- Wiadomości
- Ważne
- Wywiady
Andrew Michta: taki plan pokojowy ośmieli Rosję do agresji [WYWIAD]
„Rosjanie, gdyby udało im się osiągnąć porozumienie, zostaliby nagrodzeni za agresję. Z ich punktu widzenia zwyciężyliby NATO” – powiedział w rozmowie z Defence24 prof. Andrew Michta.
Autor. kremlin.ru / Wikipedia
Dlaczego administracji Donalda Trumpa tak bardzo zależy na jak najszybszym przyjęciu nowego planu pokojowego dla Ukrainy? Co może mówić punkt dotyczący Polski? Dlaczego Stany Zjednoczone nadal nie opublikowały nowej Narodowej Strategii Bezpieczeństwa? Czy Biały Dom nie rozumie dziś Rosji i Chin? Co w obecnej sytuacji powinna zrobić Europa? O tym wszystkim w rozmowie red. Michała Górskiego z prof. Andrew Michtą.
Michał Górski, Defence24: Jak ocenia Pan moment publikacji amerykańskiego 28-punktowego planu pokojowego dla Ukrainy? Dlaczego dochodzi do niego teraz? Czy nie jest to niestety najgorszy możliwy moment dla Kijowa, borykającego się z problemami ofensywy na Pokrowsk i skandalami korupcyjnymi?
Prof. Andrew A. Michta, Scowcroft Center for Strategy and Security; University of Florida’s Hamilton School for Classical and Civic Education: Od początku swojej drugiej kadencji prezydent Trump wielokrotnie się wypowiadał o tym, że chce zakończyć tę wojnę — ale dlaczego teraz zaczęły się te negocjacje, o tym wiedzą wyłącznie ludzie prezydenta i sam prezydent. Skandal korupcyjny nie pomaga Ukrainie. A to, co widzieliśmy w początkowej formie porozumienia przed negocjacjami w Genewie, to tak naprawdę narzucenie warunków Ukrainie, które faworyzują Rosję.
Dla mnie jest to moment, który potencjalnie może być przełomowy. Jeśli Ukraina zostałaby w jakiś sposób zmuszona do akceptacji tego planu, to przesunełoby to szalę, jeśli chodzi o relacje amerykańsko-rosyjskie, europejsko-rosyjskie i relacje USA–Europa, w niedobrą stronę. Dlatego tak wiele zależy od tego, jak negocjacje w Genewie zmienią to początkowe porozumienie.
Taka potrzeba szybkiego zamknięcia tej wojny, o czym administracja Trumpa mówiła, w tej chwili zaczyna dojrzewa do momentu decydującego. Spójrzmy na etapy, przez które przechodziliśmy. Ukraina jest nadal wspierana przez USA, ale już w inny sposób. To, że Stany sprzedają broń Ukrainie poprzez Europejczyków, to istotny sygnał, że chodzi o to, żeby zredukować koszty operacyjne i skupić się na innych teatrach działań. Patrzę na to z niepokojem.
Różne źródła informują o próbie wywierania presji amerykańskiej administracji na ukraińskie władze. Według „Financial Times” prezydent Zełenski ma czas do 27 listopada, aby wyrazić zgodę na zaproponowany plan. Brak zgody (według „Reuters”) miałby wiązać się z ograniczeniem przez USA wymiany informacji wywiadowczych oraz z dostawami nowych partii broni dla Ukrainy. Dlaczego jest tak duża presja czasowa? Chiny są głównym powodem?
Trochę tak, a z drugiej strony od samego początku uważam, że choć to mało realne, administracja Trumpa uważa, że można zresetować relacje z Rosją. W ten sposób chce odciągnąć ją od Chin. To odwrotność podejścia Kissingera i administracji Nixona.
Teraz jest to próba zmiany relacji USA–Rosja. W tym, co pisał Axios, gdyby doszło do porozumienia, to kolejnymi krokami byłaby normalizacja ekonomiczna w relacjach, co jest zachętą dla Rosjan.
