antyzachodniego i antyimperialistycznego obozu, sprzeciwiającego się „siłom zła” – Stanom Zjednoczonym, Izraelowi oraz, do niedawna, Arabii Saudyjskiej (dzięki dyplomatycznym wysiłkom Omanu, a następnie Chin, udało się jednak odbudować relacje dyplomatyczne z Arabią Saudyjską i, przynajmniej na razie, zakopać wojenny topór - red.). Iran od lat deklarował gotowość walki z Izraelem, podczas gdy w rzeczywistości jednocześnie jego ludzie w różnych częściach Bliskiego Wschodu ginęli z rąk znienawidzonego Izraela, który wedle irańskiej narracji był w kryzysie i czekał na rychłe unicestwienie.

Co gorsza dla Iranu, kraj wchodzi w nowy rok z osłabioną strategią, która od lat opierała się na działaniach poniżej progu otwartej wojny. Jednocześnie okazało się, że polityka odstraszania również zawiodła. Mimo że Iran od lat utrzymuje z Izraelem relacje w ramach konfliktu zbrojnego o niskiej intensywności, obie strony dotychczas unikały bezpośrednich starć. W 2024 roku Izrael jednak zaostrzył sytuację, przeprowadzając serię ataków na Iran. Ten październikowy, będący odpowiedzią na wcześniejszy ostrzał rakietowy Izraela przez Iran, był bezprecedensowy, bowiem objął także elementy irańskiego programu jądrowego. Iran nie odpowiedział, co pozwoliło uniknąć niekorzystnej dla tego państwa dalszej eskalacji. Ceną była jednak utrata reputacji jako nieprzejednanego wroga Izraela, gotowego zrównać każdego wroga z ziemią. Odbudowa swojego wizerunku przy jednoczesnym uniknięciu wojny z Izraelem to kluczowe zadanie na 2025 rok dla przywódców w Teheranie.

Dziurawy Front Oporu

Ostatecznie Iran znalazł się w sytuacji, w której ma niewielkie pole manewru. Front Oporu co prawda ciągle istnieje, ale bez wątpienia jest teraz dużo słabszy niż w 2024 roku. Hamas oraz Hezbollah utraciły część swojego potencjału zarówno materiałowego, jak i osobowego. Chociaż organizacje pozostają istotną siłą to Iran nie może liczyć, że w razie potrzeby te będą ochoczo wykonywać polecenia z Teheranu. Widać to dobrze na przykładzie Hezbollahu, a więc nie tylko partii politycznej, ale również największej niepaństwowej armii na Bliskim Wschodzie.

Pomimo bezpośrednich ataków ze strony Izraela Hezbollah nie dokonał zmasowanej retorsji, obawiając się jeszcze większej odpowiedzi ze strony Izraelczyków. Jednocześnie Hezbollah biernie przyglądał się upadkowi Asada w Syrii, którego kilka lat wcześniej uratował razem z Irańczykami i Rosjanami. To dla Iranu niekorzystny obrót spraw i to nie tylko dlatego, że Asad był irańskim sojusznikiem, a Syria kluczowym filarem bliskowschodniej strategii Iranu. Hezbollah był jednym z elementów koncepcji odstraszania Izraela przed uderzeniem na irańskie instalacje jądrowe.

Czytaj też

Teraz, gdy Hezbollah został przyduszony, Iran ma mniejszą zdolność do ukarania Izraela, gdyby ten zdecydował się zrzucić bomby i pociski rakietowe na cele w Iranie. Innymi słowy, osłabienie niepaństwowych filarów koncepcji wojskowej Iranu sprawia, że państwo to jest obecnie bardziej niż w przeszłości narażone na bezkarny atak Amerykanów lub Izraelczyków.

Osłabienie Hamasu oraz Hezbollahu (ale nie zniszczenie!), niechęć irackich milicji szyickich, by kłaść głowę pod izraelski topór, a także upadek „złotego ogniwa w łańcuchu oporu przeciwko Izraelowi”, jakim była Syria, sprawia, że w tym roku na kluczowego partnera Iranu wyrośnie zapewne ruch Ansar Allah w Jemenie, gdzie od kilku lat toczy się wojna. To jedyna proirańska siła, która w 2024 roku nie została znacząco osłabiona. Skutkuje to serią ataków na statki handlowe, które przechodzą na pobliskich wodach, a także atakami rakietowymi na Izrael.

