Siły zbrojne
Wojsko zainteresowane śledzeniem UFO [WYWIAD]
Rozmowa z Nickiem Pope, byłym pracownikiem brytyjskiego ministerstwa obrony o działaniach, jakie siły zbrojne USA i Wielkiej Brytanii podejmowały w celu wyjaśnienia pojawienia się niezidentyfikowanych obiektów latających (UFO) w przestrzeni powietrznej oraz o możliwościach w zakresie przyczyn i wyjaśnienia incydentów związanych z UFO.
Tomasz Nowak: We wrześniu 2019 roku ukazała się spora liczba publikacji w mediach, i reportaży telewizyjnych (CNN, Fox, itd.) o serii zdarzeń, która zyskała miano „Nimitz Encounters” [Spotkania Nimitz]. W listopadzie 2004 roku piloci US Navy twierdzili, że widzieli niezidentyfikowane obiekty latające w okolicy zachodniego wybrzeża USA. Ostatnio z kolei, Pentagon potwierdził autentyczność tych nagrań. Czy mógłby Pan przypomnieć najważniejsze fakty w temacie tego incydentu?
Nick Pope: Incydenty UFO związane z USS Nimitz szybko stały się najważniejszymi wydarzeniami tego typu w historii. Była to seria zdarzeń, która zaczęła się na początku miesiąca, gdy odnotowano kilkanaście przypadków śledzenia niezwiązanych ze sobą celów przez systemy radiolokacyjne krążownika rakietowego typu Ticonderoga, USS Princeton. Później, w ciągu tego samego miesiąca, pojawiły się raporty dotyczące serii radarowych i wzrokowych obserwacji, w tym również najsłynniejsza - dokonana przez doświadczonego i wielokrotnie odznaczanego pilota F/A-18 Super Hornet z US Navy - Komandora Por. Davida Fravora. Jak Fravor relacjonował, spostrzegł owalny, biały obiekt, który przypominał Tic-Taca. Obiekt śledzony był na radarze, wykonywał niezwykłe manewry, poruszał się z nadzwyczajną prędkością. Sfilmowano go w podczerwieni za pomocą kamery FLIR. Jedno z trzech nagrań upubliczniono. Fravor dodał, że nie wie czym, ten obiekt był, „ale chce zasiąść za jego sterami!”.
Czytaj też: „Mądrala” wrócił do służby po renowacji [FOTO]
W grudniu 2017 roku New York Times opublikował reportaż na temat tych incydentów, opisując to, jak Pentagon je badał. Tematem zajęła się tajna jednostka AATIP (Advanced Aerospace Threat Identification Program). Napisano miliony słów na ten temat. Jednak trzy fakty są tu istotne, które powinny zostać zapamiętane zanim zajmiemy się jakąkolwiek inną kwestią: po pierwsze, były to incydenty gdzie zaszła kombinacja rozpoznania wzrokowego, radarowego, oraz istnieją nagrania FLIR. Po drugie, US Navy skategoryzowała te obserwacje jako zdarzenia z udziałem obiektów UAP (Unidentified Aerial Phenomena - niezidentyfikowane zjawisko powietrzne). Terminu tego brytyjskie Ministerstwo Obrony używało, celem opisania zjawisk przez media i opinię publiczną nazywaną UFO. Po trzecie, obecnie Kongres prowadzi tajne odprawy na ten temat.
Mieliśmy także, parę lat później, drugą falę spotkań z UFO - tym razem na wschodnim wybrzeżu, w czasie podobnych manewrów morskich, z udziałem znacząco większej liczby pilotów.
Trzeba pamiętać, że incydent USS Nimitz był jednym z wielu spotkań amerykańskich samolotów wojskowych i UAP. W 2015 roku zdarzenia takie miały miejsce na wschodnim wybrzeżu, ale wiele innych również odnotowano. Tak naprawdę po 2015 roku miał miejsce dramatyczny wzrost liczby tego typu incydentów, co zmusiło US Navy do wydania, wcześniej tego roku, przewodnika dla personelu, instruującego marynarzy co robić w takim wypadku. Marynarka Wojenna Stanów Zjednoczonych potwierdziła wydanie takiego materiału, jednak odmówiła jego publikacji - jest tajny.
Jakie Pan ma zdanie, na temat wykrytych obiektów? Charakterystyka lotna tychże zdaje się zaprzeczać naszej wiedzy na temat praw fizyki.