Uważam, że od zmiany administracji z Bidena na Trumpa wiele się zmieniło. Administracja Bidena nie miała strategii, jeśli chodzi o końcowe rozwiązanie wojny w Ukrainie. Z jednej strony jestem dumny z tego, że prezydent Biden twardo powiedział, że nie dopuści do dalszej rosyjskiej agresji, ale z drugiej strony uważam, że jego administracja zmarnowała czas i nie wypracowała żadnej wizji końcowego zwycięstwa.
Prezydent Trump co chwila mówi, że gdyby on był prezydentem, a nie Joe Biden, to do wojny by nie doszło. To jest ważny sygnał, że chodzi o zamknięcie tej operacji. Administracja patrzy na wojnę jako „bad deal”, który odwraca uwagę od innych priorytetów i pochłania zasoby.
Nie wiem, czy chodzi wyłącznie o Indo-Pacyfik. Ciekawe, że nadal nie opublikowano nowej strategii bezpieczeństwa. Możliwe, że wszyscy mówią o tym, iż nastąpi przesunięcie na Indo-Pacyfik, ale w mojej ocenie potencjalnie może dojść do drugiej opcji — sytuacji, w której Stany Zjednoczone mogą optować za obronnością hemisferyczną. Stąd mówienie o Grenlandii czy Kanadzie. To byłoby logiczne. Jeśli Stany Zjednoczone miałyby ograniczyć swoje rozmieszczenie wojsk zarówno na Atlantyku, jak i na Pacyfiku, muszą skupić się na hemisferze. Zresztą prezydent Trump próbuje pozbywać się wpływów rosyjskich i chińskich w naszej hemisferze (wojna z narkogangami w Wenezueli i Kolumbii). W takim kontekście dla administracji Trumpa dalsze wspieranie Ukrainy miałoby mały sens. I oczywiście Donald Trump podkreśla konieczność zakończenia wojny, żeby ograniczyć straty ludzkie. To jest cel, o którym bardzo często mówi.
Wracając do potencjalnego porozumienia, o którym mówiliśmy na początku, uważam, że bez wprowadzenia gruntownych modyfikacji tego, co początkowo zaproponowano, może ono drogo kosztować nie tylko Ukrainę, ale również Europę. Nie liczy się bowiem tylko liczba żołnierzy czy broni, jak liczy to Pentagon. Ważne jest także morale. Rosjanie, gdyby udało im się osiągnąć porozumienie, zostaliby nagrodzeni za agresję. Z ich punktu widzenia zwyciężyliby NATO. Taka narracja byłaby przedstawiona przez Putina społeczeństwu rosyjskiemu. W mojej ocenie byliby wtedy jeszcze bardziej skłonni do podejmowania ryzyka, jeśli chodzi o wymuszanie koncesji ze strony europejskiej.
Jak zareagowałoby społeczeństwo ukraińskie? Afera korupcyjna jest po prostu świństwem wobec ludzi, którzy siedzą w okopach, przelewają krew, a oligarchowie okradają środki, które powinny być przeznaczone dla żołnierzy do walki. Pytanie, co się stanie w samym państwie — co z Zełenskim? Próbuje ratować relacje z prezydentem Trumpem, ale nie sądzę, że mu się to w pełni udaje.
Patrząc na plan, można stwierdzić, że jest on próbą motywowania Rosji. Zawiera m.in. punkt dotyczący ewentualnej amnestii dla osób odpowiadających za zbrodnie wojenne. Czy nie jest to de facto próba rozmontowania istniejącego ładu i prawa międzynarodowego?
Ten ład zawalił się bardzo dawno temu. Rozumiem, skąd to oburzenie, ale od 2008 roku obserwujemy, jak Rosjanie krok po kroku używają siły militarnej, żeby uzyskać konkretne korzyści geopolityczne. Jak zareagowała Europa na inwazję na Gruzję? Nord Stream 1 dokończono. Później był Krym w 2014, a Niemcy spokojnie otworzyli Nord Stream 2.