Reklama

Nadchodzi Trump

O ile wspomniana administracja Joe Bidena prowadziła miękką politykę wobec Iranu, milcząco godząc się na eksport przez to państwo ropy naftowej, by w ten sposób uderzyć w Rosję i jej przemysł energetyczny, to już za kilka dni w Białym Domu pojawi się Donald Trump, który podczas pierwszej swej prezydentury dał się poznać jako orędownik tak zwanej polityki „maksymalnej presji”. Jej powrót to scenariusz, którego decydenci w Teheranie obawiają się szczególnie. Skrajnie negatywnym scenariusze jest silna presja ze strony Waszyngtonu, w tym powrót do ścisłego przestrzegania sankcji, przy jednoczesnym przyzwoleniu Izraelowi na dokonanie serii ataków z powietrza i morza na irański program jądrowy oraz na instalacje wojskowe i infrastrukturę energetyczną.

Zniesienie „maksymalnej presji” byłoby mniej bolesne, gdyby Iran znajdował się w dobrej sytuacji gospodarczej. Irańska waluta traci jednak na wartości, co eksperci wiążą z rychłym pojawieniem się Trumpa w Białym Domu. Inflacja w kraju wynosi około 35 proc. W różnych częściach kraju notuje się narastające problemy z dostępem do elektryczności oraz wody pitnej. Nie brakuje również protestów na tle politycznym. Uchodzący za umiarkowanego prezydent Masud Pezeszkian nie jest póki co w stanie odmienić sytuacji gospodarczej. Trudno się jednak temu dziwić. Pezeszkian nie jest wszak cudotwórcą. Kraj pozbawiony jest inwestycji zagranicznych, sam nie ma kapitału, a młodzi ludzie ochoczo wyjeżdżają na Zachód (jeśli tylko mają na to pieniądze).

W obliczu czterech niekorzystnych dla Teheranu trendów: (1) upadku Asada i tym samym koncepcji rozwoju energetyki przez terytorium Syrii; (2) względnie niewielkiej skali chińskich inwestycji, które nie są w stanie podźwignąć zrujnowanej gospodarki kraju; (3) niewielkiej wartości gospodarczej relacji strategicznych z Rosją; (4) trudności gospodarczych, w tym braku inwestycji i sankcji międzynarodowych; Irańczycy muszą na nowo dokonać analizy możliwych kierunków działań. Najbardziej logicznym wydaje się próba ponownego ułożenia sobie relacji z Zachodem (czemu nota bene sprzeciwia się Rosja, bowiem na normalizacji zyskuje Zachód, a nie Rosja, dla której lepszym partnerem jest wyizolowany Iran).

Czytaj też

Punktem wyjścia do normalizacji relacji z Zachodem, co było sztandarowym hasłem administracji prezydenta Hasana Rouhaniego (2013 – 2021), wydaje się być ożywienie JCPOA, a więc międzynarodowego porozumienia pomiędzy grupą P5+1 (Stany Zjednoczone, Chiny, Rosja, Wielka Brytania, Francja + Niemcy) a Iranem. Zawarto je w 2015 roku w Wiedniu. Jego celem było upewnienie się, że program jądrowy Iranu jest w pełni pokojowy. W zamian za dostęp do irańskich instalacji nuklearnych Teheran otrzymał zapewnienie o stopniowym znoszeniu sankcji. Sytuacja uległa jednak z czasem komplikacji, bowiem Iran z jednej strony faktycznie zaczął więcej zarabiać na otwarciu na świat, ale jednocześnie od 2015 roku zaczął aktywniej działać w Syrii, co doprowadziło do konfliktu interesów z Zachodem. W 2018 roku prezydent Donald Trump wycofał Stany Zjednoczone z JCPOA, a międzynarodowe koncerny zostały odstraszone przed inwestowaniem w Iranie, który z powodu wewnętrznego bezprawia jest i tak już skrajnie trudnym miejscem dla inwestycji. Od tego momentu Iran przyspieszył swój program jądrowy, choć dba o to, aby nie przekroczyć – przynajmniej oficjalnie – czerwonej linii we wzbogacaniu uranu.

W 2025 roku Iran może próbować naprawić relacje z Zachodem, bo tylko zniesienie sankcji da mu możliwość nie tylko nieskrępowanego eksportu ropy naftowej, ale także inwestycji (chociażby w ciągle ułomny irański sektor gazowy, co Rosja uważa za wielkie zagrożenie dla swojej pozycji). Iran od lat marzy, by zostać regionalnym centrum tranzytowym, łączącym różne regiony i państwa. Niemniej jednak przeszkodą przed realizacją takiego scenariusza jest prezydent Donald Trump, który może ponownie narzucić na Iran „maksymalną presję”. Być może mający mocno transakcyjne podejście Trump i jego ekipa daliby się przekonać do innej polityki, ale Teheran musiałby odejść od swych pryncypiów, w tym aktywnych działań wymierzonych zarówno w Stany Zjednoczone jak i Izrael. W tej kwestii Republika Islamska jest zakładnikiem swych dogmatów, bowiem antyamerykańskość, a przede wszystkim antyizraelskość to podstawy filozofii politycznej tego państwa.

