Geopolityka
Chiny wysyłają coraz więcej samolotów w pobliże Tajwanu [KOMENTARZ]
Od zeszłego piątku z rejonu Indopacyfiku płyną niepokojące informacje o kolejnych dużych formacjach chińskich samolotów operujących w pobliżu Tajwanu. Tworząc tym samym obawy przed eskalacją i możliwością wybuchu konfliktu o szerszym spektrum i przełożeniu na sytuację międzynarodową. Warto więc spróbować zastanowić się skąd wzięła się taka aktywność Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej i jakie cele mogą temu przyświecać.
Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza zwiększa swoją obecność w powietrzu wokół Tajwanu, a na samej wyspie mają pojawiać się obawy odnośnie potencjalnie dalszej eskalacji działań władz w Pekinie. Trzeba bowiem pamiętać, że Chińska Republika Ludowa określa Tajwan mianem własnego terytorium i tzw. „zbuntowanej prowincji”. Wielokrotnie w przeszłości pojawiały się ze strony ChRL również groźby w zakresie możliwości sięgnięcia po argument siłowego zjednoczenia. Wracając do ostatnich dni musimy zaznaczyć, że już na 10 października jest zaplanowana duża defilada wojskowa, w tym pokaz lotniczy, mająca symbolizować wolę do obrony Tajwanu. Administracja prezydent Tsai Ing-wen stawia bowiem nie tylko na przekaz polityczny jeśli chodzi o kwestie obronne, ale dokonuje również licznych starań w zakresie zmiany systemu obronnego Republiki Chińskiej i modernizacji zasobów wojskowych. To zaś stanowi swego rodzaju wyzwanie strategiczne dla Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej, która bazuje na osiągniętej przewadze nad stroną tajwańską.
Co by nie mówić o zasobach Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej, to jednak wszelkie nowe kompetencje obronne Tajwańczyków przekładałyby się na zwiększenie ryzyka odnośnie planów strategicznych i operacyjnych Pekinu jeśli chodzi o potencjalną inwazję wyspy. Podnosząc koszt użycia inwazji lub jakiejś innej formy otwartego konfliktu dla Pekinu, szczególnie w ujęciu międzynarodowym. Albowiem chyba nikt nie zakłada, że takowe koncepcje nie są przygotowane i ćwiczone. Wyjątkowe jest jednak to, że już niemal każdego dnia można usłyszeć o kolejnych „rekordach” jeśli chodzi o liczbę samolotów chińskich sił powietrznych wlatujących w tajwańską strefę identyfikacji obrony powietrznej. ADIZ nie należy mylić z przestrzenią powietrzną nad samym Tajwanem, bowiem jest to wymiar szerszy pod względem geograficznym i nie można również poddawać się źle rozumianym narracjom jeśli chodzi o ADIZ. Stąd też to w pierwszej kolejności wyzwanie dla systemu obronnego samego Tajwanu.
W sumie od zeszłego piątku miało być odnotowanych 148 maszyn różnych typów należących do Chińskiej Armii Ludowo Wyzwoleńczej. Można to tłumaczyć w dwojaki sposób, przy założeniu, iż oba wyjaśnienia nie wykluczają się nawzajem. Pierwsze może być elementem szerszej gry strony chińskiej wobec całego Indo-Pacyfiku. I nie chodzi tylko o najbardziej sztampowe wskazanie na relacje chińsko-amerykańskie. Albowiem dzieje się to w momencie dość specyficznym dla Pekinu, gdyż pojawił się AUKUS, a sama Australia w jego kontekście planuje dysponować okrętami podwodnymi z napędem atomowym. Japonia i jej kluczowi politycy coraz głośniej mówi o potrzebach obronnych własnych, ale też we współpracy z innymi państwami regionu i nie szczędzi już komentarzy względem wspomnianej Chińskiej Republiki Ludowej. Co więcej, w regionie pojawiają się aktorzy europejscy, którzy przecież przez lata byli niejako urzeczeni kwestiami relacji ekonomicznych z Chinami i tym samym byli bardzo oszczędni w zakresie debaty o kwestiach wojskowych w tym regionie. W tym przypadku kluczowa jest brytyjska projekcja siły morskiej, ale nie tylko ona. Nie da się pominąć, że także Indie nadal debatują jak wzmacniać własne siły zbrojne w odpowiedzi na działania strony chińskiej na spornej linii rozgraniczenia. Klamrą, spinającą wspomniane powyżej (negatywne z punktu widzenia chińskich interesów strategicznych) czynniki definiujące architekturę bezpieczeństwa regionalnego jest pogłębianie się interoperacyjności w różnych układach regionalnych, bez Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej.