Jestem daleki od traktowania poważnie wypowiedzi przywódców europejskich, kiedy mówią, że gwałcone jest prawo międzynarodowe. Prawo międzynarodowe jest dobre na tyle, na ile rządy są zdeterminowane je implementować. Jeśli się tego nie robi, to widzimy gangsterkę Putina, który uważa, że nie zapłaci żadnej ceny. Rosjanie formalnie chcą wpisać, że nie będzie nawet żadnych prób pociągnięcia ich do odpowiedzialności za popełnione zbrodnie.
My się tylko bronimy, natomiast cała inicjatywa jest po drugiej stronie. Patrzą na to Chińczycy i widzą, że absolutnie nie chcemy podjąć ryzyka. Rosjanie wlatują na teren NATO samolotami i dronami, a sekretarz generalny NATO mówi z dumą, że nie zestrzelimy tych rosyjskich samolotów, tylko będziemy je elegancko eskortować — i to ma być dowód naszej siły. Przepraszam, że tak powiem, ale to są bzdury. Powiedziałem kiedyś do jednego z niemieckich polityków: „Wy nie jesteście silni, wy jesteście tłuści”. Rosjanie patrzą na tę tłustą Europę, która nie jest w stanie się zmobilizować i miała „wakacje od historii” przez ostatnie 20 lat.
Stany Zjednoczone popełniły swoją serię błędów. Przygotowywaliśmy wojsko do tego, żeby walczyło z dżihadystami, jakby byli największym zagrożeniem dla USA, a w rzeczywistości oni nigdy nie byli egzystencjalnym zagrożeniem. Tego nie można porównywać do zagrożenia ze strony państw takich jak Rosja, Chiny, a nawet Iran czy Korea Północna.
Andrew A. Michta dla Defence24.pl, 25.11.2025 r.
Gdyby 10 lat temu powiedział mi Pan, że azjatyckie wojska (Korea Północna) będą biły się na teatrze europejskim i że nie ma żadnej odpowiedzi NATO, to bym nie uwierzył. Podejrzewam, że gdyby prezydentem był Ronald Reagan, a nie Joe Biden, to niedaleko Szanghaju przypłynąłby amerykański lotniskowiec i Amerykanie po prostu zażądaliby wycofania tych wojsk. To prawda, że prezydent Biden apelował do Pekinu, żeby naciskali na północnych Koreańczyków, ale nie było to poparte siłą, nie było zdecydowane… A co najważniejsze, obecność wojsk z Korei Północnej w tej wojnie, to jeszcze jeden dowód na to, że odstraszanie w Europie załamało się wielokrotnie.
Jeden z punktów planu dotyczy Polski. (Punkt 9. brzmi: Europejskie myśliwce będą stacjonować w Polsce). Jak można to interpretować? Przecież europejskie myśliwce są już obecne na naszym terytorium, czego pokaz mieliśmy choćby 10 września podczas akcji zwalczania rosyjskich dronów. Co za tym miałoby się zmienić?
Jest to dla mnie niejasny punkt. Z jednej strony można to interpretować w ten sposób, że broń europejska miałaby być wyprowadzona z Ukrainy i postawiona w Polsce, i innych państwach europejskich. Z drugiej strony może chodzi o dodatkowe samoloty? Nie wiadomo. Dla mnie najważniejszym elementem tego punktu jest to, że brakowało Polaków przy stole, a debatowano na temat tego typu rzeczy, w ramach tego porozumienia w ogóle. Widzieliśmy ostatnio, że Europejczycy negocjowali z Marco Rubio (Wielka Brytania, Niemcy, Francja). Polski jako kluczowego państwa flankowego nie było.
Jak poważnie podchodzić do kolejnej zapowiedzi zapewnienia gwarancji bezpieczeństwa? Czy są one jeszcze coś warte, tym bardziej że brakuje tu szczegółów?