Nadal nie mamy wystarczająco dużo danych na temat tego zjawiska, by dokonać definitywnej oceny tego, z czym mamy do czynienia. Niektóre kluczowe informacje techniczne w tym zakresie nadal pozostają nieopublikowane. Bardzo trudno zatem określić, czy charakterystyka lotna obiektów jest imponująca, czy też po prawdziwie nadzwyczajna, i niemożliwa do osiągnięcia nawet dla najbardziej zaawansowanych statków powietrznych, pocisków rakietowych, czy dronów.
Co sądzi Pan o sposobie przedstawienia tych wydarzeń opinii publicznej? Niektórzy z piewców teorii spiskowych są przekonani, że to tylko czubek góry lodowej, oczekują, że pojawi się dużo więcej informacji na ten temat.
Rozumiem te oczekiwania. Na przykład - każdy mówi o trzech, odtajnionych klipach video US Navy, gdzie samoloty ścigają UAP. Jednak wiemy, zwłaszcza dlatego, że US Navy sama to potwierdza, że takich spotkań było o wiele więcej. Będzie więcej materiałów video, no i mnóstwo tajnych dokumentów związanych z analizą wszystkich tych incydentów. Co więcej, wiemy, że przynajmniej 3 komisje kongresowe - Armed Services (Siły Zbrojne), Homeland Security (Bezpieczeństwo Wewnętrzne), Intelligence (Wywiad) - badają tę kwestię. Na pewno dowiemy się więcej.
Czy może być to - w ostatecznym rozrachunku - operacja psychologiczna, mająca na celu oszukanie na przykład chińskiego wywiadu, tak by ten uwierzył, że USA posiada jakieś superzaawansowane statki powietrzne?
Nie można tej możliwości wyeliminować. Czasami w pracy prowadzonej przez wywiad ukrywa się zdolności, które posiadamy, jednocześnie tworząc takie, których nie mamy. W ostatnim scenariuszu wywołamy przynajmniej zamieszanie, a państwo zainteresowane straci czas - ponieważ agencje wywiadowcze będą próbowały poskładać klocki w całość. W najlepszym wypadku wydadzą mnóstwo pieniędzy na badania i rozwój, próbując odtworzyć zdolność, która tak naprawdę faktycznie nie istnieje bądź może być niemożliwa do stworzenia.
Co więcej, fakt, że inne kraje są przekonane, że ktoś posiada skrajne zdolności, odgrywa również istotną rolę w procesie odstraszania. Wrogie państwo dwa razy pomyśli, zanim podejmie agresywne kroki wobec narodu, który, jak się zdaje, posiada technologie wojskowe wobec których nie istnieją skuteczne środki obrony. Jednym z najważniejszych i najciekawszych pytań dotyczących AATIP i spotkań US Navy z UAP jest to, które dotyczy percepcji tej sytuacji w Moskwie i Pekinie.
Co uważa Pan za najbardziej intrygujący, bądź najlepiej udokumentowany przypadek, w temacie doniesień o UFO?
Incydent w lesie Rendlesham zdaje się być najciekawszy i najlepiej opisany, podobnie jak incydent Cosford - fala obserwacji w Wielkiej Brytanii, która miała miejsce w okresie 6 godzin w 1993 roku. Belgijska fala lat 1989 i 1990 jest również bardzo interesująca. Istnieje wiele innych przypadków. Oczywiście, społeczność UFO nie musi dokonywać dowodu dotyczącego wielu przypadków - wystarczy jeden. To dlatego, że sceptycy muszą mieć rację zawsze. Osoby, które wierzą - im wystarczy mieć rację tylko raz.
Co ze spotkaniem w Wielkiej Brytanii - w Rendlesham Forest? Co o nim wiemy, prawie 4 dekady później?
Incydent w Rendlesham Forest to chyba najciekawszy przypadek w aktach na ten temat, jakie posiada brytyjskie Ministerstwo Obrony. Była to seria zdarzeń, która miała miejsce w ciągu trzech kolejnych nocy w grudniu 1980 roku. Większość świadków to amerykańscy wojskowi, którzy stacjonowali w 2 bazach: RAF Bentwaters oraz RAF Woodbridge. Nie były to wyłącznie świecące punkty na niebie. Pierwszej nocy coś wylądowało na ziemi, a następnie wzniosło się w powietrze (w lesie Rendlesham, położonym między dwiema bazami wojskowymi) zostawiając ślady na ziemi, ślady spalenizny na drzewach, oraz poziom promieniowania, który brytyjscy naukowcy później ocenili jako „znacznie wyższy niż średnie promieniowanie tła”. Obiekt śledził również radar, a trzeciego dnia wśród świadków znalazł się również zastępca dowódcy bazy, ppłk Charles Halt.