Czytaj też: Tajwan chce broń dalekiego zasięgu
Zauważmy, że tylko w dniach 2-3 października w pobliżu Okinawy wspólnie ćwiczyły Siły Morskiej Japońskich Sił Samoobrony, US Navy, Royal Navy (pojawić tam miały m.in. dwa lotniskowce: amerykański i brytyjski), marynarka wojenna Niderlandów, królewska marynarka wojenna Kanady oraz co ciekawe siły morskiej Nowej Zelandii. Należy bowiem zaznaczyć, że to ostatnie państwo uważa się za najbardziej liberalne jeśli chodzi o postawę wobec współczesnej polityki Chińskiej Republiki Ludowej w regionie. Wobec czego eskalacja sytuacji w przypadku relacji z Tajwanem może stanowić formę przypomnienia o potencjale chińskim oraz realności własnych żądań. Taka wersja byłaby de facto najbardziej optymistyczna, gdyż zawierałaby w sobie przekaz szerszej i bardziej skomplikowanej gry międzynarodowej.
Jednakże, nie można wykluczyć, że dostrzegamy stricte operacyjny wymiar tak zmasowanej akcji powietrznej. Przede wszystkim w kontekście działań pod progiem wojny, ale z wykorzystaniem sił zbrojnych, ukierunkowany na zadanie strat stronie tajwańskiej. Chodzi bowiem o koncepcję tzw. „wojny na wyniszczenie” z tajwańskimi siłami powietrznymi oraz systemem obrony przeciwpowietrznej na lądzie. Wlatywanie dużych formacji samolotów Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej miałoby bowiem wytworzyć niemal ciągłą presję na ludziach i sprzęcie należącym do tajwańskich sił zbrojnych. Obniżając gotowość bojową całego systemu obronnego, ale też drenując potencjalne środki finansowe, które finalnie musiałby być jakoś zabrane z puli budżetu na modernizację. Tajwan już teraz informuje, że dodatkowe 8,6 mld dolarów zamierza przeznaczyć w perspektywie pięcioletniej na systemy do zwalczania sił morskich przeciwnika. Szczególnie ważne mogą okazać się zakupy systemów rakietowych i nowych okrętów, pozwalających na realizację nowej koncepcji obrony Republiki Chińskiej.
Zakłada ona odchodzenie od symetrycznego starcia z Chińską Armią Ludowo-Wyzwoleńczą w celu pokonania przeciwnika, na rzecz stworzenia bardziej racjonalnego patrząc przez pryzmat potencjałów obu sił zbrojnych odstraszania. Bazowałoby ono na maksymalnym zwiększaniu strat potencjalnego przeciwnika przy utrzymaniu relacji koszt-efekt. Stąd rozwój własnego łańcucha produkcji pocisków rakietowych i wkomponowywanie jedynie w to systemu zakupów zagranicznych, tutaj mowa oczywiście w pierwszej kolejności o Stanach Zjednoczonych. Jak również modernizacji systemu szkolenia i przygotowania rezerw dla wojska, uzyskania większej nowoczesności w sferze floty samolotów F-16, itd.
Tajwański premier Su Tseng-chang zauważył, że obecna sytuacja stanowi w pierwszej kolejności wyzwanie dla Republiki i jej społeczeństwa. Albowiem jedyną drogą do obrony jest wzmocnienie własnego potencjału obronnego i zjednoczenie się obywateli wokół celów strategicznych w postaci efektywnego systemu obronnego. Bardzo celnie stwierdzając, iż jedynie wtedy, gdy sami Tajwańczycy pomogą sobie, mogą oczekiwać realnej pomocy od innych. Stąd też nie zaskakuje, że od początku rządów prezydent Tsai Ing-wen, mocno podkreślającej problematykę obronności i podchodzącej do niej bez utartych przez lata na Tajwanie schematów, Pekin raz po raz przypomina o swojej wizji regionu wysyłając kolejne zgrupowania samolotów bojowych.
Wideo: Rok dronów, po co Apache, Ukraina i Syria - Defence24Week 104