Przepraszam, ale to są po prostu dyrdymały. Mówienie wcześniej przez Brytyjczyków czy Francuzów, że ich wojska mogłyby stacjonować na Ukrainie… Jakie wojska? Skąd one się wezmą? Potrzebna jest rotacja 1:3, żeby myśleć o czymś takim. Kto podejmie takie ryzyko? Rosjanie będą z nimi grali w kotka i myszkę…
Tu nie ma żadnych prawdziwych gwarancji bezpieczeństwa, jeżeli Stany Zjednoczone się w to nie zaangażują. Jeśli ten układ zostanie wymuszony, a nie będzie gwarancji ze strony USA, to gwarancji po prostu nie będzie. Wszystko sygnalizuje mi, że Stany nie chcą iść w takim kierunku.
Proszę pamiętać, że sekretarz Rubio też ma ograniczone możliwości. W końcowej analizie decyzję podejmie prezydent Trump. Sekretarz stanu Rubio stara się poprawiać porozumienie, ale musi być akceptacja przez prezydenta Trumpa.
Ale do prezydenta bliżej ma Witkoff…
Oczywiście, że tak. Ja myślę, że Marco Rubio jest w trudnej sytuacji. Tradycyjny Marco Rubio jest międzynarodowcem. Jest z tego rozdania republikańskiego, które patrzy na świat niemal w reaganowskim kontekście, czyli że Stany Zjednoczone powinny odgrywać rolę międzynarodową, ponieważ wzmacnia to dobrobyt i bezpieczeństwo kraju. Natomiast Witkoff to człowiek od nieruchomości, który w wywiadzie z Tuckerem Carlsonem niemal z podziwem mówił o Putinie…
Autor. White House
Problemem polityki USA wobec Rosji jest to, że prezydent nie ma wokół siebie ludzi, którzy rozumieją Rosję. Obawiam się, że niewielu ma również ludzi, którzy dobrze rozumieją Chiny i systemowe cele Pekinu. Wynika to z tego, że rozmontowano w Waszyngtonie tzw. deep state, który w poprzedniej kadencji Trumpa próbował kształtować jego politykę, czasem wręcz próbując ją blokować. USA nie mają dziś właściwie National Security Council w pełnym składzie. Rubio wypełnia tę rolę, ale zaplecza jest zbyt mało. Przyjdzie moment, że prezydent Trump będzie musiał zbudować własne zaplecze eksperckie. Ale to nie jest ten moment, a podejmujemy kluczowe decyzje.
Co w obecnej sytuacji powinna zrobić Europa?
Trzeba się zbroić, zbroić. Nie tylko w samoloty i czołgi, ale przede wszystkim chodzi o sensory, satelity i sposoby komunikacji. Nie uważam, że wyjście USA ze Starego Kontynentu jest bezpośrednim zagrożeniem, ale Europa musi mieć odpowiednie środki. Obserwacja rosyjskiego obszaru to domena amerykańskich technologii. W tej chwili udostępniamy Palantir, inne platformy, fińsko-polskie ICEYE. Bez tego Ukraina byłaby w bardzo trudnej sytuacji, podobnie Europa.
Nie ma „free lunch”. Przemysł zbrojeniowy w Europie jest zaniedbany. Postrzeganie poziomu zagrożenia jest podzielone. Uznaję, że prawdziwy przełom w Europie nastąpi dopiero, gdy rozmontowane zostaną rurociągi — dopóki tego Niemcy nie zrobią, jestem sceptyczny. Gdyby doszło do przymuszenia Ukraińców do przyjęcia porozumienia, to wkrótce po tym zaczęłby się „business as usual”. Kwestia podstawowa dla przyszłości bezpieczeństwa na Kontynencie to, czy jest prawdziwe przywództwo w Europie. Niestety, ja go nie widzę.



WIDEO: Norweskie F-35 i polskie F-16 w Krzesinach