Pomimo szczegółowo prowadzonego śledztwa, brytyjskie Ministerstwo Obrony nigdy nie wypracowało definitywnego wyjaśnienia – wiem o tym, bo brałem udział w recenzji incydentu w 1993 roku. Po prawie 40 latach od tych zdarzeń incydent ten nadal pozostaje niewyjaśniony. Mogę powiedzieć Panu czym na pewno nie był - błędną identyfikacją, teorią spiskową, omamami psychologicznymi - jednak nie mogę powiedzieć, czym był. Sprawa ma status podobny do niewyjaśnionego przestępstwa w aktach policyjnych. O ile nie pojawią się nowe dowody lub świadkowie, pozostanie niewyjaśniona.
Fakt, że w bazie amerykańskiej w Rendlesham stacjonowała broń atomowa, nie jest powszechnie znany...
Nawet na emeryturze i nie pracując już w Ministerstwie Obrony, dożywotnio jestem związany zaprzysiężeniem dotyczącym materiałów tajnych - nie mogę ani potwierdzić, ani zaprzeczyć obecności broni jądrowej w danym miejscu lub czasie.
Czytaj też: Stany Zjednoczone: Pancernik do remontu
Istnieje szeroko rozpowszechniona wśród wyznawców teorii UFO opinia, że rząd USA wszedł w kontakt z pozaziemską technologią. Z Pana perspektywy - czy byłoby możliwe technicznie zrekonstruowanie czegokolwiek, co pochodzi od obcej cywilizacji?
Myślę, że tego typu inżynieria wsteczna byłaby trudna i prawdopodobnie niemożliwa do wykonania. We Wszechświecie, który ma prawie 14 miliardów lat, statystycznie mało prawdopodobne jest, że pierwsza z cywilizacji z którą wejdziemy w interakcje, będzie wyprzedzać nas jedynie o kilkaset lat. Prawdopodobnie będziemy mieć do czynienia z cywilizacjami wyprzedzającymi nas o miliony lat, a ich technologie będzie - zapożyczając cytat z Arthura C. Clarke - nieodróżnialne od magii. Wyobraźmy sobie np. bombowiec strategiczny B-2, który przenieśliśmy w czasie do epoki kamienia łupanego - i który w tej epoce się rozbił. Czy ludzie w tym okresie wiedzieliby, z czym mają do czynienia, nie mówiąc już o samodzielnej budowie takiej maszyny? Oczywiście, że nie. Przemnóżmy lukę technologiczną przez współczynnik tysięcy - i problem stanie się widoczny.
To prowadzi do kolejnego pytania - dlaczego nie wykryliśmy, jak dotąd, sygnałów radiowych ze strony obcych cywilizacji? Istnieją miliardy gwiazd i planet w naszej galaktyce? Dlaczego nie byliśmy, jak dotąd, w stanie wykryć jakiejkolwiek oznaki inteligentnego życia?
Wedle moich spekulacji, radioteleskopy którymi dysponujemy, nadal nie są wystarczająco potężne, biorąc pod uwagę odległości w kosmosie. Mam nadzieję, że radioteleskop z anteną o powierzchni 1 kilometra kwadratowego - Square Kilometer Array (SKA) - będzie wystarczająco potężny, by wykryć dowolną cywilizację w naszym małym wycinku drogi mlecznej. Oczywiście, naukowcy zaangażowani w projekt SETI będą musieli konkurować o wykorzystanie radioteleskopu z innymi radioastronomami. Jednak jest to chyba najlepsza szansa na rozwiązanie Paradoksu Fermiego - gdzie rozwiązaniem może być istnienie pozaziemskiego życia, jednak poza zasięgiem naszego wykrywania. Więc może być to odkrycie, którego spodziewałbym się w ciągu następnych kilku lat, po uruchomieniu SKA.
Czytaj też: Pazury dla amerykańskich śmigłowców przyszłości
W powieściach SF, Operation Thunder Child oraz Operation Lightning Strike, opisuje Pan spotkanie z obcymi. Jakie mogłyby być gospodarcze i polityczne konsekwencje takiego kontaktu?
Jest tu wiele zmiennych - np. to czy kontakt będzie otwarty, czy ograniczony; Mamy do czynienia z inwazją, czy z łagodną interakcją? Praktycznie niemożliwe jest określenie, co mogłoby się stać w rzeczywistym świecie. Największą konsekwencją polityczną byłoby zachwianie pozycji ludzkości u szczytu łańcucha pokarmowego. Tym samym, wytyczne polityczne zostałyby obalone. Rządy swój autorytet tworzą na podstawie projekcji władzy, pojawiłaby się jednak nowa, dominująca siła, z którą należałoby sobie poradzić. Mielibyśmy do czynienia również ze znacznym przewrotem ekonomicznym, jeżeli ludzkość poznałaby całkowicie nowe technologie, które mogłyby z kolei zrewolucjonizować wiele różnych aspektów dzisiejszego społeczeństwa, jak służbę zdrowia, transport, czy też wojsko.