Niemniej jednak władze w Teheranie mają dobre powody, by w 2025 roku nie wychylać się. Nie tylko dlatego, że mogą liczyć, iż w ten sposób unikną gniewu Trumpa i jego zdecydowanych choć trudnych do przewidzenia, także dla Irańczyków, decyzji, ale również dlatego, że w tym roku ciągle nad Iranem wisi gospodarczy miecz Damoklesa.  Oto bowiem do 18 października 2025 roku grupa P5+1 ma czas, by podjąć decyzję o ewentualnym wprowadzeniu w życie sankcji karnych (snapback sanctions) na Iran w ramach porozumienia JCPOA. Iran już zagroził, że taki ruch spowoduje wyjście tego państwa z traktatu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej (NPT).

Jeśli powróci „maksymalna presja”, w tym w formie militarnej, a Izrael będzie nadal nękał Iran atakami, to decydenci w Teheranie mogą powrócić do dyskusji o potrzebie stworzenia broni jądrowej. Irańczycy mogą bowiem ostatecznie uznać, że konwencjonalne siły zbrojne, w tym rakietowe, są niewystarczającą formą odstraszania i tylko broń jądrowa da Iranowi spokój od swych adwersarzy. Według amerykańskiego wywiadu Iran póki co nie podjął decyzji, by posiąść broń nuklearną.

Reklama

Strategiczne osamotnienie

Ograniczenia swobody działania wynikają również z faktu, iż Teheran nie ma sojuszników. Po upadku Asada, który w ostatnich latach był bardziej ciężarem niż wsparciem, Iran jest całkowicie osamotniony. Chiny absolutnie nie są zainteresowane stawaniem po stronie Iranu w jakiejkolwiek sprawie, bowiem Pekin dba o dobre relacje również z państwami arabskimi, nie chce irytować Amerykanów, a najważniejsze są dla niego kwestie gospodarcze, w tym nieprzerwane dostawy ropy naftowej z regionu, także z Iranu.

Teheran nie ma sojusznika również w Rosji, chociaż przywódcy obu państw często deklarują, że jest inaczej. Te dwa kraje pozostają w relacjach, które literatura określa mianem „małżeństwa z rozsądku”. Co więcej, Rosja jest dla Iranu rywalem na płaszczyźnie energetycznej. Rozwój irańskiego sektora gazowego oraz zwiększony i legalny eksport ropy naftowej byłby dla Kremla negatywnym scenariuszem. Jeśli uda się ożywić rachityczne rozmowy na temat JCPOA to Iran musi spodziewać się, że Moskwa ponownie będzie wkładać kij w szprychy. Mówił o tym chociażby były minister spraw zagranicznych Iranu Mohammad Dżawad Zarif, który stwierdził, że tak naprawdę Rosja nigdy nie popierała JCPOA i przy każdej okazji starała się rozmowy storpedować.

Również i wspomniana Syria, w tym ostatnie tchnienia reżimu Asada, pokazuje, że Rosja grała wyraźnie o swoje interesy, lekceważąc te irańskie. Co najmniej od połowy 2024 roku pojawiały się informacje, że władze w Damaszku przekazują informacje na temat irańskiej działalności w Syrii Izraelowi. Od dawna było również oczywiste, że Rosja – mająca do niedawna dobre relacje z Izraelem – nie ma problemu z tym, że Izraelczycy bombardują Irańczyków i ich sojuszników w Syrii. Już po upadku Asada pojawił się wyraźny zgrzyt. Cytowany przez TASS Putin stwierdził bowiem, że nie jest prawdą jakoby Rosjanie pozostali bierni, bowiem ewakuowali oni przeszło cztery tysiące irańskich bojowników z bazy Chmejmim do Teheranu. Jednocześnie skrytykował siły rządowe i „wspierane przez Iran jednostki”, że te wycofały się bez walki. Władze w Teheranie kategorycznie zaprzeczyły tym doniesieniom i dodały, że w Syrii byli jedynie irańscy doradcy, a nie żołnierze. Przy okazji irańscy komentatorzy przypomnieli, że chociaż Rosja obiecała dostarczyć samoloty Su-35 to minęły już dwa lata, a samolotów nadal nie ma.

Niemniej jednak w 2025 roku, jeśli Iran nie będzie miał innego wyjścia, będzie musiał pomimo problemów, wzajemnych animozji i braku zaufania zintensyfikować współpracę z Rosją. Może więc tak trudna sytuacja Iranu to doskonała okazja dla Europy, by wysłać do Teheranu sygnały o gotowości odbudowy relacji w zamian za pewne ustępstwa? Wówczas zyskałby na tym nie tylko Iran, ale również Europa i Bliski Wschód. Pytaniem otwartym pozostaje jednak, czy Iran jest gotów na tak duży ruch i czy europejscy przywódcy są w ogóle zdolni myśleć długofalowo, wspólnie i aktywnie działać w ramach realnej polityki, a nie deklaracji?

Reklama

WIDEO: Rok dronów, po co Apache, Ukraina i Syria - Defence24Week 104

Komentarze (4)

  1. Jan z Krakowa

    Jedna uwaga. Zgadzam się z wynikami analizy Autora. I chciałbym tylko jedna rzecz uzupełnić: otóż decyzje Trumpa wobec Iranu są konsekwentne, a jego polityka nie polega na chowaniu głowy w piasek (o ile to w polityce zawsze jest mozliwe, więc z tym wyjątkiem). Polityka Trumpa wobec Iranu była ( i pewnie będzie), konsekwentna i racjonalna. To tylko Demokraci w USA poluzowali sankcje wobec Iranu i pogarszali stale stosunki z Arabią Saud. (nieracjonalne podejscie). Inaczej może dojść na skutek braku konsekwencji w polityce USA wobec Iranu do uzyskania przez niego A-bomby (skutkiem podobnej niekonsekwencji i zaniedbań także i Republikanów, w bardzo długim okresie czasu od wojny koreańskiej) jest posiadanie broni jadrowej przez Koreę PN). Poza tym Republikanie w USA mają doskonały zespół analityków, wbrew temu co w innych miejscach można w mediach przeczytać. No ale "tam gdzie indziej" nie ma racjonalnych analiz, a są raczej próby przekonania do czegoś odbiorcy tychże.

    1. Davien3

      To za Trumpa Iran zestrzelił amerykańskiego drona nad wodami międzynarodowymi i co Trump wtedy zrobił? Schował jak struś głowę w piasek i nie zrobił NIC. Co do stosunków z AS to dziwisz sie po tym morderstwie dziennikarza?? Bo ja wcale.

    2. Jan z Krakowa

      Davien. Odpowiadam cytatem ze swojego komentarza: "...otóż decyzje Trumpa wobec Iranu są konsekwentne, a jego polityka nie polega na chowaniu głowy w piasek (o ile to w polityce zawsze jest mozliwe, więc z tym wyjątkiem). " Bo na tym polega polityka. Co do morderstwa dziennikarza: Morderstwo dziennikarza w porównaniu ze skalą ważności dobrych stosunków z AS dla swiatowego pokoju to są sprawy nieporównywalne. To też jest sztuka polityki. Jakoś USA za Bidena nie zrywa z Izraelem, pomimo ofiar w Gazie, to dlaczego ma zrywać z AS dla jednego dziennikarza?

    3. Davien3

      @Jak po pierwsze ofiary w Gazie to efekt działań Hamasu a nie tylko Izraela, po drugie masz tam całe 20 tys ofiar przez ponad rok wojny w warunkach miejskich, zobacz sobie ile było ofiar chocby w Mariupolu czy w Warszawie podczas Powstania a walki trwały tam kilka razy krócej A Trump już pokazał że dla niego liczy sie tylko jego własny interes.

  2. bc

    Co ich czeka? braki w pikselach na niebie.

  3. MiP

    Gdy zniknie ruskie imperium zła wtedy na całym świecie zapanuje pokój

  4. Strusiu-73

    Patrzę na sprawy nieco inaczej .Izrael poniósł bardzo duże straty ludzkie.Iranskie rakiety przełamały obronę przeciwnika trafiając w strategiczna bazę lotniczą .Moim zdaniem sytuacja jest daleka od rozstrzygnięcia na korzyść Izraela.

    1. Rusmongol

      No fakt. Iran wykonał 2 ataki setkami efektorów ma raz i trafili w bazę. Izrael wykonał aptekarską odpowiedź niszcząc Iranowi sporą część ich wyrzutni opl i pokazal im że jeszcze raz taki numer i rakiety zniszczą nie tylko OPL ale też inne cele. Ale masz rację, to Iran jest góra 🥱

    2. Davien3

      @Strusiu Iran stracił setki swoich najnowszych rakiet balistycznych i uzyskał kilka nic nie znaczacych trafień Izrael w odpowiedzi bez większego problemu rozniósł w pył irańska OPL i zniszczył całkowicie kluczowy dla ich programu broni jadrowej zakłąd od tak sobie. A teraz wyobraź sobie że na miejscu tego zakłądu byłby Teheran i siedziba ajatollahów.

Reklama