Czytaj też: Wojska USA zostaną w Afganistanie na dłużej?
Czy mielibyśmy jakiekolwiek szanse, jeżeli obca cywilizacja okazałaby się wroga?
Mimo obrazy kreowanego w filmach science-fiction, jeżeli w rzeczywistości spotkalibyśmy się z inwazją obcych, ludzkość nie miałaby żadnych szans. Prawdopodobnie mielibyśmy bowiem do czynienia z cywilizacją w rozwoju wyprzedzającą nas o miliony lat. Mielibyśmy do czynienia ze scenariuszem pt. łuki i strzały przeciwko samolotom stealth, jednak z luką technologiczną daleko wykraczającą poza nawet powyższe, przykładowe okoliczności. Taka obca cywilizacja potraktowałaby Ziemię jak orzecha do zgniecenia, wciągnęła by ją przez przysłowiowe dziurki w nosie.
Pisarz Arthur C. Clarke pewnego razu stwierdził: „Istnieją dwie możliwości, albo jesteśmy we Wszechświecie sami, albo nie. Obie są równie przerażające.” Może lepiej jednak w nieznanym wszechświecie się ukrywać?
Może być to lepsza opcja, jednak nie jest praktyczna, a dziś jest już za późno - nasza cywilizacja od dekad pozostaje wykrywalna, z uwagi na nasze transmisje radiowe i telewizyjne, jak i z powodu działania pewnych systemów radarowych. Nie możemy dżina schować z powrotem do lampy. Musimy podjąć wyzwanie i mieć nadzieję na najlepsze.
Czytaj też: USA: projekt "superdziała" na zakręcie?
Nad jakimi projektami obecnie Pan pracuje?
Obecnie pracuję nad szeroką gamą projektów, skupiając się na produkcjach filmowych i telewizji. Ponieważ badałem UFO na zlecenie rządu, media często przychodzą do mnie, prosząc bym był ich ekspertem w temacie - biorę udział w wielu wywiadach w programach informacyjnych czy dokumentalnych. Ponadto, stworzyłem i pracuję nad kilkoma dokumentami telewizyjnymi we własnym zakresie. Pisuję również artykuły dla różnych gazet - nie tylko o UFO, ale w ogólnym ujęciu o sprawach niewyjaśnionych i na temat teorii spiskowych. No i moja ostatnia książka - Blood Brothers - to thriller o Wojskach Specjalnych i wywiadzie, polujących na terrorystów. Pomimo że fikcyjna, potrzebowałem upoważnienia bezpieczeństwa ze strony Ministerstwa Obrony Wielkiej Brytanii, z powodu pewnych innych zadań jakie wykonywałem obok badań i śledztw dotyczących UFO. Innym z bieżących priorytetów jest ekranizacja książki do formy filmowej, lub stworzenie miniserialu na jej podstawie.
Dziękuję za rozmowę.
Nick Pope 21 lat pracował w brytyjskim Ministerstwie Obrony. W ramach swojej kariery pracował w Centrum Operacji Połączonych podczas Wojny w Zatoce Perskiej - tam prowadził briefingi w Air Force Operations Room. Opuścił brytyjski resort po ostatnim etapie kariery - służył jako Zastępca Dyrektora w Dyrektoracie Obronności i Bezpieczeństwa [Directorate of Defence Security].
Od 1991 do 1994 roku Nick Pope pracował w dziale, o nazwie Secretariat (Air Staff). Tam, w ramach swoich obowiązków badał i prowadził dochodzenia w zakresie niezidentyfikowanych obiektów latających (UFO), wzorem amerykańskich prac w tym zakresie podjętych w ramach projektu USAF Blue Book. Mimo iż większość obserwacji stanowiła błędną identyfikację znanych obiektów i zjawisk, część z nich wymykała się jakiemukolwiek, konwencjonalnemu wyjaśnieniu. Dotyczy to przypadków, gdzie świadkami byli piloci, oficerowie policji i personel wojskowy, przypadków gdy UFO śledziły radary, czy też przypadków bliskich przelotów UFO w pobliżu samolotów cywilnych. Nick Pope nie zajmuje żadnego stanowiska w odniesieniu do prawdziwej natury zjawiska UFO. Jest w stanie jednak przyznać, na bazie oficjalnych, podjętych przez niego badań i śledztw, że wiążą się z nim istotne kwestie w obszarze obronności, bezpieczeństwa narodowego, jak i bezpieczeństwa w lotnictwie.
"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie